niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
478
BLOG

pan Wiesiek albo pisma do administracji

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Społeczeństwo Obserwuj notkę 7

Znajomość z panem Wieśkiem zaczęła się mało obiecująco. Mogła się też od razu skończyć, właściwie. Było tak: wyrzucałem śmieci do pojemników na segregowane: tworzywa sztuczne, szkło, papier. On stał obok, mało zdecydowany, który bardziej go interesuje. Do czasu, gdy wrzuciłem tę książkę. Wtedy coś w nim pękło, zareagował:

- Panie, coś pan, książki wyrzucać, i to z ładną okładką, no w głowie się wam poprzewracało, mieszczuchy syte.

- To weź pan, przeczytaj, sam oceń – odparłem. – Próbowałem, no nie da się, po mojemu się nie da. Proszę, bierz pan – wsadziłem mu tom w rękę.

Pomruczał jeszcze na pohybel rozkapryszonemu przedstawicielowi klasy, którą uważał za próżniaczą i tylem go widział.

Za jakieś dwa tygodnie natknąłem się na niego ponownie. Poznał, wręcz szukał okazji do rozmowy.

- Masz pan rację, tego się nie dało strawić. To tylko na przemiał. I wie pan, co najgorsze, tam była dedykacja, że żonie i dzieciom, bez których byłby nikim. No, ja kawał życia widziałem, ale to mnie zupełnie dogięło do gleby. Taka dedykacja, jużem się rozrzewnił, a całość tak kiepsko napisana, panie, rozwlekle, nudno, z zadufaniem wielkim jak Syberia. Jedyny pomysł na tekst to to, by komuś dosolić, za każdym razem po kimś jedzie. Żadna literatura, różne rzeczy się teraz wydaje, ale to przegięcie jest. Skąd pan to miałeś?

- A, znałem kiedyś facia, to załatwiłem sobie, żeby zobaczyć jak tam sobie radzi. No i nie zmogłem.

- Dobrze, żeś pan wywalił, jeszcze by dzieciom do rąk trafiło, gust spaczyło. A nic gorszego jak w młodym wieku gust sobie spaczyć.

- Wie pan – odparłem – ja książek nie wyrzucam, raczej tak jak pan, nawet gdy przy śmietniku leżą to przejrzę, wezmę skwapliwie, gdy natknę się na coś przydatnego. A pan czyta czasem?

Tu go miałem. Rozgadał się o swoim życiu, o namiętności do literatury, własnych próbach, polonistyce, którą kiedyś zaczął. – Wie pan – mówi – ja tam grzebię głównie w tym pojemniku z papierem. Pieniędzy z tego prawie nie ma, wiadomo idą: flaszki/puszki/złom, ale ten papier zadrukowany mnie frapuje, nadal.

I tak zaczęliśmy gadać, przypadkowe spotkania, od słowa do słowa wygadałem się i o sobie. Dostałem za swoje, teraz woła mnie na ulicy „magister”, dobrze, że żona jeszcze nie usłyszała. Gadamy sobie o literaturze, Wiesiek jest w te klocki naprawdę dobry, panegiryków od niego się nie wyciągnie, nie bredzi jak krytyk, przeżywa co czyta, coś jakbym Hańtę od Hrabala spotykał, a i o warsztacie ma pojęcie niezgorsze.

I Wiesiek któregoś dnia tak:

- Magister, mam dla ciebie frykas. Mój kumpel, co po śródmieściu myszkuje, przyniósł mi coś. Wiesz, on chodzi tam, gdzie ponoć jakiś literat mieszka, książek, jak mówi mój kumpel, więcej wydał niż kumpel półlitrówek wypił, a on, ten znajomek, może się mierzyć tylko z bokserem K., co kiedyś więcej wypijał flaszek niż spędzał godzin na treningu. Po każdej zaś mówił, że dobra była, kto wie, czy nie lepsza od poprzedniej, może najlepsza, jaka mu się trafiła. No, i ten kumpel wyniuchał papierzyska, że niby brudnopisy tego literata. Nie wierzyłem mu, póki nie zobaczyłem, jak ten Tomasz, no przejrzałem i to jest frykas, magister, jak cię lubię, możesz mi wierzyć a więcej nawet, jestem w stanie się tym z tobą podzielić za drobną rekompensatę. Nie żeby Joyce czy Proust, wiesz sam, że literatura wyczerpała swe możliwości, ale to jest rewela, no rewela, magister, czyli objawienie jak na rewelę mówią Angole. U nas, wierz mi, od czasu Próżni doskonałej i Wielkości urojonej nie natknąłem się na lepszy pomysł na tekst. Po linii epistolograficznej, ta – jak wiesz – jest jak kot, tyle ma żyć. Żebyś zaś kota w worze nie brał, za jedyne dwa złote dam ci próbkę. No, okazja, dla mnie też, w tym tanim sklepie akurat mają dziś Grolscha, arcydzieło mistrzów holenderskich, no wiesz, data ważności do pojutrza, za dwójkę. A wiesz też, że ja do mistrzów i arcydzieł mam rzadką słabość. To jak?

Zrobiłem mu tę dwójkę, nawet dwukrotnie, jak zobaczyłem próbkę. A sam też po Grolscha zaszedłem. Teraz mam zagwozdkę, brać to czy nie brać, w cudzych kubłach nierad grzebię, chociaż niejeden chciałby odrzuty literackie przeglądać, ja tam nie za bardzo mam takie ciągoty, ale próbka jest zadziwiająca, w każdym tego słowa znaczeniu. Pan Wiesiek się zna, naprawdę.

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo