tsole tsole
220
BLOG

Trzy kobiety – jedno odbicie

tsole tsole Kultura Obserwuj notkę 5

Eric-Emmanuel Schmitt jest pisarzem na fali; wciąż rośnie jego popularność. Jego dzieła osiągają nakłady zbliżone do nakładów książek Paulo Coelho. Niektórzy go z nim porównują, lecz on nie przyjmuje tego za komplement, skłaniając się bardziej ku ulubionemu od dzieciństwa Saint-Exupery’emu.

Myślę, że popularność swoją zawdzięcza zarówno znakomitemu warsztatowi, umiejętności prowadzenia intrygujących narracji i tchnących autentycznością dialogów, jak też wyborowi tematyki, w której człowiek z blaskami i cieniami swej tożsamości zawsze znajduje się w centrum uwagi.

Lecz jest jeszcze w jego twórczości coś, co przyciąga: optymizm. W jednym z wywiadów Schmitt wyznał, że odziedziczył po matce energię i umiejętność cieszenia się życiem. Lecz to nie jest afirmacja hedonizmu.- Prawdziwe szczęście polega właśnie na integracji cierpienia i radości –uważa autor „Oskara i pani Róży”. - Nie ma innej rady jak tylko rzucić się w tę ozdrowieńczą wodę życia głową w przód. Zupełnie się nie zgadzam z postawą buddystów, którzy dystansują się od emocji, od tego, co cieszy i boli. To nie to samo, co nasza radość z chwili. Buddysta tybetański, żeby nie cierpieć z powodu utraty matki, musi dystansować się od swojej miłości do niej. A ja lubię dużo cierpieć, bo to pozwala mi dużo kochać.

Kolejnym powodem, dla którego twórczość Schmitta budzi zainteresowanie jest szerokie spektrum tematyczne. Nie unika on tematów kontrowersyjnych (choćby niedawno recenzowana przez mnie na tych łamach powieść „Przypadek Adolfa H.”), stanowiących w salonach passe („Ewangelia według Piłata”), multikulturowo delikatnych („Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”). Potrafi też zachwycić erudycją i muzyczną wrażliwością („Moje życie z Mozartem”, „Kiki van Beethoven”, „Małżeństwo we troje”), wzruszyć empatią („Oskar i pani Róża”), rozbawić mistrzowsko podejrzanymi scenkami obyczajowymi („Papugi z placu Arezzo”).

W powieści „Kobieta w lustrze” Schmitt porywa się na coś, zdawałoby się, nierealnego: chce wniknąć w duszę kobiety. Co ja mówię: trzech kobiet. Mało tego: trzech kobiet żyjących w trzech różnych epokach! Śledzimy równolegle (w cyklu przemiennie pojawiających się rozdziałów) losy Anne z Brugii - mistyczki z XVI wieku, Hanny von Waldberg - wiedeńskiej arystokratki z przełomu XIX i XX wieku i Anny Lee - współczesnej gwiazdy Hollywood. Historia pierwszej i ostatniej opowiedziana jest klasyczną narracją, natomiast środkowej – w formie listów, jakie Hanna pisze do swojej przyjaciółki Gretchen.

Te trzy bohaterki dzieli nie tylko dystans historii – także charakteru. Anne jest pogodna i raczej introwertyczna, Hanna na odwrót – kapryśna i wygadana, zaś Anny, jak to gwiazda – sfrustrowana i rozgrymaszona. Są jednak cechy, które je łączą, a najważniejsza z nich to niespokojny duch – intensywne, chwilami wręcz obsesyjne poszukiwanie.

Anne, mająca ciągotki w kierunku panteizmu, poszukuje zjednoczenia duchowego z Absolutem. Jej obcowanie z przyrodą naznaczone było mistycznymi przeżyciami: gdy tylko ponownie zagłębiała się w medytacji, patrząc na błękit, obserwując ryby czy śledząc lot ptaków, nie widziała ani jednych ani drugich, lecz energię, która je podtrzymywała, radość, którą niosło życie, upojność stworzenia. Pod dobroczynną lipą uwalniała się od wszystkiego: najpierw od siebie samej, potem od materialnego świata, wreszcie, w kulminacyjnym momencie tego płomiennego doświadczenia, wymykała się słowom, myślom, pojęciom. Pozostało jedynie to, co odczuwała. Miała wrażenie, że rozpuszcza się w nieskończonym świetle, które tkało kosmiczną materię.

Hanna poszukuje równowagi, miejsca w życiu. Początkowo znajduje go w małżeństwie z mężem-ideałem: szlachetnie urodzonym, anielsko przystojnym, nieprzyzwoicie bogatym Franzem. Jednak doświadczenie urojonej ciąży kieruje ją w rewiry ostatniego krzyku mody: psychoanalizy. Kuracja u ucznia Freuda pozostawia w niej przekonanie o panseksualizmie buszującym w sferach podświadomości, co ma wpływ na jej dalsze poszukiwania kończące się wręcz zatraceniem w seksualnych doświadczeniach. Zatracenie to prowadzi do nikąd. Hanna tak skarży się w liście do przyjaciółki: Wciąż uciekam się do przelotnych kochanków. Problem w tym, że choć oni mnie zadowalają, przestał mnie satysfakcjonować taki styl życia. Gdy odkryłam zmysłowość, wyobrażałam sobie, że otwierają się przede mną nowe drogi, które poprowadzą mnie hen, daleko, od niespodzianki do niespodzianki. Tymczasem nic już nie może mnie zadziwić. A orgazm jest tylko orgazmem. Pragnęłabym prowadzić życie seksualne, w którym przestałabym być obca.

Anny poszukuje oazy, w której mogłaby się schronić przed agresywnym i bezwzględnym światem hollywoodzkiego show biznesu. Wyzwolenia z więzów przygodnego seksu, alkoholu i narkotyków. Tęskni za autentycznym spotkaniem z bratnią duszą, lecz świat nałogów nie tak prosto opuścić. Jest opancerzona cynizmem, lecz w jej duszy wciąż tli się dziecinna niewinność. Tak to postrzega lekarz pragnący wyrwać Anny ze szponów nałogu: Cóż za przedziwna dziewczyna  - mówi jak starzec, a czuje jak dziecko. Kiedy się jej słucha, ma się do czynienia ze zblazowanym, ironicznym bajerowaniem, zdradzającym znaczne wyczerpanie sił witalnych. Kiedy się ją obserwuje, dostrzega się wielką wrażliwość, ogromne serce, chwiejność emocjonalną pozwalającą w jednej sekundzie przejść od śmiechu do łez.

Kobiety te, obserwowane przez czytelników w trzech, jakby specjalnie dla nich otwartych oknach dziejów, łączy coś więcej. Coś, co nadaje właściwy sens całej tej opowieści, lecz nie nadaje się do zdradzenia w recenzji, bo byłoby niewybaczalnym spojlerowaniem.  

Powstrzymując się przeto przed szczegółowym relacjonowaniem ostatnich partii powieści, zaznaczę tylko, że wartość tej książki odnajduję przede wszystkim w jej historiozoficznym i antropologicznym przesłaniu. Oto walec dziejów toczy się bezwzględnie i jest niemożliwy do zatrzymania, tak jak mrówka nie jest w stanie zatrzymać rozpędzonej lokomotywy. Tocząc się, rzeźbi coraz to nowe krajobrazy, nowe dekoracje, w których rozgrywają się kolejne komedie i dramaty historii. Nieubłaganie zmieniające się paradygmaty cywilizacyjne i behawioralne narzucają ludziom poszczególnych epok standardy światopoglądów i obyczajów. Obserwując ten proces, możemy popaść w zwątpienie, czy jakiekolwiek relacje, jakikolwiek dialog między ludźmi z różnych epok byłby możliwy. Schmitt próbuje nam przemycić pokrzepiającą myśl: w tej rwącej rzece życia istnieje coś trwałego – coś, co decyduje o tożsamości naszego gatunku. To wrażliwość, zdolność empatii wobec ludzi i natury, niezależność myślenia, wolność od stereotypów i wreszcie niezłomna siła, która cechuje w tym wypadku słabą (ponoć) płeć. A ponieważ o tę właśnie w tej powieści chodzi – to dodajmy, że do tych niezmienników należy także kobiecość.

Obserwujemy więc trzy kobiety, które w lustrze historii tworzą jedno odbicie. Gdzie jest to miejsce, w którym występuje stan ekstazy, zacierają się wszelkie różnice? O ile Anne odnajdywała je w przyrodzie i określała mianem „Boga”, o tyle Hanna odkrywała je w seksualności i nazywała „podświadomością”. Anny natomiast zrezygnowała z wszelkich nazw. Jednak w jej czasach wierzono jedynie w molekuły. Konkretnie – w prochy. Zatem boskość, psychika, chemia – oto klucze, które różne stulecia oferowały do odryglowania bram tajemnicy. Rzecz w tym, że nawet jeśli klucze pasowały, tajemnica pozostawała tajemnicą.

Sposób, w jaki powieść jest napisana, prowokuje do ciekawej zabawy, którą potencjalnym czytelnikom proponuję: gdy już dobrniecie do mniej więcej połowy, spróbujcie sobie uświadomić, do której historii najchętniej wracacie? Która z bohaterek najbardziej się wam podoba, najbardziej intryguje? W której epoce chcielibyście żyć?

Autor książki wyznał, że najbliżej mu do mistyczki. Stwierdził, że to właśnie ona jest najbardziej wolna, bo potrafi tak szaleńczo wierzyć. Sam napisał przepełnione miłością i mistyczną zadumą wiersze Anny z Brugii (bo była ona także poetką). Nie znam oryginału, ale podejrzewam, że pod względem formy zostały one kiepsko przetłumaczone.

Stosunkowo słabym ogniwem książki jest kreacja osobowości; przynajmniej mnie ona nie do końca przekonuje. Rozumiem jednak, że trudno jest mężczyźnie przeniknąć duszę kobiety, a co dopiero trzech, a co dopiero z krańcowo różnych epok! Dlatego, mając na uwadze walory uniwersalne powieści, pozwolę ją sobie niniejszym zarekomendować.

Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Kobieta w lustrze
Tytuł oryginału: La femme au miroir
Tłumaczenie: Łukasz Müller
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 20 lutego 2012
ISBN: 9788324016792
Liczba stron: 464
Okładka: miękka, lakierowana

tsole
O mnie tsole

Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura