Rozdział 1 tu:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/527834,strefa-ejlat-1
Rozdział 2 tu: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/531080,strefa-ejlat-2
Rozdział 3 tu: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/532261,strefa-ejlat-3
Rozdział 4 tu: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/533914,strefa-ejlat-4
Rozdział 5 tu:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/535329,strefa-ejlat-5
Rozdział 6 tu:http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/537104,strefa-ejlat-6
Rozdział 7 tu: http://prawdalezynawierzchu.salon24.pl/538705,strefa-ejlat-7
(8)
Radio Głos Morza Czerwonego tłumaczyło, że częste burze piaskowe będące wynikiem dziury w ozonie - zmusiły już w kwietniu aliantów do zwolnienia tempa natarcia w Iraku; południowy wiatr wiejący z prędkością 35 węzłów zepchnął w nocy na mieliznę w Tabie statek-kasyno Montana z tłumem mołdawskich kurew na pokładzie. Zadymiona knajpa z kręglami w „starym centrum”; betonowa podłoga i odrapane stoliki z metalowo-skajowymi krzesełkami; Rozjarzone żyrandole pod gołymi rurami i przechodzone dzieci-kwiaty - jeden z siwą kitką i drugi w kapeluszu kowbojskim - patrzyły w telewizor, gdzie trzaskał pyskiem wielki robot zrobiony z duplo.
Jakieś zaspane neopunki z rudymi irokezami, wyrwane jakby żywcem z lat 80., oganiały się od z lekka przyćpanego alfonsa i żarły pizzę z boczkiem i oliwkami przy barze z opuszczoną błyszczącą wajchą od piwa. Opowiadali wyżelowanemu grubasowi z Głosu Morza Czerwonego, że poprzedniej nocy w czasie burzy przeszli przez pomyłkę na egipską stronę w górach pod Ejlatem i obdarci żołnierze celowali do nich z kałachów i poganiali kolbami, ale oficerowie okazali się OK i odstawili ich rano jeepem do Taby.
W kiblu chłopak w wojskowym mundurze opowiadał punkowi przy sąsiednim pisuarze, że przeleciał panienkę z festiwalu jazzowego, która całą noc wyła jak zepsuty Harley-Davidson i kondony z zapachem poziomek wrzucali na szafę w klimatyzowanym Domu Żołnierza. Na parkingu od kuchni kilku bezdomnych grzmociło gorzałę Gold z butelki z czerwoną kartką, przegryzając wygrzebanymi w śmieciach krowimi gnatami. W telewizorach pod sufitem silikonowa blondyna przesiadała się okrakiem z jednego spoconego Murzyna na drugiego i robiła im lachę w szoferce cysterny pędzącej przez pustynię z falującym od gorąca powietrzem.
Nagle do knajpy dobiła grupa „męsko-damska” w strojach wyjściowych i podszedł do nich kelner w spodniach od dresu i w luźnym t-shircie. Wracali z hotelu Król Salomon, gdzie odbył się pierwszy w świętej krainie ślub lesbijski, w którym uczestniczyły tłumy ludzi z alternatywnej orientacji. No więc teraz „policjantka i recepcjonistka”, w ślubnych welonach i z wytatuowanymi szczurami gryzącymi jabłka, nakładały sobie znowu obrączki na paluszki - ku radości transwestytów w panterkowych mini, pchających się do baru i stukających szpilkami w betonową podłogę.
W telewizorach zapomniana przez wszystkich hiszpańska żywa tarcza z czerwonym ryjem miotała się gorączkowo przykuta łańcuchem do osmalonej palmy pod siedzibą ONZ w Bagdadzie i korespondent al-Dżaziry w hełmie spadającym na oczy pieprzył coś, że obrazki z irackimi dziećmi na noszach, pokazującymi okrwawionymi palcami „V”- nie były pornografią śmierci. Usłyszałem dochodzący z zewnątrz jazgot pekińczyków z obrożami ze skórki krokodyla, podwiązanych przed wejściem i na schodach bębniarze w różowych turbanach walili w swoje bongosy.
W ogródku z aluminiowo-wiklinowymi fotelikami przed barem Stella Maris strzaskani na heban ejlatczycy (łysi z siwymi kitkami), gadali o tym, że jacyś pokręceni Zieloni chcą im skasować farmy rybne w zatoce, bo sztuczna karma i odchody niszczą rafę koralową, a nikogo nie obchodzi, że największym trucicielem jest port ejlacki i baza marynarki wojennej, odcinające ludziom dostęp do morza. Była też mowa o tym, że kurwy z Montany uciekły brodząc przez wodę w ciemnościach na pomost, gdzie czekała już policja, żeby je odstawić z powrotem do Mołdawii.
Zobaczyłem Szulca i Maksa w kącie pod markizą, gdzie promienie słońca ledwo dochodziły, pijących Guinnessa z wąskich jak do szampana kielichów i zagryzających pizzą z czarnymi oliwkami; zobaczyłem, że koledzy z Polandu mają uśmiechy na zarośniętych gębach.
- Bankomat orżnął nas na dychę - powiedział Szulc.
- Nie ufajcie automatom w świętym kraiku – powiedziałem.
- Oświeć nas ciemnych - powiedział Szulc do mnie.
- Inteligencka baza danych - powiedział Max.
- Trochę pokory synku - powiedział kolega Szulc.
- Ostatnio na przystanku autobusowym w Alejach Ujazdowskich starsza pani, starannie uczesana i ubrana, powiedziała scenicznym szeptem do drugiej takiej samej dystyngowanej starszej pani: ty, zajebany, pierdolony korniszonie! - powiedział Szulc. A Max na to, że wyszedł wieczorem z pieskiem do parku i panienka lat ok. 17 siedziała w poprzek ławki, stopami przytrzymując piweczko; w jednej ręce papieros, w drugiej komóra, po policzkach ślozy płyną i usłyszał, jak chlipała w telefon: wtenczas kurwa powiedziałeś "chuj ci w dupę", wsiadłeś na rower i odjechałeś; widzisz, a ja tu kurwa dzwonie do ciebie, bo cię kocham.
No więc przesiedliśmy się do baru i Lejbo mieszał drinki w rytmie muzyki z Sixties, i nagle te drinki zaczęły przypominać - w jakimś niesamowitym sensie- piękny i czysty głos tej grubej Mamy Cass z zespołu Mamas and Papas, która śmiertelnie zadławiła się sandwiczem; nie wolno dać się sterroryzować dobrobytem – powiedziała nagle Szwedka-kelnerka z dobrym cycem i miała za złe Izraelczykom, że traktują skurwieli-samobójców jak terrorystów, a nie „bojowników walczących o wolną Palestynę”.
No więc nie wiem dlaczego przypomniałem sobie nagle, jak byłem małym chłopcem na Nowym Świecie 50 i wychodziłem na podwórko, powtarzając sobie na głos jedyne znane mi wtedy brzydkie słowa „dupa i kurwa”; a kiedyś zobaczyłem, że stoję koło trabanta, w którym facet trzyma rękę za dekoltem kobitki w letniej sukience i słucha mnie z rosnącym zainteresowaniem. No i teraz przy barze Stella Maris pomyślałem sobie nagle z rosnącym zainteresowaniem, że słychać tylko Szulca, który mówi, że zawsze jak facet kocha kobietę, to chce w niej być bez przerwy.
No więc Szulc zaczął opowiadać, jak kiedyś pod jesień na Mazurach słuchali z tą dziewczyną bluesów, siedząc z piweczkami na XVIII-wiecznych armatach; w przedsionku muzeum zamkowego, gdzie strażnik przysypiał w kącie, odsłoniła piersi pod obrazem z kosynierami i jeździła mu palcami po rozporku, a on ściskał ja za brodawki, i pozwalał jej robić fiki-miki. Aż wypięła się przed nim, opierając rękami o parapet i wszedł w nią gładko, i potem skończyli razem, starając się zachowywać jak najciszej, a on trzymał ją za ramiona wyciągniętymi rękami.
Albo rano w namiocie, gdy na dworze śpiewały ptaki, całowała go powoli po całym ciele, bawiąc się fiutem miedzy piersiami i wchodził w nią mocno ładując do upadłego, i obok na targowisku - miedzy furmankami z końmi z owsem - facet sprzedawał spod pazuchy czarno-białe fotki z gołymi dupami i enerdowskie lornetki, którymi te dupy „ściągałeś zza rzeki”. To była wielka miłość, kurwa- powtarzał Szulc, opowiadając teraz przy barze, jak dopieszczała go od rana, a dookoła ćwierkały jakieś sikorki.
Max czytał na głos starawe newsy w sieci, że pierwsza sklonowana owca Dolly, która zdechła ze starości po sześciu latach, wylądowała w muzeum w Edynburgu i Amerykanie chcą zrobić myszoczłowieka przypominającego mitologiczne stwory, żeby z niego wycinać narządy na przeszczepy, bo okazało się, że myszy i ludzie maja podobne geny.
- Genom myszy mało różni się od naszego - powiedział Szulc.
- A myszoczłowiek, to w jakim języku będzie gadał – spytałem.
- Będzie zawodził jak Nana Mouskouri - powiedział Maksio.
Szulc poprosił Lejba o wodę mineralną, żeby dolać do swojego wiskacza i potem zachciało mi się nagle opowiedzieć kolegom z Polandu, że Rafi Nelson twierdził zawsze, iż do naprawdę dobrej whisky można dolewać tylko krystalicznie czystą wodę ze strumienia, z którego czerpana jest przy produkcji tegoż wyborowego wiskacza. No i teraz w barze Stella Maris pomyślałem sobie nagle z pełną jasnością, że Szulc spyta mnie zaraz o Sztajnera, którego mina przeciwpiechotna rozerwała na Golanie.
No więc ani słowa o tym więcej, powtarzałem sobie, ledwo odzywając się do Szulca i gadało nam się jak dawniej, ale czasem się mijaliśmy, choć wiedzieliśmy o co chodzi. Iza przeciskała się do baru i nie chciałem jej przepuścić, i nagle zetknęliśmy się udami; to było cholernie przyjemne uczucie i spojrzeliśmy na siebie; już mi trochę lepiej – powiedziała.
- Gazety wciąż piszą o pedofilach - powiedział Max.
- Pedofile czają się w internesiu - powiedział Szulc.
- Komedią bym tego nie nazwał - powiedział Maksio.
- Zajrzałam tu z ciekawości, bo miałam po drodze - powiedziała Iza i była świetną dziewczyną w barze Stella Maris, gdzie przesiadywały jakieś przerośnięte odjeby z Sixties, którym odbijały szajby. W którymś momencie zacząłem znów patrzeć na nią jak na kobietę, a ona miała coś fantastycznego w twarzy, gdy uśmiechała się patrząc też na mnie z bliska i to był jeden z tych uśmiechów w środku, które rozświetlały całą jej twarz.
- Dlaczego tak jest, że się boję? - spytała.
- No jest tak, że się boisz – powiedziałem.
- O cholera, jak świetnie - powiedziała Iza.
- Wypijmy na zdrowie Radia Ramallah – powiedziałem.
- Najpierw im wytłumacz, o co chodzi - powiedział Lejbo.
- Tak jest; żądamy pełnych wyjaśnień - powiedział Szulc.
- W latach 60. był to ich Luksemburg – powiedziałem.
- Po 93. było tam radio Autonomii PBC - powiedział Lejbo.
- Izrael rozwalił je za podżeganie do terroru – powiedziałem.
- W mordę, no i patrz coście narobili - powiedział Szulc.
- Rozwaliliśmy też komendę policji obok, bo zlinczowali tam dwóch Izraelczyków i wydłubali im oczy - powiedział Lejbo.
- W 2002. zburzyliśmy tam kwaterę Arafata Mukatę - powiedziałem.
- Podczas wizyty papieża w 2000. Arafat był cacy - powiedział Szulc.
- W Mopetach i karykaturach też wypadał OK - powiedział Lejbo.
- W porównaniu z tym drugim szmatogłowcem – powiedziałem.
- Chodzi o lidera Hamasu szejka Jassina - powiedział Lejbo.
- Potem Arafat przestał robić za Matkę Teresę – powiedziałem.
- Wtedy jak wybuchła intifada o meczet Al-Aksa - powiedział Lejbo.
- Widzę, że naprawdę sporo się tutaj dzieje - powiedział Szulc.
- Mieliśmy jeszcze wyjaśnić sprawę arafatek - powiedział Max.
- Tylko Polacy umieją tak pięknie opiewać kefije – powiedziałem.
- Z kefijami nie jest bowiem sprawa prosta - powiedział Max.
- Arafat podpina sobie kefiję z prawej strony, żeby przypominała kontury Izraela; podobno widzą to tylko Izraelczycy - powiedział Lejbo.
- Menachem Begin, który pochodził z Warszawy, nigdy nie nazywał Arafata inaczej, jak "człowiek z włosami na twarzy" – powiedziałem.
- Neandertalczycy byli ludożercami - powiedział Szulc.
- To jakby dużo tłumaczy – powiedziałem.
- Nasz człowiek w Oriencie wie co mówi - powiedział Max.
- Nie byli krewnymi człowieka - powiedział Szulc.
- O czym oni gadają, ci faceci? - spytała Iza.
- Zawsze o tym samym - powiedział Max.
- Jak dojdą znów do Dolly, to mi powiedz – powiedziała.
- Zawsze byliśmy zdolni acz leniwi - powiedział Szulc.
- Za to ja byłam pracowitą dziewczynką – powiedziała.
- Bez zadań domowych i zeszytów - powiedział Max.
- Byłam dziewczynką z ładnym pismem – powiedziała.
- Szczenięce horrory, kurwa - powiedział Max.
- Słoneczne dni dzieciństwa - powiedział Szulc.
- Szulc - powiedziałem. - Pamiętasz jak w podstawówce łaziliśmy z dziewczynami do Łazienek, żeby znaleźć pięć rodzajów liści?
- Z dzieciństwa pamiętam, jak robi się naleśniki - powiedział Max.
- Wolę odsmażane pierogi z mięsem i herbatą – powiedziałem.
- A odsmażane ruskie pierogi z cebulką? - spytała Iza.
- Kraina naszego dzieciństwa - powiedział Szulc.
- Bawiliśmy się na tych samych gruzach – powiedziałem.
- Są takie miejsca, gdzie jesteś sobą? - spytała Iza.
- Na Nowym Świecie 50 - powiedziałem. - Już ci mówiłem.
- Niech się dowiem - powiedziała dziewczyna.
- SARS nie odpuszcza na Tajwanie- powiedział Max.
- Podobno przybył z kosmosu - powiedział Lejbo.
- Ruscy mówią, że 100g wódki dziennie go zabija - powiedział Szulc.
- Dla pewności można walnąć dwie sety – powiedziałem.
- Bimberek smakuje dużo lepiej - powiedział Max.
- Czasami nie idzie was zrozumieć - powiedziała Iza.
- SARS a operacja iracka wolność - powiedział Szulc.
- SARS a 300-lecie Sankt Petersburga – powiedziałem.
- Niestety żyć bez was też się nie da – powiedziała.
A Szulc mówił: - Pod koniec lata na Mazurach zaczęło padać i siedziałem w knajpie z dziewczyną, z która przedtem kochaliśmy się do upadłego w trawie pod trzypiętrową sosną i miałem orgazm leżąc na niej i trzymając ją za głowę; trzymaj mnie za głowę – powtarzała - chcę, żebyś trzymał mnie za głowę i wciąż był we mnie. Jej twarz zlewała się jakby z zapadającym zmierzchem, że zaczynałeś wściekle tęsknić do tej twarzy, aż w końcu nie wiedziałeś już sam gdzie jesteś.
- Najlepsze godziny życia w hotelu, gdy było już całkiem widno - z dziewczyną, której naprawdę chcesz coś powiedzieć i kochaliśmy się patrząc w lustro i nie poznając samych siebie, a to była dokładnie ta dziewczyna, z którą chciałeś to robić; całuj mnie i dotykaj, powtarzała, czuję cię w palcach, na skórze i w myślach; nic, tylko pieść mnie i całuj i żebyś był we mnie mocno; miej go we mnie z całej siły do końca - kończ we mnie; chcę czuć się dobrze zerżnięta.
- Długo będę dochodzić do siebie po tych emocjach - powiedziała Iza z wargami przy moim uchu i zaczęliśmy się całować, i wydało mi się nagle całkiem wyraźnie, że czuję jej ręce i piersi na sobie, ale kolega Szulc tylko spojrzał na nas i dalej coś wygłaszał z czymś takim w twarzy, co kojarzyło się chyba najpierw z cholernym obłędem, a potem dopiero dużo poźniej - w dalszej kolejności - z wielką miłością mężczyzny do kobiety.
- Dawno nie odżywaliśmy się do siebie - powiedziała Iza cicho i wydało mi się nagle, że czuję jej rękę między nogami.
- Mam zabrać? - spytała z wargami przy moim uchu.
- Niekoniecznie - powiedziałem.
- To ja dziękuję - powiedziała i cofnęła dłoń.
- Inaczej się nie da - powiedziałem i znów zaczęliśmy się całować.
- Chodźmy się kochać, już - powiedziała.
- Nie, żebym nie chciał – powiedziałem.
- To co się opieprzasz? - powiedziała Iza.
- Wskutek nawałnicy utonął pracownik farmy rybnej, który zanurkował w zatoce, niedaleko granicy jordańskie, żeby sprawdzić, czy sztorm nie zerwał stalowych kabli przytrzymujących klatki z narybkiem nad dnem morskim- powiedziało radyjko czerwonomorskie, potem jak zatłoczoną szosą nabrzeżną jechaliśmy do Taby.
- Tyle dobra się marnuje; będziesz się kochał ze mną bardzo, bardzo – powtarzała dziewczyna robiąc to ręką i poruszając udami, gdy z włączoną klimatyzacją i kompaktem Gregorian jechaliśmy powoli w cholernym zatorze, i wielkie gawrony przelatywały między samochodami, lądując leniwie pod palmami na trawiastym pasie pośrodku szosy.
No wiec potem zobaczyłem korowód przebierańców w „tygrysich skórkach”, z teatralnymi rycerskimi naramiennikami- ze strusimi piórami w dupach i z przyprawionymi rzęsami- tańczących na rondzie jakąś pijaną lambado-sambę. Przyćpani transwestyci z pomalowanymi na czarno ustami i lezbije o martwych spojrzeniach, imprezowali po weselu alternatywy seksualnej w Ejlacie - całując się i jodłując na przemian, wywracając jęzorami w powietrzu i wybijając rytm atrapami penisów na samochodach – pomyślałem sobie nagle, że coś cholernie niefajnego porobiło się ze światem naokoło.
CDN