echo24 echo24
1234
BLOG

Dziś poczułem to, co Mama, gdy w r. 1957 Cieślik ograł Rosję

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 35

Jak nam w roku 1952 bezpieka zamęczyła Ojca za to, że był akowcem Mama wpadła w czarną rozpacz. Żeby nas z bratem utrzymać sprzedawała po kolei biżuterię, obrazy, srebrne sztućce, a w końcu jej ukochany fortepian, na którym, jak mi się wryło w pamięć, przygrywając sobie na cztery ręce z Tatą podśpiewywali „czerwone maki na Monte Cassino” ledwie słyszalnym szeptem, bo ubecy byli wszędzie. Od śmierci Taty przez wszystkie lata nie widziałem Mamy uśmiechniętej. Znajomi się od nas na wszelki wypadek odsunęli, komuniści drwili z bohaterstwa Ojca, a ich dzieci wyszydzały mnie w szkole, bo im pani wychowawczyni powiedziała, jakim wrogiem ludowej ojczyzny był mój Ojciec. Nigdy nie zapomnę tego upokorzenia.

Aż naszedł czerwiec roku 1957. Pamiętam jak mama przyszła z pracy jakaś inna niż zwykle i zakomunikowała, że jedziemy na mecz z Rosją do Chorzowa. W rozklekotanym zakładowym autobusie panowała atmosfera jakbyśmy jechali na wojnę. Pamiętam, że po przyjeździe na miejsce spojrzałem odruchowo w niebo, bo myślałem, iż nadciąga burza. Ale niebo było czyste, a grzmiał Stadion Śląski. W miarę jak zbliżaliśmy się do trybun kultowego kolosa wzmagał się groźny pomruk zdradzonych w Jałcie Polaków, którzy przyjechali na mecz, ale tak naprawdę, by wykrzyczeć i zamanifestować nienawiść do sowieckiego ciemiężcy i zaprzedanej Moskwie komuszej władzy.

Jako dwunastoletni chłopak nie do końca rozumiałem, co się dzieje, ale czułem, że wyrarza się coś ważnego dla Polski.

Po chóralnym odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego na stadionie zawrzało jak w piekielnym kotle. To nie był doping, lecz desperacki krzyk protestu wydobywający się ze stu tysięcy gardeł, który przypominał huk rozszalałych fal na wzburzonym oceanie. Według mnie to była najgorętsza patriotyczna manifestacja w powojennej Polsce.

Aż nadszedł ów pamiętny moment, gdy maleńki Gerard Cieślik pokonał po raz drugi Lwa Jaszyna strzelając główką zwycięskiego gola Ruskim.

Myślałem, że się niebo rozstąpiło. Sto tysięcy ludzi zawyło ze szczęścia. Ludzie rzucali się sobie w objęcia, płakali z radości, poleciały w górę czapki, kapelusze, marynarki, torebki. Wszyscy krzyczeli niech żyje wolna Polska! Rozbrzmiewały toasty i bimber lał się strumieniami. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że nie da się zabić naszej polskiej duszy. Że prawdziwi Polacy nigdy nie ugną karku przed Moskwą.

I raptem zobaczyłem, że moja mama się śmieje. Oszalała z radości wzięła mnie w objęcia wrzeszcząc mi do ucha: „Synku mój kochany! Wygraliśmy z Rosją!!! Pomściliśmy tatę!!!”. Cieślik wsadził im dwa gole za to, że się ci szubrawcy z ciebie w szkole naśmiewali.

Dziś oglądałem transmisję z powołania nowej Komisji Smoleńskiej.

Nigdy nie napisałem, że wiem, co się tam stało, bo tego nie wiem. Wiem natomiast, w jak parszywy sposób szydzono z ofiar katastrowy i polskich patriotów domagających się prawdy. A najgorsza były nasza obywatelka bezsilność wobec dziejącego się na naszych oczach draństwa, a także poczucie wstydu za spolegliwe wobec Moskwy władze mojego państwa. No i to dotkliwe upokorzenie, jakiego na każdym kroku doznawałem ze strony obłąkanych z nienawiści do domagającej się prawdy prawicy sługusów Donalda Tuska, którzy wyzywali mnie od oszołomów jedynie za to, że domagałem się rzetelnego śledztwa i prawdy obiektywnej. A przecież tak upokarzanych Polaków przez Donalda Tuska, Jerzego Millera i Bogdana Klicha było kilka milionów. Dlatego, choć nie do końca podoba mi się jej skład uważam, że w sumie dobrze się stało, że powstała ta komisja, gdyż ludzie upokarzani przez prawie sześć lat potrzebują powetowania strat moralnych, a nie zemsty, jak za chwilę powie obecna opozycja.

I dziś, gdy przy okazji powołania nowej komisji smoleńskiej min. Antoni Macierewicz przypomniał, jak będący wtenczas u władzy ludzie obecnej opozycji podskakującej na protestach KOD-u naśmiewali się i wyszydzali przyzwoitych ludzi domagających się prawdy, jak ich mocodawcy zdradzili naród o świcie oddając śledztwo w obce ręce..., a także gdy nowy minister obrony porównał tę sytuację do dramatów dziejących się w Polsce po drugiej wojnie światowej… - uświadomiłem sobie, że czuję dokładnie to samo, co wtedy na Stadionie Śląskim przeżywała moja śp. Mama, kiedy Gerard Cieślik wpakował główką zwycięskiego gola Jaszynowi.

Bo nie da się zabić naszej polskiej duszy, a historyczna prawda była dla nas zawsze najważniejsza.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, członek grupy inicjatywnej krakowskiego Akademickiego Klubu Obywatelskiego AKO im. prof. Lecha Kaczyńskiego)

Post Scriptum

Już sobie wyobrażam, jak dziś wieczór w Szkle Kontaktowym będą szydzić w powołania nowej komisji smoleńskiej i ośmieszać wystąpienie Antoniego Macierewicza. Już widzę te ich matactwa i żałosne gierki. Ale, jak wczoraj napisałem na ten temat notkę została zwinięta, bo pieczeniarzy ze „szkiełka” nazwałem po imieniu. Mimo to, jako rzetelny bloger obejrzę dzisiejsze Szło Kontaktowe i postaram się Państwu przekazać, co smakowitsze kąski.

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka