Łucja Bielec to piękny człowiek. Jej fundacja „SOS Życie” właśnie obchodzi jubileusz dwudziestolecia. W Mielcu, który słynie z przemysłu i Specjalnej Strefy Ekonomicznej, rozmawialiśmy o zdrowiu publicznym. Fundacja Łucji pokazuje, że nie ma potrzeby spierać się o to czy służba zdrowia ma być prywatna czy publiczna. W dużej części może być także elementem aktywności obywateli i przejawem społecznej przedsiębiorczości.
„ Zdrowie publiczne w rękach obywateli”. Czy to tylko slogan? Czy każdy z nas nie odpowiada w dużej części za swoje zdrowie i zdrowie najbliższych? Czy – jak mawiają prześmiewcy – zdrowie nie jest zbyt ważną wartością, by pozostawiać je wyłącznie trosce lekarzy? Wydaje się, że w Mielcu byliśmy blisko konsensusu:
· Zdrowie publiczne to dobrostan
· Zależy w dużej mierze od nas samych
· Wiąże się zarówno z brakiem choroby jak i zdrowymi relacjami społecznymi
· W zdrowiu mamy z jednej strony zbyt mało pieniędzy ale i zbyt dużo marnotrawstwa kapitału społecznego,
· Odczuwamy dotkliwie brak równości podmiotów zajmujących się zdrowiem, leczeniem choroby i działalnością zapobiegawczą
· Potrzebujemy debaty publicznej o docelowym kształcie ustroju ochrony zdrowia, w tym roli samorządów w jego organizacji
· My, pacjenci przeszli, obecni i przyszli – chcemy w tej debacie uczestniczyć
Ile można rozmawiać o reformach? A może nie chcemy już reform, żadnych rewolucyjnych zmian, ale stopniowej naprawy i logicznych rozwiązań organizacyjnych, zmierzających do sprawiedliwego i racjonalnego podziału tego na co nas stać?
Potrzeba nam solidarności międzysektorowej, międzypokoleniowej i międzyludzkiej. Nie potrzeba nam solidarności korporacyjnej, zawodowej i związkowej. W każdym razie najgorszym rozwiązaniem jest poprawna politycznie hipokryzja.
Komentarze