Powstańcy ze Zgrupowania "Krybar" na rogu ulic Kopernika i Konopczyńskiego. Początek sierpnia 1944 r. Autor nieznany, MPW.
Powstańcy ze Zgrupowania "Krybar" na rogu ulic Kopernika i Konopczyńskiego. Początek sierpnia 1944 r. Autor nieznany, MPW.
Bogna Janke Bogna Janke
1351
BLOG

Powstanie Warszawskie | Konkurs Salon24

Bogna Janke Bogna Janke Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

 

Zbliża się 70. rocznica Powstania Warszawskiego. Autorzy najlepszych tekstów o Powstaniu, które zostaną opublikowane w Salonie24 od dziś do 3 sierpnia włącznie, otrzymają książkę, której nigdzie nie można kupić. Pisałam o niej w mojej poprzedniej notce.

Poniżej kolejny fragment powstańczych wspomnień Marii Zatryb-Baranowskiej, sanitariuszki szpitala polowego przy ul. Konopczyńskiego w Warszawie.

W owych tygodniach Powstania kalendarz przestał istnieć. Dni straciły nazwy i liczby, nie było niedziel, czas mierzyło się godzinami strzelaniny i ataków, przerwami między hukiem bomb i rykiem „krów” , które działały z regularnością zegarka. Budząc się w nocy, po nasileniu i rodzaju strzelaniny można było określić godzinę. Ale który to dzień tygodnia czy miesiąca – na to odpowiedź była o wiele trudniejsza.

W zaułku naszym - otoczonym domami, lecz jednocześnie narażonym na ostrzał ze wszystkich stron – wrzało życie. W każdej z bram patrzących z góry na Powiśle, były barykady. Ziemia, płyty chodnika, worki z piaskiem – wszystko to spiętrzone służyło naszej obronie. Na każdej z barykad dniem i nocą czuwały posterunki.

Bladzi, wychudli mężczyźni w cywilnych ubraniach, z biało - czerwonymi opaskami na rękawach, z jednym granatem w ręku, a drugim w kieszeni, strzegli szpitala. Bo naokoło byli Niemcy. Na Oboźnej i na Dynasach, na Krakowskim Przedmieściu, przy kościele św. Krzyża i na Uniwersytecie. I za naszymi plecami, na mostach, w Alei 3 Maja i na Wybrzeżu Kościuszkowskim. Wdzierali się nieraz raptem w środek naszej placówki, jak właściwie miało to miejsce w słoneczny, spokojny poranek, gdy z zabłąkanej na naszą ulicę pancerki wzięto do niewoli ciężko rannego sierżanta dywizji SS „Wiking” – Hermana Hassa  (14 sierpnia).

Dzień w dzień wczesnym rankiem, na małym placyku przed szpitalem zbierała się grupka kilkudziesięciu powstańców na apel i musztrę. Po pieśni „Kiedy ranne” – odśpiewanej zgodnym chórem – rozpoczynały się ćwiczenia, które, gdyby nie tragizm sytuacji, wzbudzałyby huragany śmiechu. Pełni zapału, ale nie mający żadnego przećwiczenia chłopcy wyczyniali dziwy. Na komendę „w prawo zwrot!” każdy obracał się w inną stronę. O zaskakiwaniu czwórkami lub łamaniu się w dwójki mowy być nie mogło. Lecz gdy padło hasło „do ataku!”, ta niesforna i zdało się niezdarna garstka szła z furią, ściskając  w rękach granaty.

Z „wypadów” wracali wlokąc zawsze za sobą jakichś rannych, lecz niejednokrotnie zwycięscy, osiągnąwszy zamierzony cel. Dźwigali nieraz zdobytą broń i amunicję, jakieś przedziwne maszyny, „miotacze ognia”, którymi później znów ćwiczyli na placu.

Ruch w naszym zaułku był wielki. Tu w ogromnych nowoczesnych blokach domów mieściły się sformowane ad hoc najrozmaitsze powstańcze komitety. Tu przychodziły setki pogorzelców i wyrzuconej z innych dzielnic Warszawy ludności, a ogromne domy przygarniały gościnnie. Tędy wreszcie biegła trasa z ulic Kopernika, Oboźnej i Sewerynów na Tamkę, gdzie pod numerem 45 mieścił się jeden z oddziałów sztabu AK.

Od rana do wieczora snuły się więc grupy cywilów i powstańców, kobiet i dzieci. Dzieci całymi gromadami bawiły się w słoneczne dni na tym na pozór bezpiecznym placyku. Takie to były ranki!

Południa były jeszcze gwarniejsze. Do nieustannej wrzawy ludzkiej, do stałego stukotu strzałów karabinowych i huku niedalekich bomb dołączał odgłos radia.

Radio to był nieomylny znak wolności – nareszcie po pięciu latach milczenia znów się odezwał. Na ulicach w miejscu „szczekaczek” odzywały się komunikaty z Londynu. Mówiły one długo i szczegółowo o sytuacji na froncie zachodnim, a także o tym, że wojska sowieckie są o 50 km od Krakowa – lecz milczały jak zaklęte o froncie podwarszawskim. Rozpływały się w superlatywach nad męstwem, dzielnością, bohaterstwem powstańców i całej ludności Warszawy. Śpiewano nam co dnia „Chorał” („Z dymem pożarów...”) jak marsz żałobny nad trupem żyjącego jeszcze przecież miasta, lecz o pomocy milczano wytrwale. Ludzie - gnani   co dzień z nieokreśloną nadzieją pod głośniki radiowe – odchodzili osowiali, zawiedzeni. Aż wreszcie „Barykada Powiśla” bluzgnęła wierszem zjadliwym i gorącym: „Nam ducha starczy dla nas i starczy go dla Was! Oklasków nie trzeba! Żądamy amunicji!” – krzyczał rozpaczliwie powstańczy poeta.


 

Bogna Janke
O mnie Bogna Janke

Z zawodu i pasji jestem dziennikarką. Pracowałam w Polskiej Agencji Prasowej, TVN24, wydawałam lokalny tygodnik Gazeta Południa. Przez 15 lat byłam współwłaścicielką portalu Salon24 i prezesem spółek. Założyłam i prowadziłam Fundację Warszawskie Szpitale Polowe. Przez rok byłam sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Więcej informacji o mnie na stronie: bognajanke.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura