Daredevil Daredevil
1476
BLOG

Co Monika Olejnik chce wyprzeć ze swej świadomości?

Daredevil Daredevil Polityka Obserwuj notkę 6

 

Monika Olejnik skrytykowała ostatnio Piotra Zarembę, publicystę „Rzeczpospolitej”, który ośmielił się polemizować z wystąpieniem prezydenta z okazji 70. rocznicy wydarzeń w Jedwabnem (tak, ośmielił, albowiem dla światłych inaczej elit III RP, polemika z miłościwie im panującym Bronisławem Komorowskim jest niewybaczalną myślozbrodnią). W owej krytyce gospodyni „Kropki nad i” użyła m. in. następujących słów: „Rozumiem, że mieszkańcy miasteczka chcą wyprzeć ze swojej świadomości to zdarzenie sprzed 70 lat, ale Piotr Zaremba, historyk, powinien mieć głębszą refleksję.” I po owym fragmencie wynurzeń zasłużonej urbano- i  michnikofilki, mnie z kolei naszła refleksja nad tym, co i dlaczego ze swej pamięci wypiera sama Monika Olejnik.

Podstawową kwestią, o której osobniki reprezentujące „Polskę jasną i uśmiechniętą” (cytat z jednego z głównych platformerskich tytanów intelektu – Sławka Nowaka), wiedzieć nie chcą lub nie mogą, bo nie życzy sobie tego sama „pani redaktor”, jest jej debiut na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia, a konkretnie okoliczności i przyczyny zatrudnienia tam najsłynniejszej w Polsce pani zootechnik. Materiały na ten temat sporadycznie pojawiały się już wcześniej w prasie, ale były albo całkowicie przemilczane, albo gwałtowanie im zaprzeczano, np. publikacji w „Naszym Dzienniku",opartej, w dużej mierze, na artykule opublikowanym 3 lata wcześniej we „Wprost”, który jednak – co ciekawe - żadnych sprostowań nie wywołał. Część tych tekstów opierała się na wydanej w roku 2003 książce „Dziennik Telewizyjny” autorstwa jednej z medialnych twarzy stanu wojennego, T. Zakrzewskiego. Ciekawostką jest, że Monika Olejnik nigdy nie podważyła prawdziwości żadnej z zamieszczonych tam informacji na temat początkowego etapu jej „dziennikarskiej” kariery. A Zakrzewski podaje nad zwyczaj interesujące (i bardzo znamienne) fakty, ot, choćby passus dotyczący okoliczności wejścia młodej M. Olejnik do radia w pierwszym okresie stanu wojennego: "Potem Monika funkcjonowała w gronie zaufanych dziennikarzy obsługujących konferencje prasowe Jerzego Urbana, bywało, że zadawała pytania podsuwane przez rzecznika rządu. Dawałem głowę, że teraz 'Solidarność' dobierze się sympatycznej dziewczynie do skóry". Informacje te stoją w jaskrawej sprzeczności z tym, co o początkach swej kariery w czasach stanu wojennego w rozmowie z Robertem Mazurkiem mówiła sama zainteresowana: „Robiliśmy fantastyczne radio, puszczaliśmy świetną muzykę, było mnóstwo świetnych ludzi. I nie zajmowaliśmy się polityką.” W innym fragmencie tego wywiadu M. Olejnik stwierdziła, że ona i cała ekipa ówczesnej, reżimowej Trójki po prostu świetnie się wtedy bawili. Cóż, każdy bawi się jak może i lubi, ale powinien pamiętać, że sposób, w jaki to robi, wiele o nim mówi. Być może „pierwsza dama polskiego dziennikarstwa” ma jednak tę świadomość i dlatego właśnie tak wiele czyni, aby wyprzeć pamięć o bardzo znamiennych okolicznościach, w jakich rozpoczęła się jej kariera. Tyle, że nie ma jednak prawa oczekiwać powszechnej amnezji, jako osoba, która mieszkańcom Jedwabnego i wszystkim Polakom wypomina okrucieństwa, za które obwiniać należy tylko i wyłącznie Niemców. No, ale czy dziwić może takie, pełne jawnej niechęci czy wręcz nienawiści do Polaków, postępowanie w wypadku osoby, którą wg artykułów w tygodniku „Wprost” i „Naszym Dzienniku” „wciśnięto do radia w pierwszym okresie stanu wojennego na polecenie komisarza wojskowego”? Zdaniem obu wyżej wymienionych tytułów za tą decyzją stał ojciec „olejnej”, „pułkownik, szef ważnej jednostki wojskowej MSW". (Tak na marginesie: dokładnie w tym samym czasie do Trójki przyjęto również inne „gwiazdy”, np. całkiem „apolitycznego” Marka Niedźwieckiego czy „zupełnie bezstronną” Beatę Michniewicz. Ciekawe, czy ktoś dotrze kiedyś do prawdziwych życiorysów ich rodziców.)

Wobec powyżej przedstawionych podstawowych wiadomości na temat początków działalności M. Olejnik nie mogą dziwić, typowe dla jej warsztatu, żywcem wzięte z arsenału SB metody, takie jak skrajna tendencyjność, agresja wobec nielubianych przez nią osób, czy nawet posługiwanie się prywatnymi rozmowami z dziećmi polityków w celu oczernienia ich rodziców (sprawa rozmowy z 5-letnią córką Romana Giertycha, której to słowa M. Olejnik następnie publicznie kolportowała jako argument przeciwko byłemu szefowi LPR). Mnie, od lat z najwyższym obrzydzeniem obserwującego działalność gwiazdy reżimowych mediów, mocno zastanawia już właściwie tylko jedna kwestia: „Solidarność”, wbrew przewidywaniom T. Zakrzewskiego, do skóry tej tzw. dziennikarce się nie dobrała, ale, do licha, czy to znaczy, że zacni ludzie – a takich jednak w polskiej polityce co najmniej paru by się znalazło – muszą przychodzić do programów tej wiernej córy wysoko postawionego w SB tatusia, tylko i wyłącznie po to, aby pozwalać jej na stosowanie typowych dla Urbana i innych sługusów Kremla metod?

 

Daredevil
O mnie Daredevil

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka