Kadmon czerwcowy br.  By Kadmonowa
Kadmon czerwcowy br. By Kadmonowa
adam kadmon adam kadmon
430
BLOG

Katharsis *

adam kadmon adam kadmon Kultura Obserwuj notkę 9

 

           

                                          /   pamięci wszystkich , których  Dom nie ominął  /

 

          

W języku greckim katharsis – oczyszczenie , jest rodzaju żeńskiego.Pewnie ma moc lunarną – jako archetyp kultury , kiedy  ścierały się z sobą na niebiosach  - pierwiastek żeński (dawniejszy) , z agresywnym ,męskim.

……………………………………………………………..............................................................


dom jest zły niepokorny żyje podskórną strukturą

szalbierczo udając przychylność empatię

uległość planom daje się zmieniać naprawiać

tworzyć aranżować przestrzenie ale

to dom zły tylko nie wiedziałem jak dosłownie

 


jak bardzo

zaciążyły w nim i na nim przypadki których był

niemym udziałem wiem że nie warto

 rozwodzić się muszę tylko zacząć myśleć o tym

co ma szczególnego do powiedzenia i komu ten właśnie

tekst  jeśli nie w pierwszej kolejności mnie samemu stop

 


muszę wyjść przed dom na taras skierowany

na południowy zachód podreptać w ciemnię

sam absolutnie

wolny od zewnętrznego przymusu i tam rozesłać

szarobiałe płótna złożyć jedzenie miód wino wodę

może poświęconą dwa zapalić lampiony potem

jeszcze dwa

aby jasnym się stało że skierowane z nich światełka

 w cztery świata strony i rozpalić ognisko bo nie powinny

zbłądzić nie szukać przybyć na ten swój tymczasowy

cmentarz z którego tak myślę nie wyzwoliły

nigdy do końca

lecz za dnia krążą z resztą przecież do samego nie

wiem do samego nie pojmuję siebie

cóż to jest jeśli niezakamuflowana szczerość


wszak jeszcze żyję ciało moje trwa tu teraz jednak coraz

bliżej z każdym dniem oddechem bólem obciachem i

wszystkimi omyłkami które miałem okazję nie tak

miało być podobno człowiek panem swego losu

żaglem sterem okrętem gówno prawda nie tak miało być

chociaż czy odpowiadam za dolę niedolę rodziców teściów

ludzi którzy w ten dom zaszli i nie wyszli nigdy

żywi nie wiem bo chodzi o żywot ich inny

czy to dom przeklęty czy tylko świadomość przeklęcia

czyni mi go nieznośnym co pamiętam co pamiętam

czego

nie konfabuluję nie retuszuję nie sprawiam

że bajer i pic

 


kupiłem go 19 może już 20 lat temu na drugiej licytacji

dając podbijaczom w łapę iżby się walili i precz

poszli tak było kupiłem go na urodziny mojej kobiecie

ten zakup miał coś mówić coś symbolizować dać realną

możliwość powrotu do siebie ale to zły dom był zepsuty

wtedy może mniej a jednak

 


mój stary w nim umarł nawet do tej pory nie mogę się

nie potrafię w sobie

przemóc by powiedzieć ojciec mój ojciec mój sprawca

gdy w mieście umarła mi matka na szpitalnym

łóżku bredząc w terminum że ją z domu wygnał i

musi się tułać gdy tak umierała na ponowę raka nie chciała

leczyć więc kiedy umarła umęczona nienawiścią

do starego do siebie go wziąłem na wieś

by dotrwał

 

 

w 84 w listopadzie trafiliśmy na nią w ramach emigracji wewnętrznej

nie wszyscy mieli na zachodzie znajomych rodzinę determinację 

zatem wziąłem go na wieś a on po zapaleniu opon mózgu w roku 40

 daleki od uczuć wyższych próbował tu rządzić emerytowany urzędnik kolei

pracowita mrówka jego pracowitość dawała bezsensy ludzie podziwiali

że taki przedwojenny wiem był kimś zupełnie innym nim go dopadła

ta choroba mózgu w roku 40 nim skrzypce pożegnał

w nowowilejce pod wilnem mógł tylko ocaleć lub umrzeć

ocalał nieleczony jednak okaleczony potem już tylko miał działkę

zakładową i króliki w głowie wpierw z pierwszą potem z drugą żoną

moją matką

 

 

przyjechali z wilna już w 45 poznali się tutaj w godzinę

przed zgonem  stalina na zachodnich kresach ona wdowa

po wojaku pierwszej armii a on rozwodnik i rogacz i rogacz


śnił się mi gdy umierał na specjalnym łóżku kilka godzin

wcześniej odmówiłem mu ostatniej fajki bo by się udusił przecież

mi umierał na raka konchy usznej nowotwór zżarł mu oboje

tych słuchów  czułem i widziałem gnijące

 i wgryzł się do głębi w czaszkę wykopał w niej krater

też bredził

śnił się mi gdy martwiało jego prawie 90 letnie ciało szedł estakadą

ku górze wrzasnąłem do niego gdzie masz laskę stary co się stary

śpieszysz


machnął mi ręką na odczepnego i pomaszerował żwawiej

tyle go widziałem poszedłem obudzić córkę i moją kobietę już to

już to powiedziałem


widziały  słyszały obie jak mnie przeklinał bluzgał i wołał milicję

tako czyni rak gdy z uszu wgryza się w sam

środek czaszki a to co

pożarte strużką wypływa i śmierdzi  rozkłada

 pochowałem go w mieście obok matki by dalej ucierali się z sobą

po wieczność po rozsypanie nagrobka

stop

 

pomijam inne stygmaty  śmiertelnych wydarzeń

przecież były złe niepojęte nie do przewidzenia

bibliotekarka krystyna  tu zawisła na swojej własnej pętli

myślę o niej jak o kimkolwiek w którym wypalona miłość

do samej siebie taki nie inny znalazła tu finał

resztę trzeba  pozamykać milczeniem odgrodzić zapomnieć

ogniska złej aury chociaż odczuwają je pies kot

józef mag cichy pokorny człek z wahadełkiem 

w ręku

 

 

czy jeszcze panuję nad narracją i czasem pamięć z wrażeniami

zatacza koncentryczne kręgi gdzie się zachodzą

już jestem sobą

umęczony boże jak mam dość tych lat bez większego sensu więcej

pewnie ludziom

 dałem niż zyskałem od nich dobre chociaż to że jeszcze pamiętają

odezwą się czasem z wyjątkiem pracy w enerdówku

nie byłem za granicą lecz w polsce małej niby

zdarzyło się lat kilka polskę poznawać prawie od podszewki

od kamiennego przyglebia od tętna

najpiękniejsze były spotkania z ludżmi oni niektórzy

jeśli nie pomarli w okolicznościach i wypadkach pamiętają jeszcze

wszyscy ulegliśmy zmianie i płaczemy

nad swoją młodością przecież nie

raz bywało o nocnych polaków rozmowach wyjść na loggię


jestem królem zwierząt boże co się z nami stało

 


to był zawsze dom użyteczności publicznej za niemca knajpa

potem gdy wreszcie się wziąłem za oczyszczanie piwnicy ile urządzeń

służących szwabowi odkryłem nawet dwie wewnętrzne pompy

za polski wpierw gmina  urzędy

wpierw za polski gmina i koleją losów stamtąd do

przyszłej wieczności do mojego teraz

 

 

 cóż trzeba rozłożyć te światła ogniska rozpalić oni

przyjdą na obiatę niemi i spragnieni ciepła w duszokształcie

którego nikt

nie chce nikt nie pożąda a droga zamknięta ani w tę

ani w tamtą stronę przyjechał szwagier mąż młodszej siostry

mojej kobiety na rekonwalescencję bo spadł z rusztowania z szyją

w kołnierzu ortopedycznym z żalem i pretensją w sercu


przyjechał by oddychać swojskim powietrzem rodzinnych stron

dzieciństwa szczeniaczego bytu

ze Śląska z Tarnowskich miał chęć pogadać pożalić się szczerze

nie niestety nie zdążył pani kiru szybsza sprawna lecz

  co było począć poszliśmy na taras on ja wuj pszczoła aby go

słuchać i aby się napić a pszczoła był serdeczny od dziecka przyjaciel

razem się chowali z tym szwagrem ze Śląska i szwagier

w pewnym momencie powiedział wiedzcie chciałbym tu na końcu

przyjechać by umrzeć być pochowanym między swoimi

a

nie tam daleko kurwa tak daleko boże

 


o północy obudził bolało go bardzo nim żeśmy wezwali doktorkę

co miejscowa była  umarł mi na rękach w męce ekspressowej bo to

był zawał i wylew  po prostu go ścięło

i  po chłopie miał lat 51 proszę przyjść rano po akt

zgonu powiedziała medycznie

 przecież po północy dobrze już było a przyszedł niebawem

dobudzony wuj pszczoła pochylił się nad sztywniejącym

 przy kominku w salonie wyprężonym

leżącym na odlew z całej siły chlasnął mówiąc nie miałeś kiedy

i gdzie piznąć w kalendarz khuyu oszczany i zaniósł się płaczem

bolesnym z duszy serca

gwałtownym bo to byli druhowie od dziecka już wiesz

o czym myślę jeśliś dotarł do tego fragmentu bo to jest dom zły

albo inny przemieniony rozdarty szaleństwem

 

 

w którym dwoje ludzi na  wielu metrach wzajem się obchodzi niczego

nie pamięta a co ich podnieca to niechęć niezgodna wszystko wypaliło

już się nie poznają to nie jest ten szczupły chłopak co dla niej

marzenia porzucił pokłonił do cipki

to nie ta laska którą zapamiętał pod żaglami z którą przez

lat tyle a tyle może nawet więcej byli jedno

trzymając sztamę przeciw

wszystkim i wszystkiemu normalnie przecież tak trzymać trzeba

lecz

to dom zły a może przeklęty jeszcze dwa tygodnie temu tak

nie widziałbym tego odrzucając myśl całą tyleż

odrealnioną absurdalną odległą zmysłom

co śmieszną a jednak się nie da chociaż były tu modły i kropidło

było

wiem o tym ja także rozniecam tę złą energię która nas osacza

tego niestety nie można wywietrzyć

 

 

 nie jestem ekshibicjonistą jestem gościem który dwie

niedziele temu w lesie tajemnic i magii coś zyskał i coś bezpowrotnie

stracił bankowo

cynizm w 40 procentach sceptycyzm w 40 procentach

racjonalizm trzeźwość w tej samej proporcji i to jest szaleństwo

nad którym nie panuję lub gdy inaczej widzieć

panuję chociaż doprawdy nie wiem jak długo tak mogę

 


com zyskał nie powiem jeszcze nie przywykłem jest druga

dekada nowego stulecia boooże ile jeszcze  można


nie śpiesz się oceniać raz na dwa trzy lata pozwolić sobie

należy na wiwisekcję czy to jest szczere skąd

samemu wiedzieć

wszystko subiektywne w tym domu z usherów

jest paradna kpina słowotok myślodrżenia tętno

 

co ze mną do ostatniej salwy co z sobą zrobiłem 

 

 

niczym świetlik powraca znów tutaj widzę co widzę

Jezu to promyk nadziei czy kolejna mara

 

___________________________________________

_____________________________ __ _____________               

* Tekst w stosunku do pierwotnego , modyfikowany parokrotnie.

Dla edycji w papierze.

autor A.K.

 

adam kadmon
O mnie adam kadmon

Jestem istotą czującą , która swoje przeżyła.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura