Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk
695
BLOG

Janicki karze za refleks

Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk Polityka Obserwuj notkę 3

Dziś w Biurze Ochrony Rządu toczy się postępowanie dyscyplinarne przeciw doświadczonemu funkcjonariuszowi.


 

Sierpień, jedna z warszawskich ulic: w czarne bmw, którym jedzie szef Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, uderza citroen. Po kilkunastu minutach na miejscu wypadku jest już ekipa BOR. Finał akcji? Dziś w Biurze Ochrony Rządu toczy się postępowanie dyscyplinarne przeciw doświadczonemu funkcjonariuszowi - kierowcy, który błyskawicznie zareagował na wypadek auta z osobą ochranianą na pok

 

Do zdarzenia doszło w drugiej połowie sierpnia. W czarne bmw, którym po ulicach Warszawy jechał na sygnale przewodniczący Parlamentu Europejskiego, były premier Jerzy Buzek, uderzył citroen. Limuzyna Buzka, jadąc na sygnale, wpadła na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Kierowca citroena, wyjeżdżający z ul. Żelaznej, nie zauważył auta i uderzył w bok limuzyny. Samochód Buzka został unieruchomiony. Na rozkaz przełożonych natychmiast po uzyskaniu informacji o kolizji na miejsce zdarzenia udały się jednostki Biura Ochrony Rządu. Jednym z aut jechał kierowca BOR, funkcjonariusz z piętnastoletnim stażem.

Wspólnie z nim jechał jego dowódca. Kierowca jechał szybko, nie przekraczając jednak dozwolonej prędkości, dopuszczalnej w miejscu zabudowanym. Chcąc jak najszybciej dojechać na miejsce wypadku, w pewnym momencie musiał zjechać z pasa jezdni na torowisko. Było to bezpieczniejsze niż wymuszanie miejsca na pasie między innymi samochodami.

Całe zdarzenie miało miejsce w godzinach szczytu - ulice stolicy są wtedy bardzo mocno zatłoczone. Kierowca, który jechał na sygnale świetlnym i dźwiękowym, nie zareagował na sugestię dowódcy, by w pewnym momencie zmienić pas ruchu. W BOR przeciwko kierowcy toczy się teraz postępowanie dyscyplinarne w sprawie odmowy wykonania rozkazu lub polecenia służbowego.

Wszczął je gen. Marian Janicki w oparciu o rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 27 maja 2002 r. w sprawie warunku i trybu przeprowadzania postępowań dyscyplinarnych wobec funkcjonariuszy BOR. Chodzi konkretnie o par. 6 pkt 1 odnoszący się do naruszenia dyscypliny służbowej, za które funkcjonariusz ponosi odpowiedzialność dyscyplinarną. Konsekwencją może być nawet wydalenie ze służby. Generał Janicki ma doświadczenie w imputowaniu swoim podwładnym błędnej ścieżki działań.

W czerwcu "Nasz Dziennik" opisał list do gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych, w którym szef BOR sugerował, że "dogmatyczne przestrzeganie zasad przez pilotów nie może godzić w oczekiwania najwyżej usytuowanych w hierarchii państwowej osób". Chodziło o rozluźnienie reżimu zasad bezpieczeństwa na pokładzie rządowych samolotów.


Z naszych informacji wynika, że samochód z funkcjonariuszami BOR przybył na miejsce zdarzenia w ciągu dziesięciu minut od otrzymania informacji o wypadku. Osobę ochranianą ewakuowano. Zdaniem płk. Andrzeja Pawlikowskiego, byłego szefa BOR, w przypadku jakiegokolwiek zdarzenia, w centrum którego znajduje się osoba ochraniana, zawsze trzeba brać pod uwagę tzw. czynnik wtórny. Zdarza się, że po wypadku pasażerowie czują się względnie dobrze - z pozoru wydaje się, że nie doznali żadnych urazów. Dopiero po kilku minutach okazuje się, że wymagają natychmiastowej pomocy medycznej. Poza tym istnieje zawsze potencjalne zagrożenie działania ze strony tzw. osób trzecich. A także zagrożenie wycieku paliwa czy oleju z auta, co może spowodować zwarcie instalacji elektrycznej, a w ostatecznym efekcie - pożar.

Jak zaznacza Pawlikowski, priorytetem dla funkcjonariusza BOR jest zawsze jak najszybsze dotarcie na miejsce zdarzenia. Oczywiście mając na uwadze wszystkie reguły bezpieczeństwa ruchu drogowego. Poruszając się w ruchu drogowym, BOR korzysta z szeregu uprawnień - chodzi o samochody uprzywilejowane, tj. takie, które poruszają się na sygnałach świetlnych i dźwiękowych.

Do takich należą też karetki pogotowia. Jednym z uprawnień jest właśnie to, że samochód taki może przejechać po torowisku, po przejściu dla pieszych i po chodniku - kiedy nie ma możliwości, by normalnie jechał po jezdni (na przykład gdy ulica jest zakorkowana). - Od sprytu i refleksu kierowcy zależy, by tak ominąć inne pojazdy, by dotrzeć tam, gdzie się udaje - ocenia Pawlikowski


W Biurze Ochrony Rządu była już sytuacja, gdy kierowca usłuchał sugestii siedzącego obok dowódcy (wykonał polecenie tzw. prawego). I miało to opłakane skutki. Auto BOR zderzyło się z samochodem nadjeżdżającym z przeciwka. Dowódca potem wszystkiego się wyparł.

- Jeżeli w BOR w ten sposób postąpiono, czyli po właściwej realizacji zadań, jakie zostały postawione przed funkcjonariuszem, który wyruszył na miejsce zdarzenia, a który w mojej ocenie spełniał swoje zadania prawidłowo, wręcz perfekcyjnie, wszczyna się postępowanie dyscyplinarne, to moim zdaniem coś jest nie tak z tą instytucją - ocenia płk Andrzej Pawlikowski. 


Funkcjonariusze BOR z pionu transportu, z którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", mają poważne obawy, że incydent z wszczęciem postępowania dyscyplinarnego wobec ich kolegi ostudzi ich zapał do szybkiej reakcji w sytuacjach kryzysowych. Nie jest też tajemnicą, że policjanci z drogówki Komedy Stołecznej Policji, którym cała sytuacja jest dobrze znana, decyzję gen. Mariana Janickiego określają jako śmieszną i jasno stwierdzają: kierowca wykonywał zadanie w sposób profesjonalny. Z ich komentarzy wynika też, że w analogicznej sytuacji, tj. gdyby policjant został wezwany na miejsce wypadku, by nieść pomoc poszkodowanemu VIP-owi, spotkałaby go za to pochwała zamiast kary. 


Jak tłumaczy Komenda Rejonowa Policji Warszawa-Śródmieście, podczas dynamicznego, szybkiego poruszania się pojazdu uprzywilejowanego w ruchu miejskim, gdy z sekundy na sekundę sytuacja na drodze się zmienia, odpowiedzialność za bezpieczne prowadzenie zawsze ponosi kierowca.

On też jest osobą, która powinna mieć właściwe rozeznanie w tym, co się dzieje na jezdni. - Dowódca, czyli osoba siedząca na prawym fotelu, nie ma szansy na podejmowanie decyzji w chwili, gdy prowadzi kierowca. To właśnie kierowca prowadzi samochód i bierze za to odpowiedzialność. To kierowca podejmuje decyzje, bo to on odpowiada za to, co się dzieje wokół niego na drodze - mówią policjanci z drogówki. Kierowcy pojazdów uprzywilejowanych to ludzie sprawdzeni, którzy przechodzą specjalne kursy i szkolenia psychotechniczne. Potwierdza to mł. insp. dr Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji.

- Kierowca ma uprawnienia do tego, by poruszać się pojazdem uprzywilejowanym - mówi Sokołowski, zaznaczając przy tym, że nie ma tu znaczenia, czy tzw. prawym jest przełożony kierowcy. - To nie ma znaczenia, bo to nie on kieruje. Decyzje, czy skręcić w prawo czy w lewo, czy włączyć kierunkowskaz czy też nie, podejmuje kierujący pojazdem - dodaje Sokołowski.


Biuro Ochrony Rządu postępowanie dyscyplinarne wobec swojego kierowcy tłumaczy naruszeniem dyscypliny. Miała być nim odmowa wykonania polecenia służbowego. Jak wyjaśnia BOR, naruszeniem dyscypliny służbowej nie jest odmowa wykonania rozkazu lub polecenia, jeżeli wykonanie wiązałoby się z popełnieniem przestępstwa. Zaniechanie czynności służbowej lub wykonanie jej w sposób niedbały lub niezgodny z treścią polecenia również skutkuje dla funkcjonariusza wszczęciem postępowania dyscyplinarnego.

Jak zrelacjonował nam to mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR, na miejscu zdarzenia doszło nie do wypadku, ale do zwykłej stłuczki, kolizji drogowej, a samochód był tylko porysowany, nikt nie został ranny, nie było potrzeby prowadzenia akcji ratunkowej. - Kierowca, gdyby posłuchał swojego dowódcy, wiedziałby, że nie ma ani ofiar, ani nikt nie został poszkodowany, że to jest zwykła, normalna stłuczka.

Nie ma takiej potrzeby, by jechać na sygnale, stwarzać zagrożenie dla innych osób. Styl jazdy w tym momencie był zupełnie niepotrzebny i nieadekwatny do zaistniałej sytuacji, nikt nie został ranny, nie trzeba było stwarzać zagrożenia w ruchu - tłumaczy mjr Aleksandrowicz. Wystarczy jednak obejrzeć zdjęcia z kolizji, by przekonać się, że bmw, których jechał były premier, zostało poważnie uszkodzone, ma całkowicie wgnieciony prawy bok. 


Zdaniem Pawlikowskiego, postępowanie władz BOR wobec niektórych funkcjonariuszy wpisuje się w szerszy kontekst całej sytuacji w tej służbie. Mowa o licznych planowanych odejściach z BOR, o czym - zaznacza Pawlikowski - dowiedział się od samych funkcjonariuszy, którzy złożyli takie wnioski. To także informacje potwierdzone przez osoby, do których przychodzą funkcjonariusze, żeby podpisać tzw. obiegówkę, czyli rozliczenie ze służby. Zostało podbitych już kilkaset takich obiegówek. - Ludzie odchodzą też z powodu tego, jak są traktowani przez swoich przełożonych - kwituje.

 

źódło Nasz Dziennik Sobota-Niedziela, 22-23 października 2011, Nr 247 (4178)

W mojej pracy zawodowej i społecznej spotykam się z wieloma problemami. Staram się dostrzegać je i pomagać w ich rozwiązaniu.Jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Sportu i Turystyki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka