Dariusz Kozłowski Dariusz Kozłowski
1314
BLOG

Nie będziemy umierać za Kijów

Dariusz Kozłowski Dariusz Kozłowski Polityka Obserwuj notkę 21

 

 

 

Od dwóch dni, gdy tylko chcę coś przeczytać na „Salonie24”, pojawia mi się w okienku skwaszona od upału fizis Igora Janke a z głośniczków raz po raz dobiega jego głos obwieszczający mi, że „Zachód w kwestii Ukrainy jest coraz bardziej ospały, leniwy i, w najlepszym razie, naiwny” (cyt. z pamięci ) Ciekawe kiedy - zastanawia się dalej redaktor Janke – Rosjanie [dzięki takiej właśnie postawie Zachodu] wkroczą do Kijowa?

Już kiedyś odpowiadałem właścicielowi tego gadającego konterfektu na podobnie sformułowane pytanie i nie planuję natrętnie się powtarzać, może jedynie tezę, że Zachód, a dokładniej jego zachodnioeuropejskie kręgi polityczne, wcale nie jest w tej kwestii tak naiwny, jak się często sądzi, a jego domniemane lenistwo ma tu niewiele do rzeczy. Europa Zachodnia po prostu od początku konfliktu nie miała zamiaru wspierać Ukrainy inaczej niż iluzorycznie i werbalnie. NIe miała żadnego sprecyzowanego planu wobec Niej. Teraz, w obliczu regularnej wojny w Zagłębiu Donieckim, i po jak ktoś napisał „malezyjskiej Luzytanii” jej pogląd (właść. wiązka poglądów) i tak mocno ewoluuje, jednak przekonania do zdecydowanego wsparcia Ukraińców nadal w Europie po prostu nie ma.

Amerykańscy i Francuscy wyborcy z trudem rozróżniają Polaka od Rosjanina, ci bardziej światli, wiedzą, że Polacy, to prawdopodobnie tacy katolicy, co to kiedyś mordowali Żydów, a Rosjanie piszą piękne symfonie i dobrze grają w szachy. Ukraińców od Rosjan wyborca ów z reguły nie odróżnia wcale, a jeśli posiadł aż tak subtelną wiedzę, to pochodzi ona pewnie sprzed kilku zaledwie dni. Głębsze zaangażowanie się jego rządu w obronie jakiś tajemniczych, niedźwiedziowatych Ukraińców byłoby dla niego kompletnie niezrozumiałe i pachniałoby klęską wyborczą ekipy, która poważyła by się na takie brewerie. Wytworzenie atmosfery politycznej umożliwiającej realną pomoc odległemu krajowi w trakcie konfliktu zbrojnego, to proces dość żmudny. Demokracja faktycznie ma swój timing, który Igor Janke, pewnie dla uproszczenia, nazywa „ospałością”, więc nawet jeśli zrozumienie, kto jest za wschodnią granicą Unii sprzymierzeńcem a kto wrogiem, wyrobi się i utrwali, minie sporo czasu. Poszczególne państwa muszą po prostu przyjąć, że są to procesy czasochłonne i tę wiedzę wkomponować w swoją politykę zagraniczną. Pamiętamy przecież, kompletnie zresztą zakłamaną, kampanię propagandową przed interwencją w Iraku (what's the hell this Ajrack?) Nawet tamta mistyfikacja, oddziaływująca na najsilniejsze emocje, wzbudzająca stany lękowe, musiała potrwać kilka miesięcy, a jej efekty „ucukrować się” i „uklepać”. Można to nazwać „ospałością”, ja myślę raczej o luce wolicjonalnej, która jest zwyczajnym mechanizmem obronnym. Gdyby jej nie było, co drugi ambitny generał mógłby rozpętać wojnę. Teraz, ten proces w aspekcie postrzegania agresywnej polityki Rosji nb. powinien trochę przyspieszyć.

Ale na czym miałoby właściwie polegać to europejskie zaangażowanie na Wschodzie? Przecież nie szykujemy się do wojny Rosją. Polityka wobec mocarstwa nie może być tak dwubiegunowa, jak chciałby Donald Tusk po 10/04 (Albo miłość i bezwzględne zawierzenie albo wojna i… szlus). Szykujemy się – jako Zachód – zaledwie, albo raczej aż, do zmiany perspektywy patrzenia na Świat, do ponownego uznania Rosji za politycznego przeciwnika, do przebudowania geostrategii i być może pewnego przebiegunowania regionalnych sojuszy. Wydaje się, że Ukraińcy, mogą obecnie uzyskać co najwyżej odrobinę pomocy materialnej (zapewne na poziomie kilkunastu procent pomocy dla Grecji), technicznej (choć raczej nie w aspekcie wojskowym) i może „po wielkiemu cichu”, logistycznej. Więcej dopiero za rok, dwa, ale to będzie zależeć bardziej od działań Włodzimierza Włodzimierzowicza, niż od nich samych.

Mieszkaniec Zachodu to typowy homo oeconomicus Rosjanin zaś homo imperialis, gdy rozmawiają ze sobą przedstawiciele tak różnych gatunków, skłonni są do przypisywania drugiej stronie całkiem nieprawdziwych intencji. Stąd wynika sporo nieporozumień, ochoczo podtrzymywanych przez płatnych i platonicznych przyjaciół Rosji (w typie naszego (?) ambasadora Cioska). Ileż to razy słyszeliśmy, że Rosja to normalny kraj i trzeba z nią normalnie handlować. Ale jak tu „normalnie handlować” z gospodarką wojenną, tego nie tłumaczą. Już nie prosty wyborca, ale poważny, zachodni działacz gospodarczy, posiadający, choćby tylko pośredni, dostęp do decydenckiego ucha, głęboko wierzy, że Rosja, to potężny kraj i gigantyczna gospodarka, kierująca się pojęciami zysku i straty. Pamięta jeszcze podobne opinie z czasów ostatniej „zimnej wojny”. Informacja, że cała ta potęga to niewiele więcej niż 10% gospodarki amerykańskiej czy europejskiej nie przebiła się do jego świadomości. Rosja jest wielka i bogata – powiada – tak bogata, że uszczuplenie handlu z nią może rozłożyć na łopatki interesy Zachodu. Wie to, bo sam kiedyś coś tam sprzedał Rosjanom a ci się nawet nie targowali. Dziennikarze zachodni, wspierani czasem przez dziwne fundacje, podtrzymują tezę o nadzwyczajnej randze tej gospodarki. A jednak, upieram się, że politycy niemieccy, francuscy i angielscy bardzo dobrze wiedzą jak wyglądają realia i na co stać Putina, …tylko co z tego!? Choćby nawet cała Armia Czerwona, wraz z czternastoletnimi kadetami, doszła jutro do Lwowa, nikt nie będzie się ani o gram, czy Newton, mocniej angażował po stronie Ukraińskiej. Można Poroszence dać kilka miliardów na procent, czemu nie? Można go wesprzeć moralnie, ale umierać, albo co gorsza zrezygnować z deseru, za jakiś Donieck czy Kijów, to już gruba przesada. My tę lekcję przerobiliśmy w 1939 r. i powinniśmy ją jeszcze z grubsza pamiętać. A myśmy mieli przecież podpisane pakty, byliśmy odróżnialni od wroga a teatr wojenny był względnie blisko Zachodu, tego prawdziwego, bo obecny konflikt jest zaledwie blisko nas.

Skoro opinia publiczna jest w „demokracjach” tak ważna, to jakie szanse ma Ukraina?. Otóż, żeby zasłużyć na miano pełnowartościowego, cywilizowanego narodu nie wystarczy nawet dysponować kartą członka Unii i NATO. Może nawet lepiej od tych afiliacji mieć dziesięć zespołów muzycznych na listach przebojów i dziesięciu sławnych aktorów. Trochę teraz drwię, ale wślizgnięcie się peryferyjnego narodu do „cywilizacji centrum” to już wyższa szkoła jazdy dla jego marketingu politycznego. Przypomnę, że Niemcy w czasie drugiej wojny światowej jakoś nie dopuszczali się w Zachodniej Europie tak monstrualnych zbrodni jak u nas czy w Rosji. Gdy duńskim Żydom nakazano nosić opaski z Gwiazdą Dawida, Król Christian X założył ją jako pierwszy a za nim większość społeczeństwa. Mimo szeroko opisywanej „wściekłości okupanta” masowych rozstrzeliwań, nawet aresztowań nie było. Holendrom zabrano tylko rowery a i tak jest to w Niderlandach pamiętane Niemcom do dziś. Tamte ziemnie zasiedlali bowiem ludzie ze znanej Niemcom „kulturalnej zagranicy” należący do „ich cywilizacji”. Polaków i Rosjan; znaczy takich „człowiekowatych” zaś „cywilizowano” przy pomocy Gestapo. Jak teraz wygląda postrzeganie Polski, trudno powiedzieć, pewnie opinie są podzielone, ale w sprawie Ukraińców, raczej nie ma wątpliwości, to wciąż „inni ludzie”. Ukrainie nie uda się więc łatwo zmobilizować opinii publicznej. Jeśli to nastąpi, to zrobi to raczej Putin, jako działanie kontrproduktywne.

Amerykanie patrzą na Rosję inaczej niż Europejczycy, zresetowany Imperator zagrał im na nosie w Syrii, a oni takich wybryków wyjątkowo nie lubią. Zbyt wiele porażek na arenie międzynarodowej stwarza kiepską perspektywę wyborczą, a trzeba też bronić pozycji dolara na rynkach, bo jeśli świat postanowi, w chwili ich nieuwagi, rozliczać się przy pomocy innej waluty, to Stany szybko zaczną bankrutować. Dlatego Amerykanie są skłonni nacisnąć Putina mocniej, a Obama brzmi dźwięczniej niż Merkel. Wygląda na to, że Putin już dostał łatkę z napisem mr. Bad Guy i łatwo jej się nie pozbędzie.

Kiedy jednak Rosjanie wkroczą do Kijowa? Może warto jednak odpowiedzieć Igorowi Janke. …Otóż, nie wkroczą. Agenda rosyjska w sprawie ukraińskiej jest znana, wielokrotnie przewijała się przez wypowiedzi komentatorów, omówił ją zresztą publicznie, choć półsłówkami, sam Wielki Imperator. Kijowa, ani zachodniej Ukrainy w tej agendzie nie ma, głównie zresztą, ze względu na nieprzyjazną Rosji postawę mieszkańców tych ziem. („A niech sobie tę faszystowską swołocz bierze na kark Polsza” – pamiętamy to jeszcze?) Putin z pewnością nadal interesuje się okręgami: charkowskim, donieckim i ługańskim, gdzie opcja rosyjska, mimo naszych zaklęć, ma duże poparcie, oraz całym wybrzeżem wraz z Chersonem i Odessą. Optymalnym celem „na kierunku południowym” jest połączenie się z Naddniestrzem. Jeśli więc Zachód chciałby być skuteczny w polityce z Rosją, powinien dążyć do całkowitej demilitaryzacji Naddniestrza, i w konsekwencji do ewakuacji ludności rosyjskiej z tej części Mołdawii (a być może w przyszłości Rumunii). Dla Ukrainy byłaby to spora ulga. Może więc może deal; uznajemy po cichu aneksję Krymu w zamian za Naddniestrze, byłby kiedyś (bo przecież z pewnością nie dziś) do przyjęcia dla stron konfliktu?

Na koniec kilka słów o polityce Putina. Nawet w Polsce spotyka się głosy, że z punktu widzenia Rosji, jest ona rozsądna i konsekwentna. Na razie w jej wyniku Rosjanie uzyskali Krym, który faktycznie i tak kontrolowali wcześniej. Krym oczywiście jest malowniczy i przyjemnie go posiadać, jednak trudno zrozumieć cenę jaką zdecydowali się za niego zapłacić? Awans z partnera na przeciwnika Ameryki, stworzenie sobie około trzydziestu milionów zaciekłych wrogów na Ukrainie i jeszcze paru w samej Rosji, to nie lada wyczyn. Ukraińcy nie należą do „ospałego Zachodu”, mają swoją dynamikę i potrafią wiele poświęcić dla imponderabiliów. Oni przetrwają głód i chłód, i znienawidzą Rosjan całym sercem, tak jak tylko człowiek wschodu potrafi. A mnie się zdaje, że Rosja bez większego trudu mogła mieć w Ukrainie silnego sojusznika, że prawosławie, ilość mieszanych małżeństw, bliskość językowa, dawały szansę na posiadanie takiej „przyjaznej zagranicy” z komplementarną gospodarką i, w przyszłości z sojuszem wojskowym. Teraz to już – szczęśliwie dla nas niemożliwe. Politykę Putina postrzegam więc jako nieroztropną, wynikająca wyłącznie z kinetyki resortów siłowych ale nie prowadzącą do odtworzenia imperium, raczej wybudowania sobie twierdzy, by się bronić przed urojonym oblężeniem. Procesy, które zostały uruchomione przez Putina, lub raczej wraz z jego intronizacją, są bardzo trudne do wyhamowania, dlatego w kwestii Rosji optymistą nie jestem.

Polecam się: Dariusz Kozłowski. Cała Nadzieja w korupcji. Felietony i rysunki. Łomianki, Wydawnictwo LTW, 2013, s. 208. Zamówienia: http://www.ltw.com.pl, tel. +48 22 751 25 18 Drodzy komentatorzy, na tej stronie zwalczam przejawy braku szacunku dla bliźniego. Szacunek jest ważny skoro nie umiemy kochać. Myślenie grupowe i partyjnictwo - niemile widziane. Zapraszam wszystkich z ambicjami do suwerenności. Arnold i Polinezja Etiopskie drogi: Odcinek 1 Odcinek 2 Odcinek 3 Odcinek 4 Odcinek 5 Odcinek 6 Odcinek 7 Odcinek 8 Odcinek 9 Odcinek 10 Odcinek 11 Odcinek 12 Odcinek 13 Odcinek 14 Odcinek 15 Odcinek 16 Odcinek 17 Odcinek 18 Odcinek 19 Filipiny: Ania i Józef, czyli seks w małe wiosce Grobowce z pełnym wyposażeniem Synkretyczny taksówkarz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka