Dziewiątego lipca przypomniałem na tym blogu, że przed 30 laty do księgarń w Polsce, w Warszawie trafiła książka
Jadę od środy poza Warszawę i z braku czasu nie przedstawię szerszego kanonu lektur, które wpływały na moje wychowanie, na moją wiedzę, na moje przekonanie, że równoległe istnienie sprzecznych poglądów o Powstaniu Warszawskim jest postępowe. Właściwe dla Polaków i dla Polski.
Dziś w przedwakacyjnym "bałaganie" kartkowałem książkę "Sztuka i krew 1939 - 1945" Roberta Jarockiego
Na stronach 146, 147 i 148 jest zapisana Relacja Stanisława Herbsta z okresu Powstania...
Robert Głowacki w jednym z akapitów pisze o "ciemnej stronie mocy" z czasów Powstania, o której nie sływszałem w domu, w szkole i na studiach. O złym kupiectwie jako formie "pomocy" uchodźcom z Warszawy: "Muszę za Herbstem odnotować, iż przemieszczający się przez Rakowiec ludzie niekiedy byli zapraszani do chłopskich furmanek. Ich woźnice proponowali podwiezienie. Niestety pobierali za to ogromne sumy, a gdy ktoś nie miał pieniędzy, rekwirowali po prostu część ulokowanego na furmance dobytku. Herbst tę informację ukrywa w przypisach, gdyż ilustruje ona znaną skądinąd obojętność chłopów z okolic Warszawy wobec nieszczęścia Powstania. Traktowali oni Powstanie Warszawskie jako jeszcze jedno PAŃSKIE powstanie, które ich nie dotyczy."
Z rodzinnych opowieści wiem, że postawy altruistyczne, ludzkie też się zdarzały. Moja teściowa wysiadła na chwilę z pociągu do obozu w Pruszkowie. Bolał ją brzuch i poszła po gorącą wodę... Dzięki uporowi niemieckiego pracownika kolei nie wsiadła ponownie do pociągu i została skierowana do chłopskiej polskiej rodziny, w której bezinteresownie ją przetrzymano, schowano. Zapamiętałem, że rodzina ta miała gospodarstwo pod Siedlcami.
- Niesforne Dziecię Gutenberga.
Komentarze