Sowiniec Sowiniec
524
BLOG

Patriotyzm nie ma politycznych barw

Sowiniec Sowiniec Polityka Obserwuj notkę 100

               Magdalena Kursa: - Jak reprezentant organizacji patriotycznych czuje się w czasach, w których można zostać zaatakowanym w tramwaju, gdy rozmawia się po niemiecku albo ma azjatyckie rysy twarz? Czy patriotyzm się wynaturzył?

                Jerzy Bukowski, publicysta, filozof, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie: - Według mnie to są chuligańskie wybryki, nie dopatruję się w nich motywacji politycznej. Bo nie sądzę, żeby atakujący w tramwaju osobnik biegle znał niemiecki, a poszkodowany mówił w nim coś niepochlebnego o naszym kraju.

                - Dla wielu osób nie jest to tak jednoznaczne.. W reakcji na ten incydent, w tramwajach odbyły się akcje czytania książek w różnych językach.

                - Czytanie dzieł światowej literatury w językach, w jakich zostały napisane, jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Podobnie jak muzyka łagodzi to obyczaje.

                - Nawet jeśli pobicie w tramwaju profesora mówiącego po niemiecku miało tylko chuligański charakter, związany z prostacko rozumianym  patriotyzmem, to na pewno  polityczny podtekst miały ataki na działaczy KOD podczas pogrzebu „Inki”. Żyjemy w czasach, w których można zostać pobitym za poglądy. 

                - Uważam, że do tej sprawy w ogóle nie ma sensu wracać, skoro kilka dni później Mateusz Kijowski nie potrafił w programie telewizyjnym podać jak nazywała się w rzeczywistości „Inka”. Skoro nie wiedział, na czyj pogrzeb przyszedł, to znaczy że chciał tylko prowokować. To tak, jakby na pogrzeb kibica Cracovii przyszli kibice Wisły ze swoimi emblematami lub vice versa, a potem dziwili się, że komuś puściły nerwy. Osobiście nie popieram aktów agresji, ale ludzie są różni, nie każdego stać na wyrafinowany intelektualnie dyskurs.

                - Idąc tropem tego porównania można wyciągnąć wniosek, że to środowisko ON-R i prawa strona sceny politycznej jest spadkobiercą polskiej tradycji niepodległościowej i żołnierzy wyklętych. To zawłaszczanie patriotyzmu.  

                - Podałem powyższy przykład tylko po to, aby pokazać, że w tym przypadku napięcie między dwoma wrogimi środowiskami politycznymi było tak duże jak między nienawidzącymi się nawzajem kibicami wrogich drużyn. Pogrzeby w ogóle nie są miejscem do demonstrowania barw politycznych: ani ON-R, ani KOD. Pod swymi sztandarami mogą na nie chodzić wyłącznie żołnierze Armii Krajowej.  Spadkobiercą żołnierzy niezłomnych (kombatanci wolą to określenie) jest cały naród polski.

                - Ze strony rządzących nie usłyszeliśmy słowa potępienia tych, którzy na pogrzebie wulgarnie wykrzykiwali i wyciągali pięści? Niektórzy mogą to więc odebrać jako przyzwolenie na takie zachowania.

                - Myślę, że skrajnym odłamom różnych organizacji wydaje się, że jeśli dokonają jakiegoś pseudopatriotycznego aktu chuligaństwa, to władza ich pochwali, ale ja jestem przekonany, że każdy rząd potrafi odróżnić debatę polityczną od chamstwa.

                - Wracając do uroczystości patriotycznych. Napisałeś w oświadczeniu, że z niesmakiem przyjąłeś decyzję wojewody, który wypowiedział marszałkowi Małopolski wspólne organizowanie świąt państwowych.

                - Myślę, że chodzi o walkę polityczną. Jest ona niesmaczna, niezrozumiała, ale też trochę zabawna, bo przecież większość ludzi przychodzących uczcić daną rocznicę nie ma pojęcia,  kto ją organizuje. Owszem, święta państwowe są domeną reprezentanta rządu w terenie, czyli wojewody, ale jeśli do tej pory jego współpraca z marszałkiem i z prezydentem miasta (organizuje lekcje śpiewania) przebiegała prawidłowo, to nie ma powodu by ją zrywać. Nie wiem, czy wojewoda dostał nakaz z góry, czy też czuje, że w obecnej atmosferze politycznej wypada przyłożyć marszałkowi. Myślę, że i wojewoda, i marszałek, który zareagował zbyt mocno mówiąc, że czuje się teraz gorszym Polakiem, mogliby wziąć korepetycje od prezydenta profesora Jacka Majchrowskiego, który jest  specjalistą od polityki dwudziestolecia międzywojennego. Powinien wziąć obu skłóconych panów na dziedziniec magistratu, gdzie znajduje się tablica poświęcona Józefowi Piłsudskiemu z jego pięknymi słowami: „Właśnie Kraków wyróżnia się między innemi miastami tem, że najłatwiej w niem było zawsze przeprowadzić współpracę ludzi i stronnictw”. Obok są też tablice poświęcone Romanowi Dmowskiemu oraz Ignacemu Janowi Paderewskiemu. Choć reprezentowali oni różne orientacje polityczne, zawsze potrafili się szanować i nie odbierali sobie nawzajem prawa do bycia patriotą.

                - A może w decyzji wojewody chodziło po prostu o apel smoleński? By go odczytano podczas Święta Niepodległości.

                - Ale on i tak będzie. Bo wszędzie tam, gdzie jest odczytywany z udziałem pododdziałów Wojska Polskiego apel pamięci (a nie apel smoleński, nie uznaję tej kłamliwej nazwy), to jego końcową część stanowi przywołanie ofiar katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Nie ma znaczenia, kto organizuje święto, ponieważ obowiązuje prosta zasada: jeśli chcemy mieć na nim wojsko, musi być apel pamięci z taką końcówką.

                - W miniony weekend, podczas rocznicy odsieczy wiedeńskiej, na krakowskim Rynku znów odczytano apel z fragmentem smoleńskim .

                - Nie widzę w tym nic niestosownego. Mało jest osób, które napisały tak wiele apeli poległych jak ja. Opracowywałem je w latach 70., 80. i 90. na różne patriotyczne (głównie harcerskie i piłsudczykowskie) okazje. Przywołując bohaterów z reguły zaczynałem od konfederacji barskiej, a kończyłem na księdzu Jerzym Popiełuszce, bo historia jest procesem i nie można zapominać o korzeniach danego wydarzenia, ani o jego następstwach. Ważne jest natomiast, aby uważać na proporcje, np. dwie trzecie apelu poświęcać poległym związanym z aktualną rocznicą. Ponieważ teraz zamiast apelu poległych mamy apel pamięci, możemy włączyć do niego osoby, które nie zginęły na polu chwały z bronią w ręku, ale w inny sposób zasłużyły się Ojczyźnie. A katastrofa smoleńska była przecież wielką tragedią dla naszego narodu, obojętne co sądzi się o jej przyczynach i przebiegu. Można więc ją włączyć do apelu pamięci, byleby zachować proporcje.

                - Ale to nie tylko kwestia proporcji. Przywoływanie ofiar katastrofy lotniczej podczas każdej uroczystości narodowej jednym tchem obok tych, którzy zginęli w walce o niepodległość, budzi protesty.

                - Myślę, że stosunek do tej kwestii zależy od poglądów politycznych i stosunku do tego, czym dla danego człowieka czy też partii była katastrofa smoleńska.  Moim zdaniem przy organizacji świąt państwowych władze powinny wznieść się ponad podziały polityczne i tak przygotowywać uroczystości, aby nikt postronny nawet nie domyślił się, kto aktualnie rządzi w państwie, województwie, mieście. Bo na pierwszym miejscu ma być patriotyzm, a on ma w Polsce wyłącznie biało-czerwone barwy.

                 Powyższy wywiad ukazał się w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" na stronach krakowskich.

 

 

 

 

 

 

Sowiniec
O mnie Sowiniec

filozof-fenomenolog, autor "Zarysu filozofii spotkania" i "Filozofów o godnym życiu", harcerz, publicysta prasy krajowej i polonijnej, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, były reprezentant prasowy pułkownika/generała Ryszarda Kuklińskiego w Polsce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka