Mariusz Wiącek Mariusz Wiącek
1341
BLOG

Wakacje na norweskich fiordach.

Mariusz Wiącek Mariusz Wiącek Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Odpuściłem w tym roku kochane Mazury i wypłynąłem na szersze słone wody. Co było najciekawsze w tym rejsie, brak internetu i wiadomości z Polski przez całe 10 dni w dniach od 14 do 23 lipca  Pogoda za wyjątkiem 3 dni dopisała, aż za bardzo. Dlaczego aż za bardzo? Były takie upały że poczułem się jak na Chorwacji, z tym że bardzo mało wiało.  

Zacznijmy od początku. Do Stavanger w Norwegii można dostać się samochodem, promem lub samolotem.  Ja z żoną wybraliśmy ten ostatni sposób.  Ceny samolotów z Katowic do Stavanger przystępne. Lot bez bagażu dla jednej osoby w dwie strony kosztował 500 zł . Po wylądowaniu pierwszy szok. Godzina 23 i jasno. Ściemnia się gdzieś około godziny 0:30.   Do rana jesteśmy na lotnisku i udajemy czekających na poranny lot turystów.  Rano szukamy transportu do mariny. Jest autobus, ale cena szokująca bo 60 zł od osoby za 12 kilometrów. Na piechtę nie bardzo po pada. Co robić  jedziemy. Do norweskich  cen musimy się przyzwyczaić. Pół litra Coca Coli na lotnisku 20 zł.

O godzinie 10 meldujemy się na jachcie, gdzie kawą wita  nas część załogi z poprzedniego rejsu.  

O godzinie  12 dojeżdża busem z Polski kapitan Bogdan reszta załogi i co najważniejsze nasze bagaże.

Znużeni podróżą, integracją z nową i poprzednią załogą zapadamy w średnio wygodnych kojach w kamienny sen.

 

Rano idziemy do centrum miasta, bo zwabił nas tam potężny  wycieczkowiec górujący nad portem Queen Mary II. Dzień wcześniej poznaliśmy Saszę, który zaprosił nas do zwiedzenia historycznego pasażerskiego statku Sandnes 

Ewa (moja druga połowa) przymierza się do koła sterowego.

ja nie mogłem być gorszy.

 Po zwiedzeniu M/S Sandnes od topu po stępkę wypływamy w rejs do Tau.

Pogoda nie najlepsza, wiatr 3 B pozwalający na foku osiągnąć prędkość  4-5 konts.

Płyniemy do Tau, a tam mamy w planach zwiedzić Półkę Skalną  po ich niemu Preikestolen.   Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany, bo było mokro i mgliście, a w takim wypadku nie ma sensu iść w góry. Płyniemy do Hommersak,  bo tam jest zdaniem kapitana najlepiej zaopatrzony sklep wędkarski w tej okolicy. Załoga ma zaś poważne plany względem ryb pływających we fiordach.

Nad nami zwisały ponure ołowiane chmury. Nici w wycieczki w góry.

Każdy rejs żeglarski to nie wycieczka typu “all inclusive” trzeba sobie zrobić posiłek i to nie tylko dla siebie, a dla całej załogi. Gotowanie w ciasnym kambuzie dla 10 osób jest pewnym wyczynem.   Krzysiek i Sylwek.

Czas oczekiwania załoga umilała sobie rozwiązywaniem krzyżówki.

Efekt pracy “kuków” był imponujący, kapitanowi i załodze cieszy się “micha” do tak zastawionego stołu.  Po kolacji znalazło się nawet przywiezione z Polski brakujące części do “all inclusive”. Bo ceny mocnych alkoholi w Norwegii przyprawiają o ból głowy. 

 Sylwek szykuje w kajucie dziobowej sprzęt do fotograficznych łowów.

Po zakupach przynęt w  Hommersak załoga zaczyna  polować.

Krzysiek (i nie tylko) wyrusza na (po)łów. 

Zakupione zestawy przyniosły efekt w postaci makreli,

oraz dorodnych dorszy.  Podczas rejsu świeżych ryb nam nie brakowało. Zaś przywieziona z kraju podręczna wędzarka  (koptiłka) wybitnie urozmaicała nam menu.  

Jacht  w dryfie, a załoga łowi, z dużym powodzeniem.

Lysefiord poraża swoim surowym pięknem. Wszyscy wyciągnęli aparaty i zaczęli robić zdjęcia, ale nawet najlepsza fotografia nie oddaje uroków tego miejsca.

Góry wyrastające z morza i jcht jako maleńki punkcik na ich tle. 

półka  Preikestolen widziana z dołu widziana z poziomu morza. W górę to jest 604 metry. 

Płynący jacht po amerykańską banderą nagle zawraca i z jego pokładu odzywa się dobrze znajome Hej co wy tu robicie. Jaki ten amerykański angielski jest łatwy!

Słynny kamień Kjerag  1020 m widziany z poziomu morza.

W “nawigacyjnej” oglądam i patrzę gdzie płyniemy i usiłuję zlokalizować to na mapie. 

Widoki na zewnątrz są zapierające dech w piersiach, szmaragdowa tafla wody, monumentalne brzegi.

Lysefiord w całej okazałości.

Warunki cumowania nienajlepsze, brak prądu, wody. WC na terminalu promowym. 

Zbierające się czarne chmury stawiają pod znakiem zapytania naszą wyprawę na Kjerag.

Po jednodniowym oczekiwaniu aż “otworzy się okienko pogodowe” wybraliśmy się zdobywać góry. Ekipa która zdecydowała się na atak szczytowy.Sylwek, Krzysiek, Jurek, Andrzej, Mirek, Ewa i Mariusz.

Mgła i chmury powoli ustępują pokazując niebywałe surowe piękno norweskich gór.

W drodze na szczyt dosłownie czułem jak “chudnę”.

Śnieg na wysokości 1000 m.

Ewa obok wejścia na kamień.

Drogowskaz wskazujący kierunek na kamień Kjerag

Jeszcze tylko kamienny potok i oczom ukazuje się:

 Szczelina, a w niej szmaragdowa woda fiordu Lyse.

Fiord Lyse z wysokości 1020 m

Słynny kamień, ktoś się czai i nie może zdecydować się na wejście.

Wdrapałem się na kamień, a te nogi nie. Wróciły ze łzami w oczach. 

Ewa w lipcu na śniegu przejawia ochotę rzucania śnieżkami.

 Półka skalna obok kamienia

Jeszcze chwila żartów i zdjęcia, przed dluuuugim powrotem na 

czekający w dole nasz jacht.

Szkuner Warszawska Nike przy betonowej kei.

Okalające fiord Lyse góry wykorzystują spadochroniarze, po naszym powrocie odnotowaliśmy istny desant kilkanaście osób skaczących z pobliskich gór i lądujących w pobliżu naszego jachtu. ( a mój kolega Jacek w takich sytuacjach mawia dawaj gwintówkę bo ptak złapał człowieka i nie chce wypuścić)

Na drugi dzień wracamy do Tau, piękna pogoda zachęca do łowienia ryb. Wędzarka pełna dorodnych makreli. Obiad na kei palce lizać, świeżo wędzona i złowiona ryba smakuje niebywale.

Zdobywcy półki Pierkestolen, tam w dole pływaliśmy.

Tłok jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu.

I zachowania też jak na spacerze w wielkim mieście – razem z pieskami ludzie wybierają  się na tą półkę skalną.  Spotkaliśmy dużo Polaków.

Po powrocie z gór wypływamy. Wiatru “zero”, albo wieje  w przeciwnym do obranego przez nas kierunku, ale płyniemy. Przypływamy bardzo późno i jest czas zrobić takie zdjęcie na dobranoc. Ciemno się robi gdzieś grubo po północy.

Warszawska Nike powoli zasypia.

Śpimy na wyspie, miejsce oblegane przez Norwegów i nie ma się co dziwić.

Świetnie przygotowane pole namiotowe, gdzie dotrzeć można tylko wodą.

Krzysiek łowi ryby, tym razem bez większych efektów.

Po powrocie do Stavanger obok muzeum ropy naftowej pamiątkowe zdjęcie całej załogi

W rejsie brali udział: Bogdan kapitan w roli załogi Ewa, Magda, Mariusz, Przemek,  Sylwek, Mirek, Jurek, Krzysiek, Andrzej.

Spacer po ulicach Stavanger, zakupy pamiątek dla wnuczek.

Rzut oka na port i wycieczkowiec z Malty

Tęskne spojrzenie na morze i w drogę busem do portu lotniczego Stavanger Sola.  O 23:35 byliśmy już w Katowicach. A nasze bagaże jeszcze nie wyjechały. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości