Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
16269
BLOG

I co dalej z euro-intrygantami?

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 194

       Po dokładniejszym zapoznaniu się ze sprawą wczorajszej decyzji KE a przede wszystkim po przejrzeniu wielu wpisów nasuwają się różne spostrzeżenia i wnioski. Te pierwsze dotyczą jakby samej natury sprawy, te drugie jej przewidywanego rozwoju oraz pożądanych reakcji. 

       A więc najważniejsze - cel zadymy brukselskiej wygląda dość nieciekawie. Bez złudzeń - tu nie chodzi o żadne przepisy, paragrafy, naruszenia, wykroczenia, niekonstytucyjność, demokrację i tym podobne. Wyobrażenie, że ktoś taki jak Schulz może oceniać konstytucyjność polskich przepisów, kiedy nawet polscy prawnicy mają z tym niemałe problemy, powoduje jedynie wybuch śmiechu. To samo dotyczy lepiej wykształconego Junckera i pozostałych - gdyby naprawdę chodziło o ocenę jakichkolwiek punktów, paragrafów, zgodności, ścisłości i czego tam jeszcze, to poczekaliby z ocenami przynajmniej do momentu, kiedy wszystkie ustawy i dokumenty zostaną przetłumaczone i zanalizowane przez brukselskich prawników. A tu nikt nie zdobył się nawet na odrobinę kurtuazyjnej hipokryzji. Bo i po co, kiedy chodzi wyłącznie o odsunięcie rządu Beaty Szydło od władzy a potem może i Prezydenta Andrzeja Dudy. A dopóki to nie nastąpi trzeba paraliżować nową władzę, obrzydzać, utrudniać, oczerniać i pomawiać gdzie się da i wszystkimi środkami. Od wczoraj wiemy to na pewno.

       W tak zwanym "międzyczasie" nastąpiło jednak kilka dość ciekawych momentów w całej intrydze- otóż co i rusz ten czy inny unijny aparatczyk nagle zaczął zapewniać, że ależ nic nie zostanie uchwalone, że stosunki z Polską to są bardzo ważne, w ogóle skarbem jakimś wręcz jest Polska dla UE. Także kilku polityków niemieckich wyraziło się krytycznie o najazdach swych kolegów na Polskę. Tutaj wg mnie przyczyny są różne - co mądrzejsi politycy niemieccy znający stosunki w Polsce i podstawy własnego rzemiosła mogli autentycznie przerazić się "werbalnym amokiem" swych kolegów i jego konsekwencjami dla dalszej współpracy. Aparatczycy unijni natomiast prowadzili swego rodzaju dezinformację - jeden wrzasnął, drugi skarcił i pogłaskał, trzecia naopowiadała radykalizmów do gazety a jeszcze inny znów obiecał, że nic nie będzie. To wszystko wyłącznie metoda i wojna nerwów - kolektyw komisarzy był - jak na kolektyw przystało - zgodny jak nigdy. Dziś znów Schulz niby się  wycofywał - głupkowato zresztą jak zwykle - że on nie chciał urazić Polaków, bo on Polaków to darzy sympatią. Tylko rząd nie taki. No więc obraził Polaków w połowie, bo mniej więcej połowa ten rząd wybrała i uważa go za swego reprezentanta. Albo może obraził w dwóch trzecich, bo odkąd uruchomili tę nagonkę to nawet i część wyborców innych ugrupowań czuje się tym urażona. Tak czy tak nie ma co dawać wiary w interpretacje, że awantura wynika z ignorancji i niewiedzy unijnych komisarzy (oczywiście jeżeli polska dyplomacja mówi o niewiedzy i potrzebie uzupełnienia informacji, to jest to całkowicie w porządku, oficjalnie nie można im w końcu powiedzieć, że są nieodpowiedzialnymi intrygantami i szkodnikami). Oni wiedzą dokładnie i mają swój cel - nazwany wyżej. Jedyna ich niewiedza wg mnie polega na tym, że mogła ich zaskoczyć determinacja zwolenników rządu Beaty Szydło i ich gotowość do obrony Rządu, Prezydenta oraz Parlamentarzystów. Tu faktycznie bezideowe jednostki traktujące ludzi niczym jakąś ciemną masę podatną na manipulacje mogły przeżyć prawdziwy szok, że w ogóle ktoś może działać z pobudek tak odmiennych od ich własnych.   

       Co teraz z tego wszystkiego wynika dla nas, czyli dla wszystkich tych, którzy są zainteresowani utrzymaniem tego Rządu i aktualnego Prezydenta RP przy władzy? Po pierwsze słuszne są stwierdzenia, że nie stało się żadne trzęsienie ziemi i należy zachować spokój. Póki co nie ma konkretów i rację ma Beata Szydło, która zapowiedziała, że rząd będzie dalej i z determinacją realizował swój program. Ale, ale - trzeba uważać. Bo otóż nawet jeżeli aparat partyjno-polityczny UE poczuł się zaskoczony protestami, mailami, itp. i w niektórych wypowiedziach próbuje robić łagodniejsze wrażenie, to na pewno nie zrezygnował on ze swoich celów i będzie je realizował - jeżeli nie teraz to w bardziej dogodnym momencie - może za kilka tygodni, może za kilka miesięcy, kiedy nadarzy się okazja. I co do tego trzeba mieć jasność.

       I dlatego też, na dobry początek tej rozgrywki, należy działać precyzyjnie i z planem - dotyczy to zarówno rządu i parlamentarzystów jak i wszystkich "sił społecznych" - organizacji, klubów, blogerów, itp. Jeśli chodzi o rząd, to powinien się on pokazywać od strony jak najbardziej zgodnej i chętnej do współpracy - a więc odpowiadać, informować, analizować te niezwykle ważne punkty, paragrafy, itp. i wysyłać to wszystko, posegregowane, zaopatrzone w wyjaśnienia  i wszelkie pozdrowienia i w ogóle w najlepszym porządku do unijnej centrali (dokładnie do bólu, systematycznie, niech to wszystko sobie trwa) a w tym czasie realizować po kolei program dla Polski i uchwalać ustawy, na które wyborcy czekają. Nie należy przeceniać też przy tym wszystkim wagi tego jazgotu i reklamy czy antyreklamy dla państwa w ogóle - to jest ważne ale nie decydujące. W tym wypadku gdyby promocja Polski i informacja była nawet wzorowa, to i tak próby pozbawienia władzy PiSu czy kompromitowania Rządu będą wdrażane - tu też nie ma się co łudzić. Ale - jak najbardziej - o odpowiedni pijar władze powinny dbać zawsze.

       I równolegle, kiedy rząd i parlamentarzyści z jednej strony informują i procedują z Brukselą a z drugiej strony pilnie pracują jak do tej pory (dla nas, nie dla Brukseli), my - czyli właśnie zwolennicy, działacze, siły społeczne, itp., robimy też swoje. A więc przede wszystkim  - jak tylko zaczyna się jakiś jazgot i groźby - natychmiast protestujemy, zbieramy podpisy, wysyłamy im maile, protesty, petycje, listy otwarte, itp. Jak trzeba organizujemy pikiety, bardzo sprawdza się jednak forma wysyłania maili do wszystkich uczestniczących w antypolskich ekscesach i innych nagonkach. Komu trzeba maile informacyjne (bo np.eurodeputowany z Portugalii czy Malty oczywiście nie musi znać szczegółów spraw i ludzi autentycznie niewiedzących należy rzetelnie informować), komu trzeba protestacyjne, ew.jakieś kombinacje. Muszą widzieć, że jest nas dużo, że będziemy walczyć o to, co nam się należy i trzeba im o tym bez przerwy przypominać. I takie też trzeba sprawiać wrażenie - zdeterminowanych i gotowych bronić - im większą determinację będą widzieć, tym większe wrażenie. Przy okazji należy trąbić, informować i wkładać do nieodpowiedzialnych głów odpowiedzialnych za Europę, że jakiekolwiek próby odsunięcia od władzy legalnie wybranego Rządu i Prezydenta mogą się skończyć nieobliczalnym rozwojem sytuacji, rozruchami, itp. Gdy zajdzie natomiast konieczność, to należy także pomyśleć o większych manifestacjach ale o to już nie będziemy się troszczyć my jako osoby prywatne czy różne niewielkie organizmy, niech tym zajmą się w razie czego ci, którzy mają możliwości i doświadczenie. I cały czas pamiętajmy, że krętacze i intryganci cały czas kombinują na rzecz ugrupowania przegranego ale wg brukselskiej doktryny zapewne predestynowanego do rządzenia Polską po wsze czasy. 

       Uff - właściwie to mam nadzieję, że to się kiedyś skończy ale póki co musimy przez to jakoś przebrnąć - nie ma innego wyjścia. Czy to się jednak skończy? Tak - wtedy, kiedy intryganci przekonają się, że nie mają szans na pozbawienie PiSu władzy w sposób, który sobie wymyślili. Dopiero wtedy sięgną po swój "Plan B" - "jak się nie uda wypchnąć, to trzeba będzie się dogadać".

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka