Anna Gil Anna Gil
786
BLOG

Dokąd zmierza system?

Anna Gil Anna Gil Polityka Obserwuj notkę 4

Do napisania tegoż artykułu skłoniły mnie dwie rzeczy: jeden przedmiot – debata EiD oraz jeden podmiot – Janusz Korwin – Mikke, ostatnio interesujący się szkolnictwem. Odnośnie debaty - jakiś czas temu w Słupsku odbyła się V debata EiD, w której to brali udział m. in. Bogdan Leszczuk, dyr. Wydziału Oświaty oraz Anna Raczyńska, zastępca Redaktora Naczelnego EiD – Witolda Kołodziejczyka. Temat debaty brzmiał „Polska Szkoła 2030” z podtytułem „Oczekiwania i potencjał”, oraz nieoficjalną nazwą - „Nowa Wersja 3Z”. Ale teraz do rzeczy...


 

Tak naprawdę mały odsetek ludzi potrafi sprecyzować co jest dziś głównym problemem polskiej edukacji, niewiele z nich może powiedzieć w jakim kierunku ona zmierza, a jeszcze mniej – co chcieli by zmienić. Obserwujemy zatem dezinformację w stopniu średnim, nieumiejętność myślenia przyczynowo-skutkowego w stopniu wysokim i brak precyzyjności celów oraz pomysłów na przyszłość w stopniu zbyt wysokim. Ta publikacja ma na celu zarówno doinformowanie (co się do cholery dzieje z tym systemem), przedstawienie ujęcia futurologicznego polskiej edukacji (tzn. dokąd to wszystko zmierza) oraz wyznaczenie pewnych kierunków i przedstawienie pomysłów, których moim zdaniem powinniśmy się trzymać.


 

Trochę historii...


 

Zawsze powtarzałam, iż „historia to rzecz, która pozwala nam zrozumieć teraźniejszość i planować przyszłość”, dlatego uważam za niezbędne przedstawienie okoliczności, w jakich kształtował się system, w którym na płaszczyźnie edukacyjnej dziś funkcjonujemy. Wszystko zaczęło się w latach 90. ubiegłego wieku kiedy to mieliśmy do czynienia z tzw. transformacją ustrojową. Nie będę już pisać (bo za dużo tego) o wydarzeniach wcześniejszych począwszy od 123 lat praktycznego nieistnienia jakiegoś bardziej złożonego systemu szkolnictwa, poprzez sowietyzację szkół po wojnie, okresu małej stabilizacji w szkolnictwie po 5 marca 1953 roku a kończąc na latach tuż przed 1990 rokiem i wprowadzaniu przez E. Gierka nowości takich jak przedmiot przysposobienia rolniczego i zastępowanie szkół zawodowych liceami. Szczególnie to ostatnie wydarzenie wpłynęło na dzisiejszy brak stabilizacji na rynku pracy. Zaczął wówczas górować swoistego rodzaju trend aż w końcu niezłomne przekonanie iż najlepsza droga kariery prowadzi przez liceum, a następnie studia humanistyczne. Przesunął się zatem okres podejmowania decyzji przez młodego człowieka o swojej karierze zawodowej. Dziś, tuż przed maturą (u większości młodzieży), decyzje takie są podejmowane znacznie za późno. Efektów wprowadzenia liceum nie sposób dziś nie dostrzec – nawet uczniowie, którzy ukończyli liceum ogólnokształcące z rozszerzonym programem matematyki korzystają w czasie studiów z zajęć wyrównawczych z tegoż przedmiotu. Jednakże słaby potencjał powodowany przez scjentyzm i encyklopedyzm oraz ogólne, specjalistyczne wykształcenie z każdego przedmiotu nie dał nam jedynie efektu niepewnych siebie wykształciuchów zamiast ludzi zharmonizowanych ale dał efekt jeszcze gorszy niż E. Gierek by się spodziewał. Rozpoczął się natłok na kierunki humanistyczne, najbardziej na psychologię, chyba po to, by pomóc samemu sobie choć i po tym kierunku studenci zostają wyżęci z pieniędzy i intelektu. Bo gdzież indziej mogliby się udać uczniowie, którzy z tak wielu przedmiotów w szkole średniej okazali się tępi i „niespełniający oczekiwań”. Zarówno nauczyciele jak i uczniowie szli na łatwiznę angażując się w kierunki humanistyczne, gdzie wystarczy jedynie jakiś lewicowy profesor, podręcznik z 1920 roku, z którego będzie dyktował przez kilka semestrów oraz pomieszczenie, w którym cała ta fikcja będzie się odbywać. Jest tanio dla Uniwersytetu, drogo dla studenta, oraz opłacalnie dla profesorów – a więc idealnie. Ale jak się zdążyliśmy w krótkim czasie przekonać – także nieopłacalnie dla rynku, a co za tym idzie – dla całej gospodarki kraju.


 

Katalog problemów współczesnej edukacji


 

Podstawowe dwa problemy już zostały wymienione i dostrzega je nawet sam Minister Edukacji, są to – niepotrzebny rozrost liceów produkujący słaby potencjał (a miał produkować specjalistów z każdej dziedziny równocześnie) oraz nadprodukcja humanistów (do tego słabych) co powoduje niestabilność rynku potrzebującego inżynierów i ludzi przedsiębiorczych. To oczywiste, że każdy Minister zauważa straty pieniężne, w momencie gdy zaczyna już do nich dochodzić. O stratach intelektualnych mało się mówi, ale do czasu – dopóki nie zamienią się w straty pieniężne. Chodzi mi w tym momencie o psychologiczny aspekt systemu edukacji. Najlepiej to ujmuje Krzysztof J. Szmidt w „Pedagogice twórczości”, to moja ulubiona książka, którą znam niemal na pamięć. Ulubiona, bo pierwsza która zawiera w sobie spis tak dużej ilości negatywnych cech tego systemu. Pan Szmidt wskazuje otwarcie na to, co dzieje się w naszym systemie edukacyjnym, jakie ma to efekty. System ten, szczególnie na poziomie szkół średnich i studiów wykształca upośledzone osobowościowo jednostki, tępe i nieporadne życiowo. Józef Kozielecki śmie nawet twierdzić iż wytwarzanie takich ludzi jest celowe, jako że pozwala komunistom skutecznie manipulować tak słabymi jednostkami. W celu uzyskania takich jednostek odgórnie w szkołach stosuje się zabiegi takie jak zapodawanie uczniom ogromu wiedzy, którą należy zapamiętać. Scjentyzm i encyklopedyzm powoduje z czasem tępotę myślową, a opieranie się na najprostszym procesie myślowym – mechanicznym zapamiętywaniu, pomijając szereg innych dużo ważniejszych dla normalnego rozwoju człowieka procesów jak np. m. in. myślenie dywergencyjne, myślenie pytajne, kojarzenie, wyobrażanie, rozumowanie, współdziałanie, synergizowanie, odbieranie multisensorycznie informacji, transformacyjne uczenie się – prowadzi to do wniosku, iż człowiek jest traktowany przedmiotowo, kolejno wyprodukowane w ten sposób jednostki podświadomie traktują tak ludzi, z którymi mają styczność co hamuje rozwój społeczeństwa obywatelskiego i samo-zdyscyplinowanego. Myślę również iż ma to duży wpływ na akceptację i sposób przyjęcia przez społeczeństwo kapitalizmu oraz możliwości prawidłowego funkcjonowania w nim.

Wśród innych negatywnych cech tego systemu warto wymienić:

  • dominację wzorca człowieka oświeconego – zdaniem Kozieleckiego dzieje się to kosztem wizji człowieka innowacyjnego; zamiast innowacyjnej i autonomicznej jednostki otrzymujemy jednostkę ogólnie i specjalistycznie wykształconą (pseudo-wykształconą) ale słabą psychicznie i nie potrafiącą odnaleźć się nie tylko na rynku pracy ale też w życiu osobistym

  • scjentyzm, encyklopedyzm i przeciążenie percepcyjne uczniów, dominację wiedzy jałowej (kosztem wiedzy praktycznej) – w następstwie tępota myślowa, brak kreatywności, ubogość osobowości oraz niska zdolność funkcjonowania w społeczeństwie

  • problemy powodowane u uczniów bezpośrednio przez nauczycieli: dyktat jedynej odpowiedzi, neofobia, przesadna/niezdrowa rywalizacja, niecierpliwość, dążenie do natychmiastowego wyniku, wybieranie bezpieczniejszych bądź łatwiejszych rozwiązań kosztem rozwiązań innowacyjnych, budujących, dających doświadczenie i rozwijających osobowość oraz społeczeństwo (zagrożenie dla prawicy w Polsce); karzące oceny i krytyki zachowań kreatywnych, zmuszanie do ustalonego przestarzałego schematu uczenia się

  • płytką błyskotliwość i niekonstruktywną oryginalność, trwogę przed własnym arcydziełem/twórczością oraz trwogę przed każdym nowym przedsięwzięciem, nacisk grupowy i konformizm


 

To są główne cechy negatywne systemu jakie ja osobiście zauważam. Na debacie EiD poruszano nieco inne problemy (choć są również powiązane z negatywnymi cechami jakie ja przedstawiłam), nie zagłębiając się (tak jak ja to zrobiłam) w ich psychologiczne, socjologiczne i polityczne aspekty. Opiszę każdy problem z debaty EiD po kolei.


 

Problem 1 – Brak równowagi na rynku pracy


 

O tym wspomniałam już wcześniej. Wszyscy zostają humanistami, bo tak jest łatwiej, poza tym góruje przekonanie iż tytuł i papierek jest ważniejszy od praktycznych umiejętności, bogatej osobowości, sprecyzowanych celów i praktycznej wiedzy z zakresu przedsiębiorczości oraz psychologii. Takie przekonanie powoduje natłok na kierunki humanistyczne, a następnie frustrację młodych ludzi z tego względu iż nie podano im ofert pracy na tacy, co wg. nich powinno być obowiązkiem szkoły albo Państwa. Wyżęci z pieniędzy, intelektu oraz wciąż z brakiem wiedzy o rynku i bez konkretnych celów w życiu zatrudniają się w pierwszej lepszej pracy na etacie lub wyjeżdżają za granicę. W kolejnym etapie gdy już sobie trochę popracują (tak z 3 miesiące) rodzi im się nieślubne dziecko (o ile nie mieli go już w czasie liceum albo studiów), zakładają więc na chybcika rodzinę i bytują. Wpajają swemu dziecku swoje wartości, jakie wykształcił w nich przed laty system edukacyjny oraz niezbyt ciekawe doświadczenia życiowe. I produkcja uległej wobec Państwa i zależnej od Państwa jednostki rozpoczyna się na nowo.


 

Ujęłabym to tak – „Potrzebujemy ludzi przedsiębiorczych i elastycznych. Ponieważ żyjemy w epoce nadmiaru informacji dajmy sobie już spokój z wiedzą jałową i nabywajmy praktycznych umiejętności przygotowujących nas w możliwie krótkim czasie do pracy. Nie miejmy jedynie jednego źródła dochodu. Nabywajmy więc umiejętności stale, i rozwijajmy coraz to nowe ścieżki zawodowe.

Nie traćmy też głowy na rzecz serwowanych nam przez system głupich szczegółów typu – muszę nauczyć się na pamięć charakterystyki wszystkich postaci z „Pana Tadeusza” i wzoru matematycznego, który przydaje się tylko i wyłącznie przy budowie szyn, ponieważ muszę się tego nauczyć nie mogę się dziś spotkać z kolegami, z którymi mam budować wymyślony przez nas portal internetowy (powiedzmy np. nasza-klasa, na których kiedyś zbijemy miliony i będzie nas stać na wszystko – na zapewnienie dobrobytu rodzinie, na dokształcanie się w kolejnych praktycznych umiejętnościach oraz będziemy mogli pomagać od czasu do czasu charytatywnie innym – tak przynajmniej było w przypadku Macieja Popowicza, Kamila Cebulskiego, Irka Julkowskiego oraz mnie, tylko że my wybraliśmy rozwój odrzucając tradycyjną edukację). Ale co System to obchodzi! I to jest czysty obłęd.


 


 

Problem 2 – Szkoły nie na miejscu


 

Problem dotyczący lokalizacji. Dużo się mówi ostatnio o szkołach lokalnych, lokalnym rynku pracy aż w końcu o demokracji bezpośredniej, o której wspominałam już kiedyś. Według nie demokracja bezpośrednia sugerowana polakom przez samego A. Tofflera nie powinna być traktowana jako główny cel, a jako przejściowy system prowadzący nas do kapitalizmu. Ludzie ze środowisk wiejskich oraz z małych miasteczek często stykają się z trudnością dojazdu do szkoły czy miejsca pracy. Coraz częściej także wybierają lokalne szkoły (do których mają najbliżej) i praktycznie zawsze lokalną pracę jaka znajduje się najbliżej nich. Znam dobry przykład takiego człowieka. Mój 30-letni kuzyn, który chodził do szkoły wiejskiej w Naramie k. Krakowa uczył się bardzo źle w szkole podstawowej i ostatecznie tylko tę szkołę ukończył (jak wielu z mojej rodziny), jako nastolatek uczył się od „mistrza” w warsztacie samochodowym. Dziś sam jest mistrzem (a także milionerem), a okoliczne dzieci i młodzież ze względu na lokalizację uczą się zawodu od mojego kuzyna. Oczywiście często jest tak, że wyjątkowo zdolni uczniowie wyjeżdżają do dużych miast na jakieś studia medyczne, prawnicze czy coś w tym rodzaju. Dlatego uważam za dobry pomysł (o czym z resztą dyskutowano już w Ministerstwie) by na wsiach były tzw. warsztaty mistrzów, którzy kształcą pewien cech, w miasteczkach szkoły zawodowe, policealne, technika i studium a w dużych miastach akademie i uniwersytety. Lokalna edukacja i lokalny rynek pracy – czyli to, czym interesuje się coraz więcej mieszkańców poszczególnych miejscowości. Tymczasem wiele szkół pozostaje nie na miejscu, otwiera się coraz to nowe studia i licea a zamyka szkoły zawodowe, „warsztaty mistrzów” natomiast są obecnie czymś nadzwyczaj rzadkim, być może i ginącym choć jest grupka osób oponujących za rozwijaniem tego typu warsztatów.


 

Problem 3 – Z dala od realiów rynku


 

Ciekawą koncepcję przedstawia Pan Antonii Szreder, Rektor Wyższej Hanzeatyckiej Szkoły Zarządzania. Mówi on o niedopasowaniu systemu edukacji do realiów rynku. Czyli stary jak świat problem dotyczący teorii i praktyki. Podaje on przykład Estonii gdzie jest tzw. kształcenie dualne czyli np. trzy dni na uczelni i dwa dni w miejscu pracy (a najlepiej lokalnym miejscu pracy, gdzie uczeń zostanie kiedyś zatrudniony). O powrocie zawodówek i tym podobnych szkół już pisałam. O regionalizacji rynku też, każdy pracodawca miałby możliwość kształtowania swoich potencjalnych pracowników. Myślę, że do tego jest potrzebna szczypta futurologii i wiedzy o gospodarce regionu by przewidzieć jakie będą powstawać tu miejsca pracy i zależnie od tego odpowiednio przyuczać młodzież. Owszem, edukacja moim zdaniem nie kończy się na bezpośrednim przyuczaniu do zawodu i zostawania robolem w jednym zakładzie do końca życia, tak jak to sobie planuje mój drugi kuzyn chcący na zawsze już należeć do Urzędu Skarbowego. Praca na etacie nie stanowi głównego celu, tylko formę przejściową, lub jedynie jedno ze źródeł dochodu (przynajmniej tak powinno być). Choć ja zdołałam całkowicie uniknąć pracy na etacie zanim przeszłam do własnej działalności i twórczości (słowem chciałam być genialna jak J.S. Mill). Ważne jest by mieć kilka form zabezpieczeń i kilka źródeł dochodu w dzisiejszych czasach. Z czasem eliminuje się te najmniej dochodowe. Osobiście nigdy nie zatrudniłabym się na etacie, no chyba że byłaby to szara strefa. I tak nie płacę podatków, z resztą zgodnie z prawem. Tak więc praca na etacie jest nieopłacalna, bo po co mam oddawać 74% swoich dochodów, toż to niewolnictwo! Dlatego mam alternatywną wersję dla ludzi mających jakieś pojęcie o gospodarce, a którzy nie chcą być robolami.


 

Na tym etapie chciałabym przypomnieć, iż system edukacyjny kształtuje nas tak byśmy potrzebowali opieki Państwa, płacili grzecznie podatki i chcieli płacić możliwie jak najwięcej (jakieś tam składki ZUS podobno są jeszcze, nie wiem – osobiście nie jestem ubezpieczona, jestem ubezpieczona jedynie od straty w inwestycjach na półtora miliona PLN, ale to raczej nie działka ZUS).


 

Problem 4 – Brak republiki arystokratycznej


 

Istotnie, uważam to za problem. Jestem za przywróceniem klas typu: chłop, zubożała szlachta (chyba tu bym się znajdowała teraz), arystokrata, książę itp. W związku z tym podobnie jak dawniej w Republice Francji zwykli obywatele mieliby jeden głos do dyspozycji, a inteligencja mająca jakieś pojęcie o polityce i gospodarce – 5 głosów do dyspozycji. Myślę, że to sprawiedliwe. No ale co ma republika do systemu szkolnictwa? Regionalizacja rynku i zwiększenie wpływu władz lokalnych na kształtowanie systemu szkolnictwa i rozwoju poszczególnych branż prowadzi dziwnym trafem właśnie do republiki arystokratycznej. I o to mi chodzi. Jako Radna będę ubiegać się właśnie o przywrócenie lokalnej władzy nad systemem edukacyjnym w lokalnych szkołach, innymi słowy w szkołach, które podlegają moim wpływom. Gdyby zrobiono tak w każdym regionie, w każdym województwie łatwiej byłoby dostosować edukację do rynku pracy, ponieważ rynki te co jak co ale są bardzo zróżnicowane w różnych województwach podobnie jak zróżnicowana jest cena paliwa, gdzie w opolskim jest najwyższa a w małopolskim najtańsza (jakieś 40 gr różnicy), oczywiście na to też można wpłynąć. Mając taki wpływ można by było np. przekształcić system edukacyjny wreszcie tak, by nie uczył tylko i wyłącznie na roboli ale też na przedsiębiorców i inwestorów, każdy by sobie z resztą dobierał przedmioty i wiedzę jaka go interesuje a instytucja szkolna (niekoniecznie jako budynek) sprawowałaby najwyżej rolę nadzorcy. Ludzie przestaliby kształcić się w interesie Państwa (raz na zawsze zerwanie z sowietyzacją szkolnictwa), a kształciliby się w interesie swoim i regionu. Wiadomo również, że im większą władzę ma Państwo tym większa biurokracja, podatki oraz mniej elastyczne i sprawne działanie poszczególnych instytucji (w tym szkół), zwłaszcza gdy Państwo to staje się województwem czegoś większego, czegoś ponad nim. Zatem UE odgrywa w tym momencie rolę swoistego psuja polskiego systemu edukacyjnego.


 

Problem 5 – Zbyt mała rola samorządów terytorialnych w kreowaniu systemu edukacyjnego


 

Ministerstwo mówi, że to Samorządy nie doceniają kulturotwórczej, społecznej i gospodarczej roli uczelni w swoim regionie. Samorządy natomiast mówią, że po co mają wspierać coś, na co nie mają praktycznie żadnego wpływu, czego nie mogą kształtować. Samorządy mają wykładać pieniądze na regionalną edukację, która nie jest przystosowana do potrzeb regionu (nie mówiąc już o potrzebach jednostek)? Błąd Ministerstwa. Potrzeba by Ministerstwo najpierw dało większą swobodę Samorządom do kształtowania systemu edukacyjnego, a później dopiero, jak już system ten będzie mógł być lokalnie kreowany będziemy go dofinansowywać z funduszu pracy czy Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, w każdym razie nie z czegoś wywodzącego się z UE. Moja fundacja również chętnie wesprze realizację moich (i nie tylko moich) projektów dla regionalnego systemu edukacyjnego. Sypnę pomysłami gdy przyjdzie pora, a tymczasem przejdźmy do problemu, którym zainteresował się premier Tusk, a więc JKM również.


 

Problem 6 – Uczelnie badawcze kontra uczelnie dydaktyczne


 

UE wspiera to pierwsze, co powoduje krótko mówiąc: zwiększenie teorii – zmniejszenie praktyki, więcej patentów na półkach – mniej ludzi wdrażających te patenty w życie, wzrost napływu zagranicznych inwestorów – wzrost braku wpływów polskich inwestorów w odniesieniu do rozwoju gospodarczego. Oczywiście P. Tusk popiera tu UE. Najlepiej ujął to prof. Roman Drozd, wskazując na winę również naszego Ministerstwa Oświaty, które niechybnie chce zaistnieć w statystykach europejskich (na najlepsze uczelnie), niestety zaistnienie tam odbywa się kosztem rzeczywistego rozwoju Państwa Polskiego, ponieważ wytwarzamy pomysły i patenty (tanio sprzedawane później cudzoziemcom, być może nawet realizowane na naszych ziemiach kupionych również za grosze) ale nie wytwarzamy w uczelniach dydaktycznych (niemal wogóle nie finansowanych) fachowców i przedsiębiorców, którzy te projekty zechcą wdrażać i tym samym ułatwiać życie polakom oraz tworzyć postęp w kraju.


 

Problem 7 – Czy na pewno zdolni uczniowie i nowoczesne szkoły?


 

Rzecz w tym, że jak się okazuje zdolni uczniowie i nowoczesne szkoły (choć chwalone na debacie EiD, a to dziwne bo W. Kołodziejczyk jest raczej temu przeciwny, co zaznacza we wstępie 5/6 nr. EiD) nie stanowią o sukcesie szkolnictwa, wręcz przeciwnie mogą wprowadzić nas w błąd w kształtowaniu tego systemu przez co znów moglibyśmy się rozpędzić jak na początku lat 90. Dostrzegam tu problem o podłożu ideologicznym i moim zdaniem na tym etapie należy postawić sobie proste pytanie: elitaryzm czy egalitaryzm?

I znów wracam do twórczości (egalitaryzm) K. J. Szmidta. Podejście elitarne lub egalitarne jest podstawą w kreowaniu systemu edukacyjnego. Na samym początku tworzenia takiego systemu, jak i przy jego większych reformach należy pytanie o postawę elitarną bądź egalitarną stale sobie zadawać. Osobiście jestem zwolenniczką egalitaryzmu, czyli że nie wybrana elita, grupka hiper-zdolnych uczniów ma dostęp do edukacji, ale wszyscy, zależnie też od przekonań i celów sobie stawianych. Twórczość wybitna bywa i należy ją wspierać, ale należy szczególnie wspierać twórczość codzienną, z jaką mamy do czynienia o wiele częściej niż z wybitną. Być może twórczość wybitna (dzieci elitarne) zmienia świat, ale twórczość codzienna (taka jak nowe słowo, nowy sposób na użycie jakiegoś przedmiotu, nowy sposób działania w jakiejś prostej czynności) dotycząca praktycznie każdego z nas (wraz z twórcami elitarnymi) zmienia jednostki. A żeby zmieniać świat najpierw muszą zmieniać się jednostki. Dlatego niekoniecznie trzeba produkować ludzi doskonałych, a prędzej stawiać na ludzi przeciętnych ale zharmonizowanych wewnętrznie.


 

I druga rzecz – nowoczesne szkoły. Są cztery rodzaje inhibitorów (przeszkód, przeszkadzaczy) kreatywności i przedsiębiorczości (prowadziłam nawet kiedyś wykłady z tego tematu dla nauczycieli z liceum, do którego chodziłam). Są to:

  • przeszkody związane z celami i treściami nauczania oraz wychowania (np. scjentyzm, encyklopedyzm, wiedza jałowa, ideał człowieka oświeceniowego)

  • przeszkody związane z postawami nauczyciela i metodami nauczania (np. dominacja problemów zamkniętych tzw. terror jedynej odpowiedzi, sakralizacja rywalizacji, niechęć do metod odwołujących do wyobraźni uczniów, karzące funkcje oceny i krytyki wytworów i zachowań kreatywnych oraz przedsiębiorczych)

  • przeszkody związane z postawami uczniów (np. brak nastawienia badawczego, neofobia, niecierpliwość, kopiowanie z twórczości innych, płytkość myślenia, nacisk grupowy i konformizm)

  • przeszkody związane z bazą lokacyjną i wyposażeniem placówek(np. brak warsztatów, pracowni, sprzętu, urządzeń; przestarzałe pomoce dydaktyczne lub ich całkowity brak)


 

Czwarta przeszkoda, po której to najczęściej oceniamy czy szkoła jest nowoczesna czy nie, stanowi jeden z najmniejszych problemów wg. Witolda Kołodziejczyka jak również i mnie. Ważny jest bowiem przekaz i motywacja, ważny wydaje się być środek a nie opakowanie. Choć i tu stawiam znak zapytania myśląc o kierunkach ścisłych i bezpośrednio przygotowujących do pracy inżynierskiej czy w laboratoriach.


 


 

Jeszcze dwie rzeczy


 

W debacie podjęto również znany każdemu laikowi problem matur. Podobno to wycofanie matur z matematyki spowodowało brak zainteresowania uczniów kierunkami ścisłymi i zawodami zw. z naukami matematycznymi, przyrodniczymi i ekonomiczno-prawnymi. Tak przynajmniej uważa Minister Hall, dlatego przywróciła „zbawienną” maturę z matematyki. Ja natomiast nie widzę związku pomiędzy poddaniem uczniów jakiemuś teleturniejo-testowi (podobno świadczy to to o dojrzałości) a wzrostem ich zainteresowania danym przedmiotem - dzięki właśnie temuż testowi. Sądzę nawet, iż może to zadziałać odwrotnie, bo z reguły testy typu matura zabijają w uczniach ciekawość poznawczą i zdolność do używania wyższych procesów myślowych bądź co bądź niezbędnych przy pracy z probówkami czy pisanych specyficznym językiem dokumentami.


 

Ale potrzeba matką wynalazków, a więc znajdujemy coś takiego jak Uniwersytety Dziecięce i tego typu przedsięwzięcia. Nie chodzi tu broń Boże o to, by dzieci zaczęły zakuwanie w jeszcze wcześniejszym niż dotąd stadium rozwoju. Chodzi tu natomiast o wykorzystanie ich naturalnej ciekawości poznawczej i zdolności do używania wyższych procesów myślowych (które z czasem zostają wyplewione przez system edukacyjny – im wyższy szczebel tym skuteczniej) do wzbudzenia zainteresowania naukami ścisłymi. Bo tak się składa, że po uruchomieniu tego typu projektów w ostatnim roku u dzieci zauważono swoisty podział na ścisłowców i humanistów w skali kolejno 3:1, co jest ciekawym rezultatem. Gdyby jeszcze zmienić system na wyższych szczeblach i odpowiednio zainteresowanie to i motywację pielęgnować... być może uzyskalibyśmy w końcu pokolenie ścisłych w pracy a humanistycznych poza pracą jednostek inteligentów zdolnych do życia w Republice Arystokratycznej i systemie kapitalistycznym.


 


 

Anna L. N. Gil

Anna Gil
O mnie Anna Gil

Anna Larysa Narcyza Gil PRYWATNIE: Urodziłam się 26 marca 1990 roku w Opolu, gdzie mieszkam do dzisiaj. Jestem zeszłoroczną maturzystką, od września studiowałam jeden semestr pedagogikę na UO, ale podobnie jak Kamil Cebulski czy Bill Gates zrezygnowałam z kontynuowania nauki na tej prestiżowej uczelni zawierającej w sobie wyniszczający młodych ludzi system edukacyjny. Obecnie uczennica ASBIRO. POGLĄDY POLITYCZNE: UPR, liberalizm, antysocjalizm, kapitalizm, DZIAŁALNOŚĆ: publicystyka (polityka, edukacja, rozwój osobisty, medycyna - menopauza.pl, finanse, w trakcie pisania książki z Kamilem Cebulskim o polskich milionerach), manager Polskiego Doradztwa Majątkowego, prezes fundacji 'Mentor', założyciel i redaktor naczelny tygodnika 'Mentor' - pierwszego w Polsce czasopisma psychologiczno-finansowo-politycznego, w tym roku zamierzam kandydować na Radną Miasta Opola ZAINTERESOWANIA: nauki: pedagogika, psychologia, filozofia, alchemia, medycyna; gry: bilard (I-miejsce w województwie opolskim)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka