Kwestia naprędce dokonanaego odsłonięcia tablicy upamiętniającej żałobę po katastrofie z 10 kwietnia doczekała się już na salonie komentarzy wielu znanych blogerów. Jedni uważają to za gest pojednania ze strony kancelarii prezydenta inni grzmią o prowokacji etc.
Krzysztof Leski przedstawiając oba punkty widzenia pisze o tym, że jeżeli kancelaria prezydencka, działała w dobrej wierze to dowodła swojej bezmyślności i głupoty. Pisze też, że rozumie zwolenników tezy, że chodziło o to by podgrzać atmosferę. Sam na początku pomyślałem, że chodzi o to żeby podgrzać atmosferę, ale po zastanowieniu stwierdziłem, że nie mam na to żadnych dowodów.
No bo jak rozwiązać problem z krzyżem i upamiętnieniem ofiar tragedii. Krzysztof Leski pisze o tym, że tablica powinn być odsłonięta bez pośpiechu przez najwyższych przedstawicieli Państwa z udziałem rodzin ofiar. Tylko czy byłoby mozliwe, żeby odbyło się to godnie. Jestem przekonany, że nie. W przekonaniu tym umacnia mnie pamięć tłumu kilka lat temu buczącego w trakcie wystąpienia Władysława Bartoszewskiego podczas obchodów z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawkiego. A w takim razie lepiej, że zrobiono to po cichu. Wstyd mniejszy.
Leskiemu nie podoba się także treść napisu na tablicy. A w moim odczuciu właśnie treść napisu świadczy o dobrej woli kancelarii prezydenta. Bo jezeli moment żałoby jest godny upamiętnienia, to sama katastrofa tym bardziej. Jeżeli żałobie poświęcamy tablicę na Pałacu Prezydenckim, to ofiary katastrofy jak rozumiem godne są pomnika.
A czy była szansa na porozumienie? W moim odczuciu nie. Świadczy o tym zachowanie ludzi związanych z PiS-em: ogłaszanie istnienia rzekomo zaakceptowanego przez rodziny ofiar projektu pomnika czy zgody Jadwigi Kaczyńskiej na objęcie patronatem budowy pomnika upamiętniającego ofiary katastrofu spod Smoleńska. PO też ma swoich podgrzewających atmosferę lisowczyków, ale oni nie byliby stroną w ewentualnych rozmowach. Politycy PiS w ciągu ostatnich tygodni udowodnili, że nie ma dla nich rzeczy świętych, że nie cofną się przed niczym, żeby utrudnić rozwiązanie konfliktu. Dlaczego mieliby więc chcieć zgodzić się na jakiś kompromis. W końcu każdy pomnik będzie za mały aby godnie upamiętnić śmierć prezydenta, którego można porównać do Jana III Sobieskiego.
PS: Rzadko mi się to zdarza, ale wyjątkowo zgadzam się z tekstem Pawła Milcarka.