Martynka Martynka
8895
BLOG

SMOLEŃSKA BOTANIKA, CZYLI UPADEK MITU

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 195

 

Prawdziwą sensację przynosi dzisiejsze wydanie „Nowego Państwa”, w którym zaprezentowano dokument  Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej o nazwie „Protokół oględzin miejsca zdarzenia”, sporządzony w dniu 10 kwietnia 2010 r., w godzinach  między 15.05 a 20.12 . Materiał był również prezentowany wczoraj przez szefa smoleńskiego ZP na antenie Radia Maryja. Można powiedzieć, że jest to pierwszy tego typu urzędowy dokument, opisujący z dużą precyzją dość duży obszar – blisko jeden kilometr kwadratowy - na którym doszło do krytycznych zdarzeń dla lotu TU 154 M.  Rosyjscy śledczy swoje oględziny rozpoczęli od mniej więcej 1400 m przed miejscem katastrofy, zaś wnioski z nich wynikające zawarli zarówno w dokumencie, jak i na mapce sporządzonej odręcznie w czasie prowadzonych czynności.

Co zaskakuje w tym rosyjskim dokumencie, i co sprawia, że raport Anodiny i Millera nadaje się na przemiał?

Otóż wyłania się z niego całkiem inna rzeczywistość, od tej, którą nam przedstawiano w oficjalnej narracji niemal już od pierwszych godzin po tragedii, a mit pancernej brzozy został stworzony wyłącznie na potrzeby budowy fundamentu kłamstwa smoleńskiego. Drzewo, w chwili oględzin wykonywanych przez rosyjskich śledczych, wyglądało zupełnie  inaczej, niż na znanych nam zdjęciach, pochodzących z dni następnych. Oto fragment z protokołu oględzin, dotyczący działki N. Bodina:

Dalej w kierunku północno-zachodnim znajduje się opuszczona działka przyzagrodowa o wymiarach 30x55 metrów. Działka przyzagrodowa jest częściowo ogrodzona drewnianym płotem sztachetowym. Na obszarze tej działki znajdują się chaotycznie rozmieszczone stosy śmieci gospodarczych (opony samochodowe, butelki, papier i inne). Na tej działce w kierunku południowo – zachodnim znajduje się szopa o wymiarach 4x2 metra. Szopa jest pochylona w lewą stronę, na dachu szopy znajduje się metalowy fragment samolotu i odłamki drzew. W końcowej, zachodniej części działki przyzagrodowej znajduje się brzoza o średnicy w podstawie około 80 cm. Brzoza stoi w odległości około 15 metrów w kierunku wschodnim od wspomnianej szopy. Na wysokości około jednego metra wierzchołek brzozy jest obłamany. W górnej, obłamanej części brzozy są zaczepione metalowe fragmenty samolotu. Na gałęziach tej brzozy „wiszą” metalowe fragmenty samolotu. W promieniu około 1—12 metrów od brzozy, na ziemi są porozrzucane liczne metalowe fragmenty samolotu o różnej wielkości”.

 Jak wynika z powyższego brzoza miała  ułamany czubek o długości około 1 metra, co stoi w sprzeczności z opisem uszkodzeń drzewa zamieszczonym w oficjalnych raportach. Oglądając zdjęcia doskonale nam wszystkim znane bez trudu można dostrzec, że odłamany fragment miał przynajmniej 5 metrów długości. Czyżby więc dokonujący oględzin byli aż tak mało spostrzegawczy, czy też może jakieś ruskie chochliki dokonały korekty przedmiotowej brzozy, jakąś piłą tudzież innym "ustrojstwem" torując drogę oficjalnej narracji? Zwraca uwagę też opis wielu drobnych elementów samolotu, które znalazły się na dachu szopy, czy też na obszarze działki, a także w pobliskim jarze (wąwozie):

„Z lewej strony działki przyzagrodowej znajduje się wąwóz o wymiarach około 25x55 metrów. […] Na całej długości wąwozu leżą metalowe fragmenty samolotu”.

W tym miejscu pojawia się pytanie, które mnie nurtuje: skąd się wzięły elementy samolotu przed ulicą Kutuzowa, jeszcze przed miejscem, w którym rośnie pancerna brzoza? Być może samolot zaczął się rozpadać jeszcze przed działką Bodina, a po minięciu bliższej radiolatarni był jakiś wybuch, zaś w TAWS#38 zdewastowane skrzydło ostatecznie odpadło? Na taki scenariusz, na wcześniejsze problemy mogą wskazywać  drgania konstrukcji,  które mogły być wynikiem właśnie uszkodzenia skrzydła oraz zapisy CVR, które być może zarejestrowały początek rozpadu konstrukcji samolotu (pierwszy wybuch/y?), oczywiście zanim jeszcze doszło do zasadniczej eksplozji w kadłubie, która z oczywistych przyczyn zarejestrowana być nie mógła (http://w198.wrzuta.pl/audio/9KwAs4mi0QM/koniec ). Nie jest prawdą, jak chciał MAK i komisja Millera, że w tym momencie samolot zderzał się z  drzewami, stąd drgania i krzyk załogi, gdyż w rosyjskim protokole nie ma wzmianki o drzewach uszkodzonych przez tupolewa na odcinku między bliższą NDB a brzozą. Mogłoby być też tak, że był wybuch w okolicach TAWS#38 w skrzydle, kiedy samolot był na wysokości około 36 metrów,ale był on na tyle  silny, że fragmenty rozerwanego skrzydła znalazły się  również na działce Bodina, leżącej jeszcze przed ulicą Kutuzowa.

Rzeczą charakterystyczną i absolutnie szokującą jest to, że cały opisywany teren był dosłownie zasypany szczątkami rozpadającego się polskiego samolotu. Śledczy spisujący protokół oględzin znajdowali je na okolicznych drzewach, dachach budynków, przy ogrodzeniach działek. Słynny jar był również pełen odłamków różnej wielkości.

To wszystko czyni tezy raportu doktora Szuladzińskiego najbardziej prawdopodobnymi ze wszystkich dotąd stawianych. Warto przypomnieć, iż to on jako pierwszy stwierdził, iż samolot został rozerwany w powietrzu przez dwa wybuchy (jeden w skrzydle, drugi w kadłubie), zaś dowodem na to jest duża ilość odłamków.  Szczególne nagromadzenie tych drobnych elementów poszycia samolotu miało miejsce w okolicy słynnego punktu TAWS#38. Co ciekawe fragmenty poszycia samolotu znajdowały się od kilku do kilkunastu metrów „na boki” poza zasięgiem skrzydła, trudno więc uciec od nasuwających się skojarzeń z eksplozją skrzydła.

Każdy logicznie myślący staje w tym miejscu przed pytaniem: czy byłoby możliwe tak duże rozczłonkowanie, wręcz „rozsypanie się” samolotu, na tak dużej przestrzeni, gdyby nie wybuch? Czy kontakt z brzozą mógł spowodować rozerwanie skrzydła na tysiące drobnych elementów?

Przyznam szczerze, że nie zazdroszczę sytuacji, w której znaleźli się wszyscy głosiciele  makowsko - millerowskiej narracji i obrońcy dogmatu „pancernej brzozy”. W ostatnim czasie  kluczowe tezy oficjalnych raportów padają pod naporem faktów, które bezlitośnie obnażają nikłą wartość obu dokumentów. Generał Błasik nie naciskał, nie wywierał żadnej presji na załogę, nie przebywał w kokpicie – tak orzekła prokuratura wojskowa, a wcześnie IES z Krakowa. Nie było żadnej kłótni majora Protasiuka z szefem Sił Powietrznych przed wylotem, wreszcie w ręce ZP trafił dokument, który w sposób okrutny rujnuje tezy zwolenników oficjalnej wersji. Warto też przy okazji uświadomić sobie jedną istotną rzecz. Rosjanie są nie tylko w posiadaniu wszystkich dowodów rzeczowych, ale także, co pokazuje ujawniony „Protokół oględzin miejsca zdarzenia”,  doskonale się zabezpieczyli, dochowując wierności procedurom i wykonali czynności, które stanowią abecadło prokuratora. Mają protokoły oględzin miejsca, zapewne fachowo zbadali i opisali wrak przed jego zniszczeniem i wywiezieniem, czego nie można powiedzieć o polskich śledczych, czy biegłych. Antoni Macierewicz na antenie Radia Maryja przyznał, że docierają do niego różne relacje, w dużej mierze od Rosjan, którzy nie tyle mówią o zamachu, bo ten wydaje się oczywisty i bezdyskusyjny, ale dowodzą, że to „wasi za tym stoją, a my tylko pomagaliśmy”.

I tak sobie myślę, kreśląc hipotetyczny scenariusz, że koniec końców może się okazać, że Komitet Śledczy FR ogłosi raport, w którym przyzna, że był zamach terrorystyczny na polski samolot, czego dowodem są znalezione na wraku ślady materiałów wybuchowych , ale trotyl pochodził z Polski.  A MAK? MAK działał na polityczne zamówienie, jednak prokuratura FR jest niezależna. I co wtedy? „Nie mamy pana płaszcza…”. Jest wielce prawdopodobne, że w sytuacji „noża na gardle” Putin nie zawaha się poświęcić wykonawców, bądź podwykonawców całej operacji, szczególnie, że to on ich trzyma w szachu, a nie na odwrót.

 

Polecam notkę Marka Dąbrowskiego nt temat:

http://niepoprawni.pl/blog/2140/smolenska-katastrofa-oficjalnej-narracji

 

 

Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka