Ryuuk Ryuuk
2730
BLOG

Muszkiet i proch

Ryuuk Ryuuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Bitwa pod Gniewem (22.IX – 29.IX – 1.X.1626). Pierwsza porażka husarii.” Tak w roku 1966 swój artykuł zatytułował Jerzy Teodorczyk. Tezy poszły w świat, który gładko je zaakceptował. Z punktu widzenia „historycznego” obraz muszkieterów rozstrzeliwujących naszą jazdę zgadzał się z obowiązującymi tezami o dominujących już wtedy jednostkach strzelczych. Z punktu widzenia „cywilizacyjnego” wyższość wojska zachodniego (nowoczesnego) nad wschodnim (prymitywnym) była również mile widziana.

Prawda jest jednak taka, że nie było żadnego „rozstrzelania husarii”. Bitwa pod Gniewem skończyła się remisem, Polacy ocalili Gdańsk przed oblężeniem, Szwedzi zaś nie stracili Gniewu. I trzeba wyraźnie zaznaczyć, że husaria wcale nie poniosła żadnych wielkich strat, zaś broń palna absolutnie nie okazała się tak zabójcza. Może to się wydawać śmieszne, ale największy sukces w tej bitwie odniósł nie szwedzki muszkiet, tylko szwedzki rydel …

Faktem jest, że najważniejsze dla armii Gustawa Adolfa było uniemożliwienie działania polskiej jeździe, a mógł to zrobić tylko w jeden sposób - poprzez kopanie rowów i budowanie szańców, czyli wojując „po holendersku”. Wydatnie mu w tym pomogła charakterystyka terenu, już z samej natury bardzo utrudniająca działania jazdy. Tylko dzięki tym wszystkim czynnikom Gustaw Adolf ocalił swoją armię, bo gdy dochodziło do walki na otwartym terenie, to wojska szwedzkie zwykle dostawały lanie. Podobno szwedzki władca obserwując działania husarii miał tak zawołać: „O gdybym miał taką jazdę; z moją piechotą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu!”.

Warto rzucić kilka słów odnośnie muszkietu, owej sławnej broni, która wedle powszechnych wyobrażeń miała być tak skuteczna.

Muszkiet to w zasadzie tylko udoskonalony arkebuz, wyposażony w zamek kołowy lub skałkowy. Broń o kalibrze dochodzącym nieraz do 25 mm, wadze 4 kg i więcej, której ładowanie trwało 20-30 sekund. Gdy się z takiej broni trafiło, to faktycznie powodowała ona paskudne rany … gdy się trafiło! Różnego rodzaju autorzy książek i felietonów piszą o kilkusetmetrowym zasięgu tej broni, pojawiają się nawet brednie o ponad kilometrowym:) W rzeczywistości efektywny zasięg tej broni wynosił do 50 metrów, na większe dystanse (może 100-150 metrów) mogli strzelać tylko bardzo dobrzy strzelcy z doskonale wykonanej broni, używając dokładnie dopasowanych kul, dobrego prochu i … przy dobrej pogodzie:)

Skąd takie mizerne parametry? Muszkiet był po prostu nieporęczny, co bardzo utrudniało celne strzelanie, nawet z użyciem forkiertu. Proch nie był wtedy dobrej jakości, do tego odznaczał się ogromną wrażliwością na wilgotność powietrza, co powodowało masę niewypałów. Przy wystrzale nie dawał stałej, ciągłej siły, tylko … kopa, dosłownie:) Diabli wiedzą jaką prędkość wylotową uzyskiwał pocisk, jaki był odrzut, itd. Do tego pozostałości prochu zalegały w lufie i nader często trzeba było ją starannie czyścić. Pozbyto się tego problemu dopiero w wieku XVIII, wraz z wprowadzeniem młynów walcowych, które dokładnie rozdrabniały wszystkie składniki.

Po każdym strzale z muszkietu pojawiała się prawdziwa chmura dymu, co przy bezwietrznej pogodzie i wielu strzelcach skazywało na dalsze działanie niemal na ślepo. W przypadku starcia z husarią kule musiały przebić zbroje, w tym konkretnym przypadku naprawdę doskonałej jakości. Oczywiście pewne testy (badania z 1989 roku w Grazu) wykazały, że kule z muszkietów pokonywały pancerze o grubości 2 mm, czasem 4 mm (jeśli trafiły pod odpowiednim kątem) prawie ze 100 metrów. Jednak kirys husarski na ości dochodził do 8 mm, do tego był ukształtowany w sposób dający dużą szansę na ześlizgnięcie się po nim kuli.

Oczywiście należy też dodać, że to nie jeźdźcy tylko konie stanowiły łatwiejszy cel i to one właśnie najwięcej obrywały. A konie, jest to już powszechnie przyjęty do wiadomości fakt, są niesamowicie odporne w czasie szarży. Nie ma mowy o filmowym fikaniu koziołków, czy podcinaniu im przednich nóg, by jeździec mógł w marę bezpiecznie upaść do przodu (jeden z najpopularniejszych numerów kaskaderskich:) Jeśli nie trafiono je w głowę, czy nie odstrzelono nogi, to nawet ranne były w stanie szarżować, wrócić z powrotem, zaś umierały zwykle ustając, gdy po opadnięciu emocji i poziomu adrenaliny następował gwałtowny upływ krwi. W niektórych, szczególnie uciążliwych bitwach, na jednego wciąż żywego husarza przypadało po kilka zabitych koni.

Okrągłe ołowiane kule zachowywały się nieraz w nieprzewidywany sposób, tym bardziej, że były często niedopasowane do luf. Owe „dopasowanie” wymaga komentarza. Po prostu lufy po kilku strzałach rozgrzewały się do tego stopnia, że utrudniało to przeładowanie. Na ten problem szczególną uwagę zwrócili … Japończycy, którzy rozwijając taktykę strzelania z muszkietów w kontrmarszu (takiego naprzemiennego strzelania kolejnych szeregów, by utrzymać ciągłość ognia), wzorowali się na swoich łucznikach. Tyko że łucznicy strzelali bardzo celnie, zaś muszkieterzy fatalnie:) Po prostu broń palna zachęca do niechlujności, co przy taktyce kontrmarszu było jeszcze wzmocnione – prości żołnierze, nie samurajowie, starali się jedynie strzelać, niekoniecznie celnie. Zaradzono temu przez częste ćwiczenia oraz odlewanie kul o różnych średnicach, trzymanych w różnych pudełkach, by można je rozróżniać po ciężarze. Podręczniki strzeleckie powstałe w Japonii wskazują, że zwracano tam szczególną uwagę na celność.

W Europie kontrmarsz wprowadzili pierwsi Holendrzy (nie wiadomo, czy byli w tym szybsi od Japończyków), i jakkolwiek taktyka ta spotykała się początkowo z kpinami, to stopniowo kontrmarsz zaczął być coraz bardziej popularny. Holendrzy nie stawiali tak bardzo na celność i nie kombinowali japońskim wzorem odnośnie odlewanych kul. To czasami doprowadzało do sytuacji, gdy strzelcy dosłownie ogryzali ołów, by wcisnąć kulę do lufy … Jak widać, w miarę dobre zęby były potrzebne nie tylko do rozgryzania patronów:)

Ciekawe jest jednak to, że strzelcza piechota w XVI i na początku XVII wieku nie miała żadnych naprawdę spektakularnych sukcesów. Pod Gniewem również nikogo nie rozstrzelała. Tego typu formacja potrzebowała ochrony pikinierów, szańców, rowów, itd. Bez tych dodatkowych czynników, z użyciem samej broni palnej i w starciu z ciężką jazdą była zwyczajnie skazana na klęskę. A nawet jeśli udało się uzyskać te dodatkowe czynniki (szańce, rowy i pikinierzy), to w starciu z tak znakomitą jazdą jak husarią wciąż miała niewielkie szanse.

Można więc zapytać – skąd ta niezwykła popularność broni palnej? Przecież tysiąc angielskich łuczników trzysta lat temu mogłoby wypuścić w ciągu minuty co najmniej 12 tysięcy strzał, janczarzy jeszcze więcej, zaś tysiąc muszkieterów może dwa tysiące kul. Zasięg łuczników zaczynał się od trzystu metrów, muszkieterów ledwie od kilkudziesięciu. Łuki były celniejsze, bardziej szybkostrzelne i pewniejsze. Muszkiet był oczywiście bardziej zabójczy z niewielkiej odległości, ale to nie rekompensowało pozostałych jego wad. Jednak by wyszkolić łucznika trzeba lat, a by otrzymać tysiące łuczników to trzeba było albo ogromnych nakładów finansowych (janczarzy), albo przemian społecznych (angielscy łucznicy). Muszkietera z poboru można wyszkolić w kilka tygodni … ta zaleta jest zdecydowanie najważniejsza.

Inną rodzajem broni palnej, który zrobił zawrotną karierę i często pojawia się w różnego rodzaju filmach, jest pistolet z zamkiem kołowym lub skałkowym. Faktycznie była to broń bardzo popularna, choć zwykle wykorzystywana jako dodatkowa. W filmowym i literackim wydaniu jazda dawała ognia jeszcze podczas szarży, zanim doszło do bezpośredniego starcia i walki na białą broń. Czasem dawali ognia idąc jeszcze stępa, czyli na długo przed samym starciem. Jest to oczywiście zwykła bzdura, gdyż strzelanie z XVII-wiecznego pistoletu z odległości kilkudziesięciu metrów jest jedynie marnotrawstwem prochu.

W rzeczywistości pistolety służyły głownie do walki bezpośredniej, używano ich jako uzupełnienie broni białej. W jednej ręce szabla lub pałasz, w drugiej pistolet z którego strzelano niemal twarzą w twarz. Mało bohaterskie i nieodpowiadające powszechnym wyobrażeniom, ale dość skuteczne. Nie bez powodu wielu zabierało nie tylko dwa pistolety w olstrach ale też trzeci i czwarty, zatykane za pas, w cholewie buta lub innych miejscach.

Pistolety z zamkiem kołowym były bardziej zawodne, niż te ze skałkowym. Po prostu ten niezwykle delikatny mechanizm (z uwagi na swe skomplikowanie często wytwarzany przez zegarmistrzów) działał jak zapalniczka, i jak zapalniczka potrafił zawodzić. Zaś by odpalić ponownie nie wystarczyło podsypać prochu, trzeba było jeszcze raz specjalnym kluczem nakręcić sprężynę:) Bardzo często zdarzało się też, że pozostawiony na noc nakręcony zamek następnego dnia zwyczajnie nie działał.

Zabawne jest to, że pierwsze formacje powszechnie używające pistoletów z zamkiem kołowym, czyli sławne czarne diabły (dosłownie schwartzereiter – czarni jeźdźcy), rajtarzy, uważali zarówno tą broń jak i manewr z ich użyciem, czyli karakol, za bardzo … rycerskie. W końcu podjeżdżali by dać ognia, później wracali po nowe pistolety, naładowane i nakręcone … kojarzyło się to im z dawnym sposobem szarzy z kopią:)

Karakol ostatecznie poniósł klęskę. Wymagał on żelaznej dyscypliny, tymczasem zdarzało się wielokrotnie, że rajtarzy nie wytrzymywali nerwowo i dawali ognia przedwcześnie, nie zaś z odległości kilku kroków. Czasem bywało i tak, że dalsze szeregi nie potrafiły zachować zimnej krwi i po prostu … strzelały na wiwat:)

Link do artykułu Radosława Sikory, który od dłuższego czasu stara się naprostować ten fatalny tekst o rozstrzelanej husarii, i zarazem doskonale opisuje przebieg bitwy pod Gniewem:

http://vivathusaria.pl/article/radoslawa-sikory-spojrzenie-na-bitwe-pod-gniewem-1626/

Ryuuk
O mnie Ryuuk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura