Paweł Łęski Paweł Łęski
446
BLOG

Polska państwem kolonialnym?

Paweł Łęski Paweł Łęski Kultura Obserwuj notkę 3

Polska państwem kolonialnym, pisze pisarka.
Jednym z usprawiedliwień przyjmowania imigrantów północnoafrykańskich jest to, że Europa winna jest kolonializmowi i powinna odkupić swoje winy. Rzeczywiście Europa Zachodnia budowała swoją potęgę w oparciu o kolonie i trudno z tym polemizować. Nawet mały kraj, jak Belgia, w okresie panowania Leopolda II odpowiedzialny był za śmierć blisko jedenastu milionów ludności afrykańskiej. Na tym wdzięcznym obrazie ekspiacji są jednak jeszcze szpetne plamy. Polska jako kraj kolonialny nie chce obnosić swojego worka pokutnego. To stąd zapewne, kokietujący intelektem, polski głos wychwalający rozbiory jako przyczynek do modernizacji, kolonialnej i nietolerancyjnej I Rzeczpospolitej. Niczym głosy francuskich encyklopedystów wspierających Katarzynę II, która przypomnijmy wkraczając do Polski w imię ochrony dysydentów religijnych, sama na gardle karała odstępstwo od prawosławia. Przeszłość organizuje się wciąż na nowo wraz z teraźniejszością – mawiał Jean-Paul Sartre. Gdy pedagogika wstydu zawodzi poprzez brak dowodów historycznych a sztandarowe pomówienia przez badania historyczne poddawane są w wątpliwość, tworzone są artefakty, na które nieprzychylni mogą się powoływać. Nie kłóć się z głupim, bo postronni nie zauważą różnicy – mówi stare chińskie przysłowie. Można je parafrazować i powiedzieć nie polemizuj z absurdalnymi tezami bo postronni mimo ich absurdu będą doszukiwać się w nich prawdy. Więc jak wciąż udowadniać, że to nie Polacy byli kolonizatorami ale sami poddawani byli zniewoleniu i że to niekończąca się bajka?

Przez wieki zasiedlali pustkowia Syberii, później obozy koncentracyjne, łagry, wywożeni byli na przymusowe roboty. Mało jeszcze publicznie znana, najdłużej przemilczana w powojennej historii Polski pozostawała tragedia ludności Górnego Śląska. O niej mówi, wyróżniony przez Muzeum Niepodległości dyplomem VI Międzynarodowego Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych, film Aleksandry Fudali i Adama Turuli „Tragedia Górnośląska 1945”. Dokument opowiada o wydarzeniach, które rozegrały się na Górnym Śląsku w marcu 1945 roku, niedługo po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej.

W Jałcie sojusznicy nie tylko uznali zgodność działań NKWD z konwencją dotyczącą prowadzenia wojny na lądzie – w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa, spokoju i porządku na tyłach Armii Czerwonej na terytorium Polski, dając Stalinowi zezwolenie na zniszczenie podziemia polskiego. Zgadzając się w konsekwencji na masowe mordy i wywózki na Syberię polskich patriotów, ale także Churchill i Franklin D. Roosevelt przystali i na to, że mieszkańcy terenów niemieckich zajmowanych przez Armię Czerwoną wykorzystani będą jako siła robocza do odbudowy radzieckiej gospodarki. To właśnie w Jałcie formalnie zezwolono na to co działo się później na Górnym Śląsku uważanym przez sowietów w połowie za rdzennie niemiecki. Ślązacy stali się ich żywymi reparacjami. Podstawą do zatrzymań i deportacji był rozkaz Berii z 6 lutego 1945 r. i obwieszczenia z nakazem stawienia się wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 50 roku życia do robót. Wywózka w praktyce objęła również kobiety. Zatrzymywanie i wywózki górników rozpoczęły się już na początku lutego 1945 r. Na terenie miast i wsi Górnego Śląska rozplakatowano ogłoszenia wzywające do zgłaszania się do pofrontowych prac porządkowych. Sugerowano w nich zabranie ze sobą koców, przyborów toaletowych, sztućców i żywności na kilka dni. W przypadku nie zgłoszenia się do punktu zbiorczego groził sąd wojskowy. Do niewolniczej pracy w ZSRR ściągano często z ulicznych łapanek lub wyciągano z domu..
W styczniu 1945 roku na Śląsk weszli żołnierze Armii Czerwonej. Nie tylko po to, by bić się z Wehrmachtem. Mordowali cywilów, gwałcili kobiety, grabili mienie, wywozili mieszkańców. Liczba żołnierzy wkraczających na ziemie śląskie dorównywała liczbie ludności. I stąd już w pierwszych dniach rzadko komu udało się uniknąć bestialstwa wkraczającego wojska. Grupą procentowo najbardziej poszkodowaną tak jak pod okupacją niemiecką byli księża. Z rąk sowieckich sołdatów zamordowanych zostało na Opolszczyźnie około 40 księży - choć tylko 9 z nich nie znało języka polskiego - i ok. 80 sióstr zakonnych. „Nie licz dni, nie licz kilometrów. Licz tylko zabitych przez siebie Niemców - o to się modli twoja matka. Zabij Niemców - o to woła twoja rosyjska ziemia. Nie wahaj się. Nie ustawaj. Zabijaj" - pisał na łamach "Czerwonej Gwiazdy" Ilja Erenburg. Do niedawna patron jednej z opolskich ulic. Tuż za linią frontu przesuwały się oddziały NKWD, które zajmowały się neutralizowaniem osób uznawanych za wrogi element. Można było aresztować za przyjęcie volkslisty czy posiadanie obywatelstwa niemieckiego. Choć pamiętajmy, że Rząd Londyński ze względów na bezpieczeństwo ludności wyrażał zgodę na podpisywanie volkslisty a duży procent w armii Andersa stanowili Ślązacy, jeńcy, byli żołnierze Wehrmachtu.



23 stycznia 1945 roku sowiecki 31 korpus pancerny razem ze 118 korpusem piechoty zajęły Pyskowice i Łabędy, stając tym samym u bram Gliwic. Było to wynikiem rozpoczętej 12 stycznia 1945 roku ofensywy znad Wisły I Frontu Ukraińskiego. W ostatniej chwili, gdy Armia Czerwona zmierzała już w stronę Górnego Śląska, podjęto decyzję o ewakuacji mieszkańców. Początkowo miała ona jednak charakter dobrowolny i objęła przede wszystkim urzędników i funkcjonariuszy nazistowskich, obawiających się odwetu ze strony czerwonoarmistów i Polaków. Do większych walk w Gliwicach nie doszło. Nieliczne oddziały niemieckie stawiały tylko opór w rejonie Starówki i portu na Kanale Gliwickim. Dwa dni później całe Gliwice, jako pierwszy duży ośrodek Górnego Śląska, znajdowały się już w rękach Armii Czerwonej. „Dzień, w którym nie zabiłeś przynajmniej jednego Niemca jest dniem straconym” – pisał Ilja Erenburg na łamach „Czerwonej Gwiazdy”. W Miechowicach wkraczający żołnierze zamordowali 380 osób, w tym kobiety i dzieci, w Gliwicach 800, w Boguszycach 350. 

Mówi jeden ze świadków – „ Nie zapomnę do końca życia jak pierwszy Rusek wjechał na plac na koniu. Potem wszedł do mieszkania i do ojca mówi: „Czasy”… i ojciec nie wiedział co to jest, bo myśmy nie wiedzieli co to jest, bo ruskiego nikt nie znał. To mu na rękę pokazał. Ojciec dał jeden, to on mówi: „Mało”. Drugi mu przyniósł: „Mało”. To lokatorka poleciała po trzeci. I pojechał. I przyszedł następny i znów chciał czasy a już ich nie było…” Tak we wspomnieniach opisuje czerwonoarmistów Wolfgang Bittner: „Wygląd mieli azjatycki, pistolety maszynowe z okrągłymi bębenkami i dziwnie przełamanymi lufami. Jeden z żołnierzy miał na swoim mundurze futro z norek, inny miał na całej ręce pełno zegarków, zegarek koło zegarka – wydało mi się to śmieszne. (…) Niektóre z okolicznych mieszkań zostały zajęte przez Rosjan. Szaleli straszliwie, stale prześladowali kobiety, załatwiali swoje potrzeby do garnków, włosy myli w muszli klozetowej.”


Tuż za linią frontu posuwały się oddziały NKWD, które w ramach oczyszczania tyłów zajmowały się aresztowaniem osób uznanych za wrogi element. Na obszarach pogranicza można było aresztować każdego. Jednak większość wywiezionych na Wschód to jednak nie aresztowani na początku, tylko ci później, internowani bez żadnego powodu. Ci którzy potrzebni byli do pracy w Kraju Rad. Za chwilę pojawiły się „trofiejne komanda”, specjalne oddziały demontujące zakłady przemysłowe. Wywoziły na wschód elektrownie, młyny, tory kolejowe, stacje telefoniczne, surowce, półfabrykaty, bydło. Ten obszar był obszarem okupowanym, władza polska nie miała tam wstępu. Rozpoczął się proces demontażu, często do pnia. Były to bardzo istotne zakłady z Bytomia, Gliwic, Zabrza, ale także nowoczesne zakłady chemiczne z Blachowni, Cieszyna.


Na obszarach nieprzemysłowych dokonywano łapanek na ulicach. Zatrzymanych kierowano do prowizorycznych punktów internowania a stamtąd do obozów zbiorczych w Łabędach, Oświęcimiu, Knurowie, Bytomiu, Mysłowicach, Katowicach i Zawierciu, gdzie po przesłuchaniach dokonywano selekcji wg zawodu i przydatności do pracy. Całe więzienie w Katowicach przy ulicy Mikołowskiej było w rękach NKWD. Ci którzy zostali zarejestrowani trafiali na Ukrainę, Syberię, do Kazachstanu, najdalej położone łagry były na Kamczatce. Umierali z głodu w pociągach, nie dojeżdżając na wyznaczone miejsce. Gdy dostawali się do łagrów, byli 24 godziny pod lufami karabinów. Baraki często bez okien, na pryczach po osiem osób bez sienników. Gorsze były ziemianki. Często nie prowadzono żadnej ewidencji zmarłych. Pracowali w kamieniołomach, przemyśle metalurgicznym, zbrojeniowym, budowlanym, drzewnym, naftowym kopalniach torfu, w rolnictwie, za litr wody, 500 gram chleba, przypominającego zbitą glinę, dziennie. Umierali z głodu, chorób. Trupy wywożono na taczkach.


Ofiarami stawały się także rodziny śląskich zesłańców. Musiały sobie radzić bez żadnego wsparcia finansowego. Dzieci deportowanych nie chodziły do szkoły, nie miały butów bo ich na nie było stać, żebrały na ulicach. Matki wyprzedawały wszystko z domu. Masowa wywózka mężczyzn była także przyczyną kryzysu przemysłu, brakowało siły roboczej. Gdy deportowani wracali pozostawiano ich bez żadnych dokumentów, co było podstawą do kolejnych aresztowań. Osadzani byli często we wciąż wykorzystywanym Oświęcimiu. Władze polskie stworzyły listę imienną wywiezionych by zwrócić się do Sowietów o ich powrót. W przypadku Centralnego Zarządu Węglowego udało się skompletować listę z ponad 9000 nazwiskami. Strona sowiecka po części na to przystała, zwalniając jednak chorych i te osoby, które się już do pracy nie nadawały. Powroty trwały jeszcze do lat pięćdziesiątych. Wracający byli szykanowani i zmuszani do milczenia. Jeszcze do dziś w niektórych domach nie porusza się tego tematu nawet z najbliższymi. Przed zwolnieniem funkcjonariusze KGB przeprowadzali rozmowy z więźniami : „ Jeśli powiesz coś tu widział, to my cię znajdziemy i tak, choćbyś w buszu siedział”.

There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura