NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja
1027
BLOG

Stańczuk: Walcząc z kryzysem uniwersytetu

NowePeryferie - redakcja NowePeryferie - redakcja Polityka Obserwuj notkę 6

 

  W dniach 11-13 lutego odbył się w Paryżu pierwszy międzynarodowy zjazd organizacji studenckich pod wspólnym hasłem walki z kryzysem uniwersytetu. Mimo wielu niedoskonałości organizacyjnych, było to wydarzenie przełomowe i niewątpliwie o ogromnym znaczeniu dla przyszłości ruchu studenckiego w Europie. Sam fakt, że na apel stosunkowo małej organizacji, zarządzanej przez grupę włoskich działaczy, zjechało się do Paryża około pół tysiąca studentów, doktorantów i działaczy organizacji edukacyjnych , z których ogromna większość przyjechała na własną rękę i zapłaciła za podróż z własnej kieszeni, pokazuje skalę determinacji środowisk przerażonych sytuacją, w której znalazło się szkolnictwo wyższe.  
 
Przywódca ruchu studenckiego w kraju Basków, rosyjscy działacze Ulicznego Uniwersytetu Sankt Petersburga, dziesiątki włoskich i brytyjskich kolektywów edukacji alternatywnej, greccy profesorowie uniwersyteccy, prezydent londyńskiego związku studentów, organizator ‘Rewolucji Pingwinów’ w Chile – to tylko niektórzy z uczestników. Zjazd trwał 3 dni i jak na tego typu debiut środowiskowo-organizacyjny dużo udało się omówić. Pierwszego dnia, w auli paryskiej Haute École des Sciences Sociales, każdy z zebranych mógł wygłosić krótkie przemówienie i zgłosić problemy, które napotyka w swojej działalności. Spotkanie trwało kilka godzin i pokazało dwie rzeczy: różnorodność problemów w sektorze edukacji wyższej w Europie i na świecie (ku najwyższemu zdziwieniu organizatorów na sali byli także studenci z Japoni, Chile, Argentyny, USA i Kanady) i jednocześnie uderzające strukturalne podobieństwo tych zjawisk.
 
Proces Boloński, wdrożony w Europie z różnym skutkiem i w różnym stopniu, w ogólnym zarysie jest obecnie dążeniem do urynkowienia i „zwiększenia wydajności” uniwersytetów. (Pojęcie wydajności jest oczywiście dyskusyjne, omawiałam je m.in tu) Pomyślany jako projekt wyzwolenia uniwersytetu ze starych struktur, anachronicznych tytułów naukowych i przestarzałych form egzekwowania wiedzy od studentów,  proces Boloński obrócił się w swoje przeciwieństwo: zamiast formować, uniwersytety europejskie formatują umysły, serwując każedmu studentowi równą liczbę punktów ECTS i oferując mniej kreatywnej przestrzeni niż kiedykolwiek. Kwestia Bolonii była dla uczestników zjazdu tak oczywista, że właściwie nikt o Bolonii nie mówił. Proces Boloński stał się wspólnym, negatywnym mianownikiem dla sumy zjawisk niszczących uniwersytet, mimo, że część istniałaby niezależnie od niego.
 
Delegacje studentów przedstawiały sytuację w poszczególnych krajach. Szokująca była nieobecność studentów francuskich, którzy mimo opisywanych szeroko protestów jesiennych, poza nielicznymi wyjątkami nie pofatygowali się na tego typu wyadrzenie, organizowane w centrum ich stolicy. (stąd pomijam w tekście w całości specyfikę francuską)
 
Rosja: Uniwersytet jest drogi, koszt dla studenta to często 500$ za semestr nauki. Kadry zdominowane przez nomenklaturę, korupcja – wszechobecna. Elita wyjeżdża za granicę. Stypednium studenta to równowartość 30 euro, co wystarcza na zakup biletu miesięcznego i około 4 posiłków na stołówce. Pavel Arsanev, przewodniczący ‘Uniwersytetu Ulicznego’ z Sankt Petersburga, organizuje regularne wykłady na ulicach miasta: zaprasza wykładowców z Francji, USA i Rosji, którzy prowadzą zajęcia w parkach i na prospektach. Zgromadzenia są nielegalne, bo Arsanev nie zamierza uzależniać działalności od zgody władz.
 
Wielka Brytania: Studenci brytyjscy stanowili około 25-30% zebranych, co samo w sobie jest rewolucją. Szacuje się, że dotacje państwa dla kierunków humanistycznych zmniejszą się do 90% na niektórych uczelniach: będzie to oznaczało ich śmierć. Za dwa lata zaczną obowiązywać nowe przepisy, wedle których rok na uczelni brytyjskiej będzie kosztował w granicach 7-9 tys. funtów rocznie, co uwzględniając inflację daje zadłużenie na poziomie – w przypadku najbiedniejszych studentów – 30 tys. funtów w momencie uzyskania dyplomu  Uprzejmie proszę tych, którzy mają ochotę po raz kolejny bronić astronomicznych opłat za studia wskazując na system amerykański, o przyjęcie do wiadomości: Europa to nie Ameryka. Mimo wiary w special relationship, Wielka Brytania również jest nieporównanie bliżej Europy niż USA. Odsyłam do lektury Tonego Judta (wszak Amerykanina!)
 To, że na studia w Stanach w ogóle ktokolwiek poza milionerami może sobie pozwolić, jest spowodowane nieporównanie szerszym pakietem stypednialnym fundowanym przez milionerów i systemem oszczędności bankowych, gdzie rodzice odkładają na studia przynajmniej od narodzin dziecka. Oczywiście – nie wszyscy rodzice odkładają... Etcetera, etcetera. Jeżeli zaś w Anglii zostanie wprowadzony system niemal amerykański w realiach europejskiego systemu socjalnego, to uniwersytety czeka po prostu katastrofa. Utrzymają się te, które znajdą sponsorów na badania oraz wąska grupa placówek, które prestiżem przyciągną do siebie biznesową arystokrację i studentów z upper-middle class,którzy będą mieli ochotę płacić blisko 10 tys. funtów rocznie za 8 godzin lekcji literatury tygodniowo. Przesada? Przesadzają raczej ci, którzy kalkulują sobie, że moje pokolenie jest w stanie zapłacić za edukację każdą cenę. Obecnie w Wlk. Brytanii stopa bezrobocia wśród młodych ludzi po studiach jest wyższa niż ich rówieśników z wykształceniem średnim. Ile czasu moje pokolenie będzie gotowe płacić 40tys. funtów za wyższe szanse na zostanie bezrobotnym? Mam nadzieję, że niedługo.
 
Włochy: Organizacje studenckie we Włoszech podają, że Rzym przeznaczy w 2011 roku 820 milionów euro na zbrojenia i udział w wojnie w Afganistanie. Dla porówniania w roku 2002 było to 70 milionów, czyli przez 9 lat wydatki wzrosły o ponad 1100%.  Dlatego hasłem organizacji studenckich jest ‘Make School, Not War’. Naiwne? Włochy przeznaczają na edukację zaledwie 4,5% produktu krajowego brutto,(Polska – 5,3%, Szwecja – 6,3%) wideokracja Berlusconiego systematycznie ogłupia społeczeństwo ograniczając media publiczne do tabloidowych wiadomości, telenowel, teleturniejów i telegier. Skala działań i derminacji studentów włoskich jest poruszająca: grupa włoska stanowiła przynajmniej połowę uczestników zjazdu, a jego organizatorami byli włoscy studenci, mieszkający w Paryżu. Zaraz po zakończeniu zjazdu grupa włoska z przyległościami udała się demonstrację przeciwko Berlusconiemu, organizowaną na paryskim Montmartre. Berlusconi, podobnie jak inni wybitni stratedzy edukacji, wmawiają swoim społeczeństwom, że sprawy takie jak budżet są zbyt skomplikowane dla prostych umysłów. Twierdzą, że wyższa konieczność wydawnia na armię 820 milionów euro rocznie nie może być ogarnięta umysłem przez skromnego studenta literatury lub biologii, którzy uparcie powtrzają, że to jest jeden budżet, i że olbrzymie nakłady na jeden sektor odbijają się na innych. Tragedią społeczeństw rządzonych przez ludzi takich jak Berlusconi jest ta samospełniająca się przepowiednia: kiedy odbiera się ludziom jakościową edukację, zaczynają oni wierzyć, że ona jest po prostu niemożliwa.
 
Niemcy, Niderlandy i Austria:Sytuacja w tych trzech krajach jest mniej więcej podobna, tj. po fali studenckiego zaangażowania pod koniec lat ’90 przyszło rozczarowanie brakiem zmian i apatia. Dzialność studentów niemieckich i holenderskich w przeważającej części zdaje się skupiać na organizacji kółek samokształceniowych, na których czyta się to, co z różnych przyczyn nie wchodzi do programu. Aktywiści są również w perwersyjny sposób wykorzystywani przez marketingowców uczelnianych: jeżeli uczelni nie stać na zapraszanie znanych wykładowców, a studentom uda im się ściągnąć ich kanałem półprywatnym lub praktycznie bez pieniędzy w czynie społecznym, uczelnia zapisuje sobie taką wizytę jako wielki sukces dyrekcji i zwiększa (rynkową) atrakcyjność placówki. Ruchy studenckie są na razie elitarne, ale stale ich liczebność i kondycja stale rośnie z racji na coraz szersze niezadowolenie z rosnących kosztów przy spadku jakości edukacji.
 
 
Kierunki działania:
Można tu dokonać zasadniczego podziału na trzy główne kwestie, na których skupiają się działania nowopowstałej sieci studenckiej :
  • Walka z poszczególnymi rządami o przywrócenie/kontynuowanie wydatków budżetowych na edukację wyższą
  • Tworzenie alternatywnych/niezależnych/niskobudżetowych środowisk i instytucji zdolnych do produkcji wiedzy i dostarczania edukacji na poziomie uniwersyteckim 
  • Zmiany wewnątrz istniejących struktur uniwersyteckich (‘wewnętrzna’ walka z systemem Bolońskim, którą wielu wykładowców prowadzi już na własną rękę.)
Pierwsze dwa punkty zostały w dużej mierze omówione; istnieje wiele pomysłów i organizacji gotowych je realizować. Protesty i rozmowy z rządami będą się nasilać, widać to przede wszystkim we Włoszech i Wielkiej Brytanii, ale także na Ukrainie, gdzie ruch studencki ‘Direct Action’ wyegzekwował w tym miesiącu decyzję o wycofaniu części zapisów restrykcyjnej ustawy edukacyjnej rządu Janukowycza. Podobny wstępny sukces widać w edukacji alternatywnej; nie ma w Europie kraju, gdzie takich organizmów w ogóle by nie było. Universidad Nomada z Hiszpanii, liczne inicjatywy w Niemczech i Austrii, dziesiątki inicjatyw ‘anti-cuts’ w Anglii. Problemem jest elitarność tych inicjatyw, często powiązanych z określonym wizerunkiem kulturowym aktywistów. W Londynie, jeżeli grupa ekscentrycznych, wykształconych i modnie ubranych studentów oragnizuje zającia, serię wykładów, albo grupy młodzieżowe, to mają niewielkie szanse przyciągnąć ‘black kids’ z biednych dzielnic. Podobne problemy mają Rosjanie, Ukraińcy, Niemcy.. Jeżeli jednak faktycznie europejskie rządy będą kontynuować politykę planowej destrukcji sektora uniwersyteckiego, aktywizm zamiast zabawą elit, stanie się koniecznością.
 
Trzeci punkt, moim zdaniem przynajmniej równie ważny jak dwa pierwsze, nie został na zjeździe satysfakcjonująco omówiony. Kilka osamotnionych głosów z Francji i Grecji opowiadało się za szerszym omówieniem walki wewnątrzsystemowej, ale niestety przy tej ilości uczestników i tym nasileniu emocji, suche teoretyczne dyskusje o systemowych zmianach nie mogły się udać. Pojawiały się wręcz głosy, że uniwersytet czeka to samo, co spotkało przemysł muzyczny: instytucje runą, a internet i nowe dynamiczne społeczności przejmą jego rolę dystrybucyją. Zdaniem ‘radykałów’ trzeba aktywnie przygotowywać się na jego śmierć i szukać alternatyw. Nie zgadzam się z tym zupełnie: radykałowie zamykają swoje myślenie na kwestii dystrybucji wiedzy, ale nie mają ani przekonywującego pomysłu na stworzenie organizmów producji wiedzy, ani na alternatywę symbolic recognition, która obecnie jest jedną z nielicznych oferowanych przez uczelnię korzyści: pewnien potencjał prestiżu studentów i pracowników naukowych to często jedyna nagroda za ich pracę.
 
Wstępne projekty radykałów zdradzają, że nie przyjmują oni do wiadomości jak wielkim segmentem społeczeństwa jest uczelnia i jak skrajnie zmieni się społeczeństwo po jej ewentualnym upadku (czy ograniczeniu nauczania do nauk wymiernie, finansowo opłacalnych.) Porównanie do rynku muzycznego jest o tyle nietrafione, że społeczeństwo funkcjonuje podobnie, kiedy każdy może naściągać dużo dobrej muzyki, jak w czasach, kiedy mieli do niej dostęp tylko nieliczni. Z edukacją jest inaczej: jakość jej produktu jest uzależniona od indywidualnego talentu (student, wykładowca) i materialnych możliwości jego realizacji (sala wykładowa, biblioteka, książki, komputery, etc) ale także od indywidualnej relacji student-mistrz, bezpośredniej motywacji do pracy (zajęcia, terminy). W edukacji kluczowe jest też także, wykorzenione przez  Bolonię, pojęcie misji, czyli ideał, w którym każdy człowiek, mający do tego zapał i predyspozycje jest w stanie osiągnąć masksymalnie wysokie wykształcenie, zwiększając swój wkład w ogólny rozwój społeczeństwa. To są oczywiście duże słowa, ale radykałowie używają ich namiętnie, nie mówiąc o konkretach: jak, ich zdaniem, alternatywna edukacja miałaby skuteczniej realizować misję uniwersytetu.
 
Jakie perspektywy ma w tym względzie edukacja alternatywna, oparta na nowych (internetowych, pozainstytucjonalnych) formach nauczania? Ile lat potrzeba na wytworzenie kapitału symbolicznego, który pozwoli ludziom spoza systemu uniwersyteckiego na osiąganie wysokich stanowisk i uznanych społecznie ról?  Czy uniwersytet rzeczywiście nie wytrzyma abnegacji państwa i na naszych oczach rozpadnie się na kawałki, nie dając nam czasu na próby odśrodkowych reform? Mam nadzieję, że na ten temat będziemy rozmawiać na planowanych zjazdach w Wiedniu, Dijon i Tunisie. Mam nadzieję, że znajdą się ludzie gotowi rozmawiać o metodach walki wewnąrz uczelni, którzy nadal wierzą, że uniwersytet, nawet biedny, feudalny i zacofany, wciąż jeszcze może się podnieść.
 
 
Kinga Stańczuk
 
 
W powyższej relacji nie zamieściłam linków do konkretnych organizacji i incjatyw. Wiele z nich można znaleźć na stronie kolektywu Edu_Factory. Nie pisałam też o sytuacji uniwersytetu w Polsce, wychodząc z założenia, że czytalnicy mają większą wiedzę na ten temat. Odsyłam do kilku niedawnych artykułów (np. Dr. Andrzeja Dybczynskiego), do kontrowersyjnego raportu Ernst&Young o stanie polskiej edukacji (w trzech częściach: 1, 2 i 3) oraz do jego krytycznej recenzji autorstwa grupy pracowników naukowych Instytutu Socjologii UW.
Zainteresowanych zapraszam także do korespondecji: stanczuk.kinga@gmail.com.

 

 

http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka