Czesław Miłosz (1911 - 2004)
Czesław Miłosz (1911 - 2004)
Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz
565
BLOG

Niedźwiedź znad Niewiaży

Waldemar Żyszkiewicz Waldemar Żyszkiewicz Kultura Obserwuj notkę 25

 

Czesław Miłosz: Bardzo zawsze ubolewałem, że jestem złożony z samych sprzeczności. Pomogła mi Simone Weil, która napisała, że sprzeczność jest dźwignią transcendencji. Jeżeli sprzeczność jest niemożliwa do przezwyciężenia, musimy zaakceptować oba jej końce.

Ta konkluzja, jaką na krótko przed swymi 90. urodzinami poeta spuentował rozmowę z Tomaszem Fiałkowskim i Andrzejem Franaszkiem („Tygodnik Powszechny”, 2001), stanowi dobry klucz – jeden z kluczy – do refleksji nad życiem oraz twórczością litewskiego Niedźwiedzia znad Niewiaży. Charakterystyczną dla zmarłego w przeddzień uroczystości Wniebowzięcia NMP polskiego Noblisty dwoistość, przejawiającą się może dość jaskrawo w biografii, ale zwykle sublimowaną w dziele, zwłaszcza w twórczości poetyckiej, zabawnie przedstawił też prof. Leszek Kołakowski w wierszowanym adresie urodzinowym „Dwa są Miłosze”.

Miłosz przepołowiony? 

Czesław Miłosz wymyka się prostym dylematom w rodzaju: Polak czy Litwin, wierzący czy poszukujący, komunista czy wręcz przeciwnie. Długa ścieżka jego życia osobistego, twórczego i publicznego, wpisana w burzliwy wiek XX i spleciona z tragicznymi losami narodów nie tylko Europy, uczyniła go świadkiem i komentatorem wojen, rewolucji, przewrotów, rzezi, zagłady. Ale także gwałtownego rozwoju technologicznego, przemian cywilizacyjnych, wreszcie globalizacji. I Miłosz, właściwie do końca swoich dni, nie uchylał się przed tymi obowiązkami. Choć nieraz wywiązywał się z nich w sposób, który drażnił lub wręcz prowokował.

Zdaniem prof. Jerzego Jarzębskiego, brało się to stąd, że poeta „niekoniecznie chciał być dla ludzi sympatyczny”. Wolał mówić im, a w szczególności Polakom, „prawdy trudne i prawdy niemiłe”, dlatego też „nie wszyscy w Polsce go kochali”.  

Prof. Krzysztof Dybciak podkreśla, że Miłosz przetrwał kilka epok w polskiej literaturze. Długie życie w burzliwych czasach sprzyjało pewnie większej liczbie „politycznych głupstw”, a może i pewnej podatności na manipulacje, ale naprawdę liczy się tylko zakres i ranga dzieła, które pozostawił po sobie.

Kropkę nad i stawia prof. Jacek Trznadel: – Biografia Miłosza to gąszcz uładzonych sprzeczności. Nie można, jak niektórzy próbują, udawać, że ich nie ma. Ale nawet w sprzecznościach tej biografii krystalizują ważne wątki epoki!  

W błysku epifanii

Miłosz jest przede wszystkim poetą. Znakomitym poetą, który odkrywa metafizyczną niezwykłość świata w najbardziej powszednich sytuacjach, ale umie też przełożyć ją na porywający obraz, potoczystość frazy lub wyrazisty symbol... „Ocalenie”, „Światło dzienne”, „Hymn o Perle”, „To”, „Druga przestrzeń” – przypomnijmy tytuły choć kilku zbiorów jego wierszy. Ale Miłosz to także autor powieści („Dolina Issy” „Zdobycie władzy”), eseista („Rodzinna Europa”, „Prywatne obowiązki”, „Widzenia nad Zatoką San Francisco”), myśliciel, tłumacz. Rozmiar i ranga jego spuścizny są ogromne. Imponujący okres aktywności twórczej trwał ponad 70 lat, jakie upłynęły od wydania debiutanckiego zbioru wierszy „Poemat o czasie zastygłym” (1933), aż do śmierci w krakowskim mieszkaniu, nieopodal Plant i Wawelu.

– Miłosz to prawdziwy fenomen. Przy swych antypolskich urazach, przy trwałej skłonności do drażnienia ludzi, pozostaje on wspaniałym pisarzem religijnym, otwartym na Boga, wrażliwym na tak eliminowaną dziś z literatury problematykę metafizyczną. Owszem, nie był może wzorem osobistego poświęcenia czy obywatelskiej ofiarności, ale w dłuższej perspektywie ważny jest jego swoisty geniusz religijny – mówi prof. Dybciak.

I dodaje: – „Świat (Poema naiwne)”, „Traktat poetycki”, „Gucio zaczarowany”, „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”. Te wiersze przetrwają. Dlatego apelowałbym do konserwatystów, prawicy i katolików o wielkoduszność oraz przyjęcie właściwej miary. Bez Miłosza nie da się napisać historii literatury polskiej dwudziestego wieku!

Tak, trudno nie pamiętać Miłoszowi, że ostrzegał przed nihilizmem i „śmieciową kulturą” postmodernizmu. Że nie kwestionował istnienia norm moralnych, mimo że niełatwo im sprostać, a ludzie wciąż je łamią. Że wreszcie zachował poczucie grzechu... Andrzej Bobkowski, w jednym z listów do Giedroycia, zwrócił uwagę na trwale obecną u Miłosza skłonność do samousprawiedliwień. Choć może szło tu raczej o reinterpretację motywów i okoliczności własnych niegdysiejszych akcesów, zaskakujących decyzji.

Lewicujący poeci wileńscy

„Mój życiorys jest jednym z najdziwniejszych, na jakie udało mi się natrafić. Brak mu co prawda jasności moralitetu, jak u Josifa Brodskiego, który przerzucał nawóz widłami w sowchozie pod Archangielskiem, a parę lat później zbierał wszelkie zaszczyty, łącznie z Nagrodą Nobla. Nie brak mu jednak podobieństw do baśni o głupim Jasiu, bo trzeba było nie lada głupoty, żeby postąpić inaczej niż moi koledzy z literackiego środowiska i uciec na przekonany o swojej dekadencji Zachód” – napisał Miłosz wiele lat później w „Innym abecadle”, potwierdzając trafność spostrzeżenia Bobkowskiego.

Podczas studiów na Uniwersytecie Stefana Batorego późniejszy autor „Ziemi Ulro”, wspólnie z Teodorem Bujnickim, Stefanem Jędrychowskim, Jerzym Putramentem, Aleksandrem Rymkiewiczem i Jerzym Zagórskim, założył grupę poetycką Żagary. Ten intelektualny flirt z komunistami, twórczo przezwyciężony w poezji (wydane w 1936 klasycyzujące „Trzy zimy” pozostają jednym z najważniejszych artystycznych osiągnięć Miłosza) wycisnął jednak trwałe piętno na politycznych postawach i wyborach poety.

Niechęć do Drugiej Rzeczypospolitej, prawicowych formacji politycznych, polskiego katolicyzmu, a po wybuchu wojny do Armii Krajowej, Państwa Podziemnego, Powstania Warszawskiego oraz poakowskiego zbrojnego podziemia, przy rodzaju jawnej sympatii do ZSRR i komunizmu, właściwie nigdy już nie uległy zmianie, o czym odważnie, ale i z pewną dezynwolturą powiadamia swych polskich czytelników sam Miłosz w „Roku myśliwego” (1991) i „Zaraz po wojnie” (1998).

Absolwent Akademii Smorgońskiej

Pierwsza z tych książek jest rodzajem dziennika, prowadzonego bez autocenzury. Pod datą 17 kwietnia 1988 czytamy, że „gdyby jakimś magicznym sposobem dało się ustalić prawdziwą, nieurojoną genealogię mieszkańców Polski, okazałoby się, że ogromny ich procent (a może większość?) ma za przodków, dziadków, rodziców, niezbyt szacowne indywidua: konfidentów, potakujących serwilistów, wręcz pachołków policji i UB, podwójnych agentów itd.” („Rok myśliwego” s. 258). Mocne słowa, zwłaszcza w ustach kogoś, kto w tym samych zapiskach, dystansując się wobec polskiej skłonności do powstań i konspiracji, zawarł pochwałę wojennej rzeczywistości Francji: „I ostatecznie, jeżeli 99 proc. Francuzów żyło jak zwykle po klęsce 1940 roku, to jest normalne” („Rok myśliwego” s. 268). Jak to wszystko pogodzić z rygoryzmem moralnym tchnącym z wierszy „Campo di Fiori” czy „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”?

Może zdumiewać, że jeszcze pod koniec lat 80. autor „Zniewolonego umysłu” pisał w swym diariuszu: „Żaden rząd zachodni nie wpadłby na taki pomysł jak Stalin, żeby wysiedlić miliony Niemców z ich wielowiekowych siedzib i oddać ten obszar Polakom. Tym samym rzec można, że Polska istnieje z woli i łaski Stalina” („Rok myśliwego” s. 163).

Prof. Trznadel, analizując stosunek Miłosza do komunizmu („Lewy profil”, w: „Spojrzenie na Eurydykę”, Arcana 2003), twierdzi, że znacznie trudniej niż powojenny epizod dyplomatycznej kariery poety zrozumieć jego obecne wypowiedzi, które nawet po upadku komunizmu w Polsce nadal próbują tamten reżym (akces do niego) usprawiedliwiać i wciąż stanowią ważny element twórczości Miłosza.

Jasność moralitetu

A przecież był czas, gdy stroniący wcześniej od wspólnotowych obowiązków poeta stał się wyrazicielem uczuć i dążeń milionów Polaków. Tak, w 1980 Czesław Miłosz odbierał Literacką Nagrodę Nobla w sztokholmskim ratuszu, z wpiętym w klapę fraka znaczkiem NSZZ Solidarność. W bezdebitowych wydaniach krążyły po kraju zbiory jego wierszy. A na stawianym w Gdańsku pomniku pomordowanych stoczniowców pojawiły się słowa słynnej przestrogi: Który skrzywdziłeś człowieka prostego (...) nie bądź bezpieczny! 

Wbrew utyskiwaniom poety jego życie osiągało czasem jasność moralitetu! Bywało tak, gdy po przeszło półwieczu spacerował uliczkami swego ukochanego Wilna. Gdy szukał sposobu, aby wypłoszyć jelenie niszczące ogród Carol, jego drugiej żony. Gdy pisał kolejny wiersz sięgający, być może, sedna rzeczy.

Poeta Marek Skwarnicki, szambelan papieski, który trzykrotnie pośredniczył w wymianie korespondencji między Miłoszem a Janem Pawłem II, ostatni list poety do papieża zawiózł w kwietniu. Miłosz prosił w nim o błogosławieństwo i zapewniał, że starał się nigdy nie przekraczać granic ortodoksji katolickiej. Papież z właściwym sobie poczuciem humoru odpowiedział sędziwemu poecie: „W takim razie, zmierzamy w tym samym kierunku”.

***

 

Mickiewicz, Słowacki, Norwid trafili do narodowego panteonu nie tylko jako najwybitniejsi poeci, ale i dlatego, że w tragicznych dla Polaków czasach krzepili narodowego ducha. Czesława Miłosza, który zostawił nam niekwestionowany dorobek poetycki, polski duch raczej uwierał i drażnił. Zwłaszcza powagą tonu w swych górnych rejestrach. Dlatego pomysł z pochówkiem na Skałce, nie pasuje do samego Miłosza, stroniącego przecież od patosu czy bogoojczyźnianej celebry. I więcej mówi o ambicjach pomysłodawców niż o rzeczywistej randze Poety.

 

„Tygodnik Solidarność” nr 35, z 27 sierpnia 2004

 

czytaj więcej

http://waldemar-zyszkiewicz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=109&Itemid=34

Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015 Kategoria - Poezja

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura