Prezes Kaczyński ma chyba kłopot ze swoimi..., którzy mają dziwne skłonności i znajomości oraz kopią interes, podrzucając mu kukułcze jaja.
I tak, podczas jego krótkich rządów wrzucono mu pomysł na uczynienie honorowym konsulem Rosji pewnego biznesmena oraz - wcześniej - na dopuszczenie go do informacji niejawnych. A dziś wypuszczany jest na ganienie tamtych - własnych i swoich współpracowników - decyzji. Złośliwość lub amnezja, co też nie jest do usprawiedliwienia.
Teraz wyszła sprawa z tajemniczym ochroniarzem pana Prezesa. Otóż, facet był karany i zaliczył odsiadkę w więzieniu, a przedstawiciele firmy ochroniarskiej, która bierze - miesięcznie - 100 000 zł za zapewnienie bezpieczeństwa prezesowi Kaczyńskiemu tłumaczą się, iż nic o tym nie wiedzieli. Więcej, wmawiają teraz publiczności, iż facet pracował tylko, jako wolontariusz przy rozwieszaniu plakatów, gdy widziano go... przy panu Prezesie, z mikrofonem w marynarce i ze znaczkiem firmowym w klapie. Jednak - wg nich - takie gadżety można dostać w każdym sklepie. Dziwne.
To ostatnie przypomniało mi pewnego upośledzonego chłopaka, który w czasach, gdy byłam jeszcze uczennicą szkoły podstawowej, próbował straszyć ludzi, wmawiając tym napotkanym, iż jest agentem CIA i może ich zwinąć. A na dowód pod kołnierzem marynarki miał przypięty znaczek... ZUCHA. Ale tego typu akcesoria rzeczywiście można było nabyć w sklepach, Składnicy Harcerskiej.
Bezrozumne tłumaczenie można przyjąć z pobłażaniem od osoby chorej, ale nie od - niby poważnej - firmy, która ma chronić - za grubą kasę - bezcennego, acz kosztownego, szefa największej partii opozycyjnej w Polsce. To brak profesjonalizmu i narażanie klienta. Prezes Kaczyński powinien się zastanowić, kto mu taką "kukułczą" firmę podrzucił i jaki miał w tym cel. Na Tuska nie da się tego zrzucić, więc to swoi kręcą mu taki kogel-mogel.
