Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
3249
BLOG

Zawód: artysta sadomasochista

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Kultura Obserwuj notkę 14

Odnaleźć godność w cierpieniu można tylko przez miłość i współczucie, powiada miły starszy pan. Ah! Wcześniej obdarł publiczność żywcem z masek. Teraz jego łagodne oczy spoglądają z ekranu spod czapy siwych włosów. Michael Haneke, reżyser obsypany nagrodami za obraz ludzkiej duszy obnażany z pasją chłodnej wiwisekcji. Do kin wszedł dokument o tym mistrzu mieszczańskiej dekadencji. Przegląda się w nim sklerotyczna Europa zachodnia i narody aspirujące do moralnego upadku ze środkowej i wschodniej.
Bat idealizmu
W sercu Europy leżą Niemcy próbujące urządzić kontytnent po swojemu. No to w „Białej wstążce”, za którą dostał pierwszą Złotą Palmę w Cannes w 2009 r. Haneke pokazuje pruskie wychowanie dające potęgę temu państwu. Jest z ducha protestanckie, więc surowsze od katolickiego. Człowiek odpowiada tu sam przed Bogiem z małą pomocą kościoła. Nie ma spowiedzi i rozgrzeszenia przez kapłana. Surowe metody mają wpoić dzieciom mocne zasady moralne. Natomiast kościół katolicki bierze na siebie część kontaktów z Bogiem i rozgrzesza łatwo. To ułatwia katolikom miłość; sprawia łagodniejsze wychowanie dzieci. Natomiast kiedy z Niemców spada maska najbardziej kulturalnego narodu Europy, wtedy ukazuje się ochyda ich duszy, bicie bezbronnych, pogarda dla kobiet używanych dla ulgi seksualnej. Podobnie w stosunkach społecznych patriarchalna harmonia kryje wyzysk prowadzący do ofiar śmiertelnych. Niemcy zmuszani do idealizmu a podszyci brutalnym instynktem musieli dojść do nazizmu. Taki wniosek nasuwa się z opowieści, jak przed I wojną światową wzrastało pokolenie, które stworzyło NSDAP, SS i Gestapo.
Ta diagnoza nie wydaje się trafna. Nazizm Hitlera nijak się ma do protestantyzmu, podobnie faszyzm Mussoliniego nie wyrasta z katolicyzmu ani nie jest nań reakcją. Oba ruchy były rewolucyjne a głównie antybolszewickie i od bolszewizmu uczyły się metod, zwłaszcza nazizm. Ale za taki pogląd nie dostałoby się Złotej Palmy. Europejska elita kulturalna ma sentyment do komunizmu. Myśl, że mógł być sprawcą faszyzmu i nazizmu jest dla niej nie do przyjęcia. Zresztą, mniejsza o to. Ważne, że Haneke odsłania tu chyba swą dziecięcą traumę. Przy realizacji sceny katowania chłopca przez ojca - reżyser rzuca się na materac w roli dziecka i osłania głowę przed kopniakami pokazując małemu aktorowi, jak ma to grać, może wydobywając tę sytuację ze swojej pamięci. A gdzie twardy dowód na taki wniosek? Nie ma. Nie oczekujmy od wielce szanowanej osoby publicznej opowieści, jak była była bita i znieważana w rodzinie.
Szczere wyznanie?
Muzyka i seks są najbardziej skutecznymi sposobami porozumiewania ludzi, mówi reżyser. W filmie „Pianistka” zderza wysublimowaną sferę muzyki klasycznej Szuberta i Szumana z - pragnieniem sado-masochistycznym. Erika jest rygorystyczną nauczycielką gry na fortepianie, kobietą samotną pod 50-tkę. Mieszka ze starą matką i nawet śpi w jednym łóżku. Spotyka ją przystojny, utalentowany, błyskotliwy chłopak, który zaczyna brać u niej lekcje i zakochuje się mimo różnicy wieku. Ona broni się przed nim. Początkowo myślimy, że nie chce bólu rozstania po pięknym romansie bez przyszłości. Jednak obawia się odrzucenia z innego powodu; że chłopak nią wzgardzi, ponieważ jest masochistką. Kiedy decyduje się na romans i wyjawia w liście swe skłonności, w kulturalnym Walterze budzi się sadysta.
Ich pierwsze zbliżenie seksualne w damskiej ubikacji wiedeńskiego konserwatorium jest mistrzowskim popisem tyleż reżysera, co pianistki. Choć masochistka, Erika całkowicie dominuje nad chłopakiem; jego aspekt sadysty jeszcze się nie uświadomił. Został upokorzony, mimo że ona pragnie poniżenia. Erika gra sadystkę, bo jeszcze nie wie, czy i jak będą przyjęte jej prawdziwe sklonności. Dopiero następnym razem, już po lekturze listu, Walter próbuje przejąć inicjatywę, ale wtedy ona znowu upokarza go obojętnością podczas aktu. Ale do trzech razy sztuka. Walter w końcu gwałci ją tak obscenicznie i tak poniża, jak tego pragnęła. Ma to miejsce w pakamerze lodowiska po grze w hokeja. Zmianę ról zapowiada, że hokeistom ustępują lodowiska tancerki na lodzie. Poprzedni, nieudany akt miał miejsce w domu Eriki, gdy do drzwi pokoju szturmowała matka - jako głos społecznego sumienia, uwewnętrzniony przez córkę. Natomiast pierwsze zbliżenie odbyło się na terenie konserwatorium, więc nie mogło się udać. Erika gra tu rolę pani profesor.
Haneke pokazuje kolejne fazy zdejmowania maski, jaką nosimy dla świata. Nie należy utożsamiać się ze swą społeczną rolą, ale iść za prawdziwym pragnieniem, mimo upokorzeń. Sala koncertowa i ubikacja to dwa bieguny kultury; trzeba przyjąć oba do świadomości. Kult kochanej osoby i jej sponiewieranie są dwoma aspektami erotyzmu. Nie ma sprzeczności między wysoką kulturą a dewiacją psychiczną, między uprawianiem sztuki oraz wulgarnego seksu. „Pianistka” pokazuje pełną skalę ludzką dla mieszczaństwa zachodniej Europy. To nie jest krytyka społeczna ani obyczajowa ale współczująca obserwacja z nadzieją na zrozumienie problemu samego reżysera.
Isabelle Hupert występuje w żenujących sytuacjach: samookaleczenia pochwy, wąchania chusteczek zużytych przez mężczyzn w wideokabinie pornograficznej, by wymienić tylko przyzwoitsze. Jednak nic jej nie wybija z rytmu. W sytuacjach brutalnych zachowuje pełne panowanie nad sobą utrzymując spoistość psychiczną postaci. A kiedy słucha pierwszy raz gry Waltera na fortepianie, jej twarz wyraża gamę uczuć, którą kamera rejestruje na długim zbliżeniu. Wspaniała rola.
Ostrożna metafizyka
Wszakże nic nie da się ukryć pod powierzchnią estetyzmu. O tym opowiada „Ukryte”. Paryski krytyk literacki, czyli wcielenie arbitra kultury zachodniej, z piękną żoną u boku zaczyna dostawać wideokasety, na których widać fasadę jego domu i rysunki, gdzie z szyi ptaka płynie krew. Kolejna kaseta naprowadza go na dom przy ulicy Lenina oraz mieszkanie biednego Algerczyka. W krytyku budzą się wspomnienia z dzieciństwa. Algerczyk miał być adoptowany przez jego rodziców, kiedy jego właśni zostali zabici przez policję na demonstracji antykolonialnej w Paryżu, która pociągnęła setki ofiar. Ale krytyk, jako dziecko, zapobiegł adopcji przez oszczerstwa . W ten sposób zmarnował Algerczykowi życie, a sam dzisiaj ocenia w telewizji, co dobre a co złe.
Algerczyk zwabia krytyka do swego mieszkania aby poderżnąć sobie gardło w jego obecności. Wydaje się, że tajemnica kto nagrywał kasety została wyjaśniona. Ale znów nadchodzi nagranie wielogodzinnej obserwacji domu naszego bohatera. Kto więc jest sprawcą? Wideokamera jest tu okiem Boga. Urządził intrygę by wystawić rachunek moralny bohaterowi za krzywdę z dzieciństwa. Tudzież poruszyć sumienie Francuzów poczuciem winy za epokę kolonialną. Nie bez znaczenia jest fakt, że Algerczyk mieszka przy ulicy Lenina, wodza bolszewickiej rewolucji. Jest to przestroga przed buntem mas muzułmańskich. (W kinie nie ma czystych przypadków, są tylko te, które weszły przez montaż do filmu.) Reżyser mimo swej postawy antykolonialnej jest europocentryczny. Kazać ofierze kolonializmu poderżnąć sobie gardło aby obudzić sumienie kolonizatora? Zaiste, islam w innym celu używa samobójców.
Kulturze Zachodu ciąży metafizyczna pustka. Haneke stara się ją wypełnić, ale ostrożnie. Wszelka próba wprowadzenia doktryny religijnej byłaby nieznośna dla opiniotwórczej widowni. Oko Opatrzności staje się więc niewidzialną kamerą wideo, która wszystko dostrzega. Podobnie Krzysztof Kieślowski umieścił w „Czerwonym” postać Boga jako emerytowanego sędziego: podgląda, nagrywa, podsłuchuje, na koniec pomaga bohaterom ujść z katastrofy. Bez wątpienia został zamierzony jako figura Boga, skoro jego pies nagle wpada do kościoła podczas Eucharystii, jakby zwabiony zapachem ciała i krwi pana.
Zmierzch mieszczańskiej Europy
Ostatni film „Miłość” jest najbardziej radykalny w dorobku Haneke’go. Używa symbolu Ducha św. do uzasadnienia eutanazji. Dostał Złotą Palmę w Cannes w ubiegłym roku, Cezara we Francji i Oskara dla najlepszego obrazu zagranicznego. Reżyser wyczuł potrzebę czasu. Zachód, i Polska, wymierają, mają więc problem, co zrobić ze starcami. Zabić ich, kiedy zechcą. To jest głos artysty w debacie na ten temat.
Co za okrutny film! Haneke bierze dwoje aktorów słynnych z urody w młodości, żeby pokazać rozpad fizyczny kobiety i uwiąd mężczyzny. To Emanuelle Riva i Jean-Louis Trantignant. Pół wieku temu był dla świata uosobieniem zakochanego młodzieńca w filmie Lelucha „Kobieta i mężczyzna”. Teraz ma obwisłą twarz, loki na łysiejącej głowie, ledwo człapie na sztywnych nogach w nieforemnych ubraniach szeroko rozstawiajac stopy. Emanuelle Riva pamiętna z „Hiroshima moja miłość” tutaj jest na poły sparaliżowna, rzęzi w łóżku i robi pod siebie. Od ludzi w takim stanie chce się odwrócić z obrzydzeniem, ze strachu, że i nas spotka taka starość. Lecz Haneke każe patrzeć na kobietę ze współczuciem, bo z miłością patrzy na nią mąż. Wpiera, żeby męża oceniać z podziwiem, z jakim odoszą się do niego rodzina i dozorca. Gdy zjawia się pielegniarka, która okazuje pogardę starcowi, Haneke zmusza widza do jej potępienia, jak potępia ją mąż.
Taka historia mogłaby dziać się w biedzie, prostactwie, w piwnicznej izbie, lecz wtedy byłaby znacznie trudniejsza do przyjęcia dla widza. Nędza świata stałaby się równa nędzy ludzkiej, zaś współczucie dla człowieka zmieszałoby ze sprawiedliwością społeczną. Tymczasem Haneke nie interesuje się ludem, to nie jego temat. Jego temat to wysoka kultura zagrożona rozpadem. Film można odczytać jako opowieść o konaniu Europy. Fabuła dzieje się wśród mieszczaństwa paryskiego, w eleganckim mieszkaniu. Kobieta była nauczycielką muzyki klasycznej. To pozwala wprowadzić młodego ucznia, żeby zagrał na fortepianie w salonie. Młodość przynosi ulgę w kontraście do brzydoty starości i rychłego zgonu. Nie byłoby dziwne, gdyby artystę natchnęło widowisko konanania na ekranie, jakie dał światu Jan Paweł II, gdy świadomie przeniósł zawołanie „memento mori” ze średniowiecza w epokę telewizji.
Do mieszkania dwukrotnie wpada gołąb. To symbol Ducha św. Sytuacja małżeństwa znajduje się więc pod obserwacją Boga. Pierwsza wizyta gołębia ma miejsce, kiedy żona chce poddawać się leczeniu. Opieka męża ma boską sankcję. Kiedy wymęczona chorobą pragnie w końcu śmierci, mąż utrzymuje ją przy życiu przemocą. I wtedy znowu pojawia się gołąb a mąż dusi żonę. Jest to wyraz boskiej sankcji dla eutanazji w takich okolicznościach. Według Kościoła mąż popełnia grzech, lecz tu nie ma Kościoła. Jest tylko człowiek wobec Boga w nieuchwytnej, abstrakcyjnej postaci Ducha św., który „polata kędy chce” a tu jest obecny przez symbol. Kościołowi i społeczeństwu nic do decyzji męża podjętej wobec najwyższej instancji moralnej, bez żadnych pośredników.
Haneke brutalnie pokazuje miłość na przykładzie starców, kiedy erotyzm jest tylko wspomnieniem a miłosne współczucie prowadzi do zabójstwa. Jest to myśl tak nieznośna, że w zakończeniu wprowadza złudzenie męża. Po zabójstwie żony słyszy, że krząta się ona w kuchni. Razem wychodzą z domu, jakby na spacer. To w wyobraźni. A w rzeczywistości mąż sam wychodzi z domu, żeby nigdy nie wrócić. Może błąka się bezdomny kloszard po ulicach Paryża, dopóki nie skona pod mostem, kiedy zwłoki żony leżą w domu na łóżku obsypane przez niego kwiatami, przy otwartym oknie aby smród rozkladajacego się ciała nie był zbyt dotkliwy.
Sztuka z choroby
Czy Haneke jest psychopatą? Gdyby tak postępował w życiu, jak pokazuje w kinie, to trafiby za kraty i został objęty ostracyzmem. Zdobył się na wyznanie, że w kinie nawiązuje do swoich doświadczeń. Dzięki temu, że może robić filmy o swych lękach nie potrzebuje psychiatry. Przed zarzutem okrucieństwa broni się, że dąży do prawdy. Po chwili przyznaje, że nie ma jednej prawdy, są różne punkty widzenia. Czemu wybiera punkt widzenia sadomasochisty? Realizacja filmu to wielomiesięczne obcowanie z paskudnym materiałem. Nasuwa się odpowiedź: z przymusu wewnętrznego, żeby podzielić się z ludźmi prywatnym koszmarem i zdobyć akceptację. Każda nagroda festiwalowa przekonuje go, że nie jest potworem, lecz podziwianym artystą. Jako jeden z garstki reżyserów dostał dwa razy Złotą Palmę za to, że precyzyjnie, bez litości pokazuje Europie, jak sama jest chora. Najczęściej pracuje w Austrii, Nieczech, Francji, które stanowią trzon tradycji Zachodu.
Pochodzi z Austrii a ten kraj wytwarza kulturę i neurozy - wyjaśnia na dokumentalnym filmie „Michael Haneke: zawód reżyser”. Rzeczywiście to kraj Mozarta i Beethovena oraz wielkich pisarzy neurotycznych, jak Kafka i Musil. Także Freuda, który chciał to leczyć swobodą seksualną. I Hitlera, głównego neurotyka XX wieku, który neurozę chciał znieść przez wspólnotę przemocy. Ktoś powiedział o „Funny Games”, jego filmie z 1997 r., że to wyrafinowany nazizm. Jakże trafnie. Oto dwóch chłopaków osacza mieszczańską rodzinę i torturuje z uśmiechem. Aktorom od rodziny kazał grać w filmie realistycznym a oprawcom w komedii. Dzięki temu osiągnął szokującą obojętność sadystycznych chłopaków na cierpienie. Zadawanie bólu jest kulturalną zabawą, jak kwartety muzyczne dla załóg obozów koncentracyjnych. Twórca takiego filmu wychował się nad pięknym, modrym Dunajem. W ojczyźnie Haneke i Hitlera. 
Przesłanie dla prawicy
Obóz narodowo-katolicki w Polsce chciałaby takiej spójności kultury, braku wątpliwości, nieskażonej urody, jak w epokach wiary: średniowiecza, renesansu, baroku. A przecież wtedy panowała powszechna świadomość grzechu i strach przed karą piekielną. Artysta także czuł się odklejony od świata i moralnie niezdrów. Miał powody uważać się za grzesznika jak dzisiaj – za psychopatę. Oto „Pieta” Michała Anioła, wydawałoby się jest wyrazem czystego piękna a w tle ma okrutny mord. Rzeźbiarz pamiętał i odtwarzał mękę w wyobraźni podczas pracy. Gdzie jest otwarta rana tam musiał być gwóźdź. Gdzie krew spływa z czoła tam wbijały się ciernie. Madonny z Dzieciątkiem Rafaela mają w ramionach rozkosznego bobaska, który skona w torturach; o tym w epokach wiary widz nigdy nie zapominał. Harmonijny przekaz religijny był bardziej brutalny, niż nam się wydaje. Widzimy niezakłócone dobro i piękno, gdyż nie zastanawiamy się nad treścią wiary. Podejrzewam, że wielu praktykujących katolików traktuje chrześcijaństwo tylko tak „jak gdyby” było prawdziwe. Jako budujący mit, w którym jest coś na rzeczy, jednak nie fizyczny fakt, jak wierzono przed Oświeceniem.
Sztuka wyrasta z choroby, twierdził Tomasz Mann. Wszakże pewna część polskiej publiczności nie chce pogodzić się z myślą, że artysta powinien być psychopatą, jeśli ma wyrazić klimat naszego schyłkowego czasu. Żąda takiej samej miary oceny życia prywatnego artysty, jaka odnosi się do zwykłych ludzi, którzy mają rozmnażać się po bożemu i pracować bez zwątpienia w sens takiego życia. To wielka naiwność. Kto ciasno przylega do świata, ten mało widzi. A kto jest uporządkowany moralnie, nie ma powodu refleksji nad aksjomatami etyki. Czcij ojca pod przymusem? Bez tego nie stworzysz zdycyplinowanego państwa („Biała wstążka”). Nie cudzołóż? Istnieją namiętności, których inaczej nie da się zaspokoić („Pianistka”). Nie zabijaj? Są sytuacje, gdy musisz zabić z miłości do ofiary („Miłość”).
Część publiczności nie chce uznać związku występku i sztuki. Żąda od artystów, żeby przyrosła do nich maska wysłanników idealnego świata. Nie dostrzega, że rygorystyczna twórczość bywa kompensatą za nieład wewnętrzny. Kimże byłaby Erika, gdyby realizowała swe niecne namiętności ale nie grała przed ludźmi roli pianistki? Byłaby brudną dziwką. Ale dzięki muzyce klasyków wiedeńskich jest tylko kobietą dziwaczną. Na końcu wbijając sobie nóż w pierś daje nam znak egzystencjalnej męki, a nie potępienia.
Dekalog na opak jednak ciągle moralny - oto nowe przykazanie, jakie wynosi nam Michael Haneke ze swego lochu sadomasochisty.
 

PS. Tekst ukazał się w PlusieMinusie  Rzeczpospolitej z 15 - 16 czerwca 2013. Tu bez poprawek redakcyjnych.

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura