Spotkanie z Niemcami
Spotkanie z Niemcami
Beret w akcji Beret w akcji
829
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 18

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 14

.Alojzy Pluciński sierż. pchor. "Dębina"  batalion "Sokół"

Z wizytą u wroga

Domy u wylotu ulicy Brackiej po obu stronach Alej Jerozolimskich były od początku Powstania obiektem zaciekłych walk. Szczególne zainteresowanie budziły dwie pozycje: "Cukiernia Kuczyńscy" po nieparzystej tzn. południowej stronie Alej (dziś pusty plac vis - a - vis gmachu byłego Banku Gospodarstwa Krajowego) i kawiarnia "Cristal" (obecnie  "Orbis"). Ulokowane tam nasze placówki dawały dogodny wgląd w Aleje w obu kierunkach i trzymały w szachu niemieckie czołgi, odbywające rajdy z bazy w Muzeum Narodowym w kierunku Marszałkowskiej. Z kolei Niemcy starali się odzyskać przelot przez Aleje, utracony od chwili wybudowania przejścia przy domu nr 17 (dziś Aleje nr 23), równocześnie rozerwać jedyną naszą więź pomiędzy Śródmieściem Północ i Południe. Co pewien czas - ze zmiennym szczęściem - ponawiali ataki na nasze pozycje.

16 września podczas skoordynowanej akcji udało nam się wyprzeć Niemców z narożnego budynku "Cukierni Kuczyńscy". Niemcy mieli w swym ręku ruiny "Cristalu" po drugiej stronie Alej. Na środku Alej, pomiędzy naszymi pozycjami, leżały zwłoki niemieckich żołnierzy, a obok - duży wór zrzucony niecelnie z "Kukuruźnika". Wór ten rozpalał naszą imaginację, lecz ściągnięcie go na naszą pozycję było niemożliwe: leżał dosłownie pod nosem niemieckiej broni maszynowej.

Gdy ok. 25 września zostałem wyznaczony na dowódcę pozycji zlokalizowanej w "Cukierni Kuczyńskich", nadarzyła się okazja do przejęcia tajemniczego wora. Otóż codziennie wcześnie rano, z ukrycia w ruinach "Cristalu", odzywał się do nas przez całą szerokość Alej żołnierz niemiecki, pochodzący prawdopodobnie z ziem przygranicznych i znający skądś gwarową polszczyznę. Witał nas mniej więcej w taki sposób:

- Dziyń dobry, chłopoki. Jak wom idzie?

Z naszej strony padały podobne odpowiedzi i czasami "rozmowa" zmieniała się w małą dyskusję, bardziej humorystyczną niż napastliwą. Trzeba było przy tym uważać, żeby nie wychylać się z ukrycia, bo mogło to kosztować przynajmniej przerwę w życiorysie. Postanowiłem naprowadzić rozmowę na właściwe tory i rzuciłem dwie propozycje:

- Weźta tych swoich, co leżą na ulicy, bo przecież powinniście dbać o kamratów.

Wtedy padła odpowiedź:

- My zaczniemy brać, a wy zaczniecie rąbać i jeszcze więcej naszych będzie tam leżeć.

Na nasze zapewnienie, że w takiej sytuacji na pewno wstrzymamy się od strzelania, usłyszeliśmy, że jak przyjdzie leutnant, to będziemy mogli z nim pogadać.

Po pewnym czasie głos  z gruzów "Cristalu" odezwał się ponownie i zapowiedział, że leutnant już jest. Dalszą rozmowę prowadziliśmy nadal przez naszego "tłumacza". Powtórzyliśmy nasze propozycje i zapewnienia, że nie tylko nie będziemy strzelać w czasie podejowania przez Niemców ich poległych żołnierzy, ale nawet im pomożemy. Już dziś nie pamiętam, która strona zaproponowała, aby cała akcja sprzatania trupów - a dla nas przeciągnięcia wora - rozpoczęła się od jednoczesnego wyjścia z obu stron jednego oficera. W tym miejscu kończyły się jednak moje kompetencje i na godzinę zawiesiłem dalsze rozmowy.

Złożyłem natychmiast meldunek rotmistrzowi "Jankowi", a następnie majorowi "Sokołowi", sugerując wykorzystanie sytuacji dla zdobycia zrzutowego worka. Ponieważ wstrzymanie ognia z naszej strony dotyczyło również pozycji sąsiednich obsadzonych przez inne jednostki (np. "Bełt" ) sprawa musiała oprzeć się o dowódcę odcinka majora "Sarnę". Tymczasem major  "Sokół" delegował na naszą pozycję por. "Skałę", który dobrze znał niemiecki i mógł się już  bezpośrednio porozumieć z leutnantem, znowu głosem przez całą szerokość skrzyżowania.

Rozmowy doprowadziły szybko do celu: następnego dnia o godzinie 16.00 akcja miała się rozpocząć.

Przed ustaloną godziną na naszą pozycję w "Cukierni Kuczyńskich" przybyło kilku wyższych oficerów, a nawet operator filmowy z kamerą. Zgodnie z zapowiedziami na odpowiedni sygnał jednocześnie wyszli z ruin ppor. "Miki", a z drugiej strony niemiecki leutnant. Zdecydowanym krokiem obaj zmierzali na środek skrzyżowania, tam elegancko, wzajemnie sobie zasalutowali i rozpoczęli rozmowę, której jednak z tej odległości nie mogliśmy słyszeć. Leutnant był w typowym mundurze Waffen SS, natomiast "Miki" w długim niemieckim motocyklowym płaszczu i niemieckim hełmie z polskim orzełkiem i opaską. Na ramieniu miał powstańczą opaskę. Prezentował się szczególnie bojowo, nie tylko całą sylwetką, bo przecież miał na lewym oku czarną opaskę. Oko stracił jeszcze w "Telefonach" na Starówce.

Na sygnał dany przez "Mikiego" i leutnanta, z każdej strony wyszło po kilku żołnierzy i również zbliżyło się do środka skrzyżowania. Wszystko odbywało się w kompletnej ciszy, zakłócanej jedynie przez terkot kamery filmowej. Również ja wyszedłem na skrzyżowanie. Niemcy zbierali swoich poległych, nasi sprzątali w tym czasie radziecki zrzutowy worek. Ponieważ Niemcy nie posiadali odpowiedniej ilości noszy, dostarczyliśmy im ze swej strony pewną ilość naszych. Cała ta scena trwała około 15 minut, w ciągu których "Miki" na środku skrzyżowania prowadził spokojną konwersację z leutnantem.

Akcja zakończyła się opuszczeniem skrzyżowania przez obie strony. Gdy już wszyscy zniknęli w swoich gruzach, na nowo rozpoczęła się strzelanina, ale z  jeszcze większą niż zwykle gwałtownością.

Na tym jednak nie koniec. Następnego dnia rano znów odezwał się z ruin "Crystalu" nasz rozmówca, komunikując, że chce z nami rozmawiać ten sam leutnant. Zameldowałem o tym majorowi "Sokołowi", który ponownie wyznaczył por. "Skałę" do dalszych kontaktów. Doszło do następnej rozmowy, w trakcie której leutnant dziękował nam za możliwość zabrania poległych żołnierzy i w imieniu majora, niemieckiego dowódcy batalionu prosił, aby ten mógł osobiście złożyć nam podziękowanie. W tym celu proponuje, aby trzech oficerów z naszej strony wyszło w ściśle określonym czasie na skrzyżowanie, po czym pójdą na spotkanie z niemieckim majorem. Jednocześnie na skrzyżowanie wyjdzie trzech oficerów niemieckich, którzy zostaną u nas w charakterze zakładników.

Cdn.

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości