® by Andrzej Tchórzewski
WIECZÓR WSPOMNIEŃ / słuchowisko /
Osoby :
NARRATOR
CHŁOPIEC
KOBIETA
SIERŻANT
liczne Głosy
/Cisza. Później słychać głos wyjącego wiatru i znów zapada cisza /
NARRATOR: Była ta chwila bez szczególnej pory,odarta z miejsca,chociaż za oknem świeciły się jakieś inne okna. Oskubane z ruchu,bo nie licząc wiatru,który podrzucał stare gazety i,zapewne,wiał dość nieprzyjemnie w czyjeś twarze, wszystko tkwiło w miejscu. Był wieczór kiedy pragnie się podbiec do kalendarza i sprawdzić datę.
Trzymaliśmy się za ręce jakby oczekując na przybycie kogoś trzeciego.
/Słychać melodię dobiegającej z daleka piosenki/
KOBIETA: Słyszysz? Ładne,co?
NARRATOR: I znów refren i znów nieudana próba ożywienia
kogoś dla siebie.
KOBIETA: Taki wieczór nastraja do wspomnień.
NARRATOR: E,tam.
KOBIETA: Każdy powinien mieć jakieś wspomnienia,jakieś miejsce do którego powraca myślami.
NARRATOR: Wspomnienia czy miejsce?
KOBIETA: Wszystko jedno. Wspomnienia są zawsze gdzieś zakotwiczone. Nie ma wspomnień abstrakcyjnych,wiążą się z miejscem.
NARRATOR: Nie jestem taki kot. Nie mam szczególnego przywiązania do żadnych miejsc. Zaraz,zaraz: jak to powiedziano w "Odysei "? "Widział miasta i ludzi..." "Widział"...Coś takiego. /oficjalnie/ i A Ty masz, wspomnienia związane z jakimś szczególnym miejscem?.. No,powiedz.
KOBIETA / po chwili wahania /': Mam.
NARRATOR : I potrafisz je wskrzesić tak na zawołanie, ożywić. Nie boisz się,że pozostaną martwe..No,powiedz: nie boisz się śmieszności?
KOBETA: / cokolwiek sztucznie , egzaltowanie/: Nie.
Jak dzisiaj widzę wąską ścieżkę ,prawie pod samym szczytem,Schodziłam . Bo w schronisku nie było wolnych miejsc. I trzeba było gdzieś zasnąć. Wszyscy zniknęli ze szlaku. Za pół godziny miał nastać zmierzch.
NARRATOR /ironicznie/: Trudno w to uwierzyć.
KOBIETA/nie zważając na jego słowa/:W dole-ośnieżony lasek kosodrzewinowy i..przepaść.
NARRATOR: Bałaś się?
KOBIETA: Tak. I to wszystko. Bardzo się bałam, a teraz opowiedz o sobie.
NARRATOR: 0 sobie? Ja? Nic szczególnego. Ot,tak czasami.
KOBIETA:Co masz na myśli?
NARRATOR:Nic szczególnego,czasami.
/Słychać śmiech obojga . Zmiana planu ./
NARRATOR: Ja?
Rodzice mieli ze mną same kłopoty?. Uciekałem często z domu i zawsze nie miałem szczęścia,zawsze mnie łapano.
CHŁOPIEC: Naprawdę już nie będę.
GŁOS: Żeby mi to było ostatni raz.
NARRATOR: Ciągle obiecywałem poprawę a ulepszałem tylko taktykę. Przestałem uciekać samotnie.Z uciekania zrobiłem coś w rodzaju sportu. W klasie żaden chłopak nie liczył się,jeśli nie miał na swoim koncie przynajmniej trzech ucieczek.
CHŁOPIEC: Ty kujonie, jednak się boisz,że nie zdasz do następnej klasy. Albo boisz się tego,że zwiejemy na dobre.
I kto wróci do mamusi?
(zmiana planu )
CHŁOPIEC : Nie,tym razem nie chcę jechać nad morze.Zadekować się w Gdyni na jakiś statek do Szwecji..albo do Wielkiej Brytanii( (chwila refkleksji 0
Zaraz nas złapią. Starzy znają prawie wszystkie moje ścieżki. Podniosą raban. Zawiadomią milicję w portach....
NARRATOR: Miałem jeszcze trzech braci ale żaden z nich nie lubił uciekać.
A ten pupilek ciała pedagogicznego był chudym jedynakiem. Gdyby nie krosty,przymilałby się do każdego jeszcze bardziej, przylepnie .Ale niewiele mu to pomogło. Nie wytrzymał trzech dni głodówki i pojechał wypłakać się do domu.
A ja znalazłem sobie miejsce.
CHŁOPIEC/czyta/ : RE-JO-NOWA KOMENDA UZUPEŁNIEŃ.
Ciekawe : pisze wyrażnie uzupełnień. To znaczy,że coś dają. A może zupę? Jak "uzupełnień " to znaczy,że każdy może dostać to czego mu brak. Chyba inaczej nie pisaliby"uzupełnień".
NARRATOR: Początkowo kręciłem się po korytarzach.
Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Byłem tam w zastępstwie Człowieka Niewidzialnego.albo kogoś ubranego w czapkę-niewidkę,
/Głośny śmiech/
NARRATOR: Słuchałem jak mężczyźni opowiadają sobie dowcipy.
GŁOS: Zajedzieta a tam kwiatami Was powitają. Przeczytacie sobie na bramie taki napis: "Witamy Was “. Wejdzieta, grzecznie,po pańsku. I własne oczy was zawiodą. Bo ten napis z tamtej strony wykłada się inaczej.
INNY GŁOS: A jak?
GŁOS : " Mamy Was "
/Głośny śmiech /
GŁOS/wyjaśniająco /:wiadomo gdzie.
NARRATOR: Te dowcipy ,to się po większej części same się powtarzały w różnych ustach. Zupełnie jak piosenka o Zdradliwej Kaśce," kiedyś franca stoczy ,chociaż miała ładne... oczy".
Ale mnie się podobało. A do powtórek przykładem już w szkole.
GŁOS : Hej,mały!
NARRATOR: A jednak dostrzegli mnie. Przestałem być niewidzialny. Stałem się potrzebny. I wkrótce zaczęli za mną przepadać.
GŁOS: Mały,jak ci tam na imię...Niech będzie Feluś,skoro się nie chcesz zdradzać...Ho,ho jaki tajemniczy.
GŁOS INNY : To dobrze,nie rozchłapie.
GŁOS: Skocz-no,Feluś a przynieś tych kropelek co to
je tatuś na pocieszenie bierą.
CHŁOPIEC : Nie rozumiem.
GŁOS: Nie rozumiesz? Takiś tępol?
/Śmiech /
GŁOS INNY : Nie rozumiesz?
CHŁOPIEC : Nii.
GŁOS: Porządny chłopak jesteś,niezepsuty. Mówi się trudno i kocha się dalej...Skoczno,bracie,do sklepu monopolowego i przynieś pół litra.
GŁOS INNY:Łyka dostaniesz za fatygę.
CHŁOPIEC: Po wódę? Niepijący jestem. Sami sobie skaczcie.
GŁOS: Niepijący?,powiadasz. Abstynent. Chodząca trzeźwość. I do monopolowego dojść nie możesz. Taki już bracie jesteś abstynent...Ale i serca w Tobie nie ma. I co tutaj robisz między ludźmi,co?
CHŁOPIEC: A sami nie możecie,bo ja...
GŁOS :A nie wiesz,że za-kazane picie. Nie widziałeś wartowników na dole? Moresu,nas tutaj uczą,ot co a pic nie wolno.
CHŁOPIEC;A chce Wam się pić ?
GŁOS INNY: Też mi pytanie.
/Śmiech/
CHŁOPIEC; To pójdę jak tak bardzo chcecie.
NARRATOR: A później chodziłem na każde zawołanie.
Przynosiłem im tę gorzałkę,chociaż sam odór mnie zatykał. Ale kiedyś na korytarzu napatoczył się szef tego moresu,wysoki, czerwony na gębie sierżant.
SIERŻANT : Co tu niesiesz? No,pokaż.
CHŁOPIEC :Nic. Baleron,jak pan widzi.
SIERŻANT:A za pazuchą?
CHŁOPIEC: Nic.
SIERŻANT: To ja ci powiem: wódę tym drabom niesiesz.
Ukrócimy te dostawy, ukrócimy. A ty skąd? Zauważyłem: często się tutaj pojawiasz. Po co?
CHŁOPIEC: Kuzyna odwiedzam.
SIERŻANT?; Kuzyna? A gdzie on pracuje?
GŁOS : Panie sierżancie,panie sierżancie: telefon.
SIERŻANT: Idę już,idę. /do chłopca/ : Pogadamy jeszcze!
NARRATOR :Nie pogadaliśmy. Starałem się o to.
I klienci mi pomagali.
/ piosenka wojskowa w wykonaniu chóru mężczyzn /;"...A mnie już jują w kajda-ny/ Leśne ptaszęta dźwięcznie śpiewa-ją. / Na morzu biją bałwa-ny "
NARRATOR: Spałem jak oni na ławce,śpiewałem z nimi. Nauczyłem się wielu piosenek. Tylko, że oni oni się zmieniali a ja-nie.
/Chrapanie/
/Łoskot ciała spadającego na podłogę/
GŁOS: O Jezu! Kuferek mi zginął.
GŁOS INNY: A Co inszego masz?
GŁOS: Nie bądź. taki mądry jak stu głupich..słowo daję: prawie nowiuśki kuferek.Dziadek z nim jeszcze wojował.
GŁOS INNY: A bo się nie zamykał a teraz go myszy jedzą.
GŁOS JESZCZE INNY:Kogo?
GŁOS INNY: Mysz, wiadomo. .nie jest mięsożerna.
/Śmiech /
GLOS:Pali się! Pali się!
/Tupot podkutych butów/
GŁOS: Gdzie?
GŁOS INNY :W kancelarii. Papiery się palą.
GŁOS :Nie wygłupiajcie się. Popiliście sobie to śpijcie. Lulu opoje.
GŁOS INNY: Te,wartownik,a może byś tak coś skombinował ?
WARTOWNIK: Przestańcie się wygłupiać bo wsadzę do aresztu.
NARRATOR: Rano,to się przeważnie nie mogli zwlec.
Łby mieli jak ołowiem napchane a nogi to im s|ę plątały .I wszyscy szli do kantyny,
GŁOS /kobiecy/ : Co dla pana?
GŁOS MESKI/: Oranżada
GŁOS KOBIECY : A dla pana?
GŁOS INNY : Tyż.
NARRATOR: Za wiele to się nie napili,bo już zaraz przychodziła chwila,którą zawsze chcieli odwlec.
WRZASK: Zbiórka,zbiórka. No szybciej, ofermy.
/Tupot nóg/
/"Odliczanie"/
SIERŻANT: Liczyć już nie umiecie tak was ta woda zaćmiła,co? Poćwiczymy liczenie.
/Tupot,hałas zgiełk/
NARRATOR: Gubili się w tym krzyku. Patrząc na nich myślałem, że tak musieli wyglądać pierwsi chrześcijanie przed wpuszczeniem lwów na arenę.
Gdy się już sierżant z nimi jako tako obsprawił,w towarzystwie kaprali wychodzili na dwór i szli na stację. /Miarowy tupot czysto przemywany/
NARRATOR: Niezdarnie ,ósemkami lub czwórkami,chwiejąc się 3wypychając na zewnątrz swoje kufry.
GŁOS : Nie depcz mi tak po piętach.
GŁ0S INNY: To idź szybciej
SIERŻANT :Nogę trzymać ,nogę!
/Werbel /
SIERŻANT :Pośpiewamy.
/Cisza«/
SIERŻANT:Śpiew. Słyszycie? Śpiewać. Nieszczęśliwie! Zaczyna
" Nieszczęśliwe są panienki”/
/Powoli śpiewają ,a właściwie wywrzaskują sŁowa / NARRATOR: Później grzęźną w melodii, glinie czy wspomnieniach.
SIERŻANT (rozpaczliwie ) : Nic z nich nie da się wykrzesać,nic,
NARRATOR: Jak tam było w rzeczywistości,nie wiem. Musiałem iść w oddali,zasłonięty przechodniami i drzewami,aby mnie szef tego moresu nie zauważył.
Sądząc po ciągłym kursowaniu kaprali,po nieustannie ponawianych próbach śpiewania,nie było tam najlepiej, /daleki gwizd lokomotywy/
NARRATOR: Odprowadzałem ich aż do pociągu. Patrzyłem jak na bocznym torze ładują się do towarowych wagonów, które miały ich zawieść aż pod samo " Witamywas."
Ale kiedyś sierżant złapał mnie przy tym podglądaniu tych rekrutów.
SIERŻANT: A ty cotutaj robisz,hę? Ze szkoły uciekłeś.
A wogóle coś ty za jeden,hę?
/Tupot nóg /
CHŁOPIEC: Babciu,babciu,tutaj jestem...Tędy babciu tędy. Zaraz nam odjeżdża pociąg, zaruśko.
NARRATOR: Kobicina zupełnie zdębiała. Może i nie widziała za dobrze. W każdym bądź razie była zaskoczona. A ja trzymając ją za rękę uciekłem od Sierżanta.
Wdwie minuty później uciekłem i od przyłatanej babci. Zostałem sam.
CHŁOPIEC:I co teraz robić? Co robić? Wracać? Przecież już wpadłem...Ale "nowi czekają".Jacy oni są? ..Diabeł ich tam wie. A może są inni niż dotychczas? Może nie będą dzielić się zagrychą z takim co to w dodatku nie pije? Wtedy zginę z głodu.
NARRATOR: Zaufałem swemu rozsądkowi ,wróciłem do domu.
Stukot odsuwanego krzesła/
Zmiana planu
NARRATOR: Jakieś miejsce,powiadasz?
KOBIETA:No,coś takiego co wlecze się za Tobą przez całe życie. Każdy coś wspomina i ma takie miejsce do którego chciałby wrócić.
NARRATOR /bardzo cicho refleksyjnie/:Wróci?
Najpierw trzeba mieć dokąd. Moje miejsce istniało w ruchu.
/Motyw "Nieszczęśliwe ...'/
NARRATOR: Stamtąd można było wyruszyć wszędzie,nawet na wojnę.
/do KOBIETY /: Bałaś się,powiadasz,tam w górach?
KOBIETA: Tak.
NARRATOR : I byłaś sama,nie w towarzystwie. Ty sama chodzisz po górach nawet wtedysgdy wiesz ,że się boisz? Dziwne.
KOBIETA: Jesteś podejrzliwy. Niepotrzebnie. To było dawno. Wtedy jeszcze nie znałam Ciebie.
NARRATOR: Ach tak. I ciągle do tego powracasz? wszystko pamiętasz? Każde drzewko,każde odczucie.
KOBIETA:Tak.
NARRATOR:Gzy jak spojrzałaś w dół,to zobaczyłaś trupa?
KOBIETA: Tak.
NARRATOR : A jak się wreszcie odważyłaś zejść ,to zobaczyłaś,że to nie był trup.
KOBIETA: Nie. Tak. To znaczy był to koń który spadł w przepaść.
Przynosił na swoim grzbiecie jedzenie do schroniska i kiedyś spadł.Konie źle chodzą po górach ,są lękliwe ..Pomówmy lepiej o Tobie.
NARRATOR: 0 mnie? Przecież nie skończyłaś.
KOBIETA: Skończyłam. Kolej na Ciebie.
NARRATOR: Na mnie? Powtarzam: nic szczególnego.
Szkoła,dużo szkoły/motyw "rekruckiej "piosenki /...później praca. Nic interesującego.
KOBIETA: Rzeczywiście: niezbyt interesujące. Straszliwie ubogie życie miałeś. A tyle mi o Tobie naopowiadano.
Bujna przeszłość i tak dalej. Dałam się nabrać.
NARRATOR: To nie wiesz jacy są ludzie? Zwyczajnie: zmyślają.
Komentarze