Julian Arden Julian Arden
403
BLOG

Synowie Marty

Julian Arden Julian Arden Polityka Obserwuj notkę 4

(Dziękuję Johnowi Ringo za inspirację i za zwrócenie uwagi na wiersze Kiplinga)

Przygotowując kolejne projekty szkoleniowe i prowadząc ćwiczenia ochotników, mam jednocześnie w pamięci pokolenie, do którego tradycji często się odwołujemy, być może niezbyt wiedząc, na co powołujemy się w istocie. Warunki, które kształtowały armię naszego państwa i późniejszych żołnierzy Armii Podziemnej, były nieporównywalne do warunków współczesnych. Wojsko, które w latach 1939-1945 podjęło się obrony swego kraju, a potem zwalczało wrogów praktycznie na całym świecie, ukształtowało się w okresie odbudowy, w złych warunkach międzynarodowych i w kryzysie ekonomicznym, z którego Polska do wybuchu wojny ledwo się wydobyła. Mimo to nasza armia była armią obywatelską, o czym świadczy nie tylko zaciętość w stoczonych później bitwach i nieustępliwość wobec pokusy złożenia broni, ale także półmilionowa rzesza ochotników, którzy w okresie międzywojennym szkolili się w organizacjach paramilitarnych. Organizacje te nakierowane były na szkolenie do walki, bowiem wiedziano wówczas, że pokój nie został nam dany z nieba i raz na zawsze. Możliwe, że właśnie ten trudny okres w wysokim stopniu oczyścił nasz metal. Uderzony dał czysty dźwięk. Wówczas przegraliśmy, ale przegrywać można na różne sposoby. Nasz sposób nie należał do tych najgorszych.

Niezależnie od tego, co się twierdzi, żyjemy w czasach obfitości, o jakiej nasi dziadkowie mogliby tylko marzyć. Obfitość rodzi dekadencję. Gdyby dziś pojawiła się konieczność nagłego zmobilizowania wszystkich sił dla przetrwania, bardzo trudno by nam było dorównać pokoleniu rocznika 1920. Dziś słyszy się głównie o beztrosce i pustym życiu poświęconym rozrywkom, lub o przesadnej pogoni za sukcesami. Jest to naturalne zjawisko. Cywilizacja nadmiaru pozwala na demonstracyjne marnowanie czasu i środków i to jest koszt uboczny, jaki ponosi społeczeństwo osiągające jakie takie zabezpieczenie bytowe. W walce o przeżycie na takie bzdury nie ma czasu. Snobistyczne subkultury, upośledzone życie prowadzone niemal wyłącznie wirtualnie, niby-wojny kibiców piłkarskich, maniakalne uwielbienie idoli z telewizora, to wszystko zachowania ludzi, którzy nie mają poważnych zmartwień, za to dużo wolnego czasu i często wariują od tego. To wszystko przejawy dekadencji. Czy żałować tego? Nie sądzę. Czy życzyłbym swojemu narodowi zamiany względnego dostatku i poczucia bezpieczeństwa na taką walkę o przeżycie, w której wykuwają się silne charaktery, a słabsi giną? Za żadne skarby. To byłaby chęć powrotu do dawnych, złych czasów.

Pokolenie Kolumbów, Wielki Pokolenie amerykańskie lat 40. czy niezłomne męstwo Brytyjczyków głodzonych i bombardowanych przez Hitlera, to wzorzec na dziś nie do powtórzenia, bowiem stworzyły ich odmienne od naszych warunki i czasy. Co stanie się z nami, gdy staniemy przed takim wyzwaniem, przed jakim oni stawali? Tego nikt nie wie. Ludzie, którzy się nadmiernie rozpraszają, nie dadzą rady zebrać się w razie poważniejszej potrzeby. Nawet jeśli przypadkiem będą wiedzieć, którą stroną karabin strzela, nie będą pewni, czy strzelać i do kogo właściwie, dopóki nie będzie za późno. To koszt jaki ponosimy, cena lodówki, telewizora i zabezpieczenia emerytalnego. Mimo wszystko uważam, że warto go ponieść, ale to oznacza więcej pracy na później. Szkoląc się dzisiaj musimy dorównać nie postaciom z filmów wojennych, lecz skautom Małkowskiego i przedwojennym ochotnikom. Nie będziemy może tak przygotowani jak oni, ale doskonaląc się mamy wciąż nadzieję, że gdy zajdzie konieczność (która oby nie zaszła jak najdłużej), będziemy potrafili stać się żołnierzami-obywatelami. Że skoro dobry los nie chciał, abyśmy byli synami ewangelicznej Marii, to będziemy synami Marty.

"Synowie Marii nie troszczą się wcale
Wiedząc że z głowy nie spadnie im włos
Synowie Marty po matce dostali
Serce nabrzmiałe od żalów i trosk
Synowie Marty co dzień co godzina
Muszą się ostro brać z losem za łby
I dbać by na czas ruszyła maszyna
Żeby pociągi regularnie szły
Żeby się koła toczyły po szynach
I okręt w porcie jak pies u nóg legł
By synów Marii w wygodnych kabinach
Dostawić cało na bezpieczny brzeg

Synowie Marty rozkazują górom: ruńcie!
Rzekom wyschnijcie na wiór
I szczyt co czoła nie ugiął wichurom
Lawiną głazów już stacza się w dół
I już się rzeka płycizną ubogą
Zmienia w jałowy i otwarty szlak
By synek Marii przeszedł suchą nogą
Nie wiedzieć kiedy i nie wiedzieć jak

Błogosławieni są Marii synowie
To im w niebiosach kłaniają się w pas
I wszystkie dary znoszą aniołowie
I dla nich skarby niezliczonych łask
Z Bogiem usiedli w Świętych Pańskich gronie
I piją słowo z najwyższego warg
Swój los złożyli w pańskie dłonie -
Pan synom Marty włożył go na kark"
(Rudyard Kipling)

Raczej bezlitosny, ale w miarę uprzejmy. Od czasu, gdy cisnąłem w brata kielichem, wiele się zmieniło.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka