mona mona
736
BLOG

...A oczy - na szypułkach...

mona mona Polityka Obserwuj notkę 13

Patrzę na ten polski światek, a oczy mam na coraz dłuższych szypułkach.

Widzę oczywiście, że panu prezydentowi słupek zjeżdża, ale skąd biorą się ci, którzy wciąż chcą na niego głosować?

Rozumiem sympatie polityczne, nawet - bardzo na upartego -zawziętość w politycznych wyborach. Rozumiem też, że część publisi niemal każdego dnia dostaje kijem w ucho: nie spodziewała takich numerów po prezydencie, którego sobie zaserwowała. Sobie i przy okazji mnie, choć nie powiem, żebym sobie to zamawiała.


Rozumiem jeszcze jedno, choć z trudem mieści mi się to w głowie: ci "młodzi, wykształceni, z wielkich miast" wtedy, w czasie posmoleńskich wyborów, rozgrzani byli do imentu propagandą o absolutnie pewnej wojnie, którą wywoła "Kaczor"i zasianą w głowach nienawiścią .To chyba jest niepodważalne?

Po trosze ich też rozumiem. W końcu mieszkam na wsi, wiem ile jako - tako wykształconej młodzieży stąd wyjechało do Warszawy ( najbliżej) i widzę, jak są nadęci swoją nową "wielkomiejskością", choć urywają się do domu - kiedy tylko się da. Letnie bary z tańcami są ich pełne w każdy weekend. - wciąż tu im jest najlepiej.

 U mnie "laski, piaski i karaski", na wsi zostaje ten, kto potrafi "ogarnąć" gospodarkę, co w dziesiejszych warunkach wymaga poważnego pomyślunku. Od dawna już nie chodzi o samo oprzatanie krowich ogonów. Tym mniej zdolnym ( albo wybitnie zdolnym) opłaca się jakąś szkołę.
 No i ten "załapany" w mieście musi rozpaczliwie trzymać się tego, co ma. Wszyscy u tatula na kupie - nie da rady, a już najmniej potrzebna im wojna...

No, dobra, wtedy MWzWM bali się, że przyjdzie im latać z kałachami.

Ale teraz? Patrzę na te sondaże... i szypułki rosną. Lemingi traktują najpoważniejsze sprawy jak jakiś mecz między partiami, w którym oni są kibolami. Dokładnie tak, bo normalny kibic używa myślenia. Oni nie używają, cokolwiek by się działo.
Ci "moi", na wsi zupełnie niewyrobieni politycznie, słyszą oczywiście to, co jest "modne i poprawne", a słyszą od innych, mądrzejszych, starszych stażem w tej Warszawie o rok - lub nawet...ho, ho... kilka lat. Już nawet tacie nie wierzą, bo tata - na PSL -od zawsze. "Wielkomiejskim" już nie wypada. A nawet jak tacie się zmieniło - to głosuje na PiS, czyli na obciach.

Dopóki prezydent siedział na wyznaczonym przez Tuska miejscu, czyli pod żyrandolem, niewiele spraw docierało do szanownych wyborców, łącznie z lemingami: niemal nikogo nie obchodzi, z kim się prezydent "koleguje", kogo odznacza, co w ogóle robi - bo dla publisi nie ma to żadnego znaczenia.
 Jasne, złośliwcy podłapywali przedziwną ortografię, co fajniejsze bon mots, ale... "ludziom zdarzają się gorsze błędy, niż błędy ortograficzne, czy nawet bezmyślna gadka "na okrągło".

 Bardziej rzucał się w oczy fakt pokornego podpisywania, co mu tam kazali, choćby było najgłupsze, czy najbardziej krzywdzące. Jednak lemingom jakoś rzucał się ten fakt jakby mniej. A prezydent i jego "szogunowie" różnego autoramentu neronili się w pałacu tak zawzięcie, że poza Nałęczem, z rzadkim dodatkiem gen. Kozieja - nikt właściwie nie zna ludzi, z którymi prezydent pracuje.
Matko kochana...po smoleńskiej tragedii, kiedy padały nazwiska poległych, niemal każda twarz z pałacu sama nasuwała się przed oczy. Nie potrzeba było zdjęć.

Kiedy czas wyborczy wygnał wreszcie naszego "ukochanego przywódcę" na powietrze świeże - zobaczyliśmy coś, czego nie podejrzewaliśmy, mimo wszystko: istny festiwal "ho, ho, ho".
Już nie mam zamiaru pisać o krzesłach, prezydenckich lapsusach, o wszystkim tym, co już wiemy, w myśl zasady, że nie kopie się leżącego.

Kłopot w tym, że...wcale nie leży. Lemingi wciąż śpiewają swoją pieśń  - "nasze na wierzchu". Słupki nieco zjechały w dół, ale to wciąż tylko drgnięcie. Trudno rozpędzić ociężałą masę

Nie życzę ani sobie, ani najgłupszemu, najbardziej zawziętemu lemingowi, aby spełniły się słowa ś.p.  m o j e g o Prezydenta na tbiliskim wiecu, ale...wszystko może się zdarzyć. Surmy, niestety, już grają.

Kochane lemingi uważają, że wszystko w porządku. Naprawdę? A konstytucję czytali? Nie czytali.

 3.Prezydent Rzeczypospolitej mianuje Szefa Sztabu Generalnego i dowódców rodzajów Sił Zbrojnych na czas określony. Czas trwania kadencji, tryb i warunki odwołania przed jej upływem określa ustawa.

 4. Na czas wojny Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, mianuje Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych. W tym samym trybie może on Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych odwołać. Kompetencje Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasady jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej określa ustawa.

5. Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Ministra Obrony Narodowej, nadaje określone w ustawach stopnie wojskowe.

Czyli mamy taką oto sytuację, że nasz ho, ho, ho prezydent może dowolnie, w razie wojny (  każdą ustawę przepchną mu przez maszynkę do głosowania) mianować ...i odwoływać Naczelnego Dowódcę, mianować dowódców rodzajów Sił Zbrojnych, itd, itd. Ma być naszą tarczą, najpewniejszym obrońcą, naszym zbiorowym rozumem, dyspozytorem ( ogłasza też mobilizację) naszych  - i naszych dzieci - serc i życia. Ma natchnąć naród wiarą i konieczną dozą patriotyzmu.

Bardzo chciałabym zajżeć w "leminże dusze" i dowiedzieć się, czy kierują się wyłącznie oślim uporem, czy naprawdę uważają, że człowiek, który ma  - sprowadzając rzecz do sedna - zadbać o nasze bezpieczeństwo, jest do tego naprawdę  gotowy.
Nie chciałabym wtedy widzieć  t e g o  pana prezydenta, włażącego na jakąś lawetę i wykrzykującego "prowadź, mój szogunie!"

 

 

 

 


 

 

mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka