miepaj miepaj
308
BLOG

O napięciach między wiarą a nauką (cz. I)

miepaj miepaj Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

dr Janusz Kucharczyk

Nie tylko Darwin. O napięciach między wiarą a nauką

(cz. I)

Spory o teorię ewolucji są najbardziej znanym aspektem konfliktu wiary z nauką. Mam wrażenie, że czasami się je do tego redukuje. Może się wydawać, że całe zamieszanie da się sprowadzić do Darwina jako źródła zamętu. Ale przecież już chociażby spór o to, jak długo istnieje wszechświat, wykracza poza biologię, leży w gestii kosmologii... Nawet spór o powstanie życia wykracza poza samego Darwina i jego teorię ewolucji. Ta ostatnia nie miała pierwotnie zamiaru odpowiadać na pytanie o początek życia. Darwina interesowało jedynie pochodzenie gatunków. Powstanie życia należy do obszaru zainteresowania chemii, nie biologii; ta ostatnia życie zakłada jako istniejące i nie pyta, skąd się wzięło.

Nie chodzi tylko o Darwina

Teoria ewolucji nie jest więc bynajmniej jedyną sprzeczną z tradycyjnym, literalnym odczytaniem Pisma, powszechnie przyjmowaną teorią naukową. Dokładnie takie same problemy rodzi także teoria pochodzenia i ewolucji języków indoeuropejskich i innych rodzin językowych, która jest całkowicie sprzeczna z dosłownie rozumianą opowieścią o wieży Babel. Zresztą podobnie jak teoria ewolucji była wykorzystywana przez nazistów, którzy na niej oparli swą koncepcję rasy aryjskiej.

Oprócz tych teorii, powiedzmy ewolucyjnych w szerokim znaczeniu tego słowa, wykraczającym poza teorię Darwina, problem też rodzi różne spojrzenie na człowieka. Nauka traktuje człowieka tak, jakby był jedynie wytworem natury, bądź kultury. Tymczasem dla chrześcijanina człowiek jest również istotą duchową. To zmienia diametralnie patrzenie na ludzką psychikę, kulturę, religię, etykę. Tego nie można lekceważyć. Pozostaje poza tym istotna kwestia cudów, które dla każdej religii, w tym i chrześcijaństwa, stanowią istotny element, a które pozostają w sprzeczności z naukowym sposobem wyjaśniania świata Nie należy też zapominać, że przez lata głównym problemem w relacjach między nauką a wiarą stanowiła teoria Kopernika. To od niej pochodzi pierwsza fala myśli świeckiej czy ateistycznej, której kulminacją było oświecenie, mające raczej antychrześcijański charakter, na wiele lat przed Darwinem. Zresztą przeciwników Kopernika bynajmniej wśród wierzących (i nie tylko) ciągle nie brakuje, choć są znacznie mniej popularni od kreacjonistów.

Sedno sporu

Zamiast więc dyskusji o tym, jak bardzo zły lub dobry był Darwin, i jak bardzo się mylił, albo i nie mylił, proponuję dyskusję przenieść na bardziej ogólny grunt. Zastanówmy się raczej nad podstawowym pytaniem: jak wyglądają wzajemne relacje między nauką a wiarą? I na czym należy je oprzeć? Dokonamy przeglądu rozmaitych rozwiązań i spróbujemy zaproponować własne, naszym zdaniem najlepsze. Wszystkie one mają zwolenników wśród chrześcijan, choć nie wszystkie są ortodoksyjne.

Pogląd pierwszy: Scjentyzm

Można żywić przekonanie, że wiara musi podporządkować się zawsze nauce, i że nie wolno (to intelektualne samobójstwo) wierzyć w nic, co nie posiada naukowego potwierdzenia. To scjentyzm. Takie stanowisko raczej trudno pogodzić z ortodoksyjnym chrześcijaństwem, ale na pewno nie brakuje ludzi, którzy przyznają się do chrześcijaństwa, a tak właśnie myślą. To przypadek klasycznego liberalizmu teologicznego. Chrześcijaństwo wyzbywa się wtedy dobrowolnie wszelkich treści sprzecznych z naukowym poglądem na świat. De facto sprowadza się wtedy do etyki i myśli społecznej. Z chrześcijańskiej metafizyki i historii biblijnej zostaje, jeżeli w ogóle, głównie terminologia. Pod nią jednak nie kryją się biblijne treści, ale wyzbyte z Boga poglądy naukowe. Wbrew pozorom taka postawa, której reprezentantem jest na przykład Paul Tillich, nie budzi szacunku zwolenników naukowego poglądu na świat. Jest oskarżana o obłudę – bycie naturalizmem, który nie chce wyzbyć się z sentymentalnych powodów, pozorów bycia chrześcijaństwem.

Pogląd drugi: NOMA

Można też uważać, że wiara z nauką nie mają w ogóle punktów stycznych: nie wypowiadają się na te same tematy, badają świat inaczej, i tym samym nie pojawia się problem konfliktu między wiarą a nauką. Nauka i wiara w tym ujęciu dotyczą zupełnie różnych sfer. Z myślicieli świeckich zwolennikiem takiego poglądu był wybitny paleontolog i apologeta darwinizmu, a zarazem polemista Richarda Dawkinsa, Stephen Jay Gould. Nazywał on taki pogląd NOMA, od ang. terminu non-overlaping magisteria, czyli w przełożeniu, zasadą nie nachodzących na siebie autorytetów.

Chrześcijanie również bywają zwolennikami tego poglądu. W praktyce oznacza to całkowite oddzielenie nauki i wiary. Nauka należy do porządku rozumu, a wiara do porządku serca. Chrześcijaństwo takie to swego rodzaju fideizm. Jego przedstawicielem jest na przykład Karl Barth. Kiedy zwolennik takiego poglądu mówi na temat natury wszechświata, życia, człowieka, mówi jak ateista. Kiedy mówi o wierze, Bogu i życiu wiecznym, „wskakuje” w inną rzeczywistość – mówi jak ortodoksyjny chrześcijanin. Ktoś taki starannie oddziela owe dwie strefy, aby nigdy nie stawać nawet przed problemem sporu nauki i wiary.

Czy to możliwe? Wydaje się, że tylko kosztem oddzielenia Biblii od świata wokół nas. Biblia przecież mówi, wbrew temu stanowisku, że Bóg jest poznawalny umysłem i można go rozpoznać poprzez przyrodę. Dlatego trudno je nazwać ortodoksyjnym. Natomiast stanowisko to jest na pewno wygodne i z tego powodu zyskuje wielu zwolenników.

Pogląd trzeci: dopełniające się perspektywy

Część wierzących różnych religii oraz agnostyków uznaje, że faktycznie autorytet nauki i religii na siebie nachodzi, że punkty styczne, a nawet całe obszary wspólne, istnieją. Natomiast, twierdzą, jeżeli dobrze zrozumieć zarówno naukę jak i wiarę, okaże się, że nie ma między nimi sprzeczności, tylko raczej dopełnianie się dwóch różnych perspektyw.

To stanowisko jest wśród chrześcijan dość powszechne. Przyznają się do niego chrześcijanie reprezentujący szerokie spektrum ideowe, od liberałów po umiarkowanie konserwatywnych zwolenników ewangelikalizmu, jak na przykład autor książki Język Boga, Francis Collins. Niestety i ono budzi pewne wątpliwości. Ogólnie brzmi dość dobrze, ale w szczegółach natrafia na szereg trudności. Budzi nieustanne podejrzenie o niespójność, nie dający się usunąć brak konsekwencji i zbytnią kompromisowość. W tym ujęciu w pewnym momencie, z bliżej nieokreślonych przyczyn, naturalizm zamienia się w teizm. A więc życie naturalnie wyewoluowało, ale jednocześnie w bliżej niesprecyzowany sposób wszechświat został również nadnaturalnie stworzony. Śmierć pojawiła się w sposób naturalny, ale pokonana przez Chrystusa została w sposób całkowicie nadnaturalny. Człowiek powstał w sposób naturalny (wyewoluował z małpy), ale jego dusza, moralność, już w sposób nadnaturalny (jakaś Boża ingerencja). Historia życia przed cywilizacją ludzką toczyła się bez cudownych boskich interwencji, ale historia człowieka już takie interwencje zawierała. Ogólnie pogląd ten robi wrażenie dość arbitralnych przeskoków z jednego stanowiska na drugie.

Pogląd czwarty: dwa nie dające się pogodzić punkty wyjścia

Dla części niewierzących (relatywistów) oraz wierzących, wszelkie spory między nauką a wiarą sprowadzają się do różnicy w subiektywnie przyjętych założeniach. Żadne argumenty ich zdaniem, nie są w stanie sporu rozstrzygnąć. Chrześcijanin więc, według wierzących zwolenników tego poglądu, ma swoją wiarę oprzeć na objawieniu, a nie nauce. To stanowisko to również pewna forma fideizmu. W sporach o ewolucję to stanowisko określa się jako kreacjonizm biblijny w opozycji do naukowego. Fideizm jednak tego typu nie neguje ani konfliktu  między nauką a wiarą, ani również tego, że przyroda zawiera oznaki bycia stworzoną. Będzie natomiast stał na stanowisku, że wierzący i niewierzący patrzą na świat w oparciu o inne założenia i w związku z tym nieuchronnie widzą go jako coś innego. Aby coś się zmieniło, zmiana musi zajść w sercu: wtedy zmienią się założenia, więc i perspektywa z nich wyłaniać się będzie inna.

To tradycja wywodząca się od Abrahama Kuypera, Corneliusa VanTilla, Francisa Schaffera. To stanowisko rozpoznaje słusznie rolę wiary i łaski, ale niestety, jest wciąż dość nieprecyzyjne. Można na przykład zapytać, co to znaczy, że Boga można zobaczyć w przyrodzie, skoro widzi go tam jedynie wierzący? W praktyce często wierzący albo rezygnuje z próby przekonania niewierzącego o istnieniu śladów obecności w przyrodzie, wtedy sprowadza się to stanowisko do stanowiska drugiego, albo będzie dowodził racjonalnie, że się da, i wtedy sprowadza się do stanowiska omówionego poniżej, gdzie konstruuje się jakąś naukę chrześcijańską. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć tylko, że to stanowisko sprawdza się jedynie w rozmowie między wierzącymi. Dla niewierzących jest albo niezrozumiałe albo zupełnie nieprzekonujące, czy wręcz śmieszne.

Pogląd piąty: nauka poddana wierze

Wreszcie, według wielu chrześcijan (a także fundamentalistycznych wyznawców judaizmu, islamu, zwolenników ruchu Hare Kriszna, czy niektórych odmian new age), w przypadku każdego konfliktu nauki z wiarą okaże się, że teoria uchodząca za naukową jest w istocie błędna, a obiektywne przyjrzenie się argumentom rację musi przyznać wierze, a prawdziwa teoria naukowa musi okazać się być w całkowitej zgodzie z wiarą.

To ładnie brzmi, ale niestety w praktyce prowadzi do tworzenia teorii, które jako naukowe traktowane nie są, a argumenty, którymi się posługuje, są nieprzekonujące dla większości uczonych i często dość naiwne. Moim ulubionym przykładem jest tutaj pogląd, że różne warstwy tworzone przez skamieniałości są skutkiem różnego tempa uciekania zwierząt przed potopem. Pobieżna nawet znajomość składu gatunkowego skamielin z różnych warstw musi skłaniać do opinii, że jest to wyjaśnienie błędne. Pogląd ten próbuje przerobić Biblię na naukę opozycyjną do oficjalnej. W praktyce jednak takie doktryny za naukę uznane nie zostają (i śmiem twierdzić, że nie zostaną), a Biblia zostaje okrojona ze swej subtelnej, mało precyzyjnej, ale teologicznie głębokiej poetyki, czy symboliki, do bardzo dosłownej, przyziemnej wręcz interpretacji. W jej toku gubią się pewne treści biblijne, na przykład negując różnicę między pierwszym a drugim opisem stworzenia, co w oczywisty sposób wcale nie jest prostym odczytaniem Biblii.

(dok. nastąpi)

miepaj
O mnie miepaj

Nieformalny przewodniczący Grupy Inicjatywnej Polskiego Towarzystwa Kreacjonistycznego (1993-1995), pierwszy przewodniczący Towarzystwa (w latach 1995-1998), redaktor naczelny organu Towarzystwa "Na Początku..." od 1993 roku do 2006 oraz (po zmianie tytułu) "Problemów Genezy" od 2013-.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie