Świat się poprawia. Jest coraz lepszy. Wszystko za sprawą uwolnienia ludzi od zależności. Najpierw od obowiązku służenia osobnikom bardziej uprzywilejowanym, potem od konieczności napędzania własnymi mięśniami maszyn, następnie od nużących a ciągle powtarzających się prac. Wszystko to zostawia czas na myślenie, a z tego wynikają czyste profity.
I tak James Watt zablokował wprawdzie konkurencję patentując swój silnik parowy z komorą kondensacyjną i regulatorem obrotów. Przez kilkadziesiąt lat nie było w tej dziedzinie postępu, ale sześciuset użytkowników wyprodukowanych przezeń silników stało się bogaczami. Więcej, zbudowali potęgę przemysłową Anglii. Kiedy zaś podczas napoleońskiej epopei tkackie maszyny z Manchesteru nielegalnie zaczęto produkować we Francji, gdzie je zresztą zautomatyzowano, świat wszedł w epokę pary i elektryczności. Wymiana handlowa nie znosiła bzdurnych ograniczeń nakładanych przez autorytarne rządy, rozwinęła się demokracja, rozszerzał się pokój.
I mamy. O ile jeszcze w pięćdziesiątych latach ubiegłego wieku wojny odbierały życie około sześciuset tysiącom ludzi rocznie, to w siedemdziesiątych już stu tysiącom mniej, w osiemdziesiątych jeszcze kolejnym stu tysiącom mniej, w końcu dziewięćdziesiątych lat już „tylko” 125 tysiącom. To były czasowe szczyty ilości ofiar, bo między nimi liczba zabitych spadała znacznie. Obecnie ginie w wojnach poniżej pięćdziesięciu tysięcy ludzi rocznie.
Odsetek populacji ludzkiej, żyjącej w skrajnym ubóstwie spadała wolniej, ale proces wychodzenia z niego ruszył już w XIX wieku. O ile więc w 1820 roku 95% ludzi żyło w ubóstwie, a 85% doświadczało skrajnej odmiany tego nieszczęścia, to w 1900 roku te liczby są o 10 punktów procentowych mniejsze, w 2000 roku tylko 55% ludzi dotyka bieda, a 25% cierpi nędzę. Odsetek zaś ludzi, których dzienny dochód był mniejszy od 1,25$ zmniejszył się od 1981 roku do 2010 z 52% do 21.
W ubiegłym wieku wzrosła też przeciętna długość życia. W 1900 roku w USA było to około 40 lat, w Indiach o ponad dziesięć lat mniej. Teraz Amerykanie osiągają przeciętnie osiemdziesiąt lat życia a Hindusi sześćdziesiąt pięć lat. Ten ostatni wskaźnik najlepiej oddaje poprawę warunków życia ludzkości.
Wszystko to obserwujemy niezależnie od rosnącego zanieczyszczenia środowiska, kryzysów w państwach rozwiniętych i wzrostu przestępczości oraz konfliktów społecznych, religijnych, czy nawet narodowościowych, trapiących obrzeża cywilizacji.
Świat się naprawia niezależnie od utyskiwań na rzekome zepsucie, w jakim grzęźnie. Zdegustowani zaś utratą znaczenia ortodoksi opowiadają stale te same bajdy o niewdzięcznej i egoistycznej rzekomo młodzieży, zapisane w papirusie, odgrzebanych gdzieś bodaj w zgliszczach biblioteki aleksandryjskiej, spalonej u schyłku starożytności w buncie ludu przeciwko libertyństwu ówczesnych uczonych.
Komentarze