floryda floryda
135
BLOG

"Wieczór wspomnień" (słuchowisko )

floryda floryda Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

 ® by  Andrzej Tchórzewski

 

WIECZÓR WSPOMNIEŃ / słuchowisko /

Osoby :

NARRATOR

CHŁOPIEC

KOBIETA

SIERŻANT

liczne Głosy

/Cisza. Później słychać głos wyjącego wiatru i znów zapada cisza /

NARRATOR: Była ta chwila bez szczególnej pory,odarta z miejsca,chociaż za oknem świeciły się  jakieś inne okna. Oskubane z ruchu,bo nie licząc wiatru,który podrzucał stare gazety i,zapewne,wiał dość nieprzyjemnie w czyjeś twarze, wszystko tkwiło w miejscu. Był wieczór kiedy pragnie się podbiec do kalendarza i sprawdzić datę.

Trzymaliśmy się za ręce jakby oczekując na przybycie kogoś trzeciego.

/Słychać melodię dobiegającej z daleka piosenki/

KOBIETA: Słyszysz? Ładne,co?

NARRATOR: I znów refren i znów nieudana próba ożywienia

kogoś dla siebie.

KOBIETA: Taki wieczór nastraja do wspomnień.

NARRATOR: E,tam.

KOBIETA: Każdy powinien mieć jakieś wspomnienia,jakieś miejsce do którego powraca myślami.

NARRATOR: Wspomnienia czy miejsce?

KOBIETA: Wszystko jedno. Wspomnienia są zawsze gdzieś zakotwiczone. Nie ma wspomnień abstrakcyjnych,wiążą się z miejscem.

NARRATOR: Nie jestem taki kot. Nie mam szczególnego przywiązania do żadnych miejsc. Zaraz,zaraz: jak to powiedziano w "Odysei "? "Widział miasta i ludzi..." "Widział"...Coś takiego.  /oficjalnie/ i A Ty masz, wspomnienia związane z jakimś szczególnym miejscem?.. No,powiedz.

KOBIETA / po chwili wahania /': Mam.

NARRATOR : I potrafisz je wskrzesić tak na zawołanie, ożywić. Nie boisz się,że pozostaną martwe..No,powiedz: nie boisz się śmieszności?

KOBETA: / cokolwiek sztucznie , egzaltowanie/: Nie.

Jak dzisiaj widzę wąską ścieżkę ,prawie pod samym szczytem,Schodziłam . Bo w schronisku nie było wolnych miejsc. I trzeba było gdzieś zasnąć. Wszyscy zniknęli ze szlaku. Za pół godziny miał nastać zmierzch.

NARRATOR /ironicznie/: Trudno w to uwierzyć.

KOBIETA/nie zważając na jego słowa/:W dole-ośnieżony lasek kosodrzewinowy i..przepaść.

NARRATOR: Bałaś się?

KOBIETA: Tak. I to wszystko. Bardzo się bałam, a teraz opowiedz o sobie.

NARRATOR: 0 sobie? Ja? Nic szczególnego. Ot,tak czasami.

KOBIETA:Co masz na myśli?

NARRATOR:Nic szczególnego,czasami.

/Słychać śmiech obojga . Zmiana planu ./

NARRATOR: Ja?

Rodzice mieli ze mną same kłopoty?. Uciekałem często z domu i zawsze nie miałem szczęścia,zawsze mnie łapano.

CHŁOPIEC: Naprawdę już nie będę.

GŁOS: Żeby mi to było ostatni raz.

NARRATOR: Ciągle obiecywałem poprawę a ulepszałem tylko taktykę. Przestałem uciekać samotnie.Z uciekania zrobiłem coś w rodzaju sportu. W klasie żaden chłopak nie liczył się,jeśli nie miał na swoim koncie przynajmniej trzech ucieczek.

CHŁOPIEC: Ty kujonie, jednak się boisz,że nie zdasz do następnej klasy. Albo boisz się tego,że zwiejemy na dobre.

I kto wróci do mamusi?

(zmiana  planu  )

CHŁOPIEC : Nie,tym razem nie chcę jechać nad morze.Zadekować  się w Gdyni  na jakiś statek do Szwecji..albo do  Wielkiej Brytanii(  (chwila refkleksji  0

Zaraz nas złapią. Starzy znają prawie wszystkie moje ścieżki. Podniosą raban. Zawiadomią milicję w portach....

NARRATOR: Miałem jeszcze trzech braci ale żaden z nich nie lubił uciekać.

A ten pupilek ciała pedagogicznego był chudym jedynakiem. Gdyby nie krosty,przymilałby się do każdego jeszcze bardziej, przylepnie .Ale niewiele mu to pomogło. Nie wytrzymał trzech dni głodówki i pojechał wypłakać się do domu.

A ja znalazłem sobie miejsce.

CHŁOPIEC/czyta/ : RE-JO-NOWA KOMENDA UZUPEŁNIEŃ.

Ciekawe : pisze wyrażnie uzupełnień. To znaczy,że coś dają. A może zupę? Jak "uzupełnień " to znaczy,że każdy może dostać to czego mu brak. Chyba inaczej nie pisaliby"uzupełnień".

NARRATOR: Początkowo kręciłem się po korytarzach.

Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Byłem tam w zastępstwie Człowieka Niewidzialnego.albo kogoś ubranego w czapkę-niewidkę,

/Głośny śmiech/

NARRATOR: Słuchałem jak mężczyźni opowiadają sobie dowcipy.

GŁOS: Zajedzieta a tam kwiatami Was powitają. Przeczytacie sobie na bramie taki napis: "Witamy Was “. Wejdzieta, grzecznie,po pańsku. I własne oczy was zawiodą. Bo ten napis z tamtej strony wykłada się inaczej.

INNY GŁOS: A jak?

GŁOS : "  Mamy Was "

/Głośny śmiech /

GŁOS/wyjaśniająco /:wiadomo gdzie.

NARRATOR: Te dowcipy ,to się po większej części  same się powtarzały w różnych ustach. Zupełnie jak piosenka o Zdradliwej Kaśce," kiedyś franca stoczy ,chociaż miała ładne... oczy".

Ale mnie się podobało. A do powtórek przykładem już w szkole.

GŁOS : Hej,mały!

NARRATOR: A jednak dostrzegli mnie. Przestałem być niewidzialny. Stałem się potrzebny. I wkrótce zaczęli za mną przepadać.

GŁOS: Mały,jak ci tam na imię...Niech będzie Feluś,skoro się nie chcesz zdradzać...Ho,ho jaki tajemniczy.

GŁOS INNY : To dobrze,nie rozchłapie.

GŁOS: Skocz-no,Feluś a przynieś tych kropelek co to

je tatuś na pocieszenie bierą.

CHŁOPIEC : Nie rozumiem.

GŁOS: Nie rozumiesz? Takiś tępol?

/Śmiech /

GŁOS INNY : Nie rozumiesz?

CHŁOPIEC : Nii.

GŁOS: Porządny chłopak jesteś,niezepsuty. Mówi się trudno i kocha się dalej...Skoczno,bracie,do sklepu monopolowego i przynieś pół litra.

GŁOS INNY:Łyka dostaniesz za fatygę.

CHŁOPIEC: Po wódę? Niepijący jestem. Sami sobie skaczcie.

GŁOS: Niepijący?,powiadasz. Abstynent. Chodząca trzeźwość. I do monopolowego dojść nie możesz. Taki już bracie jesteś abstynent...Ale i serca w Tobie nie ma. I co tutaj robisz między ludźmi,co?

CHŁOPIEC: A sami nie możecie,bo ja...

GŁOS :A nie wiesz,że za-kazane picie. Nie widziałeś wartowników na dole? Moresu,nas tutaj uczą,ot co a pic nie wolno.

CHŁOPIEC;A chce Wam się pić ?

GŁOS INNY: Też mi pytanie.

/Śmiech/

CHŁOPIEC; To pójdę jak tak bardzo chcecie.

NARRATOR: A później chodziłem na każde zawołanie.

Przynosiłem im tę gorzałkę,chociaż sam odór mnie zatykał. Ale kiedyś na korytarzu napatoczył się szef tego moresu,wysoki, czerwony na gębie sierżant.

SIERŻANT : Co tu niesiesz? No,pokaż.

CHŁOPIEC :Nic. Baleron,jak pan widzi.

SIERŻANT:A za pazuchą?

CHŁOPIEC: Nic.

SIERŻANT: To ja ci powiem: wódę tym drabom niesiesz.

Ukrócimy te dostawy, ukrócimy. A ty skąd? Zauważyłem: często się tutaj pojawiasz. Po co?

CHŁOPIEC: Kuzyna odwiedzam.

SIERŻANT?; Kuzyna? A gdzie on pracuje?

GŁOS : Panie sierżancie,panie sierżancie: telefon.

SIERŻANT: Idę już,idę. /do chłopca/ : Pogadamy jeszcze!

NARRATOR :Nie pogadaliśmy. Starałem się o to.

I klienci mi pomagali.

/ piosenka wojskowa w wykonaniu chóru  mężczyzn /;"...A mnie  już jują  w kajda-ny/ Leśne ptaszęta dźwięcznie śpiewa-ją.  / Na  morzu biją bałwa-ny "

NARRATOR: Spałem jak oni na ławce,śpiewałem z nimi. Nauczyłem się wielu piosenek. Tylko, że oni oni się zmieniali a ja-nie.

/Chrapanie/

/Łoskot ciała spadającego na podłogę/

GŁOS: O Jezu! Kuferek mi zginął.

GŁOS INNY: A Co inszego masz?

GŁOS: Nie bądź. taki mądry jak stu głupich..słowo daję: prawie nowiuśki kuferek.Dziadek z nim jeszcze wojował.

GŁOS INNY: A bo się nie zamykał a teraz go myszy jedzą.

GŁOS JESZCZE INNY:Kogo?

GŁOS INNY: Mysz, wiadomo. .nie jest mięsożerna.

/Śmiech /

GLOS:Pali się! Pali się!

/Tupot podkutych butów/

GŁOS: Gdzie?

GŁOS INNY :W kancelarii. Papiery się palą.

GŁOS :Nie wygłupiajcie się. Popiliście sobie to śpijcie. Lulu opoje.

GŁOS INNY: Te,wartownik,a może byś tak coś skombinował ?

WARTOWNIK: Przestańcie się wygłupiać bo wsadzę do aresztu.

NARRATOR: Rano,to się przeważnie nie mogli zwlec.

Łby mieli jak ołowiem napchane a nogi to im s|ę plątały .I wszyscy szli do kantyny,

GŁOS /kobiecy/ : Co dla pana?

GŁOS MESKI/: Oranżada

GŁOS KOBIECY : A dla pana?

GŁOS INNY : Tyż.

NARRATOR: Za wiele to się nie napili,bo już zaraz przychodziła chwila,którą zawsze chcieli odwlec.

WRZASK: Zbiórka,zbiórka. No szybciej, ofermy.

/Tupot nóg/

/"Odliczanie"/

SIERŻANT: Liczyć już nie umiecie tak was ta woda zaćmiła,co? Poćwiczymy liczenie.

/Tupot,hałas zgiełk/

NARRATOR: Gubili się w tym krzyku. Patrząc na nich myślałem, że tak musieli wyglądać pierwsi chrześcijanie przed wpuszczeniem lwów na arenę.

Gdy się już sierżant z nimi jako tako obsprawił,w towarzystwie kaprali wychodzili na dwór i szli na stację. /Miarowy tupot czysto przemywany/

NARRATOR: Niezdarnie ,ósemkami lub czwórkami,chwiejąc się 3wypychając na zewnątrz swoje kufry.

GŁOS : Nie depcz mi tak po piętach.

GŁ0S INNY: To idź szybciej

SIERŻANT :Nogę trzymać ,nogę!

/Werbel /

SIERŻANT :Pośpiewamy.

/Cisza«/

SIERŻANT:Śpiew. Słyszycie? Śpiewać. Nieszczęśliwie! Zaczyna

" Nieszczęśliwe  są panienki”/

/Powoli  śpiewają  ,a właściwie wywrzaskują  sŁowa / NARRATOR: Później grzęźną w melodii, glinie czy wspomnieniach.

 

SIERŻANT (rozpaczliwie  ) : Nic z nich nie da się wykrzesać,nic,

NARRATOR: Jak tam było w rzeczywistości,nie wiem. Musiałem iść w oddali,zasłonięty przechodniami i drzewami,aby mnie szef tego moresu nie zauważył.

Sądząc po ciągłym kursowaniu kaprali,po nieustannie ponawianych próbach śpiewania,nie było tam najlepiej, /daleki gwizd lokomotywy/

NARRATOR: Odprowadzałem ich aż do pociągu. Patrzyłem jak na bocznym torze ładują się do towarowych wagonów, które miały ich zawieść aż pod samo " Witamywas."

Ale kiedyś sierżant złapał mnie przy tym podglądaniu tych rekrutów.

SIERŻANT: A ty cotutaj robisz,hę? Ze szkoły uciekłeś.

A wogóle coś ty za jeden,hę?

/Tupot nóg /

CHŁOPIEC: Babciu,babciu,tutaj jestem...Tędy babciu tędy. Zaraz nam odjeżdża pociąg, zaruśko.

NARRATOR: Kobicina zupełnie zdębiała. Może i nie widziała za dobrze. W każdym bądź razie była zaskoczona. A ja trzymając ją za rękę uciekłem od Sierżanta.

Wdwie minuty później uciekłem i od przyłatanej babci. Zostałem sam.

CHŁOPIEC:I co teraz robić? Co robić? Wracać? Przecież już wpadłem...Ale "nowi czekają".Jacy oni są? ..Diabeł ich tam wie. A może są inni niż dotychczas? Może nie będą dzielić się zagrychą z takim co to w dodatku nie pije? Wtedy zginę z głodu.

NARRATOR: Zaufałem swemu rozsądkowi ,wróciłem do domu.

Stukot odsuwanego krzesła/

Zmiana planu

NARRATOR: Jakieś miejsce,powiadasz?

KOBIETA:No,coś takiego co wlecze się za Tobą przez całe życie. Każdy coś wspomina i ma takie miejsce do którego chciałby wrócić.

NARRATOR /bardzo cicho refleksyjnie/:Wróci?

Najpierw trzeba mieć dokąd. Moje miejsce istniało w ruchu.

/Motyw "Nieszczęśliwe ...'/

NARRATOR: Stamtąd można było wyruszyć wszędzie,nawet na wojnę.

/do KOBIETY /: Bałaś się,powiadasz,tam w górach?

KOBIETA: Tak.

NARRATOR : I byłaś sama,nie w towarzystwie. Ty sama chodzisz po górach nawet wtedysgdy wiesz ,że się boisz? Dziwne.

KOBIETA: Jesteś podejrzliwy. Niepotrzebnie. To było dawno. Wtedy jeszcze nie znałam Ciebie.

NARRATOR: Ach tak. I ciągle do tego powracasz? wszystko pamiętasz? Każde drzewko,każde odczucie.

KOBIETA:Tak.

NARRATOR:Gzy jak spojrzałaś w dół,to zobaczyłaś trupa?

KOBIETA: Tak.

NARRATOR : A jak się wreszcie odważyłaś zejść ,to zobaczyłaś,że to nie był trup.

KOBIETA: Nie. Tak. To znaczy był to koń który spadł w przepaść.

Przynosił na swoim grzbiecie jedzenie do schroniska i kiedyś spadł.Konie źle chodzą po górach ,są lękliwe ..Pomówmy lepiej o Tobie.

NARRATOR: 0 mnie? Przecież nie skończyłaś.

KOBIETA: Skończyłam. Kolej na Ciebie.

NARRATOR: Na mnie? Powtarzam: nic szczególnego.

Szkoła,dużo szkoły/motyw "rekruckiej "piosenki /...później praca. Nic interesującego.

KOBIETA: Rzeczywiście: niezbyt interesujące. Straszliwie ubogie życie miałeś. A tyle mi o Tobie naopowiadano.

Bujna przeszłość i tak dalej. Dałam się nabrać.

NARRATOR: To nie wiesz jacy są ludzie? Zwyczajnie: zmyślają.

floryda
O mnie floryda

Pisarz uprawiający prawie wszystkie dyscypliny literatury, od poezji do przekładów z paru języków. Z wykształcenia -filozof i socjolog.Od marca1961 do 30grudnia 2006 członek Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Biogram ( pod nazwiskiem,które na blogu widnieje przy publikacji materiałów literackich, nie pod nickiem "Floryda " ) - w "Wikipedii " oraz we wszystkich wydaniach słownika L.M. Bartelskiego i w słowniku iblowskim ,a także w angielsko-amerykańskim " Who is who in poetry " .(Profilowe zdjęcie zrobiono na działce 23 maja 2017 r. ,5 dni po jubileuszu 80- lecia . )

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo