9 lipca minęło 70 lat od śmierci Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej, najwybitniejszej polskiej poetki, dramatopisarki, córki Wojciecha Kossaka, a przy okazji siostry innego niepospolitego talentu, pisarki Magdaleny Samozwaniec. Ostatni, wojenny okres życia poetki to pasmo nieszczęścia, bólu i udręki. Oderwana od środowiska, w którym żyła, pozbawiona kontaktu z przyjaciółmi - poetami, literatami, bohemą, pozbawiona międzywojennej atmosfery warszawskich kawiarni literackich, czyli tego wszystkiego co tak inspiruje i zapładnia poetę, z emigracją kompletnie sobie nie radzi, więdnie. Ta najbardziej rozpieszczana międzywojenna poetka pomieszkuje teraz w podrzędnych angielskich hotelikach i na kwaterach dla żon oficerów. Smutek, gorycz, ból i upokorzenie : to z tego wezmą się pamiętnikarskie zapiski " Wojnę szatan spłodził " Najgorsze przychodzi pod koniec 1944 wraz ze zdiagnozowaniem raka. Poetka umiera 9 lipca 1945 roku w Manchester Royal Hospital. Pochowana we wspólnym grobie z mężem kapitanem lotnictwa Stefanem Jasnorzewskim " Lotkiem " który zmarł w 1970 roku.
Płytę nagrobną - na Southern Cemetry w Chorlton - ufundował Związek Polskich Pisarzy na Uchodźctwie i wspólnota polska w Wielkiej Brytanii. Szkoda tylko, że wczoraj w 70 - tą rocznicę śmierci poetki zabrakło choćby skromnego wieńca z konsulatu RP w Manchesterze. Temu się jednak nie dziwię, wiem że polska dyplomacja ma obecnie inne priorytety. Dobrze przynajmniej, że czyjaś pamiętająca ręka położyła na grobie różę i przypięła wiersz poetki " Róża dla Safony " w przekładzie na angielski.
Dnie, minęłyście. Cóż się może zdarzyć?
Kości, bezradnie pod murawą trwacie,
A czas przechodzi po mnie i kaleczy
Serce ze wszystkim żyjące w rozbracie.
Gniewa mnie w tobie maj, auro niebieska,
Dla beznadziejnych posępny jak klęska!
Wszędzie, gdzie ludzie widzą nieskończoność,
Dostrzegam tylko duszny dach nad dachem -
Zieloną gałąź, gdzie dojrzewa gniazdo,
Pod jesień wicher ułamie z rozmachem.
To, co związały namiętność i rozum,
Los rozwiązuje z okrucieństwem błahem...
- Tu, gdzie się wszystko rwie, niszczy i zmienia,
Byłam źrenicą boskiego marzenia.