Krystyna Zglinicka-Ostrowska ps. "Szczara" bat. "Miłosz" kompania "Ziuk"
Krystyna Zglinicka-Ostrowska ps. "Szczara" bat. "Miłosz" kompania "Ziuk"
Beret w akcji Beret w akcji
1810
BLOG

Powstanie Warszawskie i ja

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 82

 

http://beret-w-akcji2.salon24.pl/212669,wspomnienia-z-powstania-warszawskiego-czesc-1
 
Kiedy w lipcu 2010 r. @Laenia napisała na moim blogu, że czeka na mój tekst o Powstaniu Warszawskim, byłam całkowicie zaskoczona. Dlaczego akurat ja miałabym pisać o Powstaniu – i właściwie co? Może dlatego, że jestem warszawianką? Skąd @Laenii  to w ogóle przyszło do głowy?
 
Byłam wtedy na Salonie dopiero od 2 miesięcy, zielona jak świeża trawa, przedtem też Salonu nie czytywałam. Nie miałam pojęcia o dorocznym sierpniowym rytuale, o fali gorących sporów na temat Powstania, zalewających regularnie portal.
 
Nigdy nie pisałam o Powstaniu. Nawet nie mówiłam – to nie ja byłam od mówienia i pisania – od tego była zawsze Mama.
 
Oczekiwanie @Laenii nie dawało mi jednak spokoju. Myślałam i myślałam długo –  nie. Odpiszę @Laenii – nie. Najwyżej ją rozczaruję, trudno. Ale coś powstrzymywało mnie przed ostateczną decyzją. I nagle, pewnej nocy, poczułam jasność, spokój i pewność. Tak. Napiszę – wiem, co powinnam napisać – i będę pisać długo, latami.
 
Mama już niczego nie powie ani nie napisze. Nie dożyła czasów komputerów i internetu. Nie doczekała Muzeum Powstania Warszawskiego, spisywania biogramów powstańczych, Archiwum Historii Mówionej (ahm), prostego dostępu do danych.
Poświęciła lata żmudnej, benedyktyńskiej pracy na zbieranie materiałów do swej monografii – odszukiwanie osób, spotkania, ustalanie każdego szczegółu, sprawdzanie, biblioteki, fiszki, całe szuflady materiałów, spisywanych i korygowanych ręcznie. Walka o wydawcę, założenie własnych pieniędzy, by wydawca zaryzykował, dystrybucja książki poza rynkiem księgarskim.
 
Gdyby dożyła – na pewno zadbałaby o to, by wprowadzić te informacje do internetu.  Dlaczego ja sama o tym nie pomyślałam??? Zaczęło mnie nawet gnębić poczucie winy – ale minęło. Nie ma się co dręczyć poczuciem winy – trzeba robić swoje. Widać tak miało być – to miała być @Laenia.
 
Dziękuję, @Laenio.
 
To będzie mój pierwszy i jedyny osobisty tekst o Powstaniu Warszawskim. Po czterech latach dojrzałam, by wreszcie coś napisać:)
 
Podobnie jak inne salonowe dzieci Powstańców, jak @Sówka 55 czy @Bajbars, byłam jako dziecko głęboko przekonana, że w Powstaniu uczestniczyli wszyscy. Dopiero gdy poszłam do szkoły, okazało się, że tak nie jest – przeżyłam wielkie zaskoczenie, a nawet wstrząs.
 
Wielu Powstańców  nie wracało do tamtych wydarzeń. Milczeli bardzo długo, otwierali się dopiero po latach. Mama była inna – mówiła dużo, właściwie żyła tamtym czasem nadal, jakby wojna się nie skończyła. Często powodowało to, że ci inni, milczący – też się otwierali.
Ojciec milczał. Milczał też wujek Tadeusz – wiele, wiele lat. Opowiadał pięknie o sztuce – o Powstaniu nigdy.
 
 
 
Gdy byłam już starsza, przeczytałam „Pamiętniki żołnierzy Baonu Zośka” – czytałam jednym tchem, do rana. Zrozumiałam, dlaczego milczał. Do śmierci pamiętał też panikę ludności, złorzeczenia, oskarżenia. To tkwiło w nim bardzo głęboko. Zrozumiałam potem jeszcze coś – wujek Tadeusz i Mama ukończyli zaraz po wojnie SGH, współuczestnicząc – jak wszyscy wówczas – w odbudowie uczelni. Chodzili na początku na uczelnię pieszo – nie działała jeszcze w Warszawie komunikacja. Mama została młodziutką asystentką, planowała drogę naukową. W 1949 r. po próbie przekazania paczki do więzienia wujkowi Tadeuszowi została wyrzucona z uczelni.
Milczał wujek Czesio – ale do czasu.
 
 
Milczała Mamy Przyjaciółka, pani Marysia Karwowska– ale pani Marysia w ogóle była raczej małomówna.
 
 
Inne koleżanki Mamy i koledzy Ojca otwierali się – mówili. Dużo opowiadała moja ukochana ciocia Manana – Maria Tarnowska, najmłodsza spośród licznego rodzeństwa siostra ppłk.Jana Tarnowskiego.
 
 
Był jej najukochańszym bratem, od dziecka była z nim najsilniej związana – później jego  łączniczka w Powstaniu. Ciocia miała ułańską fantazję – jej pasją przed wojną były konie. Uczestniczyła w zawodach hippicznych z kawalerzystami, zdobywając nawet nagrody. Na jej ostatnie imieniny dałam jej album z końmi – nie bardzo była już w stanie samodzielnie przewracać kartek – ale oczy jej rozbłysły.
 
Pamiętam również gorące spory na temat przygotowania Powstania, decyzji dowódców, skutków,  tła polityczno-militarnego. Powstańcy skakali sobie do oczu – ale poza tym stali za sobą murem. Gdy odszedł „oponent”, koledzy nieśli jego trumnę na ramionach.
 
Nie gorszą mnie dzisiejsze spory na temat Powstania – kontrowersje pozostaną na zawsze, również wśród historyków. Boli mnie poziom tych „dyskusji” – sprowadzanych głównie do powielania haseł stalinowskiej propagandy lub  inwektyw ad personam.
 
Ja w dyskusjach domowych nigdy nie uczestniczyłam. Jako dziecko byłam zresztą wychowywana dosyć tradycyjnie – dziecko nie odzywało się niepytane, gdy dorośli rozmawiali. Ja tylko słuchałam.
 
Raz tylko złamałam tę zasadę. Dyskusja była tym razem echem przedwojennych sporów miedzy endekami, piłsudczykami i pepeesowcami. Dziadziuś, mój największy autorytet, jako jedyny chyba w rodzinie, był sympatykiem przedwojennej PPS. Nikt z członków mojej rodziny nie był w żadnej partii – ani przed wojną, ani po.
 
I jak zwykle w takiej dyskusji Dziadziuś był sam. W którymś momencie młodsza siostra Dziadziusia rzuciła ironicznie:
 
- Czy Jasieniek już aby odrobinę nie dziecinnieje? Zaczyna przypominać takiego właśnie staruszka…
 
To było silniejsze ode mnie. Nagle powiedziałam głośno:
 
- Dziadziuś nie jest żadnym staruszkiem. I to Dziadziuś ma rację – a ciocia nie!
 
Zapadła głucha cisza. Wszyscy patrzyli ma mnie – potem na ciocię. Ja też zamarłam – rzecz była bez precedensu. Ciocia zastanawiała się długo, patrzyła na mnie przeciągle…
 
- No tak. Dziecinniejący staruszek – i dziecko.
 
Czułam, że zaszkodziłam tylko Dziadziusiowi. Źle się czułam. Ale i Dziadziuś popatrzył na mnie długo… Rozumieliśmy się bez słów – już my z Dziadziusiem wiedzieliśmy swoje :)
 
Ale to był ten jedyny raz. Milczałam więc – i słuchałam.
 
Dorastałam – mogłam już zabierać głos w dyskusjach. Niemniej wydawałabym się sama sobie groteskowo śmieszna, mądrząc się wśród Powstańców na temat Powstania. I jakie zresztą znaczenie mogłaby mieć moja opinia? I jakie miałam do niej prawo? Milczałam więc tradycyjnie.
 
Jednak mimo sporów  wniosek był zawsze ten sam – wspólny. Czy gdybyśmy byli wówczas starsi,  gdybyśmy  wiedzieli  to, o czym dowiedzieliśmy się dopiero po latach, poszlibyśmy wtedy do Powstania? Wszyscy odpowiadali -TAK.
 
Nie znam ani jednego Powstańca, który  po latach żałowałby tamtej decyzji.
 
Jak czułam się, żyjąc od urodzenia w cieniu Powstania? Normalnie – nie znałam innego życia. Każdy z nas ma tylko jedno życie – moje było takie.
 
Czy chłonęłam te opowieści, utożsamiałam się ? Oj, różnie to bywało. Czasem miałam całkowicie dosyć. Chciałam, by w domu było tak, jak u koleżanek. By Mama przestała żyć Powstaniem, by zajęła się innymi sprawami – np. mną:)
 
Czasem chłonęłam, przeżywałam, przenosiłam się w tamten czas. Dziś żałuję, że wtedy nie zapytałam o różne sprawy – dziś nie mam już kogo zapytać. Ale czas takich pytań przychodzi późno (jeśli w ogóle) – nie za młodu.
 
Właściwie wolałam słuchać opowieści Babci – o czasach jej młodości, o latach panieńskich spędzonych w majątku, o kluczu wsi i cegielni, zbudowanej przez ojca Babci, o ochotniczej pracy Babci w szpitalu w czasie I wojny, kiedy nabawiła się krwawej dezynterii.
 
Mieszkałam z Dziadkami do ich śmierci. Nie mieli gdzie mieszkać, w Warszawie ich nieruchomości spłonęły, a reforma rolna odebrała majątki ziemskie. Nawet rzeczy osobistych nie wolno było zabrać. Dziadkowie nie byli też w stanie utrzymać się samodzielnie – Babcia miała tylko tzw. rentę bwz, przyznaną Dekretem Bieruta (były właściciel ziemski)  w wys. 500zł – odpowiednik dzisiejszych 500zł. Dziadziuś, 17 lat starszy, do śmierci nie pogodził się z tym, że pozostaje na utrzymaniu córki, harującej na 2 etatach. Nawet będąc grubo po 70-tce szukał pracy, choćby stróża nocnego. Niestety PRL odmówiła mu i tej zaszczytnej posady – po aresztowaniu przez  UB dostał wilczy bilet. Pracować nie mógł.
 
W dwupokojowym mieszkaniu mieszkałam w pokoju z Babcią i Dziadziusiem – uwielbiałam jako dziecko późne wieczory, kiedy leżeliśmy w łóżkach, paliła się malutka lampka nocna, a Babcia snuła te wspomnienia… Wolałam je od bajki o Kopciuszku. Ale wiedziałam, że to nie była bajka. Wyrastałam niejako w dwóch światach – wokół rzeczywistość wczesnego PRL-u , w domu ten inny świat… Nie ja jedna tak miałam, u wielu koleżanek i kolegów było nie inaczej. Rozumieliśmy się.
 
Czytam dzisiejsze salonowe dyskusje i „dyskusje” o Powstaniu. Tradycyjnie milczę. Czy musiało i powinno wybuchnąć, czy było zbrodnią , wykorzystaniem bohaterskiej młodzieży przez nieudolnych i nieodpowiedzialnych polityków i dowódców, czy było klęską, czczoną dziś bez sensu – czy było potrzebne, czy stało się fundamentem dumy narodowej, tożsamości, drogowskazem, spuścizną dla pokoleń?
 
Ja nie stawiam sobie takich pytań, nie muszę. Dla mnie Powstanie jest częścią mojego życia, częścią mnie – niezbywalną. Jest – bo być musiało.  Czy pytamy o sens tego, że po dniu następuje noc?
Powstanie musiało wybuchnąć - gdyż tamci ludzie, tamci warszawiacy ( i nie tylko, w Powstaniu uczestniczyli również nie tylko warszawiacy, a nawet cudzoziemcy) byli jacy byli. Gdyż czuli jak czuli i myśleli jak myśleli, gdyż działali w oparciu o te same kryteria, tę samą etykę , gdyż wychowali się w określonych rodzinach i środowiskach, gdyż chodzili do podobnych szkół, gdyż czytali książki, jakie czytali…. gdyż….
 
Pojawia się też pytanie – czy ja – dziś - poszedłbym do Powstania?
 
Też nie stawiam sobie tego pytania, nie muszę. Dziś – w moim wieku? Absurd. Ale wtedy, gdybym urodziła się 30 lat wcześniej…  No cóż – wychowywałabym się w tym samym środowisku, w tej samej rodzinie, czułabym i myślałabym jak oni, chodziłabym do tej samej szkoły...
A miałabym w ogóle wybór?:) No chyba że okazałabym się czarną owcą w rodzinie.
 
Patrioci. To słowo nie padało u mnie w domu zbyt często – przeciwnie, bardzo rzadko. W odniesieniu do osób już nieżyjących czy postaci historycznych. I ja tak go używam – i taka już pozostanę. Wypowiedziałam się na ten temat raz na Salonie – na blogu @Almanzora, który podobnie rzecz widzi.
 
 
Wklejam swój komentarz:
Almanzor: "ośmielę się zauważyć, że patriotą można zostać nazwanym przez kogoś dopiero po śmierci."
 
Tak, też tak uważam. Cieszę się, że Ty też. Dziś bardzo nadużywa się tego słowa i wymachują nim różni ludzie i różne partie jak maczugą. U mnie w domu nikt by tak o sobie nie powiedział, nigdy tego nie słyszałam i dziś czuję się nieco dziwnie, słysząc to słowo wszędzie, odmieniane przez wszystkie przypadki.
 
Ale nacjonalistką też się nie nazwę:). To nie moja tradycja.
BERET W AKCJI12.11.2013 14:31
 
Oni byli patriotami. Dali tego dowody w próbie ognia. Cześć Ich pamięci!
 
Obyśmy już nigdy nie byli poddawani takim próbom. Dziś patriotyzm ma inne oblicze. Pisałam o swoim rozumieniu patriotyzmu.
 
http://beret-w-akcji2.salon24.pl/299627,wspolnota-versus-indywidualizm-patriotyzm-nowoczesny
 
Czułabym się zaszczycona, gdyby ktoś po mojej śmierci nazwał mnie patriotką.
 
Partie, bieżąca polityka, włączanie do niej Powstania Warszawskiego, upartyjnianie. Dla mnie Powstanie Warszawskie jest i pozostanie ponad bieżącą polityką – pojawiały się i znikały już różne partie, pojawią się i znikną kolejne. Powstanie pozostanie spuścizną trwałą –dla pokoleń.
 
Salonowe dyskusje merytorycznedot. aspektów polityczno-strategiczno- militarnych Powstania, oparte o rzetelną wiedzę, dokumenty. Nie uczestniczę w nich – to jasno wynika z powyższego tekstu. Nie muszę, nie mam potrzeby. Nie mam też odpowiedniej wiedzy i kompetencji. Prowadzi je bloger @Witek, który jest ekspertem w tych kwestiach. Nie tylko ekspertem – pasjonatem. Nie mam nawet cienia tej wiedzy, którą ma @Witek. Nie przeczytałam nawet małej części tych książek i dokumentów, jakie  przeczytał i przeanalizował @Witek.
 
@Witku, dziękuję Ci raz jeszcze, za to, co tu robisz. Miałeś kiedyś motto na swoim blogu „gdybym …. byłbym Powstańcem Warszawskiem”. Już go nie masz. Nie mam cienia wątpliwości, że byłbyś nim, gdybyś urodził się odpowiednio wcześniej.
 
Bohaterzy. Słyszę dziś i czytam, że oni wszyscy – Powstańcy - byli bohaterami. Rozumiem ten punkt widzenia, Powstanie stało się symbolem ogólnonarodowym. Czy dla mnie wszyscy są bohaterami?
:)
Ja nie umiem tak na to patrzeć – nie udźwignęłabym takiego ciężaru, że żyłam na co dzień od urodzenia z tyloma bohaterami. Że oni mnie karmili zupką, wycierali nos, ustawiali ze mną klocki, opowiadali bajki, że na nich się obrażałam, płatałam im figle… Dla mnie bohaterami są ci spośród nich, którzy zostali odznaczeni KW i/lub VM.
 

Dzielenie Powstańców na „dobrych” i „złych”, którzy 

rzekomo zdradzili ideały Powstania. To mnie bardzo boli.
 
5 sierpnia br. byłam na uroczystości rocznicowej pod kamieniem pamiątkowym „Parasola”, w miejscu słynnego pałacyku Michla (Michlera). Obecny był legendarny dowódca „Gryf” – gen. Janusz Brochwicz-Lewiński, legendarna „Kama” i jeszcze 2 uczestników tamtej słynnej walki. Niewielu ich już z „Parasola” pozostało…
 
Gen. „Gryf” wygłosił piękne przemówienie –wspomnienie - nienaganną, barwną polszczyzną, konkretne, mnóstwo faktów i szczegółów, duży ładunek emocjonalny. Dawał się odczuć silny, niezłomny i wciąż młody duch – i ten piękny, ciepły uśmiech, te promieniejące oczy… Jednak ciało już bardzo słabe – pan generał jest na wózku inwalidzkim. Cóż – 94 lata.
 
W przemówieniu pana generała pojawiły się słowa – cytuję z pamięci, niedokładnie – ‘nigdy nie zapomnę roli, jaką odegrał w moim życiu i w Powstaniu mój ukochany towarzysz broni, Zbigniew Rylski, dla którego wdzięczność zachowam do końca życia.’
 
Czytałam na portalu, że gen. Ścibor-Rylski nie jest godzien reprezentować Powstańców, że reprezentuje ich dlatego, iż wysługiwał się komuchom itp. Niedawno pojawiły się w necie informacje, jakoby współpracował z UB, o czym mają świadczyć nagle ujawnione po prawie 70 latach tajne dokumenty.
 
Powiem krótko:
 
1.    Gen. Ścibor-Rylski temu zaprzeczył. I mnie jego słowo wystarcza – pan generał jest dla mnie bardziej wiarygodny niż ubeckie papiery.
2.    Gen. Ścibor-Rylski jest Prezesem Związku Powstańców Warszawskich nie dlatego, że „wysługiwał się komuchom”, lecz dlatego, że jest wybierany większością głosów od roku 1990r.  na którąś już kadencję w wolnych wyborach przez żyjących Powstańców. Z pewnością nie wszyscy na niego głosują – jak to w wolnych wyborach.
3.    Gen. Ścibor-Rylski (lat 97) jest najstarszym i najwyższym rangą żyjącym Powstańcem, który w czasie Powstania był dowódcą – i to wybitnym dowódcą, dowódcą z wyjątkowo bohaterską kartą powstańczą. Dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i dwukrotnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari.
4.    Powstańcy nadal czują się żołnierzami Armii Krajowej – a w armii zawsze obowiązywała hierarchia. Nie mam pojęcia, kto na kogo głosował, czym się kierował i nie moja to sprawa. Mogę się tylko domyślać,  usłyszawszy  słowa gen. „Gryfa”(lat 94) o jego ukochanym towarzyszu broni, dla którego zachowa wdzięczność do końca życia – gen. Ścibor-Rylskim (lat 97), który w czasie Powstania miał wyższy stopień wojskowy, na kogo głosował gen. „Gryf”.
 
II wydanie książki (książek) Mamy, które tu publikuję. Ten fragment kieruję do tych spośród moich Czytelników, którzy stale wracają do tego tematu. II wydania nie będzie – bardzo mi przykro, bardzo chciałam ofiarować najwierniejszym Czytelnikom egzemplarze autorskie.
 
Żyjemy w czasach komercji – ale również pośpiechu, zabawy, wizualizacji, ogólnie mówiąc popkultury. Na pozycje tego typu nie ma zapotrzebowania, nie rokują też sukcesu wydawniczego i nie dają nadziei na zyski – wydawnictwa nie chcę podejmować ryzyka straty. Cóż może być lepszym probierzem i wskazówką dla wydawców niż ten portal – gdzie ogromna większość blogerów interesuje się Powstaniem (każda notka z „dyskusją” na ten temat generuje tysiące odsłon i setki komentarzy) – a na moim blogu pod wspomnieniami Powstańców jest 100-200 odsłon, w tym wielokrotne wejścia tych samych osób i moje własne. Trudno o czytelniejszy sygnał dla potencjalnego wydawcy, jakim zainteresowaniem cieszyłyby się takie pozycje na wolnym rynku.
 
Uważam się za realistkę – żadne wydawnictwo komercyjne nie wyda takiej książki. Dyr. Ołdakowski też nie jest zainteresowany – i też się nie dziwię. Dużo atrakcyjniejsze dla dzisiejszych odbiorców są tzw. „rekonstrukcje”, wizualizacje, komiksy, gry komputerowe, klocki, koszulki, koncerty, spotkania z celebrytami itp. Również marsze, biegi, rajdy rowerowe.
 
O Powstaniu nigdy nie było tak głośno jak dziś – i to dobrze, to służy trwaniu pamięci. Czy wszystkie środki, służące utrwalaniu pamięci, uważam za właściwe, czy nie dochodzi do trywializacji, uproszczeń i zafałszowań? Chyba nie muszę odpowiadać.
 
Jednak jest jak jest – i z pewnością ja świata nie zmienię:)
 
Chciałam zainteresować książkami m.in. posła Pawła Kowala, który zadeklarował swe zaangażowanie.
 
http://pawelkowal.salon24.pl/579881,bracia-sloiki-i-siostry-sloiczki
 
Paweł Kowal pisze m.in:Razem z moimi przyjaciółmi tworzyłem koncepcję Muzeum Powstania Warszawskiego a potem od rana do nocy pracowałem przy jego budowie.”
 
  "Pokochałem to miasto z jego wszystkimi urokami, sprzecznościami i okropnościami. Z wielką tradycją Powstania Warszawskiego. Pokolenie rdzennych warszawiaków, którzy tak wspaniale walczyli o wolność w 1944 jest dla mnie wzorem. Tak, rdzenni warszawiacy, to specjalny gatunek ludzi. Mam do nich wielki szacunek.”
 
Pan poseł nawet mi nie odpisał.
 
Drodzy Czytelnicy, którzy naciskacie na mnie już piąty rok w kwestii II wydania – Proszę Was – przestańcie. Sprawiacie mi tylko przykrość. Czy oczekujecie ode mnie cudów? Jeśli nie są zainteresowane książkami ani wydawnictwa komercyjne ani osoby i instytucje właściwe, dysponujące środkami i możliwościami, budujące na Powstaniu Warszawskim swój wizerunek, zdobywające poparcie wyborców – to czego Wy oczekujecie ode mnie?
 
Ja zrobiłam swoje. Dysponuję unikalnymi materiałami faktograficznymi, których wartość każdy – a zwłaszcza właściwa instytucja – potrafi ocenić. Materiały te publikuję w necie, nie oczekując zysków, pozwalam na kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie. Nie rozpoczęłam tego cyklu jako żywo z myślą o II wydaniu i czerpaniu zysków finansowych. Nie zajmuję się tu promocją własnych (moje wyłączne prawa autorskie) książek – a są na portalu i tacy.
 
Nie zamierzam już występować w roli uprzykrzonego petenta, którego nie raczy się zaszczycić nawet prostą odpowiedzią „nie interesuje mnie to.” To nie są miłe doświadczenia – i ja w tej roli niechcianego natręta dłużej się nie widzę. To do mnie właściwe osoby i instytucje powinny się zwracać, widząc te materiały – przywróćmy właściwy porządek.
 
Te materiały są dostępne dla każdego, kto ma dostęp do internetu. W internecie nic nie ginie. Można je czytać nie tylko na Salonie24, również przez google. Zainteresowani na pewno je znajdą – zgłaszały się do mnie na PW osoby, które specjalnie w tym celu zalogowały się na portalu, szukając informacji o swych bliskich.
 
Drodzy Czytelnicy – te książki po mojej śmierci na pewno znajdą się w Muzeum Powstania Warszawskiego, nikt ich nie wyrzuci – a co Muzeum z nimi zrobi, to zrobi.
 
Zmieniłam też zdanie (również po tych doświadczeniach). Te 3 książki są dla mnie zbyt cenne, by powierzać je obcym ludziom. Są już w bardzo złym stanie, rozpadają się od skanowania zdjęć, są też na nich odręczne uwagi Mamy. Nie będę narażać się na to, by w obcych obojętnych rękach uległy zniszczeniu, uszkodzeniu, pogubieniu kartek…
 
One ze mną pozostaną – są w nich moi Najbliżsi. Mam wielkie szczęście, że zostały mi po Nich te książki i mogę czuć Ich stałą obecność. One nie są na sprzedaż.
 
Moi Czytelnicy wiedzą, że jestem gadułą:) Nie pisałam dotąd od siebie na temat Powstania – ale jeśli już to już:)
 
To mój pierwszy i ostatni osobisty tekst o Powstaniu. Odtąd na moim blogu będą mówić już tylko sami Powstańcy – jak dotąd. Tak jak zawsze było w moim domu. To oni sami mówią najlepiej i to oni sami dają najlepsze świadectwo temu, czym było Powstanie Warszawskie.
 
Joanna z d. Ostrowska
 
 
 

Zobacz galerię zdjęć:

Janusz Ostrowski ps. "Żbik" bat. "IWO" kompania 3
Janusz Ostrowski ps. "Żbik" bat. "IWO" kompania 3 akt ślubu powstańczego

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości