Witold Gadowski Witold Gadowski
8128
BLOG

Zejście z romantycznych obłoków.

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 104

 


 

Trzęsiemy się z oburzenia, bezsilnie pomstujemy – prawda jest jednak taka, że tyle nam mogą zrobić na ile sami pozwolimy.

Zacznijmy więc od samego sedna – od krzyża.

Na Krakowskim Przedmieściu pozwoliliśmy (my niezbyt święci, ale jednak katolicy) z jednej strony na doprowadzenie protestu do formy karykaturalnej, gdy rolę argumentów poczęły pełnić obolałości emocji i akty mistyczne, a z drugiego końca do kompletnego znieczulenia opinii publicznej na jaskrawe akty drwin z uczuć i symboli religijnych.

Dziś widzimy, że konflikt na Krakowskim Przedmieściu stał się w istocie szczepionką na postępującą eskalację wojny z kościołem w Polsce.

Dziś dostrzegam także i to, że właśnie na poligonie pod prezydenckim pałacem, gdzie w roli głównej – bezkarnie – występowali ludzie pokroju ubeka, szantażysty senatora Piesiewicza i tarzający się po chodniku, w przypływie jakiejś niekontrolowanej emocji Dominik Taras, pozostający w cieniu macherzy po raz kolejny zaprojektowali nowy ruch polityczny, drugi fortepian ubezpieczający i resorujący obecną ekipę rządową, poszerzający gamę jej „środków wyrazu”

To właśnie w gorących dniach warszawskiego sporu o krzyż narodziło się nowe wcielenie „człowieka z sobowtórem w dłoni” (nie moje, pożyczone od Rewińskiego), prowokator złapał drugi oddech.

W momencie gdy okazało się, że antyreligijnym ekscesom nie towarzyszyły większe emocje społeczne panowie znający się jeszcze z moskiewskiej szkoły dyplomacji nacisnęli na swoich „znajomych” w mediach, aby ci zaostrzyli już nie antyklerykalną, ale antyreligijną retorykę.

Prześledźcie jak w następujących po wydarzeniach na Krakowskim Przedmieściu miesiącach zmieniał się język głównych mediów. Być może to tylko przypadek, być może wiatr przyniósł nowe trendy, ale ja wierzę w zasadę: „ten sprawił kto na tym zyskał”, a ostatnie akcje sprawiły, że ludzie tacy jak Jerzy Urban już nie muszą wymykać się kuchennymi schodami, a Hipolit S. i generał M. obficie bankietują z „gwiazdami”

Na czele ofensywy stał niewątpliwie portal Onet, nasiliły się także napaści na prymasa i episkopat ze strony „katolickich” mediów ITI (vide „Tygodnik Powszechny””).

Wszystko odbywało się właściwie w ciszy, przy braku silniejszych sprzeciwów ze strony laikatu.

Potem pojawił się „Nergal” w programie drugim TVP i... znów cisza, jeśli nie liczyć kilku publicystów i biskupów, satanista nie wywołał żywszych emocji.

Polscy katolicy zachowywali się jak przestraszona trzódka, pełna kompleksów i poczucia własnej bezsilności.

Nie piszę już o tym, że trwająca od wielu miesięcy rzeź katolików w Chinach, Indiach i Afryce nie budzi w Polsce żadnego oddźwięku. Tak jakby polscy katolicy nie tylko bali się stanąć w obronie symboli religijnych poniżanych we własnym kraju, ale nie czuli żadnej wspólnoty z maltretowanymi na świecie współwyznawcami.

Udało się więc wyizolować polskich katolików, obezwładnić ich i wmówić im, że wszelkie formy obrony własnych praw są równoznaczne z szerzeniem ciemnogrodu i nietolerancji.

W Polsce coraz śmielej poczyna sobie styl myślenia mówiący o tym, że wszyscy zasługują na pełną swobodę i wolność byleby nie reprezentowali jednak polskiego katolicyzmu.

Kolejne eskalacje – wniosek o zdjęcie krzyża z sali obrad sejmu RP, powołanie na funkcję wicemarszałka sejmu aborcjonistki Nowickiej czy nawet groteskowa zamiana strojów polskiej reprezentacji piłkarskiej, to w istocie już tylko prosta konsekwencja sytuacji gdy antykatolicyzm (w świecie groźny dziś podobnie jak antysemityzm, gdyż w istocie oba zjawiska są atakiem na judeochrześcijańską etykę i antropologię, w tym kontekście środowisko Adama Michnika w żaden sposób nie może być kojarzone z reprezentowaniem interesów semickich, judaistycznych czy syjonistycznych) wchodzi w polską rzeczywistość a.d. 2011 i polskie społeczeństwo jak nóż w rozgrzane masło.

Czy może zatem dziwić fakt, że 11 listopada zaatakowano kolejne symbole, które nierozerwalnie zrosły się w Polsce z krzyżem – pluto na polskie mundury i bito ludzi z białoczerwonymi flagami w dłoniach.

I znów cisza, tym razem nieco grobowa – bo niby skąd maja się jeszcze podnosić patriotyczne głosy, gdy oficjalny obieg medialny przyjął formy znane z socjalistycznego pluralizmu mediów epoki wczesnego Gierka. Państwo z „Polityki” powinni to pamiętać z autopsji.

W ostatnich niepodległościowych mediach niesie się jedynie mało konstruktywny lament.

Nic konkretnego, utyskiwanie i boleść. Znowu jesteśmy Winkelridem Narodów, Karolem Levittoux i Trauguttem w jednej postaci.

Oj jakże mi przykro, ale ja z tego cierpiętniczego tramwaju wysiadam i czynię to z pełnym przekonaniem na przystanku – Działanie.

Zamiast lamentować weźmy się do konkretnej pracy.

Nieskromnie podam pewien przykład. Kiedy Wojewódzki wraził polską chorągiew w psie łajno pies z kulawą nogą nie zawył. Zatem Gadowski, zdjęty wściekłością, palnął o tym sążnisty felieton do „Dziennika Polskiego” (wtedy jeszcze polskiego, swoja drogą ciekawe jak uwłaszczone przez Niemców dzienniki, tygodniki i RMF mają dziś krytykować berlińskie męty, które pluły w Warszawie na polskie mundury?) pt „Za to bije się w twarz”.

Na drugi dzień, po lekturze mojego felietonu, ozwały się głosy oburzenia, a krakowski przedsiębiorca Krzystof Budziakowski rozpoczął prawna batalię w obronie godności polskiej flagi. Rzecz zakończyła się kilkusettysięczną karą dla telewizji TVN – można? Można.

Dziś, gdy narzekamy, że banki i media nie znajdują się w polskich rękach i przez to,siłą faktu, nie prezentują polskiej racji stanu, przeciwdziałajmy temu w jeden tylko skuteczny sposób – zakładajmy nasze media.

Jeśli powstanie ich wiele, to bliski znajomy Barbary Piaseckiej Johnson i pułkownika Mochola nie nadąży z ich wykupywaniem.

Jak zakładać media?

Na to jest bardzo konkretny pomysł – pracuje nad nim od pewnego czasu i mówiąc najbardziej oględnie, polega on na kumulowaniu rozproszonego dziś i nieco zgnębionego kapitału należącego do polskich przedsiębiorców.

Czytajcie uważnie: nie oligarchów, tylko polskich przedsiębiorców.

Pojawiły się już także pierwsze realne projekty oddolnego budowania struktur, które mogą doprowadzić do uspołecznienia kapitału.

To wszystko daleka droga, ale jeśli dziś nie zaczniemy odbudowywać polskiego kapitału, polskich banków i w konsekwencji polskich mediów, to z warszawskich publikatorów ciągle będziemy słyszeli opinie, po wysłuchaniu których z niedowierzaniem przecieramy uszy.

Jeśli RMF i Interia to media należące do kapitału niemieckiego, gazet nie wspomnę, a ITI, to kapitał nie wiadomo jaki, ale na pewno ulokowany nie tylko w Polsce, to nie spodziewajmy się antyniemieckich czy antyrosyjskich opinii, nawet gdy polska racja stanu i co ważniejsze fakty, tego wymagają.

Bezwarunkowa miłość do Rosji i Niemiec lansowana w głównych mediach nie jest przecież, platonicznym zachwytem. Dziś jedna telewizja znaczy więcej niż w 1939 roku całe dywizje czołgów.

Wojna o świadomość to w istocie wojna o podporządkowanie, nakłonienie do realizacji własnych interesów.

Jeśli nie wierzycie, to sprawdźcie czy w największych niemieckich mediach pojawiają się tony sprzeczne z niemiecką racją stanu.

O rosyjskich putinomediach nie wspominam z powodu ogólnej putinosytuacji jaka tam panuje.

Nie wiem jak Wy ale ja biorę się do organicznej roboty – ksiądz Wawrzyniak czy podkrakowski Franciszek Stefczyk dawno już pokazali jak to się robi i dziś (gdybyśmy mniej romantycznie bujali w obłokach) powinni zasiadać w jednym Polskim Panteonie, obok Kościuszki, Pułaskiego, Piłsudskiego i Paderewskiego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka