Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
3380
BLOG

Polscy imigranci się nie integrują

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Społeczeństwo Obserwuj notkę 111

Tytuł jest nieco na wyrost, nie wszystkich nieumiejętność integracji dotyka w równym stopniu, jak również różne fale imigracji mają swoją specyfikę integracyjną. Pamietam jeszcze z czasów moich początków w Szwecji jak spotykałem dystyngowanych przedstawicieli tzw starej emigracji, z czasów wojny lub nawet przedwojennych, którzy nosili się z elegancją lat 40-tych. Zresztą, zmiany mody powodowały, że szerokie spodnie i klapy marynarek znów stały sie hitem kilku sezonów w latach 70-tych. Jeszcze wcześniejsze fale imigracji z lat 20-tych - imigracja "galicyjska"  lub "buraczana", głównie sezonowych robotników rolnych do prac polowych w południowej Szwecji - zupełnie wsiąkły w społeczeństwo szwedzkie, choć jeszcze w latach 80-tych niektórzy potomkowie utrzymywali jakieś kontakty rodzinne z wsiami pochodzenia ich przodków (wysyłanie paczek do odległych kuzynów). Podobnie emigracja "romantyczna", Polek wychodzących za mąż za Szwedów w latach 60-tych i 70-tych wsiąkała bez oporów w środowisko.

Imigranci pomarcowi integrowali się dobrze, część z nich porzucała lub odrzucała związki z Polską, ale większość według badań socjologicznych przyznawała się do potrójnej przynależności narodowej a ich dzieci bardzo często wychowywane były po polsku, jak np obecny naczelny głównego szwedzkiego dzinnika opinii Dagens Nyheter, Peter Wolodarski, który bez przeszkód czyta po polsku i jest zaangażowany w polskie sprawy.

Nieźle adaptowała się do życia w Szwecji emigracja solidarnościowa, zwłaszcza ci z wykształceniem wyższym. Niektórzy, nie znajdując ze swoimi kwalifikacjami (humaniści) pracy na rynku prywatnym robili kariery akademickie, wielu otwierało niewielkie biznesy.

Wszystke te fale łączyło jedno - przekonanie o nieodwracalności decyzji o emigracji i świadomość konieczności znalezienia sobie pełnoprawnego miejsca w nowym społeczeństwie. Niektórzy ne mogli nawet myśleć o ewentualnych odwiedzinach w Polsce, dla innych kontakty z bliskimi "tam" stawały się sporadyczne, korespondencyjne bardziej niż twarzą w twarz.

Nowa imigracja, "unijna" nie ma tej świadomości. Częstokroć mówiąc "w domu" mają na myśli rodzinną miejscowość w Polsce, wielokrotnie traktują pobyt w Szwecji jako tymczasowy, nie wart więc wysiłku koniecznego do zadomowienia się w nowym środowisku. Tanie linie lotnicze, skype umożliwiają łatwo dostępny kontakt z rodzinami. Wielu z nich ma zresztą rodziny - żony i dzieci pozostawione w Polsce. Z moich obserwacji wynika, że nie jest to dobre rozwiązanie dla nich samych i dla pozostawionych w Polsce rodzin. Często zresztą to żony odmawiają przyjazdu do Szwecji.

W ostatnich latach miałem intensywny, często codzienny kontakt z grupa ponad 200 polskich imigrantów unijnych, zatrudnionych w szwedzkich firmach, głównie w branży budowlanej. Proszę mnie źle nie zrozumieć - to byli częstokroć doskonali fachowcy obdarzeni inteligencją, wiedzą życiową i doświadczeniem. Niektórzy z nich byli moimi nauczycielami w nowych dla mnie okolicznościach zawodowych, bez ich cierpliwości dla mało rozgarnietego ucznia nie poradziłbym sobie, za co jestem im wdzięczny.

Ale - z grupy tych 200 być może 10 (15 jeśli wliczyć elektryków) uczyło sie szwedzkiego na darmowych(!) kursach językowych. Zdarzało się, że szwedzkiego nie znali nawet brygadziści, a jesli znali to w stopniu nawet nie podstawowym. Mimo że zapędzałem do nauki, wierciłem dziurę w brzuchu, namawiałem i przekonywałem, mimo że wiedzieli, że nawet podstawowa umiejętność językowa otwiera im drzwi do całego szwedzkiego rynku pracy. A specjaliści są cenieni, tylko muszą potrafić porozumiewać się z kolegami z brygady i muszą rozumieć wydawane polecenia. Paradoksalnie, lepeij to wyglądało, gdy lądowali, z różnych przyczyn, na bezrobociu. Uczestnictwo w kursach językowych było przymusowe, kursy językowe służyły również jako introdukcja do szwedzkich instytucji życia publicznego, proste czytanki opowaiadały o podatkach, ubezpieczeniach, kredytach, służbie zdrowia, obyczajach itp. Sam zresztą sporządziłem taki kilkunastronicowy podręcznik orientujący w prawach nowoprzybyłego. Właśnie kilka dni temu zadzwonil do mnie jeden z byłych pracowników, by mi powiedzieć, że po okresie bezrobocia i przymusowego kursu językowego znalazł pracę zgodną z jego właściwymi kwalifikacjami i do tego o 50% lepiej płatną, a poza tym żona z dziećmi wreszcie wprowadziły się do Szwecji. Jeszcze inny miał za sobą tragiczniejszy epizod, spowodowany kompletną niewiedzą o zasadach obowiązujących w szwedzkim społeczeństwie, ale zaczął wychodzic na prostą, również dzięki kursom językowym (i wsparciu rodziny).

Brak znajomości języka odbija się na szansach integracji na poziomie podstawowym. Mimo osiedlenia w Szwecji od wielu lat wielu Polaków z imigracji ekonomicznej ostatnich lat ma zupełnie nieuporządkowane sprawy urzędowe, począwszy od uzyskania numeru ewidencyjnego personnummer, przez brak rejestracji w Kasie Chorych, Kasie Emerytalnej, Kasie Bezrobocia. Ci ludzie nie składają deklaracji podatkowych, mimo że pracodawca odprowadza za nich szablonowy podatek i mimo że mają prawo do różnych odpisów podatkowych, w sumie kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy koron należnego zwrotu nadpłaconego podatku. Gdy przydarza im się nieszczęście są zupełnie bezradni i bezbronni. Nieubezpieczeni płacą prywatne stawki za leczenie, a te zaczynają się od bodaj 2500 koron w przychodni lub wyjeżdżają do Polski, gdzie też nie mają ubezpieczenia, ale koszty prywatnego leczenia są niższe. Gdy nadejdzie starość, nie będą mogli liczyć na emeryturę wypracowana przez lata pracy w Szwecji.

Ich orientacja w kraju osiedlenia jest znikoma, częstokroć skrzywiona lub zupełnie błędna. Informacje o Szwecji czerpią z ust do ust (to są czasami horendalne bzdury), z różnego rodzaju stron i forów inernetowych, w których niemałą rolę odgrywają strony organizacji rasistowskich, prowadzących aktywną działaność propagandową w polskich środowiskach, typu Stop Islamizacji Europy, wreszcie w grupach towarzyskich na facebooku, w tym również w grupach zamkniętych, co oczywiście nie przeszkadza policji w inwigilacji w razie potrzeby. Wreszcie ze stron internetowych polskich gazet czy z programów polskich stacji telewizyjnych(!).

Ilustracją takiego stanu rzeczy są wręcz przykładowo ostatnie wydarzenia w Nynäshamn, o których pisałem wczoraj (http://tekstykanoniczne.salon24.pl/695756,jednak-cale-te-multi-kulti-to-porazka). Podobno wszystko zaczęło się w kolejce dojazdowej od portu promowego w Nynäshamn do Sztokholmu. Podróżująca nim dziewczyna w towarzystwie matki była zaczepiana przez grupę młodych ludzi "azylantów" czy przez jednego "azylanta" - choć oczywiście nie wiadomo czy rzeczywiście byli azylantami.  Incydent nie został zgłoszony policji, natomiast został szeroko opisany na jakiejś stronie na facebooku. Według ofiary nie zgłosiła ona zaczepek na policję ponieważ policja, według niej, nie reaguje na zgłoszenia przeciwko imigrantom i obawiała sie bliżej nieokreślonych represji. To wszystko, moi drodzy, to wierutna bujda, ale taki jest właśnie charakter tych informacji przekazywanych z ust do ust, przedstawiających działanie szwedzkich instytucji w krzywym zwierciadle. Na jednej z zamkniętych grup facebookowych zaczęli zmawiać się Polacy do rozprawienia się z "azylantami". Na  cel swojego ataku wybrali ośrodek dla azylantów w okolicy Nynäshamn, nie wiedząc nawet, czy któryś z rzekomych napastników w ośrodku zamieszkiwał. W ośrodku mieszka zresztą wiele rodzin z dziećmi i otrzymał on wzmocnioną ochronę policyjną. Ciekawostka, podobno wśród zatrzymanych był jeden Ukrainiec. To zapewne jeden z milionowej rzeszy ukraińskich "uchodźców" w Polsce, który po otrzymaniu europejskiego zezwolenia na pobyt stały, podobnie jak ci Ukraińcy, których spotykałem, mógł przenieść się do Szwecji.

Nieznajomość zasad i zwyczajów społecznośći, w której się mieszka prowadzi zresztą do nieporozumień i niekiedy tragicznych kolizji. Bosz, ile to ja pogadanek wygłosiłem o tym co wolno, a czego nie wolno, ile ja się nasłuchałem i napatrzyłem na przykłady wyskoków anarchicznej polskiej duszy, ile ja się nie nasłuchałem "nie będzie mi głupi Szwed mówił".

Krótkie wyjaśnienie, dlaczego elektrycy uczą sie szwedzkiego. Aby uzyskac szwedzkie uprawnienia, choćby w stopniu podstawowym BB1. Inaczej w zasadzie nie mogą wykonywac zawodu, choć i te ograniczenia da sie obejść. Bo przecież "nie będzie mi głupi Szwed mówił".

Konkluzje? Moi drodzy, nie będę wam "pisał na nosie". Sami sobie wyciągajcie wnioski.

PS. Anonimowa ofiara i jej matka (!) co prawda nie zgłosiły molestowania na policję, ale za to dały wywiad do nyanser.se, strony dość specyficznej.

Z wywiadu:

Matka kobiety narażonej (na molestowanie) mówi w trakcie rozmowy, że jutro (tzn 10 lutego) złożą zgłoszenie na policję.

Dlaczego nie złożyłyście zgłosszenia o przestępstwie wcześniej?

- Obawiałysmy się, że nasze słowa nie będą wzięta na poważnie - mówi matka kobiety.

Co macie na myśli, że wasze słowa nie będą wzięte na poważnie?

- Polacy w Szwecji sa przedstawiani jako rasiści i naziści przez szwedzkie media i bałyśmy się, że zgłoszenie mojej córki nie zostanie wzięte na poważnie ponieważ chodziło o mężczyzn z ośrodka dla azylantów - mówi zrozpaczona matka do Nyanser.

 

I skrivande stund säger mamman till den drabbade kvinnan att de under morgondagen ska uppsöka polisen för att göra en polisanmälan.

Varför har ni inte gjort polisanmälan innan?

– Vi var helt enkelt rädda för att våra ord inte skulle tas för allvar berättar mamman till den drabbade kvinnan.

Hur menar ni, att inte era ord tas för allvar?

– Polacker i Sverige har målats ut som rasister och nazister av svenska medier och vi var rädda för att min dotters anmälan inte tas på allvar när det var män från ett asylboende säger den förtvivlade mamman till Nyanser.

W związku z czym ofiara zgłosiła molestowanie na facebooku.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo