grishyn grishyn
414
BLOG

Ołtarz - narzędzie zdobycia i utrzymania władzy

grishyn grishyn Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

 

    Baliście się, że jak PiS zacznie rządzić, to do spółki z Kościołem zafunduje nam miękkie państwo wyznaniowe? Niesłusznie. Jest gorzej: de facto mamy kościelne państwo herezji PiSowskiej.

 

Nie wiemy, jaką rolę w życiu Jarosława Kaczyńskiego pełni wiara. Nie wiemy, jaką rolę pełni osoba Jezusa Chrystusa. Kaczyński milczy o tych sprawach jak zaklęty. Wiemy za to doskonale, jaką rolę w jego projekcie politycznym pełni Kościół. O tym mówi często i gęsto, a ostatni rok pokazuje również, co sojusz ołtarza i pisowskiego tronu znaczy w praktyce. Kościół jest dla PiS narzędziem politycznym, które ma mobilizować wiernych-wyborców. Wspólnotą, która ma zarządzać emocjami - przede wszystkim negatywnymi, czyli szukaniem wrogów najczęściej urojonych i wymyślonych. Organizacją, która ma uświęcać świeckie rytuały, jak miesięcznice smoleńskie czy celebry państwowo-religijne.

Kaczyński, który był z krwi i kości antyklerykałem, gdy jeszcze rozumiał, że zasada autonomii między państwem a Kościołem jest fundamentem demokratycznego państwa porzucił ją, bo zrozumiał, że bez armii proboszczów nie uda mu się wygrać wyborów. Dlatego zaczął schlebiać, i schlebia po dziś dzień Kościołowi, trzymając go tym samym na krótkiej smyczy. Istota jego myślenia o tym złowrogim sojuszu oddają słowa, które wygłosił zaraz po wygranych wyborach w obecności duchownych i niemal całego rządu: „To zwycięstwo potrzebowało prawdy i ludzi, którzy prawdzie służą. Którzy służą Polsce. Którzy są patriotami. To zwycięstwo jest także potwierdzeniem jednej prawdy. Fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka. I że nie może być Polski bez Kościoła. Wiedząc, że nie ma Polski bez Kościoła (...) każdy, choćby nie miał łaski wiary, musi to przyjąć (...) Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę”.

Cena za poparcie Kościoła

Jaką cenę płaci PiS Kościołowi za poparcie tej herezji? Po pierwsze, rząd PiS robi to, co robiły wszystkie rządy w III RP, czyli spełnia życzenia finansowe Kościoła. Choć, oczywiście, tym razem strumień państwowych pieniędzy, który płynie do rozmaitych organizacji kościelnych i na rozmaite quasireligijne cele - od budowy muzeów myśli religijnej, poprzez projekty edukacyjne, na szkoleniach kończąc - jest nieporównywalnie większy.

Weźmy trzy przykłady publicznych środków, które zasilą kościelną kasę. Jak wiemy, budowa Świątyni Opatrzności Bożej kosztuje, państwo więc na różne sposoby wspiera tę finansową studnię bez dnia. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod wodzą Piotra Glińskiego obwieściło, że do 2018 roku przeznaczy na ten cel 28 milionów. PiS na różne sposoby spłaca też długi wyborcze zaciągnięte wobec o. Tadeusza Rydzyka i jego przemysłu medialno-wyborczego: hojne jest tu Ministerstwo Środowiska, które w ramach ugody z fundacja ojca Rydzyka „Lux Veritatis” za geotermie, przelało najpierw 26 milionów, a potemjeszcze 200 tys. Ministerstwo Spraw Zagranicznych dorzuciło w ramach dofinansowania w konkursie „Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2016”. I ostatni przykład: PiS do budżetu na 2016 r. dorzucił 8 mln na Fundusz Kościelny.

Po drugie, Kaczyński, jako niekwestionowany naczelnik państwa, łechce ego biskupów, mówiąc im, że są jedynymi nauczycielami moralności. Że polski Kościół przechowuje i naucza jedyny system wartości, który w kraju nad Wisłą jest akceptowalny. To, jak łatwo się domyślić, raduje duchownych. Utwierdza ich w przekonaniu, że są powołani do pouczania, potępiania i piętnowania - a więc trzech rzeczy, w których rzeczywiście są mistrzami. Ponadto mają dziś pewność, że państwo nie opuści ich w potrzebie, i swoją siłą wspomoże głoszenie konserwatywną wersję katolicyzmu. Albo, jak w przypadku listów kuratorów do szkół, będzie walczyć „szatańskim zwyczajem”, jakim jest rozpowszechnianie się wśród dzieciaków Halloween.

Co zyskuje PiS?

Jak widać, po pierwszym roku sojuszu między tronem i ołtarzem, PiS wcale nie płaci dużo za kościelne poparcie. Pytanie ważniejsze jest inne: cóż PiS w zamian otrzymuje? Po pierwsze, partia Jarosława Kaczyńskiego miałaby duże problemy, by nacjonalizm i ksenofobię, którą wprowadził do swojej politycznej agendy, wynieść do rangi dumy narodowej, gdyby nie ich sakralizacja. Przez ostatni rok dzięki Kościołowi, a przede wszystkim wielu księżom - z byłym już duchownym ks. Jackiem Międlarem na czele - ksenofobia i nacjonalizm stały przedmiotem dumy, a nie wstydu. Katolicyzm i nacjonalizm już się nie wykluczają. Biskupi przyjęli za dobrą monetę, że jak „kibole” i Wszechpolacy, twardy elektorat PiS krzyczą Bóg-Honor-Ojczyzna, to muszą być pobożnymi katolikami. Nic bardziej mylnego. Sprawiło to jednak, że wiele świątyń pootwierało swoje drzwi nie dla rozwodników, o co apelował Franciszek, ale dla mszy, które - dzięki działaczom ONRu - zamieniały się w sense nienawiści wobec imigrantów, Żydów, liberałów, kobiet.

Po drugie, PiS kupił milczenie Kościoła, gdy w biały dzień łamie praworządność i niszczy ludzi - pomówieniami i insynuacjami. Przykładem może być postać prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, który kilkanaście miesięcy temu został odznaczony przez rodzimych biskupów papieskim Krzyżem „Pro Ecclesia et Pontifice” (Dla Kościoła i Papieża) za zasługi dla Kościoła i systemu prawnego w Polsce, a dziś, gdy jest atakowany przez PiS, żaden hierarcha nie stanie w jego obronie. I to nie tylko dlatego, że część biskupów bardziej wierzy w „dobrą zmianę” niż w „Dobrą Nowinę”, ale także dlatego, że PiS zarządza historią - a przede wszystkim jest w całkowitym posiadaniu archiwów. Biskupi doskonale widzą, co za pomoc akt SB są w stanie zrobić historycy „dobrej zmiany”. Wystarczy popatrzyć, jak polują na Lecha Wałęsę. Znów: przycałkowitym milczeniu biskupów. Hierarchowie pamiętają, jak PiS grał teczkami na kościelnym podwórku, gdy rządził w latach 2005-2007. Jest tajemnicą poliszynela, że wielu biskupów ukrywa w swoich szafach niejednego trupa. Co więcej, hierarchowie doskonale zdają sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński, trzymając w garści kwity na hierarchów, nie zawaha się ich użyć, jeśli stawką będzie utrzymanie władzy.

Po trzecie, biskupi i księża bezradnie przyglądają się, jak PiS i Kaczyński sakralizuje katastrofę smoleńską. Każdego 10 dnia miesiąca robi za „świeckiego kapłana”, który w czasie znanego dobrze wszystkim świeckiego rytuału, rzuca oskarżenia i pomówienia - w sytuacji, gdy PiS rządzi i nic nie stoi na przeszkodzie, by pokazać tzw. „prawdę o Smoleńsku”. Sakralizacja „smoleńskiego rytuału” to też choćby wykorzystywanie gablot kościelnych dla promowania np. filmu „Smoleńsk”. Albo, gdy państwo, przy kompletnym milczeniu biskupów, zarządza ekshumację osób, które zginęły w katastrofie. Czy wyobrażacie sobie, jaki alarm zostałby podniesiony, gdyby taką ekshumację zarządził ktoś inny niż Kaczyński? Po czwarte, ten rok sojuszu tronu i ołtarza doskonale też pokazał, jak PiS i Kościół odnaleźli się w budowaniu mentalności „oblężonej twierdzy”. W przekonaniu, że muszą bronić Polskę, Kościół i tradycję przed zgniłą Europą, liberalizmem i nowoczesnością. I Kościół, i PiS wolą spoglądać w przeszłość, rozpamiętywać raj już na dawno utracony niż otwarcie i z odwagą patrzeć w przyszłość, dialogując - zgodnie z zaleceniem II Soboru Watykańskiego - z współczesnym światem.

„Dobra Nowina” czy „dobra zmiana”?

Tak czy siak, przez te 12 miesięcy zobaczyliśmy, jak Kościół lekką ręką porzucił „Dobrą Nowinę”, by stać się orędownikiem i narzędziem legitymizacji „dobrej zmiany”. To dlatego abp Stanisław Gądecki mówi zachwycony na początku roku 2016: „Nastąpił ogromny przełom. Po wojnie nie było jeszcze takiego zjednoczenia państwa i Kościoła”. Zobaczyliśmy więc, jak przesłanie Ewangelii, przepełnione miłosierdziem i troską, zostaje zastąpione przez nacjonalistyczną herezje katolicką. I w końcu jak demokratyczne państwo prawa, dzięki sojuszowi tronu i ołtarza, zostaje przekształcone w kościelne państwo herezji PiS-owskiej. Nie dziwi oczywiście, że na tym sojuszu zależy partii Kaczyńskiego. Dziwi, że Kościół w niego brnie, zachowując się tak, jakby wierzył, że właśnie skończyła się historia. Jakby jego układ z PiS miałby jednej z boskich przymiotów, czyli obowiązywał do końca świata. Sęk w tym, że kościelne państwo religii „dobrej zmiany”, jak każda jawna herezja, wyląduje - wcześniej czy później - na śmietniku historii.     Co wtedy stanie się z polskim katolicyzmem?

_ Autor: JAROSŁAW MAKOWSKI  ______________________

Źródło:    http://m.newsweek.pl/opinie/kosciol-katolicki-i-pis-rok-dobrej-zmiany-kaczynskiego-,artykuly,399184,1.htm

 

 ~~~~~~~~~~~~~~~    $  @  $   ~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Tyle cytowany artykuł.  Wnioski każdy wyciągnie sam.

 

Zachęcam też do przeczytania pewnego wywiadu: via.vitae.neon24.pl.neon24.pl/post/130658,kto-promuje-sojusz-tronu-z-oltarzem

grishyn
O mnie grishyn

Dociekam sedna.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo