Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1884
BLOG

Katastrofa Smoleńska Antoniego Macierewicza

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Polityka Obserwuj notkę 38

O katastrofie smoleńskiej raczej nie pisuję. Nie jestem uczonym wikipedystą, bym mógł się wypowiadać z niewzruszoną pewnością ignoranta na tematy, o których nie mam pojęcia. Jest tylu ochotników, specjalistów, analityków w S24, że gdzie mi tam z nimi stawać w zawody, z takim FYMem np.

Zadowalam się na własny użytek lekturą ustaleń oficjalnych, faktami podawanymi do wiadomości publicznej i własnym doświadczeniem życiowym, które pomaga mi odróżniać prawdę od spekulacji, manipulacji, sensacji i pospolitych kłamstw.

Jest bowiem różnica między żmudnym zbieraniem faktów, okruchów, świadectw a tym czymś, czym zajmuje się od samego początku tzw Zespół Parlamentarny, obecnie przekształcony w ciało oficjalne. Zespół Parlamentarny zajmował się gromadzeniem "wątpliwości" i "hipotez" oraz "interpretacją" tzn przelewaniem z pustego w próżne oraz tworzeniem symulacji komputerowych nie mających żadnego związku z rzeczywistością.

Od czasu do czasu pojawiała się sensacja jednego dnia, jak np słynne rewelacje Cieszewskiego, który na zdjęciu satelitarnym nie potrafił dopatrzyć się złamanej przez skrzydło samolotu brzozy. Wszystkie te sensacje miały to do siebie, że były obalane, czy to przez odwołanie do dokumentów zebranych przez ówczesne komisje oficjalne czy też wysiłkiem anonimowych blogerów, jak w przypadku brzozy Cieszewskiego, gdy ustalenia blogera Salonu24 Forda Prefecta zostały potwierdzone przez wizję lokalną prof. Czachora i osób mu towarzyszących.

Nie przeszkadzało to Antoniemu Macierewiczowi snuć kolejnych "hipotez", zapowiadać "sensacyjne odkrycia" i "przerażąjące fakty". Czego tam nie było - wybuchy tu, tam, samolot naszpikowany był tonami trotylu i owinięty lontami. Czegóż to nie zapowiadano - sprowadzenia wraku, powołania niezależnej komisji międzynarodowej, wymuszenia na Rosji oddania śledztwa w polskie ręce. Wszystko to wypowiadane starannie modulowanym głosem amanta polującego na spragnione męskiego ramienia samotne panie w średnim wieku - i równie szczere. 

Czy pamiętacie którąś z obietnic, którą Antoni Macierewicz spełnił? Ależ oczywiście, że nie pamiętacie żadnych przeszłych obietnic bo ciągle oczekujecie na nowe, jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej tęczowe.

Jedyną prawdą jest, że od chwili działania Zespołu Parlamentarnego i od chwili przekształcenia go w podkomisję bodaj (nie chce mi się sprawdzac, jaki status ma obecnie to ciało) nie pojawił się żaden, mimo zapowiedzi, powtarzam - żaden - fakt, żadne świadectwo, nic, nul, co by potrafiło w jakikolwiek sposób udowodnić prawdziwość głoszonych przez Antoniego Macierewicza mgławicowych zapewnień i ipotez.

Dlatego sensacją samą w sobie było ogłoszenie w reżimowych gazetach niezależnych, że znaleziono tajne, nigdy i nigdzie nie opublikowane, nagrania ze spotkania ówczesnego premiera Donalda Tuska z Władimirem Putinem, które rzekomo zaprzeczają oficjalnej wersji katastrofy.

Powtarzam, żeby co bardziej oporni zrozumieli - to był pierwszy od początku działalności Zespołu Parlamentarnego, który nastepnie itd, fakt. Po prostu fakt. Co prawda, Antoni Macierewicz zapragnął widać rozkoszować się tym karmelkiem dłużej, dłużej ssać słodycz rozstrzygającego dowodu na spisek i matactwa więc sensacyjne, porażające nagranie nie zostało udostępnione natychmiast publiczności, która na początek musiała się zadowolić triumfującym słowotokiem ministra obrony narodowej.

No, ale był fakt, było tajne nagranie. Do czasu. Gdyż niedługo potem, gdy jeszcze minister obrony narodowej udzielał kolejnych triumfalnych wywiadów okazało się - doprawdy nie wiem, kto był pierwszy - że nagranie owszem istnieje i jest powszechnie dostępne na youtube od ponad 6 lat.

Usłużny reżimowy dziennikarz niezależny próbował zrzucić winę na nieznanych sprawców, którzy nagranie ukryli przed poszukiwaczami prawdy. Ukryli w odzyskanej Telewizji Narodowej, niczym pracownicy Muzem Narodowego ukrywali skarby kultury narodowej przed nazistami. 

Ale wiecie co, to bujda jest. Przecież w początkowych zapowiedziach o nagraniu mówiono wyraźnie, że było uprzenio nieznane, że zostało "odkryte", wyciągnięte z tajnych schowków. Tylko, że nagranie było publicznie prezentowane po katastrofie smoleńskiej a nastepnie publicznie dostepne dla wszystkich zainteresowanych na youtube, jak powiedziano. Bywacie w bibliotekach? No, może tylko niewielu z was. W każdym razie, żeby coś znaleźć, to trzeba o istnieniu tego czegoś wiedzieć. Czy jest to nazwisko autora, czy tytuł książki - jeśli nie wiesz o tym, że Miguel de Cervantes y Saavedra napisał  Przemyślnego szlachcica Don Kichote z Manczy  to wpuszczony do magazynów bibliotecznych masz jedną na milion szanse znalezienia tego dzieła. Bo nie potrafisz się posługiwać katalogiem, masz braki w wykształceniu, jesteś leniwy i nie przyswajasz sobie wiedzy.

I to zapewne jest to co sie wydarzyło. Jak wiadomo jednym z elementów "dobrej zmiany" (nienawidzę tego fałszywego określenia, nawet używanego jako sarkazm) był skok na media, desant hunwejbinów na radio i telewizję, absolutnych amatorów udających dziennikarzy wyniesionych na stanowiska decyzyjne. Takim właśnie amatorem jest przykładowy Samuel Pereira, jakby żywcem przeniesiony z  komunistycznych Chin pod władzą Mao Tse-Tunga, spadkobierca metod tych wszystkich niedokształconych i brak wiedzy nadrabiających gorliwością w tropieniu wrogów rewoucjonistów rewolucji kulturalnej, obecnie szef w TVP Info, skąd pochodzi sensacyjne nagranie. Być może dobra zmiana dotknęła nie tylko dziennikarzy, ale również i inny personel redakcyjny, wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby doświadczonych pracowników archiwum usunięto na korzyść amatorów. Bo przecież mechanzm jest ten sam co w Chinach lat 60-tych (łacznie z zapowiedziami procesów dla "wrogów narodu" wygłaszanymi przez wodza). A skoro tak to ignorant Samuel Pereira nie wiedział o istnieniu nagrania, nie mogli mu pomóc amatorzy z archiwum nagrań, aż któremuś przypadkiem wpadło ono w ręce.

Ot i całe wyjaśnienie tajemnicy znikających nagrań. 

Jeszcze jedynie Gazeta Polska próbuje ożywić zdechłą w połogu sensację dnia:

Nowe nagranie wideo ze spotkania Donalda Tuska i Władimira Putina z 10 kwietnia 2010 roku najprawdopodobniej zostanie w ciągu najbliższych dni opublikowane. Zarejestrowana rozmowa jest o wiele dłuższa niż znane materiały w internecie. W rozmowie Władimir Putin przedstawia inną wersję katastrofy smoleńskiej niż w oficjalnych raportach. 

I być może znajdą się naiwni apologeci, którzy nie tylko w to uwierzą ale będą brednie kolportować, komentować i bronić. Nie przestaje mnie zadziwiać głębia ich oddania, podobnie jak głębia oddania samotnych pań w średnim wieku. 

Wszystko to jest bardzo smutne, Polska wpadła w łapy paranoików i oszustów i nie widać nawet końca tego szaleństwa. Nim przepadną zdążą jeszcze przynieść wiele szkód. 

Nieszczęsna Polska.

PS. Po namyśle uznałem, że należy wytłumaczyć, dlaczego wersja nagrania znaleziona w archiwum jest dłuższa niż nagranie upublicznione swojego czasu w TVP. To proste - z kilkudziesięciu minut surowego nagrania wybrane zostały co istotniejsze fragmenty, to normalna praktyka. Z godzinnej rejestracji pewnego wydarzenia, w którym brałem udział kilka dni temu pokazano publiczności kilkadziesiąt sekund filmu, tzw przebitek i komentarza. Reszta spoczęła w archiwach i gdyby przypadkiem Szwecję dotknęła rewolucja kulturalna na wzór chińskiej sprzed 50 lat czy polskiej rozgrywającej się obecnie znalazłby się dowód na moje niecne knowania i pdostępne spiski.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka