LUDzik LUDzik
561
BLOG

Precz z Euro!

LUDzik LUDzik Gospodarka Obserwuj notkę 6


Euro. Pierwsze skojarzenie? – mistrzostwa europy w piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie. Ja jednak o czymś zdecydowanie ważniejszym, choć niekoniecznie tak atrakcyjnym. O walucie. 

Przez długi okres wisiałem w pewnym stanie zawieszenia. Gdy ktoś mnie pytał o stosunek do waluty euro i UE jako bytu politycznego nie umiałem się jednoznacznie określić, a wszakże albo coś jest korzystne, albo szkodliwe. Ostatnie zawirowania finansowo-polityczne wskazują jednoznacznie, że projekt euro, jako kolejny etap jednoczenia Europy korzystny nie jest. Przynajmniej dla Polski. Warto uczcić tę mą konstatację krytycznym wpisem nt. europejskiej waluty.

Teza jest oczywista. Euro jest projektem politycznym o chwiejnym charakterze, mającym w dłuższym okresie zły wpływ na gospodarkę europejskich państw. Jak każdy wytwór centralnego planowanie upadnie on z przyczyn ekonomicznych.

Historia współczesnej integracji europejskiej rozpoczęła się w 1952 roku wraz z powstaniem Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Wraz z upływem czasu idea zjednoczenia ludów naszego kontynentu musiał przyjąć jakiś model. W dużym uproszczeniu na horyzoncie uwidoczniły się dwie konkurencyjne wizje. Wizja zgodna z ordoliberalizmem niemieckim i klasycznym liberalizmem zakładała cztery wolności: wolność obrotu towarem, usługami, dobrami kapitałowymi oraz brak ograniczeń w przemieszczaniu się w obrębie Europy. Wizja ta nie zakładała idei federacji i jednego państwa europejskiego. Jean Monnet proponował inne rozwiązanie, według którego Europa ma dążyć do stworzenia państwa na podobieństwo Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Jego socjalistyczna wizja zakładała regulację handlu, centralizację i wspólną walutę i obecnie Europa kroczy tą właśnie drogą. Bardziej wolnorynkowa opcja, której zwolennikami byli zwłaszcza Niemcy, mający mocną markę i stabilny Bundesbank upadła. RFN nie mogła wpłynąć na Francję i pozostałe kraje kontynentu z oczywistych względów dyplomatycznych (pamięć II wojny światowej i kontyngenty wojsk w kraju, strach przed dominacją gospodarczą Niemiec w Europie)

Pierwszą próbą ustanowienia wspólnej waluty fiducjarnej dla Europy był plan Wernera zaprezentowany już w 1970 roku, lecz szybko został on zarzucony (warto nadmienić: nie zakładał on utworzenia centralnego banku europejskiego). W drugiej połowie lat 80 tych nasiliła się presja na utworzenie wspólnej waluty, co zaowocowało Raportem Delorsa (1987 rok), czyli trzyetapowym planem wprowadzenia euro. Trzy lata później został on oficjalnie przyjęty w Rzymie a potem podpisany w Maastricht w 1991 roku. Od 2002 w powszechnym obiegu pojawiło się euro.
 

Według NBP korzyści z przyjęcia Euro to uniknięcie kosztów transakcyjnych (znika konieczność wymiany waluty) i eliminacja ryzyka kursowego oraz spadek stóp procentowych. Powyższe zalety oznaczają (teoretycznie) więcej inwestycji, wzrost konkurencyjności i wiarygodności. O ile pierwsza z wymienionych zalet jest ułatwieniem dla biznesu (jak i dla zwykłych turystów), to pozostałe są bardzo wątpliwe. Dlaczego?

Traktat w Maastricht zakładał, że każdy kraj-uczestnik unii monetarnej musi spełnić pięć kryteriów przyjęcia do wspólnoty walutowej. Ponieważ sytuacja finansowa każdego kraju wchodzącego do unii walutowej z konieczności wpływa na stan waluty kryteria miały być twarde. Spełnienie kryteriów ułatwiała jednak polityczna wola wprowadzenia euro i dlatego od początku były one łamane min. przez Włochy. Niemcy jeszcze w Maastricht dążyli do wprowadzenia automatycznych sankcji na państwa, które naruszyłyby limit deficytu budżetowego ponad wyznaczone 3%, ale ten światły pomysł został odrzucony przez inne państwa. O ile Eurosystem narzuciłby dyscyplinę finansową ograniczając kreatywność finansową państw członkowskich to wspólna waluta byłaby krokiem w dobrym kierunku, stało się jednak inaczej. Jedną z podstaw Eurosystemu była zasada mówiąca, że państwa nie mogą wzajemnie finansować swoich długów – było to dobre, lecz nierealistyczne założenie gdyż w chwilach kryzysu wchodzą w grę decyzje polityczne. Grecja się zadłużyła, więc dla utrzymania strefy euro Europejski Bank Centralny rozluźnił dyscyplinę (czyniąc wyjątek, który niebawem stanie się powszechny) skupując obligacje greckie mimo bardzo niskich (śmieciowych) ratingów, co oznacza ni mniej ni więcej, że zabezpieczenie finansowe Eurostrefy (i waluta Euro) traci na jakości. Kolejnym krokiem wobec Grecji jest preferencyjne oprocentowanie pożyczki, za które zapłacą inne narody oraz wielosetmiliardowa zrzutka uczestników unii walutowej na fundusz ratunkowy dla tonących Greków. Słowacy, którzy po przyjęciu Euro przeżywają również kłopoty finansowe jakiś miesiąc temu nie chcieli płacić za Greków, ale wystarczył telefon z Brukseli i zmienili decyzję. Cofnięcie dotacji unijnych byłoby dla nich bardziej szkodliwe niż „dobrowolne” uczestnictwo w zrzutce. Na dobrą sprawę walka z bankructwem Grecji to sprawa prestiżowa i dyplomatyczna. Kryzys w innych krajach tzw. PIIGS (Portugalia, Włochy, Irlandia, Hiszpania)+ na Węgrzech dużo bardziej uderzyłby w stabilność Eurostrefy (otóż położyłby ją na łopatki) niż małych południowców, ale Unia nie może sobie pozwolić, aby Grecja wyszła ze strefy euro, bo cały projekt mógłby się załamać.

Dlaczego Grecy i Irlandczycy bankrutują a kilka kolejnych państw jest w tarapatach, akurat w kilka lat po wprowadzeniu euro? Odpowiedzią na to pytanie są koszty zewnętrzne jakie wytwarza przyjęcie wspólnej fiducjarnej waluty. Warto w tym momencie przywołać casus „tragedii wspólnego pastwiska” Garretta Hardina. Jeśli istnieje wspólne pastwisko na którym można nieodpłatnie wypasać bydło istnieje też presja aby eksploatować go, nim przybędą inni właściciele ze swoimi stadami, co prowadzi do konfliktów i zniszczenia pastwiska. W wypadku unii walutowej mamy do czynienia z pastwiskiem zarządzanym, na które zapraszane są w pierwszej kolejności ci, którzy mają najsłabszą sytuację finansową. Polityka EBC służy do finansowania państw o największym deficycie kosztem tych o stabilnej sytuacji, w związku z czym wiele państw w „racjonalny” sposób zwiększa swoje zadłużenie i „exportuje dług”. Nowym kosztem zewnętrznym jaki pojawia się wraz ze stworzeniem waluty, która nie ma właściciela i nie jest rynkowa jest finansowy zysk rządów i państw z deficytem oraz inflacja rozchodząca się po całej europie. W dłuższym okresie taki porządek musi doprowadzić do upadku. Unia gospodarczo-walutowa jest obecnie systemem autodestrukcyjnym.

Czy da się uratować Euro? Pomóc by mogło zmodyfikowanie Paktu Stabilności i Wzrostu, tak aby za naruszenie jego postanowień automatycznie karać rządy finansowo ORAZ zabierając tymże państwom głos w sprawach ważnych dla finansów Europy. Na takie żelazne zasady (częściowo postulowane przez kanclerz Merkel, gdyż to Niemcy są największym płatnikiem w UE) nie zgodzi się reszta Europy, gdyż częściowo uderzałoby to w jej suwerenność. Dużo bardziej możliwy jest scenariusz w którym bogate i stabilne państwa będą płacić długi pozostałych, a unia z walutowej zamieni się w transferową i szereg państw uzależni się od nowej formy finansowania w takim stopniu, że nie będą w stanie normalnie funkcjonować bez pomocy i popadną w zależności polityczno-gospodarcze. Straci na tym cała Eurostrefa, euro straci na wartości, jakości i wiarygodności, zamiast być stabilna jak obiecuje nam NBP będzie dyndała jak chorągiewka na wietrze. Dzięki temu fatalnemu kryzysogennemu powiązaniu interesów integracja będzie postępowała i stworzone zostanie socjalistyczne Państwo Europejskie. Bo umówmy się co dziś jednoczy Europę (oprócz waluty)? Wyłącznie redystrybucja.

Alternatywą dla powyższych jest rozpad unii walutowej. Z Unii jako pierwsze może wyjść zarówno któreś z zadłużonych krajów południa jak i Niemcy chcące wrócić do wspaniałej tradycji mocnej marki. Bez pełnej akceptacji wspólnej waluty projekt integracji będzie powoli umierał lub, co bardziej możliwe przyjmie inną, bardziej liberalną formę. Na razie musimy liczyć na premiera Tuska, który dyplomatycznie nic nie mówi ostatnio o wprowadzaniu euro. I oby tak zostało.


Polecam: Tragedia Euro Philippa Bagusa.


 

LUDzik
O mnie LUDzik

W sprawach publikacji moich artykułów, zaproszeń towarzyskich tudzież ofert matrymonialnych... Ludwikpapaj[ET]gmail.com My political compass (31.05.08) Economic Left/Right: 7.50 Social Libertarian/Authoritarian: -2.26 ( Classic liberal )

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka