The Republic of Poets The Republic of Poets
262
BLOG

Gość Specjalny Festiwalu: Jacek Gulla /NYC/ NORMALKA

The Republic of Poets The Republic of Poets Kultura Obserwuj notkę 0

 

A NOCEK MI TAKICH MIJA JUŻ TYSIĄC I 44

No więc słuchajcie słuchajcie słuchajcie
Moi mili niech i wam nocka moja miniona
Umila niechęć jutra na wieczorze Jacka
W Bowery Poetry nie pojawił się ani jeden

Nie żebym był liczył czy liczył był na nich
Ani jeden ani jeden jedyny ro
Ro ro ro ro ro robak robaczuńcio roboczuńcio
Rodaczysko polonijny ani mnisi kaptur

Poetry-pottery nasz nie myśli
Urna to czy amfora czeka śmieciary świtu
Orfeo nie orfeo nasz kopnie
Tyle to zostało z polskiej miłości do piór

Po wiedeńskiej szarży nie żebym czytał
Do pustej sali ale też nie żeby nie było
Wolnych oparć słuchano autentycznie
Nie jak Polacy ci słuchać się nie nauczą

Głusi na muzykę są ślepi na brzydotę
Bez wartości własnej oceny żyją byle jak
Szczerość słychać i czyta się w nią szczerze
MOJE WŁASNE TERAZ NASZE My Mine Our’s

Now Polacy żyją odwrotnie od Nasze do Moje
Zaraz po czytaniu panienka ze skalpelem
W spojrzeniu zauważa zanik „ja” w moich
Arytmiach pyta jak to wygląda na kartce

My Mine Ours’ Now wyjaśniam twórczy akt
Scenka pod żyrandolem to 10 innych głosów
W cyklu Poet In New York jak w każdy
Poniedziałek 9 pm z dziewięciu utworów

W sumie jedna długa sesja minionego poranka
Przeczytałem 7 baryton nie bał się drżeć
Załamać potknąć błądzić w narracji gorzkiej
A przejrzystej nie recytuj radziłem sobie

W drodze przez NYCość myśl na głos
Jak myślisz przy pisaniu kiedy głaz
Niewyrażalnego dotąd bytowania
Przyjdzie drążyć wiecznym piórem ryć

Pod wspólnie jutra rozumne i śmiałe
Uśpić pytajniki w polifoniach WQXR
Niemcy mają problem z męskością
Jak być mężczyzną po SS i Gestapo

Dwóch się takich dosiadło do stolika
Muza Bułgaria w środku Muza Meduza
Kiedy się zakocha zamyka oczy
Niech tylko ukochany czytać czyta dłużej

Prozaik i malarz z tych co to z wyższością
Od lat unikają sławy tuż przed północą
Niemcy zapraszają w NYCość wiodą
W migot w zgiełk i mróz jakby łokciem

Uchylać świetlistych kurtyn w gęstniejące
Widowisko ludzie moi mili słuchajcie
Nim się połapałem staliśmy w kolejce
Nie tylko Niemiaszkom dokucza męskość

W sensie jak być młode samce NYCości
Wkurwią nawet i Meduzę żadnego z nich
Pożytku na damsko-męskich styczniach
Dumny Pedał vs Kalwin i Piekło w prasie

Pod śniegiem dnia i ani słowa o Sochi
Ani rycerz z miażdżącą przewagą nie wstając
Z łóżka na każdym froncie global
Ani mąż opłacający gachów małżonki

I potomstwo wszystkie tak dziś nacje oprócz
Samurajów wspominam Cesarstwo
Bo w kolejce tuż obok stanęła gejsza-lala
O jakiej Hirohito marząc oddał światłu ducha

W Japonkach tej klasy ciało i kość wespół
Istnieją we wzajemności ściślejszej gęstszej
Niż ma się to podejrzewam z matką Polką
Przymierza się gęś nie ubliżając ptactwu

Alabastrowemu toporowi - bo biały

Patrzę a wokół otwierają się oto wrota
Wszystkie magazyny mody z weekendu
W takiej kolejce tłoczyć się by i wieczność
Wzdycha we mnie Apollo majątek w samych

Spinkach kluczyki plus kto to wie co ile dziś
Kosztuje jeśli drink w piwnicy na dnie
Schodków gdzieśmy się w końcu mieli
Dopchać ile się gęstwy tłoczyło za gejszą


To $27 z napiwkiem abstynent płaci talentem
Wypłaconym za Moje Własne Nasze Dalej
Mięso Mięso Mięso proszę państwa proszę
Sobie wyobrazić ludzi wielkości ślimaków

Bez skorup nagość co tam śliny między jednym
A drugim się zmieści za fashion 2014
Bombaj Buenos Aires polarne kręgi i zorze
Podane na stół w półmisku do uczty Gulliwer

I Liliputy te proporcje żadna wyobraźnia
Łaźnia Turecka Ingres’a to harem mizantropa
Harem wyobraźni wolnej od pokus posiadania
Malarz z Hamburga cieszył się jak sztubak

Ilekroć go uroda młodsza od wnucząt
Brała w tango ścisku prozaik kiwał głową
Wysoko ponad mięcho w elektro pulsach
Pytajnik na baczność ale bez sztywności

Treść szalejącej kaligrafii w rytmice wielkono
Giego organizmu to Piękno jeśli czytać
A Meduza ta w czarnej światłości rodzona
Najjaśniejszą się wiła literą w zadymie bachii

Proszę państwa proszę państwa państwo
Moi mili 20 po drugiej na cyfrblatach NYCości
A w zapaściach pieni się i śpieszy ludzkość
Mary zjawy upiory którym sen nie znany

Muza Meduza poraża szczerością
Jednym z poetów z sali BP był – czy ja wiem -
17-latek z tropikiem we krwi ale kant w kant
Żeby nie robić z siebie więcej niż się jest

Ledwo mu przeszło przez krtań wyznać
Że Paradis który zaraz odczyta jest jego
Pierwszym wierszem Meduzie mało brak
Do łez tak jej piękność czytała

Samą siebie w lęku jąkały na scenie
A więc Muza Meduza nie żeby to rzekła
Z rozmysłem raczej już po gin&tonic
Wolała bym być twym psem Jacek niż sobą

Niech siądziemy na cemencie lutego moi mili
Meduza chce człowieczeć a bez poety nie ma
W kogo NYCość NYCość NYCość nie stracić
Serca o które walczy już idzie czwartą wiosnę

A ja moi mili moi mili nieobecni wy tutaj
Przecież ja w planach na jutro noszę przeżyć
Siwe lata choćby o godzinkę z Meduzą
Pod kołdrą hey to ja już powininem był z pod

Kołdry nie wstać po pierwszej nocy razem
Do snu czytuję Treny Kot ‘50 pytać jak się
Nasz Jan ma do Dante gdzie jego miejsce moi
Mili w Commedia zwanej do dziś Boską

Na polskie piekło Jan nie zasługuje
Bóg mu się w śmierć Orszuli jeden był jedyny
Ostał Bóg – zwracać się Doń z bólem istnienia
Po polsku - boć inny nikt tuć bólu nie usłyszy

 

 

NORMALKA

1
Z ULICY KOPERNIKA

Dlaczego podmiot naszych dociekań
Jawi się ludzki
Jeśli patrzeć na niego
Jak na zwierzę

A jawi się przerażający bardziej
Niż jakakolwiek
Bestia
Jeśli patrzeć nań jak na człowieka

Co istotne kiedy plusy i minusy
Równoważą się
Moje ja to decyzja
Którymi torami potoczy się wspólne jutro

Weźmy sztuczne szczęki
Do konfesjonału klękają kolejkami ci
Których nie stać
Na „lancastery”

Wszędzie indziej wstyd
Otworzyć usta
Dla szczęściarzy którym dentysta nie potrzebny
Jest guma do żucia i menu o jakim

Nie śniło się nawet cesarzowi Chin 99 cents
Dla podrostków klamry
Druciane tańsze niewidzialne droższe
Plus znieczulający klej

Pirania za reklamę usług
Przyszłość w szczękach kieszonkowych
Sztuka mięsa gryziona
Na talerzu za mini coloseum

Tak to postęp w dentystyce
Sprawuje pieczę nad mową a cóż bardziej ludzkie
Nad szczerość nad beztroskę słów
Szczerbaty nawet mędrzec na próżno prosi ucha jutra

Oto jak bym się pewnie odezwał
Do dr Kępińskiego z Psychiatrii
Gdybym go spotkał dziś na Kopernika
W Krakowie mojej wiosny

Doktor zatyka uszy
Wiaduktem nad nami przetacza się lokomotywa
Milknę i milczę milczę
Choć doktor odjął dłonie od uszu a pociąg dawno ucichł

Co pan mówił panie Jacku
Kręcę głową
Wystarczy się zamyślić zauważam w zamian
A z najmłodszego człowiek się zmienia

W najstarszego w towarzystwie
Towarzystwo jednak
Panie doktorze
Towarzystwo kręci się wokół plus-minus to samo

Tym razem zagłusza nas karetka
Skręca na Porodówkę zwierzę i zwierzę się
Czy to nie quantum leap ewolucji
Skok na który każdy decyduje się samotnie

Przyznaje psychiatra
Strach przed zwierzeniem się panie doktorze
Kłamać przy spowiedzi
To grzech nie do wybaczenia

Ja dla przykładu
Czysty w swych oczach jak łza
Co miałem robić
Konfesjonał nie uwierzyłby szczerości

Och najtrudniejsza ty ulico na świecie
Ulico ogrodów kościołów i szpitali póty doktor żył
Mijać musieliśmy się na Kopernika codziennie
Jeden o drugim nie wiedząc nic a proszę

Teraz ta rozmowa
Toczyć się będzie miejmy nadzieję
Kiedy braknie już nawet
I mnie


2
BEZ DIAGNOZY

Cywilizacja to władza na światem
Kultura to miłość do świata wyrokuje autor
W Autoportrecie Człowieka
Czyli dentale&uśmiech doktorze albo gorzkie żale

Jeśli w dentalach czytać
Złowieszczy apetyt Techno
A w gorzkich żalach
Treść Piękna

Notując swe uwagi dr Kępiński wyglądał pewnie
Za okno na zbocze z parkiem za Kliniką
Kto wie zimą obserwował był brzdąca w sankach z kierownicą
Liczył pacjentów na dosiadkę słyszał

Szybciej Jacuś Szybciej
Grzmot i wrzawę w zderzeniu z klonem wpół zjazdu
Przez wirujące śnieżynki patrzeć
Jak z bólu całowałem oszroniony poharatany pień

57 lat jak się księżyc złoty przetacza od tamtej kraksy
Nad globalnym wariatkowem panie doktorze
Patrzał pan pewnie za malcem
Jak w szarugę zmierzchu powiózł zgrzytliwe płozy

Jak się za nim zamknęły śnieżyca i cisza
Po czym wrócił był pan do swych trosk do notatnika
Kiedy kartkuję dziś pański Autoportret
Termin Człowiek Niepotrzebny

Doskwiera i memu sumieniu w PRL był nie do pomyślenia
Człowiek to brzmi dumnie
Nim i dla niego tłukły się w przód Pięciolatki
A dziś w RP to kolejki przed Caritasem

Wstyd bez schowka za dnia
Tyle przed siebie ile kocich łbów ile kałuż pod zwieszoną głową
Co począć ma człowiek niepotrzebny pytałem już w ‘75
Nowy Wyraz O Zbawieniu Świata

Człowiek Niepotrzebny
Nadliczbowy Tłumny Verboten Człowiek W Zgrozie
Czy lepiej
Żeby mnie nie było

Odpowiedź panie doktorze odpowiedź realizujemy z kroku
Na krok każdy własnym życiem
Human animal
Albo human individuum za wybór ślepej ścieżki


3
SEKRET

Sanki z kierownicą skonstruował nam tato w Kopercie
Po śmierci mamy trzy-osobowe spawane
Z łyżwą za sterujący dziób mój Dikuś szkocki owczarek
Woził mnie nimi po Kopernika

Potulny jak zakochana łania pod palcem groźby
Jeśli chciał warknąć ilekroć pacjenci pana doktora
Ładowali mi się hurmem do sanny
Oglądał pan to z okna

Kataleptycy-akrobaci katatonia euforiae Prędzej Jacuś Prędzej
Tylko oni na Grzegórzkach cieszyli się szczerze
Ze sterowanych sanek a ja jeśli ktoś pytał o sens istnienia
Sprawiać radość własnym szeptałem w siebie jak sekret

Problem pojawił się przy pierwszej lekcji tańca
Wszystkich panien chętnych do tanga z Jackiem nie
Uszczęśliwię inaczej jak tylko wycofując się
Z wyboru partnerki uczyć się kroków solo

Tylko wariat tango tańczy solo panie doktorze
A choćby tańczył jak Dionizos
Wyczarowując ruchem i cieniem ideał wspólni
Skazany jest na kamizelkę bezpieczeństwa

Na Kobierzyn pańscy pacjenci doktorze Kępiński
Pokraczna no cóż ale ucieszna załoga sanek z kierownicą
To rzeczywiście anioły niebieskie z Autoportretu Człowieka
W porównaniu ze skazańcami Szpitala

Hitler obrastający włosami pomordowanych Żydówek
Ropucha ludzka śniąca siebie jako zielony wiatrak
Robinson Cruzoe sam sobie niemą wyspą
Psychy szczują psami więc to na pewno nie my

Podróże insulinowe u kresu której pacjent sędziwy zapłacze
Niemowlęcym wrzaskiem przychylałem ucha
Ekspedycja w jaźń bliźniego
Co tam Smocza Jama

Na oddziale 3A radość sprawić można było niestety
Tylko lekarzowi-sadyście panie doktorze reszta jak to się mówi
Cierpiała każden w szczelnej apokalipsie jestestwa
O nich się bać nie ich panie Antoni nie ich

Kiedy taranują cranium claustro kątów i krat
Kleptomania z której pacjent
Nadaremno usiłuje wyleczenia
Szloch nad znienawidzonym łupem nad fiaskiem woli

Farmacji i terapii do czego zmierzam panie doktorze
Strach o człowieka i strach przed człowiekiem ten pierwszy
Czujemy dla ofiar ten drugi odzywa się
Dopiero za murami Szpitala

Na autobusowym przystanku
Miasto dziś w miasto panie doktorze to te same globalne
Neo-nove peryferie w ciżbie pośpiechu się cisnąć
Do cyfrowej bileterki - normalka
 

 

MY WHITMAN

Down Walt’s generous syntax the simple
Of democratic ideals complicates out of mass
Individuals of no belonging
Lost unto themselves terror wonder awe

To come admire working Justice bottoms
Of the pit walls admit and forget
No file in penintentiary records
Imaginist canon-field insults Reason

Sing myself I do when I sing what’s ours best
A slave sworn to word harmonies
Whoever harmony engage
Beauty ties human true supreme




MY EINSTEIN

Say for 137 birthday today his true
Secret will has been discovered
Media galore
For the public disclosure

I havn’t fell in love anything TimeSpace
But my heart lives and dies in love
Depository Belleview H holds his brain
In it the clot he allowed kills him

Scaling a good month from under left knee
Up the anathomy’s straits of calcium
Time enough to settle scores
He refused surgical interference

Refused again and again academia
Off-spring nation’s honour
Let the central formulae rest
As it does safe outside applications

Human Zoo held white sorry prankster
Best catch
But the golden cage Princton mattered little
Where his breath turned mental

Where all perspectives and times coincide
Dark grand design behind last star visible
Down to the button dangling
Fingers cold reluctant to put it through

As he took afternoon stroll off into void
For photography class
His last December on Earth
December to continue sans Einstein

That’s when the clot has made move one
Left knee up-stream towards mind’s source
But that mattred even less than the cage
And Zoo and Princetown WW II

Pugwash Conference Tomorrow what if death
Presses logic to lock for others to read
To read and use the so far elusive equation
Crux of Matter& Time energy at disposal

If I heard my errors Albert the violinist
Is said to have remarked after a concert
I would either quit or play perfect
So was Michelanglo blind to beauty of his chisel

The elusive dawned the morn in Zurich
Motor-car en passant the municipal clock
What’s his name one’s who fixed still one
Pov for Renessance to adhere

To order the visible rush of things after
Now he the middle-man exact
As havoc of multiple povs simultaious
Explodes car-deck underfoot

To cross that line physical to mental
From all visible to visible one-person-only
Each a toy at curiocity’s pull
Probabilities need no proof scientific

To ail to wear anathomy beyond will
Old man Albert his fingers cold
At the dangling button as he threads
Side of NJ highway symbolic

Nowhere surrounds dim lights of the day
Rather than try hand at black-board
God forbid one should succeed
Past his own mind-play alone

Albert nurses the dangling button
Curiocity pride luxuriate in enigma’s yields
Discoverer’s eyes are child’s
But only children past age learn keep secret

Who were his peers when young Apollinaire
Explaining Picasso space flat the way
One at Opera folds&unfolds a fancy fan
Having not hard of Theory before or after

Picasso swears his brush-works hurt
Bad the eyes that see for profit solo
So was Albert’s problem
Should his hand scribble down

Much against better reason
The so far elusive symbol
Others to make use
At mercy of human folly

Let void remain impenetrable ‘round
Our sorry flailing arrangemnts
Lace-work ardent a-fleet
Minus God the wonder colors true wonderous

As of matters pressing the will
And blood-clot scaling up his blood pulse
Remain hanging
A question mark ends each proposition

To operate and hold on to pencils
To operate not and watch how happens
The anyway inevitable
Before mind buckles

The cars that pass by a few
Open despite day low damp windy
Could have advertised happiness
Just past horizon ahead and behind

He waved them thanks but no
When tires screeched for welcome
And waved them have fun again
If they turned heads back long into joy-ride

To thread on a child the pebbly side-track
The button sudden loose in his palm
Warming there
Inside the feeble knot of life-lines

Cameras Lights We Are Air Lades&Gnts
The greatest genius of sciences
Left us a surprise
He would be 137 today and sure

We would enjoy company to the hilt
Should his oxygen-tent cover NYC
Nothing though could surpass in expectations
The will of the famous dead

Here’s the envelope
Let’s guess
Bets are on the last word missing
From the cross-word puzzle TimeSpace

Now&here lades-gents please remain seated
Let’s tear the post open
What is this
A button

A button
Not that it has any denture marks on it
Wait
The price-tag lades-gents remain in place

Ten times your life’s earnings
The asking
Any better offer takes prize
AE Princeton U date pending – use well


 

ILIAD MINE

The last of Iliad’s gets no credit one rhyme
In the epic King offends Apollo Shootafar
Soothsayer should be to start with
Hellen is King’s desire and vanity

Does Troy survive him or not
Prince Achilles sword&hook craves booty
Most others a thousand sails short order
But the last of sorry adventure no mention

If Homer was blind indeed blind self-inflicted
His choice rather than roll eye-globe
After Beauty burned beyond recognition
To no end in Time yes Hellen rampage sack

Did survive that’s I yes yes I but who no one
Believed fire’s horrific scares nor cry
That’s when lad omitted from epic has had
His fate forward decided

Beauty he set out to ogle but a twinkle
Now beyond retrieving
But she woman Hellen would she a misery
Past glory live

The Sun had reasons her face her pose
Now domesticated beast alone
Stood sane at sight
What remains past victory isn’t triumph

To know to trust pained wreck is lad’s tale
How a would-be witness an MD trauma parlor
It doesn’t matter a sigh if the patient
Herself has had by now forgotten own name


                                                             © Jacek Gulla by 2014

 

blog techniczny, komunikaty, informacja 2015, 2014, 2013 Festiwalu Poezji i Form Sieciujących *Th'Republic of Poets* Blogosfera Polska Polska Zona Językowa Polish Zone.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura