Należę do powojennego pokolenia, a więc wojna była obecna w domu moich rodziców, tak jak chleb powszechny.
Ja starałem się, żeby moje dzieci były dobrze poinformowane o wojnie, jej okrucieństwach i skutkach, ale jednocześniedbałem o to, żeby moi rodzice niezbyt cząsto mieli okazję do wymuszania na wnukach jednostronnego spojrzenia na obraz wojny – tylko z ich pryzmatu.
Gdy moi rodzice przenieśli się na miejsce wiecznego wypoczynku, to ja myślałem, że z takim zjawiskiem, jak wojna, nie będę miał kontaktu tam gdzie mieszkam (a mieszkałem oczywiście w Polsce).
Tak się jednak złożyło, że 20 lat temu wylądowałem w Ukrainie i ... wojna odnalazła mnie sama.
Niby ona trwa na Wschodzie Ukrainy, ale wojska faszystowskiego reżymu Put-Pota stoją w odległości dwóch godzin od Kijowa, a to już zmusza do myślenia.
Żyję pełnocennym rodzinnym życiem i tak się złożyło, że jestem najstarszym członkiem pewnej ukraińskiej rodziny, przez co jestem uważany za jej głowę.
ATO odnosi coraz większe sukcesy i ponosi coraz większe straty.
Już nie wystarcza tego"mięsa armatniego", które zostało wysłane na Wschód Ukrainy w pierwszych dwóch mobilizacjach.
Ogłoszono trzecią mobilizację – częściową.
I właśnie ta mobilizacja uderzyła w drzwi domu naszego rodu.
Wezwania do armii otrzymali: syn siostry mojej żony i jej zięć.
Nie byłoby w tym nic strasznego (ktoś przecież musi bronić ojczyzny), gdyby nie pewne ale.
Ukraina ma ponad milion oficerów zapasu, w tym ponad 250 tyś. weteranów Afganistanu, którzy nie mogą się doprosić, żeby im wydali broń i nie przeszkadzali wygonić z terytorium Ukrainy nie tylko terrorystów, ale i armię agresora.
Do armii mieli być powołani tylko specjaliści potrzebni dzisiaj w armii. To mieli być rezerwiści.
Syn siostry mojej żony i jej zięć nigdy nie służyli w armii. Gdy ich wyślą na front my będziemy musieli zebrać pieniądze na zakup dla nich chełmów kewlarowych i kamizelek kuloodpornych. Umundurowania i innego wyposażenia.
Już nie wspomnę o przyborach nocnego widzenia i ... amunicji.
Z tą amunicją, to na pełnym seriozie!