Plakat kampanii Mni Wiconi #waterislife ze Standing Rock
Plakat kampanii Mni Wiconi #waterislife ze Standing Rock
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
356
BLOG

Lekcje Standing Rock dla Polski

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

To co dzieje się w Standing Rock nie tylko u indianistów czy ekologów wywołuje szok i zdumienie. Od kilku miesięcy trwa spór Indian Sioux z rezerwatu Standing Rock w Dakocie Północnej z inwestorami prowadzącego przez cztery stany rurociągu Dakota Access Pipeline. Zdaniem Indian zagraża on zasobom wody pitnej dla rezerwatu i narusza święte dla ich społeczności miejsca.

Niewinnie wyglądający na początku spór przerodził się w pokaz bezwzględności ze strony policji stanowej i ochrony rurociągu DAPL. Agresywni policjanci i ochroniarze zaczęli atakować pokojowy protest gazem łzawiącym i pieprzowym, zaczęło się strzelanie z gumowych kul do bezbronnych uczestników protestu – są już pierwsze przypadki potrzebnych interwencji lekarskich. Z wieżyczek pojazdów pancernych – do widoków których przyzwyczailiśmy się w miejscach militarnych interwencji armii USA w Somalii, Afganistanie czy Syrii – do protestujących mierzą snajperzy! Rozjuszeni mundurowi wkraczający do obozu wielokrotnie przerywali ceremonie, wyciągali ludzi z domostw, niszczyli indiańskie tipi. Nocami siły zbrojne zaczęły oświetlać teren obozu silnymi reflektorami i rozpoczęły niskie naloty śmigłowców – wszystko po to, by zakłócić nocny odpoczynek i zniechęcić uczestników protestu, a prywatni ochroniarze atakowali Indian agresywnymi psami. Ostatnim „osiągnięciem” sił zbrojnych było polewanie protestujących wodą nocą przy ujemnych temperaturach!

Do 5 grudnia korpus inżynieryjny armii USA zażądał zamknięcia indiańskiego obozowiska – w przeciwnym razie zapowiedział rozwiązania siłowe. Do obozu Indian zjeżdżają coraz to nowsi sojusznicy – według różnych wyliczeń jest ich od 7 do 15 tysięcy reprezentujących przeszło 300 plemion i narodów – którzy zostali wsparci przez różne osobistości świata showbusinessu i polityki. Dzięki temu lokalny wymiar protestu nabrał rangi ogólnokrajowej, a początkowa blokada informacyjna została zastąpiona amatorskimi nagraniami z pola walki z udziałem m.in. aresztowanej Shailene Woodley.

Cokolwiek wydarzy się 5 grudnia, ze Standing Rock płyną niezwykle ważkie dla ekologii lekcje. Również dla Polski. Protest w Standing Rock nie jest już protestem lokalnym, nie jest też protestem li tylko amerykańskim – protest uruchomił liczne protesty w całej Ameryce, a na przesłanie z Obozu Świętego Kamienia powołują się aktywiści ekologiczni na całym świecie.

Zapewne będą i tacy, którzy na lakockie zawołanie stanowiące hasło protestu – Mni Wiconi, #waterislife, woda jest życiem – będą kręcić nosem, że jest za bardzo romantyczne i naiwne, ale jest ono prostym wezwaniem do zainteresowania się sprawami ochrony zasobów wodnych w każdym zakątku Ziemi.

Sytuacja w Standing Rock powinna być bardzo uważnie studiowana w Polsce – nie tylko dlatego, by zajmować głos w obronie Indian, ale również dlatego by szykować się na podobne problemy w przyszłości.

W przyszłości inwestorami – jak w przypadku poszukiwań gazu łupkowego – będą firmy amerykańskie. Nierzadko i takie, które dziś są zaangażowane w eksterminację Indian w Standing Rock. Krótko i dosadnie mówiąc, przykład Standing Rock pokazuje jak bardzo w dupie Wielki Przemysł ma oceny oddziaływania na środowisko czy prawa człowieka, konsultacje społeczne, i jak bardzo – gdy jest bardzo zdeterminowany – jest w stanie działać niezgodnie z prawem lub je ostro naginać do swoich zamierzeń.

Przykład znad Missouri pokazuje, że bardziej opłaca się wysłać zbrojnych ochroniarzy przeciwko Indianom niż próbować zmienić – nawet nieznacznie – przebieg rurociągu, by jego budowa była zgodna ze społecznymi oczekiwaniami i zasadami ochrony świętych miejsc i ochrony zasobów wodnych. Skoro takie sytuacje są możliwe w demokratycznych Stanach Zjednoczonych, to należy się spodziewać, że analogiczne środki Wielki Przemysł jest gotowy stosować w Polsce. Amerykańskie firmy dziś zaangażowane w bicie bezbronnych ludzi w Standing Rock, szczucie ich psami, strzelanie kulami gumowymi i gazem pieprzowym jutro bardzo podobne rozwiązania mogą chcieć stosować i w Polsce!

Przyznam, że kiedyś popełniłem potworny błąd naiwności sądząc, że kto jak kto, ale amerykańskie firmy są rzetelne. Dziś, czym więcej oprawców wysyłają przeciwko Indianom w Standing Rock, tym bardziej moją wygasłą już naiwność zastąpiło przekonanie, że i oni mogą stosować tak drastyczne środki również u nas.

Nie wyobrażam sobie, mimo wszystko, regularnych bitew między ekologami a inwestorami, ale próby omijania procedur ocen odziaływania na środowisko i prezentacje kłamliwych analiz środowiskowych już tak.

Amerykańska walka o czystą wodę w Standing Rock pokazuje, że Wielki Przemysł nie bierze pod uwagę względów środowiskowych i społecznych, a to oznacza, że polskie organizacje ekologiczne muszą być gotowe do przeciwstawienia się temu rzetelnymi argumentami. Krótko mówiąc, jeśli firma X będzie mamiła wielkimi pieniędzmi, budową placów zabaw dla dzieci, drogami rowerowymi, remontami świetlicy wiejskiej lub wsparciem imprez kulturalnych – a tak to zazwyczaj wygląda – to ekolodzy będą musieli pokazywać bardzo dokładnie konsekwencje środowiskowe danej inwestycji dla określonej społeczności, ich wpływ na tereny rolne, na lokalne zasoby wodne. Zamiast atrakcyjnych obiecanek – twarde argumenty.

Jeszcze jedna lekcja płynie ze Standing Rock. Są co prawda politycy szczerze przejmujący się sprawami ochrony środowiska i zaangażowani w sprawy ekologii, ale nie ma się co łudzić obietnicami szerszego politycznego wsparcia. Nie twierdzę, by z takiego wsparcia nie korzystać – bo zawsze będzie jakaś opozycja, która będzie chciała dokopać jakimś rządzącym – ale polscy ekolodzy nie powinni wiązać z nimi większych nadziei. Indianie z Sacred Stone Camp też uwierzyli rządzącym dotąd Demokratom, że ich wesprą – tym bardziej, że „zawsze” Indianie pokładali nadzieje w ich rządach. Barack Obama, który właśnie w Standing Rock parę lat temu ogłaszał reset w relacjach rządu USA z plemionami indiańskimi, tym razem nabrał wody w usta. Hillary Clinton, gdy zauważyła rosnącą temperaturę protestów w rezerwacie, bąknęła coś o konieczności analizy sytuacji. Jedynym politykiem, który konsekwentnie broni Indian jest niedoszły nominat na kandydata Demokratów w wyborach prezydenckich, Bernie Sanders. Ale on sam niewiele może…

W całym dramacie eksterminowanych Indian – mimo wszystko – jest pewna nadzieja. Siuksowie skutecznie zwrócili uwagę na swoją niełatwą sytuację, uruchomili lawinę podobnych protestów w całej Ameryce. Pokazali ważkość problemu ochrony zasobów wodnych na całym świecie i przypomnieli prostą, ale ciągle ważną prawdę – woda daje życie.

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo