Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1174
BLOG

Trzeba poważnie rozmawiać o oświatowych finansach

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 24

             Problematyka finansowania polskiej oświaty znajduje się w kręgu zagadnień, o których trzeba wreszcie zacząć poważnie rozmawiać, odrywając się od dominujących na jej temat opinii, często kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Skądinąd nie tylko w Polsce mamy do czynienia z powszechnym przekonaniem, iż każda próba debaty o edukacyjnych finansach wypływa z pragnienia dokonywania oszczędności /w domyśle „brutalnych i nieuzasadnionych”/ na tej części wydatków publicznych. Ludzie próbujący rozmawiać o oświacie w kontekście efektywności ponoszonych na nią wydatków oskarżani są o jej ekonomizację. Taki zarzut stanowi najlepszy dowód na oderwane od realiów myślenie formułujących go osób, uznających widocznie, że pieniądze na oświatę mają charakter przysłowiowej manny z nieba. Można odnieść wrażenie, iż znacząca część ludzi zainteresowanych oświatą stoi na stanowisku, iż rozmowa o pieniądzach wydawanych na oświatę to rzecz co najmniej niegodna, chyba że osnuta jest wokół lamentu o ich braku. Tymczasem warto zastanowić się, czy zawsze pieniądze publiczne przeznaczone na oświatę wydawane są w sposób racjonalny. Podobnie należy wreszcie podjąć spokojną debatę na temat Karty nauczyciela.

 

Ostatnio najczęściej pod ostrzałem obrońców oświatowego status quo znajdują się lokalne władze samorządowe oraz dziennikarze podejmujący kwestie nauczycielskie w kontekście obowiązującej pragmatyki zawodowej. Zresztą samorządy stały się w Polsce przysłowiową tarczą strzelniczą zarówno dla rządu, jak też dla nauczycielskich związków zawodowych. Przy czym owe ataki rządzących na lokalne władze są czymś zwyczajnie nieuczciwym. Oto rząd najpierw przekazuje samorządom zadania, a następnie zaniża przekazywane na ich wykonanie środki, po czym je ostro krytykuje. W przypadku oświaty taka sytuacja stała się swoistą regułą. Obecny rząd i jego szef mają w tej materii szczególne osiągnięcia, z najbardziej spektakularnym przykładem, jakim była szarża premiera Tuska na „zachłannych” samorządowców, którzy na zbyt wysokim poziomie skalkulowali opłaty za przedszkola. Tymczasem zastosowali oni uchwalone przez parlamentarną większość prawo, starając się urealnić ponoszone z własnych budżetów wydatki przedszkolne. Równocześnie premier Tusk „nie zauważył”, iż przedszkola nie są objęte rządową subwencją.

Inną kwestią, od której ucieka obecny rząd, z jego błyskotliwą inaczej minister edukacji, jest problem likwidacji szkół. W tej sprawie najczęściej słyszymy i czytamy, iż minister /rząd/ nic w tej sprawie nie może zrobić. Tymczasem źródło większości decyzji likwidacyjnych tkwi w braku sensownej polityki oświatowej rządu. Oto nie potrafi on opracować precyzyjnych zasad kalkulowania części oświatowej subwencji, gdyż nie podjął nawet prac nad przygotowaniem krajowych standardów oświatowych, które powinny określać zakres, warunki i koszty publicznej oferty edukacyjnej otrzymywanej przez każdego polskiego ucznia w ramach przeznaczonych na oświatę środków publicznych /koszt realizacji owego standardu byłby naturalnie wyższy na wsiach niż w miastach/. Zresztą to powinien być wreszcie kluczowy element polskiej debaty edukacyjnej. Warto sobie uświadomić, iż mogłaby ona przeobrazić powszechne myślenie o zadaniach edukacyjnych samorządów, gdyż w centrum odpowiedzialności władz publicznych znalazłby się uczeń i jego potrzeby edukacyjne, a także wymagania, które powinien spełnić w trakcie swej nauki. Kwestia poważnie stawianych i egzekwowanych wymagań od wszystkich osób zaangażowanych w kształcenie i wychowanie młodych Polaków to następny temat niechętnie podejmowany przez rządzących. Być może dlatego, że wówczas i ich należałoby rozliczyć z efektywności i jakości ich pracy. Z całą pewnością wolą oni obecną sytuację, w której mogą udawać, iż za nic nie odpowiadają. Również w oświacie widzimy w całej pełni owo zjawisko „to nie my, to oni”. Oto rząd ustala zasady wynagrodzeń w prowadzonych przez samorządy szkołach oraz przedszkolach i nie zapewnia im odpowiednich środków na ich wypłaty. W ten sposób stawia lokalne władze w sytuacji nieuniknionego konfliktu z rodzicami i nauczycielami, a gdy do takiego konfliktu dochodzi przedstawiciele administracji rządowej ustawiają się w wygodnej roli recenzentów działań samorządu. Oczywiście nie jest tak, że świat samorządowy wolny jest od ludzi podejmujących kompletnie nieuzasadnione decyzje, zwyczajnie niekompetentnych, ale jednak spokojna analiza sukcesów i porażek polskich samorządów w oświacie wypada dla nich zupełnie dobrze, a na tle rządowych „dokonań” wręcz rewelacyjnie.

Nie jest przypadkiem, iż nie mamy w Polsce opracowanego standardu usługi edukacyjnej dla ucznia, gdyż jego rzetelne określenie w naturalny sposób doprowadziłoby do likwidacji kompletnie niepotrzebnych dla jakości kształcenia wydatków. W polskiej oświacie mamy bowiem do czynienia z potężnymi przerostami administracji, funkcjonowaniem jednostek i struktur kompletnie niepotrzebnych dla zapewnienia uczniom dobrej jakości oferty edukacyjnej. Innymi słowy mamy do czynienia z całą masą pozorowanych i bardzo kosztownych działań. Równocześnie aplikowane szkołom rozwiązania, takie jak chociażby osławiony system pseudobadania jakości pracy szkół /tzw. nowy system nadzoru pedagogicznego/, nie tylko, że są im nieprzydatne, ale dodatkowo zmuszają nauczycieli i dyrektorów do podejmowania działań, przeszkadzających im w codziennej pracy. Jeżeli ktoś z niego rzeczywiście korzysta, to są to osoby przerabiające potężne unijne środki. To nie są zresztą osoby przypadkowe, ale grono ściśle powiązanych z szefostwem MEN-u ludzi. Trzeba bowiem podkreślić, iż na polskiej oświacie pasożytuje potężna kolonia przerabiaczy publicznych pieniędzy. Można się ich pozbyć w jeden prosty sposób, właśnie określając standardową ofertę edukacyjna dla ucznia i związane z nią koszty. Każda złotówka wydawana w oświacie powinna mieć odwzorowanie w kosztach kształcenia ucznia. Zresztą w naturalny sposób skorzystaliby z tego również nauczyciele, szczególnie ci dobrze pracujący.

Wyznaczenie standardowego kosztu kształcenia byłoby początkiem prac nad przebudową zasad organizacji polskiej oświaty. W finale doszlibyśmy do systemu finansowania w oparciu o bon edukacyjny, budżety szkół zostałyby uzależnione bezpośrednio od liczby uczniów, a wysokość nauczycielskich wynagrodzeń od jakości pracy. System stałby się w pełni przejrzysty i żadne pasożyty nie mogłyby na nim żerować. Wówczas zamiast pustych, pełnych emocji „dyskusji” o marginalnych problemach zaczęłyby dominować rozmowy o prawdziwej efektywności i skuteczności pracy szkół, poziomie przygotowania ich absolwentów do czekających na nich po opuszczeniu szkolnych murów zadań. Byłby to także kres systemu oświaty o ograniczonych do absolutnego minimum wymaganiach, a taki funduje nam obecna władza. Równocześnie praca rzetelnie pracujących nauczycieli byłaby dobrze opłacana, chociaż nie byłoby Karty nauczyciela w obecnej postaci. Szkoły miałyby szansę stać się miejscami przygotowującymi młodych Polaków do skutecznej rywalizacji we współczesnych świecie i sprostaniu jego wyzwaniom. Zamiast infantylnej edukacji, jaką funduje nam obecna władza mielibyśmy znowu szkoły z poważnymi wymaganiami. 

                                                                                                                   

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości