surwabuno surwabuno
426
BLOG

Wybory 1840

surwabuno surwabuno Polityka Obserwuj notkę 0

Nie chodzi wcale o rok. 1840 to liczba głosów. Tylko tyle (albo aż tyle) trzeba ich zdobyć, by zostać burmistrzem Lubawy. Wyścig o fotel wydaje się emocjonujący a jego rozstrzygnięcie tajemnicą, bo dotychczasowy burmistrz nie ubiega się o kolejną kadencję.

 

Tylko tyle

Wyścig wydaje się emocjonujący, ale to pozór. Bo to jednak marsz po kolejną kadencję. Tyle że kroczy nie burmistrz, co jego zastępca, Maciej Radtke. Zmiana burmistrza w rzeczywistości nastąpiła już w trakcie trwania poprzedniej kadencji, a wybory mają tę zmianę tylko uwieńczyć. Standara i Radtke razem pojawiali się na zdjęciach oznajmiających wszelkie sukcesy - chociażby ostatni, wpisanie do katalogu miast - centrów pobytowych Euro 2012. W miediach coraz częściej wypowiadał się Radtke (nic dziwnego, wystarczy przypomniec sobie medialną wpadkę Standary w RMF-FM). Zastępca burmistrza od dłuższego czasu brał na siebie ciężar odpowiedzianości za podejmowane przy Rzepnikowskiego decyzje i to był celny element jego kampanii wyborczej. 

"Głos Lubawski" nie zamieszcza krytycznych artykułów o burmistrzu, choć postępuje tak wobec wójta gminy Lubawa. Wpływ znajomości Błażeja Urbańskiego i Macieja Radtke na zawartość gazety to sytuacja chora z punktu widzenia dziennikarstwa, choć dla władzy niezwykle korzystna. Funkcję kontrolną prasy pełni od dłuższego czasu portal internetowy "Przegląd Lokalny" Andrzeja Kleiny (ostatnio wychodzi jako tygodnik). To jednak nie wystarcza - teksty o błędach i przekrętach władzy nie przekonują "przeciętnego lubawianina", również ze względu na styl, który nie pomaga w stworzeniu wrażenia obiektywności i wiarygodności.

Z drugiej strony, "sukcesy" (nie chcę tu rozstrzygać, czy rzeczywiście nimi są) Edmunda Standary przy braku wystarczająco donośnej krytyki ze strony mediów stają się bezpośrednio atutami Macieja Radtke. Choć największym jego atutem jest coś innego: kontrkandydaci. Im ich więcej, tym większa szansa, że Radtke stanie się burmistrzem już w pierwszej turze. 

 

Aż tyle

Atut Maceja R. to nie tylko ilość kontrkandydatów. Przede wszystkim, trzeba to jasno powiedzieć, ich słabość.

Annę Tańską (kiedyś farmaceutkę, podczas ostatniej kadencji Przewodniczącą Rady Miasta) uskrzydlił cztery lata temu wynik wyborczy. Wygrała w swoim okręgu, zdobywając 285 głosów, ponad 40 procent. Nie dołączyła do pięcioosobowej opozycji w Radzie Miasta, postanowiła zbudować własny komitet. Nie ma w nim jednak ani jednego dotychczasowego radnego. Dziewiątka jej kandydatów to osoby mało popularne. Tańskiej pomysł na wybory być może wywodzi się z dyskusji toczonych wewnątrz gabinetów kosmetycznych i ma przekonać przede wszystkim kobiety. Ale to tylko domniemane poparcie, które w rzeczywistości jest ułudą, którą boleśnie zweryfikują wybory.

Kandydat największej siły opozycyjnej w Radzie Miasta Wiesław Piotrowicz wydawał się najsilniejszym konkurentem Macieja Radtke. Kandydatura jego komitetu bardzo ucierpiała w ostatnim dniu rejestracji w Państwowym Komitecie Wyborczym: najpierw rezygnacja Piotrowicza a potem niespodziewany akces "rzutem na taśmę"  Sławomira Szczawińskiego. Taki ruch pokazuje słabość opozycji: przypadkowość działań i brak jasnej strategii. Mamy oto takie kuriozum, że Szczawiński jest kandydatem Komitetu Wyborczego Wyborców... Wiesława Piotrowicza. Nazwy już się nie da zmienić. 

Sławomir Szczawiński nie jest wizerunkowo dobrym kandydatem na burmistrza, choć - co oczywiste - ma poparcie pewnej grupy znajomych. W kolejnych kręgach znajomości jego osoba jest coraz bardziej postrzegana przez pryzmat kłótni z ratuszem i dyrektorem Zespołu Szkół. Bez rozstrzygania, kto miał w tych sporach rację, Szczawiński nie zdołał zbudować sobie pozytywnego wizerunku. 

Poza tym, cztery lata temu startował z tego samego okręgu co Anna Tańska. Przegrał z nią. To ona zdobyła poparcie niemal co drugiego wyborcy. Jak będzie w tym roku? Nawet jeśli poparcie przeleje się na korzyść Szczwińskiego, ostatecznym zwycięzcą tego rewanżu będzie ktoś trzeci. Radtke. 

Kandydaturę Jerzego Brodowskiego trudno ocenić. Jako jedyny reprezentuje partię polityczną (PSL), która w Lubawie nigdy nie cieszyła się poparciem. Nie zasiadał w Radzie Miasta. Kilka plakatów wyborczych i facebookowa kampania to naprawdę za mało, by zaistnieć w wyborach.

Problemem tych trzech kandydatów może być przeświadczenie, jakie rodzi się u ludzi zwykle podczas obracania się w tym samym kregu przyjaznych sobie osób: "takie poglądy jak ja, ma większość (moich znajomych)". Niestety, ten nawias zwykle idzie w zapomnienie. Przypomina o swoim istnieniu podczas poznawania wyników wyborów. 

 

Wpływ Rynku

Kluczowe jest pytanie, ile osób spośród tych, którzy cztery lata temu głosowali na Edmunda Standarę, poprze teraz Macieja Radtke. Przypomnijmy, Standara zdobył 2184 głosów. W wyborach wzięło udział 3677 osób, czyli nieco ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania. Zdobycie około 1840 głosów osób, które i osiem, i cztery lata temu głosowały na Standarę, to jak przejście ze Świnicy na Kasprowy Wierch. 

W przeciwieństwie do pozostałych kontrkandydatów, dla których 1840 to wspinaczka na Rysy. Ich szansą jest gra o wyższą frekwencję wyborczą i nadzieja, że tandem Standara-Radtke jest postrzegany gorzej niż cztery lata temu.

Ta nadzieja nie jest do końca bezzasadna. Na obecnej władzy kładzie się cień. Nie są to domniemane bądź rzeczywite układy interesów, zagrażające miastu, nieczyste interesy, o których piszą czasem lokalne portale. Tak jak w skali ogólnopolskiej nie da się wygrać wyborów wykazując złe prowadzenie śledztwa smoleńskiego albo siatkę układów i zależności, podobnie jest na gruncie lokalnym: preferencje wyborcze zmieniają się wtedy, gdy ludzie namacalnie odczują trudności w swoim życiu. 

Cieniem na obecnej władzy jest rozbełtany Rynek. Nie chodzi wcale o sprzeciw wobec zaproponowanej koncepcji, protesty w sprawie wyrwanych drzew. Chodzi o przebieg prac.

Bo to jest coś, co bezpośrednio dotyka przeciętnego mieszkańca miasta. Kłopoty z dojściem, z przejściem, z błotem, kurzem, nieustanne rozbieranie i układanie chodników, brak organizacji prac, brak oznaczeń, objazdów, brak barierek oddzielających teren pracy od deptaka... Widziałem już kobietę nieomal potrąconą przez cofającą koparkę. Widziałem mężczyznę, który boleśnie nadział się na jakiś pręt wystający z ziemi, nie oznaczony. Błoto, deszcz, przekleństwa i robotnicy, którzy tak jakby nie spieszą się z pracą. I perspektywa, że prace skończą się jesieni... przyszłego roku.

Dla kogoś, kto chce przejąć władzę w ratuszu, to wymarzona sytuacja. Ale taki atut trzeba umieć wykorzystać.

 

 

 

 

Ps. Od przyszłego poniedziałku aż do końca kampanii wyborczej na Lubawa24 zamieścimy ankietę wyborczą, pytając o poparcie dla wszystkich czterech kandydatów 

surwabuno
O mnie surwabuno

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka