OldSurehand OldSurehand
222
BLOG

Jak powinno wyglądać śledztwo...

OldSurehand OldSurehand Polityka Obserwuj notkę 7

Ta tragifarsa zwana chyba z braku lepszych określeń właśnie 'śledztwem' trwa już niemal cztery miesiące. I poza sterowanymi przeciekami od czasu do czasu, tzn. kiedy władzy w Moskwie lub Warszawie jest to na rękę, nie dała właściwie nic. A teraz, od pewnego czasu, jakby w ogóle zwolniło i zapadła cisza. Zasłużone wakacje 'śledczych'?

W Gazecie Polskiej ukazał się tymczasem rewelacyjny tekst o tym, jak było prowadzone dochodzenie po katastrofie Boeinga linii PanAm nad Lockerbie w Szkocji. Oto jeden cytat dla przykładu: 'szkoccy detektywi w ciągu roku od rozbicia się boeinga odwiedzili w poszukiwaniu prawdy 13 państw i przesłuchali ponad 15 tys. osób (!). Dla porównania: prowadzący dochodzenie w sprawie śmierci prezydenta RP i najwyższych polskich dowódców Rosjanie nie przesłuchali jeszcze nawet całej obsady wieży lotów z tragicznego 10 kwietnia (chodzi – uwaga – o trzy osoby).'

Zachęcam do lektury całego artykułu 'Co Rosjanie znalezliby w Lockerbie':

Śmierć prezydenta RP pod Smoleńskiem badają: polscy śledczy, zmuszeni przez własny rząd do pracy na spreparowanych stenogramach; Rosjanie, którzy od razu wykluczyli zamach; i kilkunastu dziennikarzy uważanych przez niektórych kolegów po fachu za „oszołomów”. Gdyby tak wyglądało śledztwo w sprawie głośnej katastrofy boeinga nad szkockim Lockerbie w 1988 r., do dziś nie wiedzielibyśmy, że samolot strącili terroryści

Po katastrofie w Smoleńsku niektóre z głównych mediów zamiast prowadzić własne śledztwa, na co dzień oskarżały o „nienawiść”, „mroczne pasje”, „obsesje” i „podłe myśli” każdego, kto ośmielił się stawiać hipotezy o celowym zniszczeniu samolotu z prezydentem Polski na pokładzie (wszystkie te określenia z jednego tylko tekstu Piotra Stasińskiego z „Gazety Wyborczej”). Ofiarami tego medialnego terroru padli zarówno politycy (głównie PiS), jak i dziennikarze oraz blogerzy, którzy pozostali sceptyczni wobec raportów rosyjskich śledczych i zapewnień rządu RP o polsko-rosyjskim pojednaniu.

Mroczne pasje zachodnich dziennikarzy

Zajrzeliśmy do amerykańskich i brytyjskich gazet z lat 1988–1989 i początku lat 90. Wynika z nich, że od dnia tragedii nad Lockerbie własne śledztwa prowadziło dziesiątki dziennikarzy z Europy Zachodniej i USA, m.in. z „Time”, „Die Zeit” czy „Washington Post”. „Mroczne pasje” i „obsesje” zachodnich żurnalistów przejawiały się w starannym dokumentowaniu okoliczności katastrofy, przepytywaniu setek informatorów ze służb specjalnych i naocznych świadków zdarzenia, krytyce prowadzonego śledztwa oraz stawianiu najrozmaitszych, często zupełnie nieprawdopodobnych hipotez. O strącenie amerykańskiego samolotu dziennikarze podejrzewali m.in. terrorystów z Libanu, bojowników palestyńskich, syryjskich handlarzy narkotyków, władze Iranu, radykałów z Libii (do tej wersji przychylili się brytyjscy i amerykańscy śledczy), agentów Stasi, szpiegów Mossadu, a nawet CIA. Niektóre z tych hipotez były oczywiście określane mianem „teorii spiskowych”, ale nikomu nie przyszłoby do głowy nazywać ich „piekielną kampanią”, „sabatem czarownic” czy efektem „mrocznych pasji” – tak jak uczynił to wspomniany już Piotr Stasiński wobec podejrzeń, że za katastrofą w Smoleńsku stali Rosjanie.

Do dziś zresztą w angielskich i amerykańskich środkach masowego przekazu pojawiają się filmy i artykuły prasowe, podważające oficjalne ustalenia śledczych (zwłaszcza wartość dowodów przeciw oskarżonym przez prokuratorów Libijczykom) czy ujawniające nowe szczegóły tragedii sprzed 22 lat. Mimo że część z nich uderza w dawną administrację George’a Busha i konserwatywny rząd Margaret Thatcher, nikt nie zarzuca ich autorom politycznej gry trumnami czy wywoływania wojny amerykańsko-amerykańskiej lub brytyjsko-brytyjskiej.

Rosyjskie „standardy”

Śmierć prezydenta RP pod Smoleńskiem badają: polscy śledczy, zmuszeni przez własny rząd do pracy na fałszywych stenogramach; Rosjanie, którzy od razu wykluczyli zamach; i kilkunastu dziennikarzy uważanych przez swoich kolegów po fachu za „oszołomów”. Gdyby tak wyglądało śledztwo w sprawie Lockerbie, poprzestano by zapewne na wersji, że przyczyną katastrofy były mewy, które wleciały do silnika (w Szkocji stawiano i takie hipotezy), a w najgorszym przypadku usterka techniczna amerykańskiego samolotu.

Różnice widać w każdym aspekcie śledztwa. Sami szkoccy detektywi w ciągu roku od rozbicia się boeinga odwiedzili w poszukiwaniu prawdy 13 państw i przesłuchali ponad 15 tys. osób (!). Dla porównania: prowadzący dochodzenie w sprawie śmierci prezydenta RP i najwyższych polskich dowódców Rosjanie nie przesłuchali jeszcze nawet całej obsady wieży lotów z tragicznego 10 kwietnia (chodzi – uwaga – o trzy osoby).

W amerykańskim dzienniku „Newsday” z 3 kwietnia 1989 r. czytamy, że w Szkocji aż 11 tys. policjantów i żołnierzy brytyjskich przeszukiwało tereny, na których mogły znajdować się szczątki samolotu (był to obszar 2 tys. km kw.!). Towarzyszyły im helikoptery wyposażone w specjalistyczne termowizory. Każdy drobny odłamek (a znaleziono ich grubo ponad 10 tys.) został oznaczony, osobno zapakowany i odwieziony w miejsce, gdzie znaleziska poddawano prześwietleniom promieniami rentgenowskimi i chromatografii gazowej (w celu znalezienia ewentualnych pozostałości po materiałach wybuchowych). Dziś wiemy, że tylko dzięki tak drobiazgowym badaniom odnaleziono nadpalony skrawek materiału, który po wnikliwym śledztwie naprowadził prokuratorów – poprzez Niemcy, Czechosłowację i Maltę – na trop terrorystów z komunistycznej Libii.

Maszyna, która po eksplozji bomby rozerwała się na trzy części i spadła z wysokości 9 km, została zrekonstruowana w 80 proc. i do dziś jest przechowywana w miejscowości Lincolnshire. Tymczasem w Rosji już teraz słychać głosy, że wrak polskiego Tu-154 należałoby przetopić.

Brytyjscy i amerykańscy śledczy bardzo poważnie podeszli też do sprawy obdukcji i zbadania ciał pod kątem kryminalistycznym. W książce Geraldine Sheridan i Thomasa Kenninga pt. „Survivors: Lockerbie” (1993 r.) czytamy, że po katastrofie wiele ciał ofiar wciąż leżało w ogródkach miasteczka. Nie był to jednak oczywiście wynik niechlujstwa lub złej woli policji (jak w przypadku Smoleńska), lecz działanie dla dobra śledztwa: leżące przed domami zwłoki były szczegółowo fotografowane i oznaczane, aby po porównaniu z rozkładem miejsc w samolocie ustalić dokładną siłę i kierunek ewentualnego wybuchu bomby na pokładzie.

W Rosji, gdy polski Tu-154 został rozerwany na strzępy po upadku z kilku metrów, analizy takiej nie przeprowadzono, gdyż jeszcze w dniu katastrofy rosyjskie władze ogłosiły, że wersja zamachu nie jest przez nich brana pod uwagę.

Bierność Tuska i Komorowskiego

Amerykański Boeing 747 spadł na szkockie miasteczko Lockerbie 21 grudnia 1988 r. Natychmiast po tragedii (w której zginęło 270 osób) wszczęto śledztwo, prowadzone wspólnie przez szkocką policję i prokuraturę oraz amerykańskie FBI. Wystarczy powiedzieć, że jeszcze zanim przystąpiono do wydobycia z kokpitu ciał pilotów, na miejscu katastrofy pojawili się eksperci z USA, którzy weszli do roztrzaskanej, znajdującej się w niewielkim kraterze kabiny.

Pod Smoleńskiem to Rosjanie zabezpieczyli teren, wrak i szczątki ofiar, a w mediach obowiązującą wersją stał się błąd pilotów. „Gospodarze” śledztwa jeszcze tego samego dnia dali do zrozumienia, że hipoteza celowego spowodowania katastrofy w ogóle nie będzie rozpatrywana, a awaria rosyjskiej maszyny jest w zasadzie wykluczona. Tezom tym, jak pamiętamy, od początku sekundowały główne polskie media i rząd RP.

Zupełnie inaczej było po wydarzeniach w Lockerbie. Spowodowały one błyskawiczną reakcję najważniejszych polityków brytyjskich i amerykańskich. Premier Margaret Thatcher wsparła lokalną policję i prokuraturę ogromnymi kwotami, sprawiając, że prowadzone w Lockerbie dochodzenie zamieniło się w jedno z największych śledztw w historii Wielkiej Brytanii. Zarówno „żelazna dama”, jak i brytyjski minister transportu Paul Channon osobiście nadzorowali postępowanie, a nawet spotykali się z zajmującymi się katastrofą dziennikarzami (np. w marcu 1989 r. premier Thatcher przekazała pięciu reporterom pierwsze poufne informacje o natrafieniu na trop domniemanych sprawców).

Amerykanie także potraktowali sprawę niezwykle prestiżowo, bo własne postępowania wszczął Departament Sprawiedliwości i CIA, a oficerowie FBI odegrali wiodącą rolę w amerykańsko-brytyjskim śledztwie. Dla przykładu: ekspertem, który wykonał niemal wszystkie najważniejsze badania kryminalistyczne w sprawie Lockerbie, był Thomas Turman z FBI. To tak, jakby najbardziej istotne dla smoleńskiego śledztwa analizy wykonywał jako pierwszy wysoki oficer lub specjalista z Komendy Głównej Policji.

Trzy miesiące po katastrofie w Szkocji, a więc jeszcze przed odnalezieniem dowodów, które posłużyły potem w procesie zamachowców, ówczesny prezydent elekt USA George Bush zapowiedział „surowe ukaranie” sprawców tragedii. Mimo tych zapewnień i działań administracji USA media zarzucały amerykańskiemu przywódcy... bierność i „wyciszanie” śledztwa.

Rząd polski Donalda Tuska i prezydent elekt Bronisław Komorowski nie zrobili jak do tej pory nic, by śledztwo podjęła komisja międzynarodowa.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

autorzygazetypolskiej.salon24.pl/212217,co-rosjanie-znalezliby-w-lockerbie

OldSurehand
O mnie OldSurehand

Anna Mieszczanek: "Przed katastrofą myślałam, że żyję w kraju wolnym choć niesprawiedliwym. Po katastrofie kraj dalej jest niesprawiedliwy, ale nie jestem pewna czy wolny." Zbigniew Herbert o III RP: "geneza to Okrągły Stół... Tego ustroju nie uważam za Trzecią Rzeczpospolitą, a za kontynuację PRL z ludzką twarzą. Z tego nie rozliczenia, z Okrągłego Stołu, który narzucił pewien system -oczywiście system podły- bierze się całe zło.” Żelazny elektorat PO: Areszt Śledczy Lublin - Kaczyński 4% - Tusk 96%; Areszt Śledczy Radom- Kaczyński 3% - Tusk 97%; Warszawa Zakład Karny - Kaczyński 6% - Tusk 93% itd.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka