cogito48 cogito48
300
BLOG

O braku szacunku i pożytkach z golenia płynących

cogito48 cogito48 Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Wielu uzna mnie pewnie za dziwaka, ale przyznam, że golenie się sprawia mi przyjemność. Może dlatego, że w przeciwieństwie do nauczania, zawodu przeze mnie do niedawna praktykowanego, efekt golenia widać natychmiast. 

Mój regularny kontakt z urządzeniami do golenia służącymi zaczął się w epoce siermiężnego Gomułki. Wtedy w Polsce dominowały jeszcze żyletki o wdzięcznej nazwie Rawa Lux. Poziom zapewnianego przez nie luksusu najlepiej oddaje ich popularna nazwa potoczna: krwawa luks. Ale były też inne możliwości. W komisach (starszej młodzieży wyjaśnię, że to były takie Pewexy za złotówki) można było nabyć zachodnie produkty, że wymienię tylko Gilletty czy Wilkinsony. Mimo, że jakościowo była to inna liga niż Rawy, nie wymagały kupna nowej maszynki – pasowały także do najprymitywniejszych polskich maszynek z ohydnego plastiku.

I komu to przeszkadzałoooo? – że zacytuję fragment piosenki z kabaretu Elita. Dzisiaj kupując super-wkłady o 4 czy 5 ostrzach, nie mam żadnej gwarancji, że będą pasowały do mojej poprzedniej maszynki wyprodukowanej przez tę samą firmę, tyle że przewidzianej na wkłady o zaledwie 2 czy 3 ostrzach. Swoją drogą ciekawe, do ilu ostrzy dojdą jeszcze Gillette i Wilknson za mojego życia – zakładów nie przyjmuję, bo w Salonie24 chyba nie wolno uprawiać hazardu.

Prozaiczna czynność golenia się ma też i drugą zaletę, którą już dawno temu odkrył Stanisław Dygat – daje czas do rozmyślań i pobycia z samym sobą. I wtedy przypominam sobie, jak to w domu wpajano mi szacunek dla ludzkiej pracy. Zresztą nie tylko w domu – w szkole też podkreślano, że pracę pani woźnej należy szanować tak samo, jak pracę pani kierowniczki (jeszcze wtedy w szkołach podstawowych nie nazywano ich dyrektorkami). Szacunek dla pracy dotyczył zarówno pracującej osoby jak i pracy tej wytworów. Osobę zastaną przy pracy, zwłaszcza fizycznej, pozdrawiało się często nie zwykłym Dzień dobry, ale Szczęść Boże! Natomiast marnowanie wytworów ludzkiej pracy uważano za coś niewłaściwego. Pewnie dlatego do dziś wychodząc z domu pierwszy mówię Dzień dobry sprzątaczce: raz, że kobieta, a dwa – ona właśnie pracuje, a ja jeszcze nie. I pewnie dlatego do dziś nie zdobyłem się na to, by po prostu wyrzucić stare maszynki, nie pasujące już do dostępnych dziś na rynku wkładów.

Tego szacunku brakuje dziś najwyraźniej producentom dóbr wszelakich, Nie szanują klienta i jego przyzwyczajeń – znakomitą tego ilustracją jest firma Microsoft i kolejne wydania Windowsów, których trzeba się na nowo uczyć, bo różne znane już użytkownikowi funkcje poukrywane są w nowych miejscach. Taka zabawa w chowanego. Nie szanują też wytworów pracy ludzkiej – jak na przykład producenci telefonów komórkowych, do każdego dołączający nową ładowarkę. A co mam zrobić ze starą, jeszcze dobrą? Nawet ekologicznie ponoć uświadomieni Finowie z Nokii jakby zapomnieli, że dla środowiska naturalnego naprawdę pożyteczni są nie ci, których raz do roku pokazują w telewizji podczas tzw. sprzątania świata, ale ci, którzy przez pozostałe 364 dni w roku tego świata bez potrzeby nie zaśmiecają. Tylko, że gdyby ci ostatni byli w większości, ci pierwsi straciliby rację bytu i diabli wzięliby granty i dotacje. Więc wytwórcy wielu niepotrzebnych rzeczy zaśmiecają świat, ale że dają przy tym kasę na owe granty i dotacje, wszyscy wydają się być zadowoleni – no, może poza nielicznymi dziwakami, którymi przecież nie warto się przejmować.

Wszystkim, którzy tylko na chwilę oderwali się od wykonywanych zajęć by przeczytać powyższy tekst, mówię: Szczęść Boże!

cogito48
O mnie cogito48

Cogito ergo sum - dlatego nie przepadam za salonami

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości