Wacław Urbański ps."Wacek"
Wacław Urbański ps."Wacek"
Beret w akcji Beret w akcji
824
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 29

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Wacław Urbański ps. "Wacek" batalion "Miłosz" kompania "Bradl" pluton "Truk" - trzecia (ostatnia) część relacji

W oddziale "Bradla"

Nasz dowódca, por. "Springer", przechodzi do sztabu, a na jego miejsce przychodzi por."Truk". Jego pierwszą czynnością jest sprawdzenie posterunków w domu Frascati 3 i na Konopnickiej.

W nocy Niemcy atakują dużą ilością żołnierzy drugą stronę ul. Frascati i bramę nr 3. Do akcji używają miotacza ognia, który ognistym płynem oblewa częściowo już wypalone ruiny, a jednocześnie oświetla teren. Niemiec z miotaczem ognia otrzymuje postrzał w zbiornik na plecach i staje w płomieniach. Z krzykiem:

- Hilfeeee!

wpada jak żywa pochodnia w podwórko domu nr 4, do swoich. Niemcy dalej dobijają się do bramy, czymś w nią walą i podważają. Odstrasza ich parę granatów rzuconych z góry. Odstępują od bramy i ruszają w ul. Konopnickiej. Atakuje ich por. "Truk" z częścią plutonu; ratują się ucieczką, ponosząc duże straty w zabitych. I znowu polscy zakładnicy z Sejmu zabierają ciała i odnoszą w stronę ogrodu sejmowego.

Od pocisku granatnika, ostrzeliwującego nasz teren, ginie młody żołnierz z plutonu przybyłego z Woli, Marian Wasiński, a drugi zostaje ciężko ranny. "Jadzia" z "Basią" transportują rannego do szpitala na Hożą; koło nich rozrywa się pocisk artyleryjski i obie zostają umieszczone w szpitalu.

Dom Frascati 4, będący w posiadaniu Niemców, zostaje zamieniony w uzbrojoną wartownię. Robią z niego częste wypady na naszą stronę ulicy oraz bez przerwy ostrzeliwują nasze pozycje. Są straty w ludziach. Zapada decyzja zrobienia podkopu pod ulicą do tego domu i zdobycia go przez zaskoczenie. Przy podkopie pracujemy wszyscy. Praca jest bardzo ciężka, a z braku powietrza - wyczerpująca. Dusimy się...

Ażeby było szybciej pracujemy w dzień i w nocy. Po zakończeniu drążenia ziemi podkop zostaje ostemplowwany drewnianymi belkami, saperzy przystępują do wybicia włazu w ścianie fundamentowej. Muszą zachowywać wielką ostrożność, żeby Niemcy nie odkryli naszych zamiarów. Otwór wypadł w kotłowni domu nr 4. Stamtąd następuje uderzenie na rozespanych Niemców, którzy zupełnie się go nie spodziewają. Obudzeni przez nas uciekają w bieliźnie i boso. Dowodem na to są pozostawione mundury i buty. W akcji tej zginęło 6 Niemców. Dom nr 6, przylegający do nr 4, również zostaje wkrótce zdobyty, tracimy przy tym jednego żołnierza. Zostałem ranny w głowę. Pierwszej pomocy udziela mi sanitariuszka Halina Szeptycka, po czym zostaję przeniesiony do punktu sanitarnego naszej kompanii.

Nasze oddziały są tuż pod YMCA. 9 sierpnia "Czekolada" i "Rawicz" obsadzają punkt położony najbliżej YMCA, drewnianą szopę przylegającą do narożnego budynku u zbiegu ulic Prusa i Konopnickiej. Na strychu szopy zbudowali sobie stanowiska strzeleckie z worków wypełnionych piaskiem. Całą dobę obserwują niemiecką placówkę. Nic się nie dzieje. Cisza. Nagle Niemcy skierowują na nich silny ogień z broni maszynowej i moździeży; konstrukcja dachu szopy staje w płomieniach. Obaj strzelają do postaci ukazujących się w oknach YMCA. Piasek sypie się z osłaniających ich worków. "Rawicz" zostaje trafiony w czoło. "Czekolada" bierze kolegę na plecy i czołga się z nim w kierunku otworu wykutego w murze. Wbiega dowódca drużyny, plutonowy "Starter" - ugodzony pociskiem karabinowym z obciętym czubkiem pada z rozszarpanym ramieniem. Na płonący strych dostaje się sanitariuszka "Sarenka". Ranni zostają przeniesieni w bezpieczne miejsce i opatrzeni. Niestety, w drodze do szpitala "Rawicz" umiera...

Tak więc nasza kompania prowadzi równocześnie walki pod Sejmem i pod YMCA.

Chcąc wedrzeć się do gmachu YMCA próbujemy wykopać tunel pod ul. Prusa, ale odległość jest większa niż na Frascati; po wielu trudach trzeba zrezygnować. Wysiłek poszedł na marne. Niezdobyta YMCA nadal nam urąga... A przecież byliśmy tak blisko, tuż, tuż ...

Niemcy w obawie przed nami wysadzają w powietrze wszystkie wille i małe domki stojące w pobliżu ogrodu sejmowego. Parokrotnie próbują odbić utracone domy Frascati 4 i 6. O te budynki staczamy ciężkie boje, czasem Niemcy wypierają nas z budynku nr 6, ale por. "Truk" nie pozwala im umocnić się i silnymi uderzeniami wypiera ich z powrotem do ogrodu sejmowego. Przy tych operacjach Niemcy tracą wielu żołnierzy, a my zdobywamy po zabitych broń i amunicję. Jesteśmy coraz lepiej uzbrojeni.

Niemcy wzmagają ostrzał terenu naszej kompanii. Wiele osób zostaje rannych i parę zabitych. Pocisk wpada nawet do kompanijnej kuchni i demoluje ją. Kucharz i jego pomocnica, Jadzia, są ranni, z tego powodu przez parę dni nie mamy obiadów.

Nocą, przy wsparciu broni maszynowej, Niemcy wysyłają zSejmu 14-tu Polaków zakładników pod barykadę na ul. Wiejskiej, żeby ją rozebrali, wpuszczamy wszystkich na nasz teren przez bramę domu nr 12. Odzyskali wolność. Opowiadają, jaką gehennę przeżywali w Sejmie. Czterech z byłych zakładników od razu wstępuje ochotniczo do naszej kompanii, reszta udaje się w głąb Śródmieścia, by poszukiwać rodzin.

Do naszej kompanii przyłącza się dwóch obcokrajowców: Smith Lawrence pochodzi z Londynu, jest podoficerem i mechanikiem w lotnictwie, a Max Ouley pochodzi z Australii, w cywilu był właścicielem restauracji, a w wojsku piechurem. Obaj uciekli z obozu jeńców pod Poznaniem. Opowiadają, że dzięki ofiarnej pomocy Polaków dotarli do Warszawy. Teraz walczą w naszej kompanii.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości