Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1249
BLOG

Czy Polska jest państwem wyznaniowym?

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Gospodarka Obserwuj notkę 42

Poczytałem po łebkach kilka dyskusji o ewentualnym wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele. Zakaz, jak rozumiem, miałby objąć sklepy zatrudniające pracowników najemnych, natomiast punkty handlowe prowadzone przez właściciela byłyby od tego zakazu zwolnione. Nie jest dla mnie jasne czy punkty handlowe zatrudniające członków rodziny właściciela podpadają pod zakaz czy nie, ale jeśli nie, to właściwie dlaczego?

Nie wiem, jak dyskutanci, ale ja osobiście przez wiele lat pracowałem zarówno w weekendy jak i w świeta. Sobota i niedziela raz w miesiącu, a potem dwa dni wolne w tygodniu, w zależności od rodzaju dyżuru wtorek+środa, albo czwartek+piątek. Przyznaję, że wolałem to ostatnie, a jeśli do tego miałem w kolejny poniedziałek dyżur popołudniowy, to mogłem sobie wyskoczyć na kilka dni poza Szwecję.

Ceniłem sobie wolne dni w środku tygodnia, kto ich nie ma, nie wie jak są przydatne i jak ułatwiają wiele spraw. Komunkacja z urzędami, przed epoką internetu wymagała czasami osobistego stawiennictwa, większe zakupy łatwiej robić w środku tygodnia, niż w piątkowe, spocone popołudnie, albo niedajboże, w niedzielę w Ikea, w tłumie takich jak ty, tygodniowych wyrobników.

Ale najbardziej lubiłem pracę w największe święta - Boże Narodzenie i Wielkanoc. Same korzyści. Po pierwsze za te dni płacono mi zupełnie nieprzyzwoicie, w trójnasób. Po drugi, dostawałem tyle samo dni wolnych, ile przepracowałem, co oznaczało, że mogłem po Bożym Narodzeniu zjawić się ponownie w pracy dopiero po Nowym Roku. Z Wielkanocą związana była możliwość, jeśli przypadała w drugiej połowie kwietnia, wyskoczenia na południe Europy i przywitania zieleni na dwa tygodnie przedtem, nim zawitała do Sztokholmu (zieleń przychodzi 1 maja i wybucha w ciągu tygodnia, tego tygodnia nie chciałem tracić).

No i przede wszystkim miałem doskonałą wymówkę do nieobchodzenia tych świąt. To zresztą rozmaicie bywało, ale wolałem doprawdy uniknąć i histerii przygotowań i samych świąt. 

Ale miało być o dyskusji. Z mojego prywatnego, egoistycznego punktu widzenia możliwość robienia zakupów w weekendy nie ma już zupełnie znaczenia. Ale gdy pracowałem i byłem obarczony obowiązkami rodzinnymi mozliwość robienia zakupów w dnie wolne była nieoceniona. Ja miewałem dni wolne w środku tygodnia, ale doskonale rozumiem tych, którzy nie mają tego luksusu.

Wiem też, że wielu pracownikom handlu praca w dni świąteczne odpowiada. Podobnie jak ja w swoim czasie cenią sobie dni wolne w dnie nieświąteczne, niektórzy pracują tylko w weekendy, na niepełny etat, dotyczy to np dorabiających sobie studentów, ale za to za wyższą stawkę.

Znam argument, że wielu praca w niedzielę nie odpowiada, ale moje doświadczenie mówi, że przy odpowiedniej stymulacji finansowej da się pokonać ten opór bez sprzeciwów a nawet wywołać pewną chęć pracy w niedziele.

Zaskoczeniem było dla mnie używanie przez tak wielu dyskutantów argumentu z religii, jako rozstrzygającego o konieczności wprowadzenia zakazu. 

Nie bardzo rozumiem, co ma ten argument za znaczenie w państwie, w którym stosunki między Kościołem katolickim (bo to przecież o niego chodzi, nie o inne denominacje chrześcijańskie, a tym bardziej o nielicznych religijnych żydów czy muzułman, których zasady religijne - bądźmy szczerzy - żadnego z dyskutantów, ani legislatorów nie obchodzą w najmniejszym stopniu) a władzą państwową oparte są na autonomii obu podmiotów. Autonomia, jakby ktoś nie wiedział, oznacza, że władza państwowa nie ingeruje w wewnętrzne sprawy Kościoła, ani Kościół nie narzuca swoich przekonań na działania państwa. O ile włądza państwowa jednak skrupulatnie, czasami aż nadmiernie skrupulatnie przestrzega rozdziału, to zupełnie inaczej sprawa się ma z władzą religijną, czego koejny przykład mamy właśnie w debacie o handlu. A przecież władza kościelna ma swoje środki, by upominać wiernych o świętowanie szabatu i nie musi uciekać się do używania przymusu państwowego, prawda? 

Nie rozumiem też, dlaczego władza państwowa miałaby pomagać Kościołowi w egzekwowaniu przepisów wynikających bezpośrednio z religii? To chyba jest sprawa między wiernymi a ich kapłanami  i ani policji, ani sądów świeckich nie powinno się do tego mieszać. 

Katolicy stanowią również mniejszość w społeczeństwie, wskaźnik dominicantes spadł w ciągu ostatnich lat poniżej 40% aktywnych uczestników praktyk religijnych, a więc tych, dla których praca w niedzielę, czy robienie zakupów w niedzielę byłoby niemożliwe ze względów religijnych. Powinni oczywiście mieć możliwość obrony swoich interesów i unikania zawodów, w których wymagana jest praca w ruchu ciągłym albo chociażby dyżury. Nie powinni być pracownikami kin, teatrów, komunikacji lądowej, powietrznej, morskiej, lekarzami, pielęgniarkami, pracownikami stacji benzynowych, nie powinni być zmuszani do wykonywania wielu innych zawodów. Ale przecież chyba nie są, nie słyszałem o takich przypadkach. Nie powinni też prowadzić jednoosobowych, czy też rodzinnych punktów handlowych, ale jeśli byłyby wprowadzone zakazy handlu w niedziele i święta, to powinni być nimi objęci w taki sam sposób, jak sklepy zatrudniające pracowników najemnych. Bo jeśli używa się władzy państwowej do egzekwowania przepisów religijnych, to dlaczego robić wyjątki? To demoralizujące. 

Z kolei żydzi, muzułmanie, a przede wszystkim niewierzący i niepraktykujący powinni być spod obowiązywania zakazu wyjęci. No bo niby dlaczego?

 

Chyba że Kościołowi ciągle marzy się ustanowienie teokracji w Polsce.

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka