coryllus coryllus
5036
BLOG

Na czym polega śledztwo dziennikarskie?

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 117

Według mojej najlepszej wiedzy, śledztwo dziennikarskie polega na tym, że jakiś ważny oficer przynosi na biurko dziennikarza stos papierów, a ten puszcza te papiery w obieg, podpisując je własnym nazwiskiem. Okoliczności tego „przyniesienia” mogą być ubarwiane dowolnie, a jednym istotnym sensem tych postępowań jest dyskredytacja osób i narracji. Z tym, że narracje są dużo ważniejsze niż osoby.

Myślę też, że gospodarka zasobami ludzkimi, zgromadzonymi na wyższych uczelniach weszła już w taką fazę, że gdzieś koło trzeciego roku, można z całym spokojem wytypować autorów, którzy w przyszłości posłużą do dyskredytowania konkretnych osób i konkretnych narracji. Na przykład narracji o śmierci księdza Jerzego.

 

My dzisiaj przeprowadzimy sobie tutaj krótkie śledztwo dziennikarskie, w wymiarze takim, jaki sobie wyobrażają ludzie czytający gazety i wierzący, że świat jest jednak pełen idealistów, a im ktoś robi wrażenie większego durnia tym jest większym idealistą. Śledztwo nasze przeprowadzimy na bohaterze bezimiennym, a podstawą naszych rozważań będzie wikipedia, źródło skrajnie niewiarygodne jeśli idzie o szczegóły, ale w warstwie fabularnej znacznie momentami ciekawsze niż cała, nudna jak flaki proza Jamesa Jonesa.

 

Zacznijmy jednak od cytatu z Ewangelii św. Łukasza

 

Lk 16. 10. Kto w małej rzeczy jest wierny ten i w wielkiej będzie Wierny;  a kto w drobnej jest nieuczciwy ten i w Wielkiej nieuczciwy będzie.

 

A teraz lecimy, bo szkoda czasu. Bohater nasz zaczynał bardzo skromnie, skończył psychologię, na jednym z mało renomowanych i często wyszydzanych uniwersytetów. Początkowo pracował z dziećmi w jednym z warszawskich przedszkoli. Jak nas informuje nasze jedyne, silnie niewiarygodne źródło – na Bielanach. Nagle jednak jego życie uległo niesamowitej zmianie. Oto wraz z rodziną przeprowadził się do Białej Podlaskiej i tam, jak gdyby nigdy nic, zaczął pracować jako psycholog w miejscowej jednostce wojskowej. Nasze źródło podaje nawet numer tej jednostki – 5058. I od razu, co za zbieg okoliczności, został konsultantem psychologicznym w dęblińskiej szkole orląt, gdzie był asystentem dowódcy tej placówki w zakresie psychoprofilaktyki pilotów. Cóż to może znaczyć? Nie mam pojęcia, choć pochodzę z Dęblina. Moja rodzina to jednak kolejarze, nie wojskowi, nie mogę więc nic wiążącego powiedzieć na temat psychoprofilaktyki, ale nasze źródło mówi, że jednocześnie, w czasie kiedy był tym asystentem dowódcy w jednej z najważniejszych wojskowych szkół w kraju, rozpoczął pracę jako dziennikarz śledczy. I został do tego redaktorem naczelnym „Słowa Podlasia”. Wszystko te osiągnięcia i awanse nasz bohater zaliczył na przestrzeni dwóch lat – 1996-1997.

Posumujmy więc. Zaczęło się od zabaw z dziećmi w przedszkolu na Bielanach w roku 1994. Potem po dwóch latach błyskawiczny przeskok na tę niby prowincję, no, ale przecież jak ktoś się przeprowadza na prowincję i jest asystentem dowódcy Wyższej Szkoły Lotniczej w Dęblinie, to nie jest to degradacja tylko awans. Pozostaje do rozstrzygnięcia jak nasz bohater łączył obowiązki, asystenta, dziennikarza śledczego i redaktora naczelnego. Pozostaje też ujawnić – ta dam, ta dam – kto w owych latach sprawował władzę w Polsce. Łatwo to sprawdzić, ale wielu ludziom się nie chce, tak więc informacja ta zapewne będzie miała dla nich urok i świeżość pierwszej czerwcowej poziomki. Otóż rządziła wtedy koalicja SLD-PSL. Ukoronowaniem tego rozdziału w życiu naszego bohatera, była wręczona mu przez ministra spraw wewnętrznych nagroda za reportaż dotyczący przestępczości nadgranicznej. To trochę dziwne, bo z mojego własnego doświadczenia dziennikarskiego wynika, że naczelni rzadko zajmują się pisaniem reportaży śledczych. No, ale widocznie nasz bohater był zupełnie wyjątkowy. Kto sprawował funkcję szefa MSW w tamtym czasie, wszyscy wiemy, był to Leszek Miler. Tak więc za rządów SLD nasz bohater awansuje ze stanowiska przedszkolanki na stanowisko asystenta dowódcy WOSL w Dęblinie i zostaje sławnym dziennikarzem śledczym na ścianie wschodniej.
Potem następuje jednak krach. Zmienia się rząd, od jesieni roku 1997 SLD nie ma już władzy, rozpoczyna się epoka AWS, które rządzi w koalicji z UW. Przez dwa lata, nasz bohater jest trochę przyczajony, ale w roku 1999, ujawnia w jednym ze swoich reportaży kolejne rewelacje. Oto demaskuje ówczesnego, pochodzącego z ZCHN, szefa komisji finansów Henryka Goryszewskiego, który piastując stanowisko publiczne, doradzał prywatnym firmom jak nie płacić podatków.

W roku 1999 koalicja AWS-UW zaczyna się troszkę sypać, już wiadomo, że Krzaklewski chce być prezydentem i wielu osobom się to nie podoba, zaczyna się też bój o Warszawę, którego kulminacja przypada na rok 2000 i wtedy też rozpada się ta sławna koalicja, bo UW otrzymało jakieś lepsze propozycje ze strony ludzi zwanych postkomunistami.

Przypomnijmy sobie teraz jak szorstką i męską przyjaźnią darzyli się dwaj czołowi liderzy tej formacji czyli wspomniany tu Leszek Miler i Aleksander Kwaśniewski. No, a właśnie z tym ostatnim związana jest kariera naszego bohatera. On to bowiem ujawnił związki prezydenta i jego żony z lobbystami Dochnalem, Żaglem i tym trzecim. Tak było, o wszystkim możemy przeczytać w wiki. Później zaś, publikując nieodmiennie w sławnym tygodniku 'Wprost” zdemaskował polską mafię, poprzez opublikowanie zeznań niejakiego Jarosława Sokołowskiego używającego pseudonimu „Masa”. Wszystko to odbywało się w czasie kiedy gwiazda SLSD wschodziła na nowo, oraz w czasie premierowania Leszka Milera i Marka Belki. Tak to wynika ze zestawienia dat, znajdujących się w naszym jedynym, bardzo ułomnym i niewiarygodnym źródle.

 

Czasy się zmieniają, a wraz z nimi zmieniają się dziennikarze śledczy. Demokracja zaś jak wiemy nie jest tym czym się wydaje. Na samym początku rządów PiS nasz bohater pisze książkę o śmierci księdza Jerzego, w której oskarża jego kierowcę o to, że był agentem SB i wystawił Jerzego Popiełuszkę oprawcom. Tenże kierowca nazwiskiem Chrostowski zaskarża naszego bohatera i rozpoczyna się proces, który przebiega niestety dla dziennikarza nieszczęśliwie. Sąd źle ustosunkował się do jego rewelacji.

 

Pomiędzy rokiem 2005 a 2008 kiedy to nasz bohater przeżywa największy dramat swojego życia okrywa mgła tajemnicy. Wiemy tylko, że pracował nad zdemaskowaniem Bronisława Komorowskiego. Kto mu to zlecił? No jak to? Chory na raka funkcjonariusz, któremu ksiądz zadał w godzinie śmierci taką pokutę – ujawnisz wszystko co wiesz, a pójdziesz z tym do najlepszego dziennikarza śledczego w Polsce. Tego co wiesz, w 1997 nagrodę od Milera dostał, a potem pomagał rozmontowywać AWS, żeby Krzaku nie został preziem. Taka rozmowa mogła się odbyć przy konfesjonale, gdzie spowiadał się ten esbek. Mogła, prawda?

 

W tych papierach, co je esbek zdeponował u notariusza zwarte były informacje dotyczące współpracy ministra Bronisława Komorowskiego, tego ministra z AWS, z wojskowymi służbami specjalnymi. Ktoś zapyta przytomnie – a gdzie tu jakaś rewelacja i tajemnica? Facet, który został ożeniony z córką ubeków żydowskiego pochodzenia, miał teścia w stopniu pułkownika, który to teść był w wewnętrznym kręgu władzy, ma się przestraszyć ujawnienia jego związków z podwładnymi? Niby dlaczego?

 

Ja tego nie wiem, ale są ludzie, którzy do dziś wierzą w to, że dzięki publikacjom naszego bohatera uda się zapuszkować Bronisława Komorowskiego. Zadam więc pytanie: a ile lat siedział Goryszewski po ujawnieniu jego przekrętów? Ktoś może wie? Z tego co pamiętam, Kwaśniewskiego też nie wsadzili, tylko tego mitomana Dochnala, co się z królową Elżbietą fotografował.

Bronisław Komorowski pozostaje dziś na wolności i nic się, jak sądzę w tej sprawie nie zmieni. Cała zaś przygoda naszego bohatera z dziennikarstwem, jest dziś już bezapelacyjnie zdezawuowana. Tak się wydaje, choć podnoszą się ciekawe głosy wokół. Są tacy, którzy twierdzą, że jego praca, skompilowana w trudzie i znoju przez cztery co najmniej sekretarki ministerialne, to cios w samo serce systemu i gotowi są go bronić do krwi ostatniej kropli z żył. Są tacy, którzy twierdzą, że trudna sytuacja materialna – w latach 1996-1997 trzy etaty, trzy funkcje – zmusiła naszego bohatera do przyjęcia propozycji nie do odrzucenia, którą złożyli mu siepacze systemu, po to, by dziś całkowicie go zniszczyć. Ci właśnie ludzie troszczą się też o przyszłość naszego dziennikarza i wieszczą, że zostanie on z całą pewnością zlikwidowany. Nie życzymy mu tego, a ja mam całkowitą pewność, że nic mu się nie stanie. Nie wypełnił on bowiem do końca swojej misji, a świadczą o tym właśnie te głosy, które biorą go w obronę. Oto przed wami ewidentny hochsztapler, którego jedyną funkcją jest przekładanie wajch w aparacie władzy, tak by ci, co stoją ponad władzą mogli ją kontrolować. Człowiek te ma w absolutnej pogardzie wasze emocje, waszą wrażliwość i wszystko czym tak lubicie się ekscytować. On wykonuje jedynie polecenia. I będzie je wykonywał nadal. Zna się trochę na psychologii i pewnie wie, że jak ktoś chce popełnić samobójstwo to nie poprzedza tego pisaniem listu otwartego do dziennikarzy, nie popełnia też samobójstwa w kościele, ale gdzie mu tam akurat wypadnie. Dlatego w prosty sposób może przeprowadzić operację z zaaranżowanym samobójstwem, która uwiarygadnia go ostatecznie.

Wszystkich jednak, którzy mu uwierzyli upokarza w sposób straszliwy i w zasadzie nieodwołalny. Oni to wiedzą i nie mogą się przyznać. Będą więc bronić naszego bohatera do końca, wbrew logice, faktom i własnemu sercu. On zaś będzie działał dalej, pewny swojej bezkarności. Bo cóż może mu się stać? Nikt przecież nie czyta już tych modnych dawniej książek, a ludzie, którzy głosują na PiS to po większej części prostoduszni katolicy, którzy nie znają się na książkach, słuchają jedynie tego co ksiądz mówi w kościele i tyle. Badanie narracji, ich podobieństwa, dyskusje o jakości prozy, o jej strukturze i dynamice, to są rzeczy pozostające poza nimi. I stąd ta pogarda, stąd ten obrzydliwy ciężki bluff, od którego nie ma ucieczki.

 

Jest takie zdanie w Ewangelii, nie pamiętam gdzie – Słowo przyszło do swoich, a oni go nie przyjęli.

To ważne zdanie, bo ono nam mówi, że prawda nie jest prosta i jej zrozumienie wymaga jednak zawsze jakiegoś wysiłku. Kłamstwo zaś i manipulacja zawsze znajdzie wdzięcznych słuchaczy i bohaterskich obrońców. Położą przed wami jeszcze niejedno zgniłe jajo, a wy będziecie składać mu hołdy. Potem je rozbiją i uciekną od tego smrodu, a wy będziecie się w nim nurzać i wołać, że to zapach fiołków o poranku, i będziecie gotowi za ten smród umrzeć. Tak było, jest i będzie. Nie ma odwołania.

 

Wszystkie postaci, miejsca i wydarzenia opisane w tym tekście są fikcyjne, a ich podobieństwo do osób znanych z rzeczywistości jest przypadkowe i niezamierzone. Amen.

 

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk 

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka