Stary Stary
701
BLOG

Przezorność

Stary Stary Polityka Obserwuj notkę 44

 „Polityka oszczędności czy wzrost - to fałszywy dylemat. Trwały wzrost bez oszczędności nie jest możliwy, ale nadmierna oszczędność bez wzrostu może zabić gospodarkę” - oświadczył premier. Podkreślił, że wymogiem wzrostu są „wydatki, ale przede wszystkim inwestycje”. Mówiąc o polskich doświadczeniach Tusk zaznaczył: „Nie obcięliśmy wydatków na infrastrukturę”. Tak nasz premier w wywiadzie dla pisma „La Repubblica” zrekapitulował polskie doświadczenia w walce z kryzysem. Głównym wrogiem współczesnej Europy jest według niego nadmierny rygoryzm finansowy i nacjonalizm. Obiektywnie rzecz biorąc ma rację. Prawda bowiem zawsze leży pośrodku i ekstremiści nigdy praktycznie nie mają racji.

Uchodząca za rygorystkę Angela Merkel uważa, że obok oszczędności i zrównoważenia budżetu powinno się w dotkniętych kryzysem krajach sprzedać państwowe przedsiębiorstwa, osłabić ochronę przed nieuzasadnionymi zwolnieniami, usunąć przepisy utrudniające funkcjonowanie firm, ustanowić strefy ekonomiczne o niższych podatkach co się w sumie przyczyni do wzrostu pomimo braku pomocy z zewnątrz. Mimo różnic między polskim a niemieckim stanowiskiem istnieje w Brukseli przekonanie, że się rysuje unijny sojusz antykryzysowy Polski z Niemcami dla zastąpienia poprzedniego, francusko - niemieckiego. Problem zaś leży w tym, że głównym fundatorem pomocy dla lekkomyślnie szafującego pieniędzmi południa byłyby Niemcy.
 
W czym jest rzecz? Oto strefa euro składała się z bogatych państw północy i ubogich w porównaniu z nimi krajów południa. Wspólna waluta się od narodowego pieniądza bogaczy okazała słabsza i silniejsza od tego czym dotąd płacili biedacy. W wyniku tego natychmiast po wprowadzeniu euro wytwory północy potaniały na południu i towary południa podrożały na północy. Południowcy zaczęli więc kupować co niemiara zaciągając w północnych bankach długi. Fabryki w Niemczech bo największe ale i w Danii czy Szwecji dymiły na potęgę gdy na południu po staremu leniwie zbierano oliwki i łapano kraby, słuchając północnych „empetrójek”.  Szybko się okazało, że długi przerosły możliwości spłaty ogłuszonych muzyką hedonistów i banki mogą zwyczajnie splajtować rujnując gospodarkę skrzętnych producentów. Przede wszystkim Niemiec, bo od nich najwięcej pożyczali Grecy i inni. Za tym może pójść i nasza ekonomia, bo za Odrę eksportujemy czwartą część naszych towarów sprzedawanych za granicą. 
 
Jest jeszcze kolejna specyfika tego kryzysu. Oto biedne południe Europy dzieli się na postbizantyjski, otomański następnie niegdyś wschód i łaciński zachód. Ten pierwszy jeszcze od czasów cesarskich czy tureckich ma tradycję przynależności wszystkiego do sułtana. Skutkiem tego występuje tam rozbuchany sektor państwowy oraz odwieczny obyczaj unikania płacenia danin władzy i tak dzięki różnym łajdactwom opływającej w dostatki. Zachodnia część południa jest bardziej liberalna. W kryzysie się to objawia tak, że w Grecji jest bez pieniędzy zadłużone państwo a we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii i Francji (też) golcami się okazali głównie tonący w długach przedsiębiorcy i obywatele.
 
Gdyby więc teraz Europejski Bank Centralny wydrukował euroobligacje, za zobowiązania Grecji i osobiste mieszkańców łacińskiej Europy zapłaciliby wszyscy mieszkańcy strefy euro. I rzecz w oczach południowych mizeraków wygląda na sprawiedliwą bo skutkiem ich „sprytu” i życia na kredyt jest także wzrost gospodarczy i dobrobyt mieszkańców północy.
 
Na razie jest tak, że tuż przed czerwcowymi wyborami a najdalej zaraz po skończą się w Grecji pieniądze rządowe. Bez pomocy z zewnątrz nie będzie więc płac w budżetówce (ponad pięćdziesiąt procent zatrudnionych) emerytur, spłat odsetek, rat, kredytów itp. A tu pani Lagarde, szefowa MFW oświadcza, że dzieci w Nigrze bardziej potrzebują pomocy  i Grecy powinni raczej zacząć płacić podatki zamiast wyciągać ręce po wsparcie.
 
I mamy znany problem. Tak jak z naszymi wykluczonymi. Oni też na ochotnika nie uczęszczali do szkół mimo licznych tam preferencji od komuny bo im się to nie wydawało sensowne, mieszkali w odebranych kamienicznikom domach płacąc za to państwu symboliczne czynsze, imali się najprostszych prac bo te nie były gorzej opłacane od odpowiedzialnych a dawały szanse na stanie w kolejkach i spekulowanie zdobytym tak towarem. I teraz się domagają dopłat, dalszych preferencji i znowu spokojnego dolce far niente na koszt państwa.
 
Ciekawe jak się europejski kryzys zakończy? Ja wiem. Nie powiem wszakże, bo mnie jeszcze co potem skusi do wykrzykiwania: a nie mówiłem?
Stary
O mnie Stary

Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka