olgerd olgerd
582
BLOG

"Pakuska" się ukazała i zbiera żniwo

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 1

 

Moja książka się ukazała i zaczynają docierać do mnie opinie na jej temat. Nas ogół są życzliwe, a zdarzają się i bardzo życzliwe, by nie powiedzieć - entuzjastyczne. Wielkie dzięki za prawie wszystkie. Autorzy mają zwyczaj dziękować za wszystkie opinie, także nieżyczliwe, ale ja nie będę się wpisywał w ten kanon i za nieżyczliwe nie zamierzam dziękować. Wybaczcie, ale te negatywne, a więc z gruntu niesprawiedliwe, mam gdzieś. Gdzie dokładnie - nie powiem, żeby kogoś nie urazić. Spotykam się również z rozbieżnościami w ocenach, które polegają na tym, że ktoś kupił moją książkę i szukał w niej czegoś, czego znaleźć nie mógł. A gdy nie znalazł, poczuł się zawiedziony. No cóż, jak mawiają prości filozofowie: jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Część czytelników uważa, że w książce brakuje rysu historyczno-społecznego o tym jakże znanym olkuskim osiedlu mieszkaniowym im. Tysiąclecia, zwanym potocznie Pakuską. Fakt, nie pomyślałem o tym. Dlatego obiecuję, że w kolejnym wydaniu, którego, rzecz jasna, nie planuję, znajdzie się ów rys historyczno-społeczny; w ogóle książka będzie nosić tytuł: „Pakuska. Szkice z dziejów budownictwa wielkopłytowego - od starożytności do postnowoczesności”. Tak, jak być powinno, książka zacznie się poważnym szkicem o heroicznej historii osiedla Pakuska, w czasach rzymskich, pod zaborami i w każdych innym, a poprzez Gierka dociągniemy nasze dzieje aż do Tuska. Zaplanowany jest również esej etymologiczny poświęcony pochodzeniu słowa „Pakuska” (mogę chyba ujawnić skrawek tajemnicy, że źródłosłów wywodzi się z pradawnych czasów, z okrzyku „pa, kózko”, który wydał zrozpaczony hodowcy kóz pochylając się nad swoją podopieczną, kto wie, może zaduszoną przez lwa jaskiniowego czy jakieś inne bydlę). Pozycję wzbogacą zdjęcia odciśniętych w kamieniu pradawnych rondli i garnczków z Olkuskiej Fabryki Naczyń Emaliowanych oraz fotografie wanien i zlewów z epoki kamienia łupanego, ze zbiorów Muzeum regionalnego w Olkuszu. Nowe wydanie wzbogaci też dołączona do „Pakuski” płyta CD ze zrekonstruowaną (w 4D – czuć nawet zapach!) sceną obsługi klientów na stoisku mięsnym w samie na Pakusce; scenka będzie się rozgrywać w czasach kartek, dokładnie w chwili po otwarciu sklepu, gdy na hakach wiszą szynki, schaby i balerony z przedświątecznej dostawy. Oczywiście film będzie wyłącznie dla widzów dorosłych i o stalowych nerwach. Z pierwszego wydania książki usunięte zostaną wszystkie niedorzeczne rozdziały, w rodzaju: „sikania” czy „onanizmu”, zaś generał Wojciech Jaruzelski nie będzie już przedstawiony jako zdrajca i sprzedawczyk, tylko jako Konrad Wallenrod, a może nawet zostanie obsadzony w roli współczesnego wcielenia Mesjasza. I najważniejsze książka liczyć będzie 550 stron, oprawiona zostanie w skórę, a kosztować będzie tylko 3 zł 50 groszy. No i co, szczeny Wam opadły?!

 

Fragmenty z książki „Pakuska”.

 

Butelki

Nauczycielka mówi:

– Nie drzyj się, nie jesteś w lesie.

Ale jak jesteśmy w lesie, na wycieczce, też nie pozwala się drzeć; wtedy mówi:

– Nie drzyj się, w lesie żyją dzikie zwierzęta. Nie wolno płoszyć zwierząt.

Pierdoły opowiada – nikt tu nigdy nie widział żadnych dzikich zwierząt. To w ogóle bardzo smutny las. Inny niż ten na Mazańcu, który zaczyna się za domem dziadków; tamten jest dziki, a ten udomowiony. Tu, na Pakusce, nawet drzewa są mniejsze, jakby zniżyły się do poziomu ludzi. I prawie nie ma krzaków i runa leśnego, bo ziemia między pniami jest udeptana jak klepisko. Sto razy łatwiej wejść w gówno, niż stanąć na suchej gałęzi – wszystkie gałęzie wyzbierano na ogniska. To brudny las. Pełno tu śmieci; ktoś nawet porzucił tapczan; stary mebel wygląda dziwacznie wśród sosen. Zamiast grzybów walają się butelki po wódce i winie. Zbieramy je i oddajemy do skupu. Las pozwala nam zarobić.

Facet ze skupu materiałów wtórnych, starszy mężczyzna o smutnej twarzy i mętnym wzroku, na którego przyjście czekaliśmy Bóg raczy wiedzieć jak długo, choć na ogół nic nie mówi, dziś jest skory do rozmów; znudzonym głosem oznajmia:

– Przyjmuję tylko po wódce i winie. Te butelki są niedobre, możecie je sobie zabrać.

Wrzuca „dobre” butelki do kontenerów. Potem wyjmuje z kieszeni drobniaki. Odlicza kilkanaście złotych i daje nam je. Odchodzi, dźwigając kontenery: w prawej ręce z butelkami po wódce, w lewej po winie.

Wołamy za nim „do widzenia”, ale nam nie odpowiada. Nie zasługujemy na dłuższe zainteresowanie – jesteśmy tylko dziećmi.

 

Dyrektor

Nie wiem, czym się zajmuje dyrektor. I prawdę mówiąc, zupełnie mnie to nie interesuje. Wiem, że dyrektor to jest ktoś ważny, czyli ktoś taki, kto wydaje polecenia. Z nim się nie rozmawia, tylko się go słucha i wypełnia każde jego polecenie. Dyrektor nie musi się na niczym znać, bo ma zastępców, którzy odwalają za niego czarną robotę. Każdy chciałby być kiedyś dyrektorem i mieć własny gabinet. I sekretarkę, która wpuszcza do tego gabinetu tylko tych, z którymi dyrektor ma ochotę się spotkać. Jeśli ktoś ma ojca na dyrektorskim stanowisku, to jest kimś i wszyscy mu zazdroszczą. Na ogół ci, którzy mają ojców dyrektorów, mieszkają we własnych domach, a nie w blokach, mają samochody, a na wczasy jeżdżą do Bułgarii. Mój ojciec nie jest dyrektorem, nie mamy domu, tylko mieszkanie, nie posiadamy samochodu i nigdy nie byłem za granicą. Kiedyś spytałem ojca, dlaczego nie jest dyrektorem. Machnął ręką i powiedział, że za żadne skarby świata nie chciałby być dyrektorem, bo to nie na jego nerwy. Jakoś mu nie wierzę, bo chyba każdy chciałby być dyrektorem, mieć zastępcó1)w, na których by mógł bezkarnie krzyczeć i ładną sekretarkę. Jak dorosnę, na pewno zostanę dyrektorem, tylko jeszcze nie wiem czego.

 

Dzienniczek ocen

Trzeba go dobrze schować. Wszystkie wstydliwe rzeczy się chowa. Najlepiej schować go tak, żeby się już nie znalazł. Kiedy rodzice pytają o dzienniczek, należy im powiedzieć, że jest u wychowawczyni. Jeśli się będą o niego dopytywać, trzeba się trzymać wersji z wychowawczynią. Jeśli rodzice w końcu przestaną wierzyć w nasze słowa i udadzą się do wychowawczyni, to wtedy mamy przesrane. 

 

Generał Karol Świerczewski

Człowiek, który się kulom nie kłaniał. Nasz patron. Jesteśmy bardzo dumni z patrona naszej szkoły. Walczył w Hiszpanii, nie za bardzo orientujemy się, przeciwko komu, ale ważne, że w słusznej sprawie. Wcześniej brał udział w rewolucji październikowej, bo był prawdziwym komunistą – jak jest napisane w książce do historii. Czy ci komuniści, jak jeden mąż, muszą być łysi? – zastanawiam się, mając na myśli najważniejszego z nich, Lenina, który był przecież łysy jak kolano. A podczas II wojny światowej Świerczewski walczył z Niemcami. Zginął już po wojnie, zastrzelony przez UPA, właśnie dlatego, że się tym kulom nie kłaniał. Mama mówi, że to nieładnie się nie kłaniać, ale w tym wypadku to raczej było nierozsądne. Świerczewski żyłby, gdyby się chociaż raz ukłonił. Tak, bez wątpienia to był prawdziwy generał, a nie – za przeproszeniem – zwykły cywil, jak jakiś Kopernik. Najgorzej, jak patronem szkoły jest baba – choćby ta Skłodowska. Kiedy jednak wpatruję się w zdjęcie generała Świerczewskiego, dostrzegam, że miał mięsiste, kobiece wargi. „To nawet bardziej dziecięce usta” – stwierdzam. I im dłużej o tym myślę, tym bardziej widzę, że jakoś ten Świerczewski dziwnie wygląda, niczym wielkie dziecko, taki bobas o parametrach dorosłego.

Niedługo będziemy mieć popiersie patrona. Pan artysta właśnie rzeźbi generała w szatni. Szatnia naszej klasy jest po sąsiedzku, więc śledzimy z dużym zainteresowaniem postęp prac. Rzeźbiarz bierze kawałek gliny, miętosi ją i proszę bardzo: generał ma ucho. Zabiera się za następny kawałek: powstaje nos. Pytamy, czy generał będzie mieć czapkę. Artysta mówi, że niestety, nic się nie da zrobić, czapka nie jest przewidziana. Szkoda, żałujemy, bo generał, taki łysy, wygląda trochę śmiesznie. Prosimy: „Niech pan mu zrobi czapkę”. Pan artysta uśmiecha się. Nic nam się nie udało wskórać – generał Karol Świerczewski pozostał z gołą głową.

Popiersie generała stanęło w korytarzu na pierwszym piętrze. Nie wolno go dotykać. Nie wolno nawet się do niego zbliżać. Można je tylko podziwiać. Jak ktoś się za blisko generała przysunie, to wicedyrektorka, pani S., łapie takiego przestępcę za ucho i je wykręca. Trzeba jej przyznać, umie to robić – ucho boli straszliwie i jest potem sine, tak sine jak glina, z której artysta wyrzeźbił popiersie Świerczewskiego. Trzeba dodać, że nasz patron już nie jest siny, tylko złoty, bo na taki kolor pomalował go artysta. Śmiejemy się, że teraz Generał świeci się jak psu jajca!

W harcówce znajduje się tablica z życiorysem generała Waltera. najciekawsze jest ostatnie zdanie: „Zginął w 1947 r. w walkach z bandami UPA”. Ktoś dopisał przed tym skrótem literkę „D” i jest kupa śmiechu, bo polec w walce z d... to żaden honor.          

 

Gierek

Nudziarz z telewizora. Zawsze w centrum stada jemu podobnych starszych gości. Wszyscy łysi albo łysiejący, tylko Gierek ma włosy, siwego jeżyka. Chodzą w przedziwne miejsca, jakieś fabryki, huty, chlewnie z trzodą, albo kręcą się w ciemnych garniturach po polach obsianych pszenicą czy burakami cukrowymi. Zerkają na zegarki. Wypytują o plany produkcyjne, a przedstawiciele załóg czy rolnicy z PGR-ów odpowiadają w pozycji na baczność. Wiem, co to jest pozycja na baczność, bo nauczyłem się jej w harcerstwie. Potem Gierek i ci, którzy są z nim - najczęściej Jaroszewicz i Jabłoński - ściskają ręce tych, którzy odpowiadali na pytania. Widać, że przepytywani odczuwają wielką ulgę. Mam tak samo w szkole, gdy po pytaniu wracam do ławki – ulga, że jest już po wszystkim. Gierek kiwa głową i ma ściągnięte brwi. Jest bardzo zatroskany losem państwa i partii. Moja wychowawczyni ma tak samo ściągnięte brwi, kiedy wpisuje mi do dziennika „pałę” z klasówki z matematyki.   

 

Olgerd Dziechciarz, „Pakuska”, Olkusz 2014, ss. 220, Wydawca: Grafpress Olkusz. 

http://www.grafpress.com.pl/kontakt.html

 

   

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura