Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
172
BLOG

Krajobraz w trakcie bitwy

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 65

 Czas się wycofać. Dla dobra Krzyża, przyszłości chrześcijaństwa w naszym kraju, ale także pamięci ofiar – trzeba ustąpić, zaakceptować prośbę Episkopatu (prośbę, której motywem nie jest sympatia dla PO czy nowego prezydenta, ale świadomość, że dalsze eskalowanie spory służy tylko przeciwnikom chrześcijaństwa i Krzyża). I to mimo ewidentnie prowokacyjnych zachowań Kancelarii Prezydenta. Przyszedł też już odpowiedni czas na choćby krótkie podsumowanie.

 

1. W tej wojnie nie ma wygranych. Przegraliśmy wszyscy. Jej kontynuacja będzie jednak służyć tylko jednej stronie. Dlatego warto się wycofać. Jest tablica (żenujące były okoliczności jej powieszenia, oburzająca jest jej treść), jest na niej krzyż. Dalszy konflikt służyć już będzie tylko PO i realnym przeciwnikom krzyża (odróżniam te dwie grupy). Trzeba pozwolić przenieść krzyż (nie dlatego, że w tylko w kościele jest dla niego godne miejsce, ale by chronić go przed atakami antyreligijnej tłuszczy, która nie ma szacunku ani dla świętych symboli, ani dla starszych) do kościoła św. Anny, tak jak prosili o to biskupi. Będzie to także mocny dowód na to, że ludzie zgromadzeni przed Pałacem potrafią słuchać, ustąpić.

Nie oznacza to przecież zgody na zapomnienie. Pamiętać, czcić pamięć, przypominać można przecież nadal. Tablica powinna być udekorowana, w ważne momenty trzeba przed nią składać kwiaty i znicze. A co jakiś czas domagać się – także przy pomocy marszów milczenia, wspólnych modlitw, czy po prostu manifestacji (miasto ponoć nie może ich zakazywać, więc warto to wykorzystywać) o konieczności wyjaśnień, o obietnicy godnego upamiętnienia ofiar… To wszystko będzie także przykładem niezgodny na marginalizację, wykluczenie części społeczeństwa.

 

2. Trzeba także odpowiedzieć na pytanie, o co toczył się ten spór, i jaki był jego charakter. Od wielu dni wciąż powracała teza, że nie był to spór religijny, a polityczny (dziś powtórzył to ks. dr Józef Kloch). Moim zdaniem taka opinia jest nieprawdziwa. Bo choć w sporze o krzyż uczestniczyli politycy (a także postaci dość paskudne) i choć rozgrywali go na swoją korzyść, to nie był to spór polityczny, ale moralny. Dotyczył on bowiem pamięci o ofiarach największej katastrofy w naszych najnowszych dziejach i obecności w sferze publicznej ludzi dotąd z niej wykluczanych. Dotyczył on zatem kwestii moralnych, a odwoływał się do symboliki krzyża, bowiem w naszej kulturze, to on jest symbolem, pod którym gromadzą się odrzuceni, dotknięci niesprawiedliwością czy pozbawieni fundamentalnych praw.

Ludzie pod krzyżem stanęli tam bowiem przez nikogo nie proszeni. Stanęli, by bronić symbolu Krzyża, ale również pamięci o Lechu Kaczyńskim, by nie pozwolić zapomnieć o nim i o pozostałych ofiarach. Ten drugi element był często wykorzystywano do uczynienia ze sprawy rozgrywki politycznej. W istocie jednak tak nie było. Oni bronili Lecha Kaczyńskiego, bowiem on dla nich uosabiał ich własną sytuację. Sytuację ludzi wyrzuconych na margines, poniżanych (określenia, jakie stosowano wobec tych modlących się ludzi, trudno nawet na łamach pobożnej gazety wymieniać), wykluczonych. Kwiecień 2010 był dla nich czasem, gdy pokazano prawdziwe oblicze prezydenta i dowartościowano zwyczajnych ludzi. A potem wszystko miało wrócić do normy. Znów pewien typ wrażliwości, pobożności, polityczności miał być zakazany. Ale na to nie było ich zgody. Oni tam stanęli i walczyli o miejsce dla wykluczonych.

Ten element dość szybko został zresztą przykryty przez inny, już wprost religijny. Przed Pałacem Prezydenckim pojawiły się grupy osobistych wrogów Pana Boga, których jedynym celem było sprofanować krzyż i obrazić modlących się ludzi. A na koniec zorganizowano wielką „Akcje Krzyż” przedstawianą jako happening, podczas której ludzie krzyczeli m.in. „Wybieramy Barabasza”… Takie okrzyki, choć niewierzącym może się wydawać inaczej, nie są bez znaczenia. Istnieje bowiem osoba, która jest doskonale słyszy, która nie ma poczucia humoru i wszystkie tego typu deklaracje traktuje poważnie. To wszystko pokazuje, że w tym sporze chodziło w najgłębszy sposób o religię. I nie ma przed tym ucieczki.

 

3. Właśnie te wydarzenia, a także trwający przez wiele dni festiwal celowego obrażania chrześcijan (nie będę powtarzał tego, co już pisałem) pokazuje, że trzeba nie tylko modlić się za tych ludzi, którzy – zapewne w części owczym pędem, nie zdając sobie sprawy z ich znaczenia – takie słowa powtarzali. Ale także jest dla nas chrześcijan wielkim wezwaniem do nowej ewangelizacji, do walki o dusze, które się zagubiły, o ludzi, którzy są przekonani (błędnie powtarzając to po komunistach), że miejsce krzyża jest w kościele. I nie jest to tylko zadanie dla duchownych, ale dla nas wszystkich.

Nie mamy już prawa zamykać się w naszych przytulnych wspólnotach, czekać na wiernych w parafiach (bo przecież zawsze ktoś przyjdzie). Trzeba odważnie iść między ludzi, iść „jak owce między wilki” i głosić – w porę i nie w porę. Być świadkami Miłości, Chrystusa, Krzyża. Opowiadać wielkie rzeczy, jakie uczynił nam Bóg na ulicach, w poczekalniach, a także tam, gdzie gromadzą się ci ludzie, którzy wrzeszczeli „Chcemy Barabasza”. Tak wiem, że mogą nas popędzić, że mogą powiedzieć, gdzieś nas mają, ale od tego, czy to zrobimy zależy przyszłość chrześcijaństwa w Polsce. A jego przyszłość jest o wiele ważniejsza niż wszystko inne, bo od tego, czy Chrystus będzie głoszony zależy życie wieczne wielu osób.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka