echo24 echo24
949
BLOG

Zza leśnego wzgórza - koduję „ogórek” - nacierają czołgi!

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 21

 

Nareszcie jadę do mojej ukochanej Jastarni: https://www.youtube.com/watch?v=pjQLSn6Ez7g

Zaczął się wakacyjny sezon ogórkowy, jutro moje imieniny, więc postanowiłem napisać coś w lżejszej formie.

Wypadki ostatnich tygodni ściągnęły do telewizyjnych studiów tabuny przeróżnych ekspertów wojskowych, wypowiadających się na temat sprzętu i siły bojowej naszej armii w razie zagrożenia wojennego, pośród których zdecydowany prym wiedzie pieszczoszek pana premiera niejaki Lasek Maciej.

Ilekroć widzę powagę bijącą z oczu owego eksperta nad ekspertami przypomina mi się mi się pan pułkownik Winek, który był szefem szkolenia wojskowego, jakie odbywałem obowiązkowo w czasie studiów w latach 60. ubiegłego wieku.  

Służyłem w artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało tafienie w cel, a także słowa pułkownika Winka, cytuję z pamięci: "wy, kanonier Pasierbiewicz wiecie o artylerii tyle samo, co podhalański juhas o baranich jajach".

Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie siódmej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w nieme zdumienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano nam bez przymiarki. 

Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów,
a ja co semestr, żeby zdobyć zaliczenie pisałem za każdym razem odręczne oświadczenie takiej oto treści: "Ja niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz zobowiązuję się, że w przyszłości będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i niechybnie nadrobię ogół zaległości". 

Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty na poligonie wojskowym w Orzyszu. 

Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek z miną wypisz wymaluj eksperta Laska ogłaszającego wyniki badań komisji do wyjaśnienia przyczyn katastrofy tuplewa wydał rozkaz: 

Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!

I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo strasznie głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia. I jak to przepraszam za wyrażenie pierdyknęło, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem, trzymałem na rękach w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu. A jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę. 

Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie za armatą z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew pociekła z ucha bo zapomniał o otwartych ustach biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy. 

A niczym nie zrażony pan pułkownik Winek z miną eksperta Laska obwieścił tubalnym barytonem: 

Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami!...  

A teraz wojsko śpiewa dodał:

A my, świeżo upieczeni obrońcy Ojczyzny zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną wojskową piosenkę:

„A gdy nam wojnę, wypowie Ghana, my jej powiemy, ty….” - przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu nie mogę zacytować w całości tej jakże aktualnej w dzisiejszych czasach wojskowej piosenki. 

St. bombardier Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

Post Scriptum

Próbowałem znaleźć słowa tej piosenki w Internecie i po raz pierwszy mi się nie udało. Więc wychodzi na to, że się choć raz coś udało naszym polskim służbom.

Post Post Scriptum

A jak się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, to przez te pięćdziesiąt lat niezbyt wiele się zmieniło.

 

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka